Rozdział II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ALYSSA

– Alysso Del Vaccio, czy ty mnie słuchasz?

Mary zdawała się rozdrażniona. Zaciskała usta, napinała mięśnie i wręcz przeszywała spojrzeniem zielonych, kocich oczu.

Co jak co, ale nigdy nie przyjmowała do wiadomości tego, że ktokolwiek mógłby ją ignorować. Nie wtedy, gdy mówiła coś wyjątkowo ważnego, to zaś zdarzało jej się nader często.

– Oczywiście, że cię słucham – zapewniła przymilnie Alyssa. Usiadła prosto, starając się przybrać poważny i skupiony wyraz twarzy. Spojrzenie wbiła w lustrzane odbicie, po czym po raz wtóry przeciągnęła szczotką po włosach. – Tak, masz rację. To, jak Vanessa zachowała się względem ciebie, jest niedopuszczalne.

– Wiedziałam. – Mary westchnęła ciężko. – Ali, temat Vanessy porzuciłyśmy dobry kwadrans temu.

Alyssa zaklęła w duchu, ledwo powstrzymując jęk. Odłożyła szczotkę, po czym odwróciła się do toaletki plecami, tak żeby widzieć Mary. Z zaskoczeniem odkryła, że przyjaciółka nie wygląda na rozeźloną, ale bardziej na zmartwioną, co w przypadku tej energicznej istoty było dość nietypowe.

– Przepraszam cię, Mary – zreflektowała się. – Jakoś nie mogę się skoncentrować – przyznała, po czym, dla podkreślenia swoich słów, ziewnęła szeroko.

– Właśnie widzę. – Dziewczyna niecierpliwym gestem wyciągnęła rękę. – Daj mi to. Pomogę ci się uczesać, skoro już wybierasz się na tę randkę. Jakby mnie taki seksowny facet zaproponował spotkanie, pewnie też byłabym kłębkiem nerwów – stwierdziła, uśmiechając się promiennie.

Takie szybkie zapominanie jak najbardziej było w stylu Mary. Ta dziewczyna zawsze dużo mówiła, obojętna na to, czy ktokolwiek słuchał. Alyssa uwielbiała dźwięczny głos swojej najlepszej przyjaciółki, zwłaszcza że sama nigdy nie była specjalnie gadatliwa.

Chyba właśnie dlatego tak dobrze zawsze się rozumiały – Mary mówiła, a Ali słuchała. Oczywiście w miarę możliwości, bo przy trajkotaniu dziewczyny bardzo łatwo można było sobie pozwolić na to, żeby się wyłączyć.

Alyssa przeciągnęła się leniwie, po czym ponownie odwróciła w stronę lustra. Natychmiast poczuła na karku muśnięcie ciepłych dłoni przyjaciółki, kiedy ta zebrała jej włosy razem i sięgnęła po szczotkę.

Przymknęła oczy, całą sobą chłonąc przyjemność płynącą z miarowego rozczesywania włosów. Sama nigdy nie potrafiła się porządnie uczesać, wolała zresztą, kiedy ktoś inny zajmował się jej fryzurą.

Usłyszała ciche westchnienie Mary. Dziewczyna wpatrywała się w ich wspólne odbicie, nerwowo przygryzając dolną wargę.

– Dlaczego życie musi być takie niesprawiedliwe, hm? – zagaiła, raz jeszcze ciężko wzdychając. – Jakby mało było, że sama z siebie wyglądasz zajebiście, to jeszcze zupełnym przypadkiem wpadasz na kogoś, kto samym spojrzeniem powala kobiety na kolana.

– Po prostu powiedz, że mam zapytać go, czy nie ma jakiegoś seksownego kolegi. – Zaśmiała się Alyssa. – Jeśli ten Dorian okaże się dupkiem, bardzo chętnie ci go odstąpię.

– Piękne dzięki! – Mary przewróciła oczami. – Nie, po prostu załatw mi numer jego kumpla. Powiedziałaś, że jak on się nazywa?

Alyssa lekko przekrzywiła głowę.

– Felix – przypomniała sobie.

Mary pokiwała głową, skoncentrowana na włosach Ali. Niejednokrotnie komentowała niezwykły wygląd przyjaciółki, otwarcie zazdroszcząc dziewczynie nie tylko figury, ale również ciemnych włosów i mlecznej skóry. Mary również była brunetką, co podkreślała gotyckim stylem i ostrym makijażem, ale nawet godzinami przesiadując w łazience, nigdy nie osiągała takiego efektu, co jej przyjaciółka – i to pozostając w pełni naturalną.

Ktoś o tak regularnych rysach twarzy, mocno zarysowanych kościach policzkowych oraz gęstych rzęsach, którymi można byłoby spokojnie obdarzyć przynajmniej jeszcze jedną dziewczynę, nie musiał się wysilać, żeby w każdej sytuacji wyglądać dobrze. Tym dziwniejsze zdawało się to, że Alyssa wciąż pozostawała samotna, nawet jeśli od najmłodszych lat płeć przeciwna zachwycała się jej wyglądem, gotowa ustawić się w kolejce, gdyby tylko sobie tego zażyczyła.

Z tym że kwestia płci przeciwnej wydawała się dość problematyczna. Jej życie uczuciowe praktycznie nie istniało, chociaż kilka razy umówiła się z kolegami z akademika na spotkania, które można było określić mianem randek. Znajomość najczęściej urywała się po pierwszej kolacji czy wyprawie do kina, nawet jeśli delikwent wyrażał chęć na to, żeby zobaczyć się ponownie.

Mary zawsze kręciła głową, twierdząc, że jej przyjaciółka ma zbyt wysokie wymagania, i może w istocie tak było, jednak Alyssa nie czuła się dobrze w towarzystwie mężczyzn. Szkolni koledzy wydawali się nudni i niedojrzali, a nawet jeśli trafił się jakiś miły, zrównoważony student... Cóż, to nadal nie było to. Wolała być sama, podświadomie unikając randek i czegokolwiek, co wymagałoby zaangażowania się uczuciowo. Przelotne romanse jej nie interesowały, nie wspominając o szukaniu partnera tylko po to, żeby w końcu stracić dziewictwo. Część dziewczyn, które znała ze studiów – zwłaszcza tutaj, w akademiku – za punkt honoru stawiały sobie współżycie jeszcze przed dwudziestym pierwszym rokiem życia, ale Alyssy to nie dotyczyło. Kilka razy nawet zastanawiała się, czy przypadkiem coś nie jest źle z jej psychiką, ale nigdy nie czuła pociągu do kobiet, dlatego miała pewność, że jeśli kiedyś się z kimś zwiąże, bez wątpienia będzie to mężczyzna.

Były jeszcze te sny. Albo raczej sen.

Dziwny, wciąż powtarzający się sen, w którym spadała w pustkę. Ten, w którym raz za razem dołączał do niej tajemniczy mężczyzna. Nieważne jak się starała, nigdy nie była w stanie zapamiętać jego twarzy. Po przebudzeniu w pamięci miała wyłącznie wspomnienie pięknych, niebieskich oczu, które dręczyły ją nie tylko nocami, ale również na jawie. Nawet teraz, kiedy wpatrywała się we własne lustrzane odbicie, w milczeniu kontrolując zabiegi rozczesującej jej włosy Mary.

No dobrze, kwestię swojej orientacji już od dawna miała wyjaśnioną. Prawda była taka, że naiwnie szukała ideału, czekając na księcia na białym koniu, bo do tego w zasadzie sprowadzały się przeciąganie poszukiwań i odrzucanie kolejnych zalotników.

W którymś momencie naprawdę miała zostać sama, choć to również nie było szczytem marzeń dla kogoś, kto nade wszystko pragnął założyć prawdziwą rodzinę.

– Mam ci je upiąć czy zostawić rozpuszczone? – zapytała Mary, raz po raz unosząc i opuszczając ciemne włosy Alyssy.

– Obojętnie – zapewniła, wzruszając ramionami. – Jeśli o to chodzi, w pełni zdaję się na ciebie.

Mary w lustrze zacisnęła usta.

– Znowu miałaś ten sen, prawda? – To było pytanie, ale dziewczyna tak naprawdę nie oczekiwała odpowiedzi. W końcu znała Ali jak nikogo innego na świecie. – Jezu, jeśli będziesz w każdym facecie dopatrywać się podobieństwa do...

– Mary, ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to po prostu sen – przerwała, nie kryjąc zniecierpliwienia. – Nie jestem aż do tego stopnia szalona. Poza tym... No cóż, Dorian naprawdę mi się spodobał – dodała i na swój sposób była to prawda.

Nie była pewna, co podkusiło ją, żeby umówić się z chłopakiem, którego znała raptem kwadrans, ale z jakiegoś powodu nie mogła postąpić inaczej. Wszystko zaczęło się od niewinnego spotkania w niewielkiej kampusowej kawiarni, którą często odwiedzała po zajęciach, żeby odreagować. Alyssa uwielbiała dziennikarstwo, a studia były dla niej prawdziwym wybawieniem, i to nie tylko dlatego, że mieszkając w akademiku, nareszcie czuła się tak, jakby znalazła dom. Uwielbiała drążyć, zadawać pytania, a tym bardziej opisywać prawdę. Łaknęła kontaktu z ludźmi, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo podobnie jak w przypadku chłopców, miała niejasne wrażenie, że nie pasuje do otaczającej ją rzeczywistości. Bywały momenty, w których nie marzyła o niczym innym prócz chwili spokoju, a szybka kawa pozostawała jedynym komfortem, na który mogła sobie pozwolić. Przez kawę zresztą spotkała Doriana – i to dosłownie, bo wylała mu ją na koszulę, kiedy w pośpiechu przepychała się między stolikami, zmierzając do wyjścia.

Sam moment spotkania okazał się prawdziwym szokiem. Chyba nigdy nie widziała kogoś tak pięknego, tak... doskonałego. Dorian nie był po prostu przystojny; on był niesamowity, chociaż Alyssa nigdy nie należała do osób, które zachwycały się czyimkolwiek wyglądem.

Dla mężczyzn z taką urodą kobiety były gotowe zabijać, jednak to nie oszałamiające piękno sprawiło, że – jąkając się i przepraszając – Ali ostatecznie zgodziła się na spotkanie z nieznajomym. Istotniejszy był fakt, że Dorian samym tylko spojrzeniem wyzwolił w niej uczucia, których nigdy dotąd nie zaznała i których nie potrafiła zidentyfikować. Nie, to nie był zauroczenie, zachwyt czy pożądanie, ale coś o wiele subtelniejszego.

Kiedy później się nad tym zastanawiała, doszła do wniosku, że to ciekawość – i coś, co przypominało uczucie przynależności. Chłopak emanował czymś zarazem niepokojącym i przyciągającym; tajemnicą, którą powinna znać i którą za wszelką cenę pragnęła odkryć. Alyssa nie miała pewności, ale to chyba było to, czego od samego początku brakowało jej w normalnych mężczyznach, spotykanych na co dzień. Może była naiwna, ale całą sobą wierzyła, że nadchodzący wieczór okaże się przełomowy.

– No dobra, śliczna – rzuciła z zadowoleniem Mary. Cofnęła się o krok, żeby lepiej przyjrzeć się swojemu dziełu. Alyssa przekrzywiła głowę, by lepiej widzieć luźnego koka na czubku głowy. Miała wrażenie, że idealnie pasował do czarnej, koronkowej sukienki, którą sama wybrała na ten wieczór. – Jej, mówiłam już, że uwielbiam to twoje znamię? – dodała dziewczyna, nie odrywając wzroku od odsłoniętych pleców przyjaciółki. Wpatrywała się w niewielki znak półksiężyca, znaczący prawą łopatkę Alyssy i niezmiennie przywodzący na myśl tatuaż.

– Kilka razy – zapewniła ją Ali. Niedbałym ruchem odgarnęła luźno opadający na twarz kosmyk, mimochodem myśląc o tym, że półksiężyc od jakiegoś czasu wydawał się jeszcze ciemniejszy niż wcześniej. – Dorianowi też się podoba.

– Widział je? – Brwi Mary powędrowały ku górze, jakby nie potrafiła sobie wyobrazić, że obcy mężczyzna mógłby aż tak dokładnie oglądać ciało współmieszkanki.

– Mhm... – Wzrok Alyssy powędrował w stronę wiszącego na ścianie zegara. Natychmiast zerwała się, chwytając torebkę i starając się utrzymać równowagę na kilkucentymetrowych obcasach. – Spóźnię się. Porozmawiamy, jak wrócę – obiecała, przelotnie całując Mary w policzek i pędząc w stronę drzwi.

Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że to kłamstwo.


~*~

Czarny mercedes wyglądał na drogi i luksusowy. Alyssa w milczeniu wpatrywała się w przyciemniane szyby, gotowa przysiąc, że wszyscy studenci stoją w oknach swoich pokoi, obserwując ją i samochód. No dobrze, może przede wszystkim samochód, bo nawet ona – prawdziwa ignorantka, jeśli chodzi o kwestie motoryzacji – była pod wrażeniem zaparkowanego przed akademikiem pojazdu.

Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a oczom Alyssy ukazała się przystojna twarz Doriana. Chłopak posłał jej olśniewający uśmiech, bez chwili wahania wyślizgując się z auta i samym tylko spojrzeniem przyprawiając Alyssę o zawrót głowy. Zdążyła już zapomnieć, jaki był pociągający z tymi swoimi zmierzwionymi włosami i zawadiackim uśmiechem. Miał intrygujące rysy twarzy i mówił ze zdradzającym włoskie pochodzenie akcentem, chociaż miała wrażenie, że to nie był jego ojczysty język. Zwłaszcza w ciemnościach rozjaśnionych przez kilka stojących w pobliżu lamp oraz reflektory samochodu, jego blada karnacja rzucała się w oczy, sprawiając wrażenie niezdrowej. Choć na sobie miał zwykłe jeansy i białą, rozpiętą pod szyją koszulę, nawet w takim zestawie wyglądał olśniewająco.

Alyssa przez chwilę wodziła wzrokiem po jego umięśnionych ramionach, ostatecznie ponownie koncentrując się na twarzy. Uśmiechnęła się niepewnie, próbując pozbyć się wątpliwości. Przecież sama czekała na spotkanie.

– Bardzo cieszę się, że nie zmieniłaś zdania. Wyglądasz olśniewająco, Alysso – oznajmił z uznaniem Dorian, okrążając samochód i zatrzymując się przy drzwiczkach pasażera. Poruszał się tak lekko i cicho, że sprawiał wrażenie, jakby płynął w powietrzu. Wtedy, w kawiarni, Ali również nie usłyszała, kiedy się pojawił, jednak tamtego dnia to nie wydało się aż takie dziwne. – Pani pozwoli – dodał z szelmowskim uśmiechem, zachęcającym gestem wyciągając dłoń w jej stronę.

– Dziękuję – wyszeptała, niezdolna do tego, żeby wysilić się na cokolwiek więcej.

Mój Boże, on robił to niejednokrotnie – pomyślała oczarowana, bez chwili wahania podając mu rękę. Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen i chociaż Alyssa była pewna, że wcześniej złamał niejedno kobiece serce, nie poczuła się zniechęcona. Cokolwiek działo się przed ich spotkaniem, nie miało dla niej znaczenia.

Pozwoliła, by Dorian pomógł jej wsiąść do samochodu. Siedząc w miękkim, skórzanym fotelu i wdychając zapach nowości, poczuła się niemal jak we śnie. Prawie nie zauważyła, kiedy jej towarzysz zajął miejsce za kierownicą i zatrzasnął drzwi. Natychmiast otoczyły ich ciemność oraz słodki zapach, od którego zawirowało Alyssie w głowie. Czuła go już wcześniej, a woń nasilała się za każdym razem, gdy Dorian zbliżył się do niej albo otarł ramieniem o jej odsłoniętą rękę. Nigdy nie spotkała takich perfum, zresztą nie wyobrażała sobie, żeby w jakimkolwiek sklepie znalazła tak doskonałą wodę kolońską.

Silnik samochodu zaskoczył od razu, mrucząc niczym rasowy kot. Alyssa poczuła się zażenowana na myśl o swoim starym, wysłużonym pontiacu, który rzęził jak konający staruszek i miał w zwyczaju buntować się w chwilach, w których najmniej by tego oczekiwała. Pół roku temu auto ostatecznie dało za wygraną i od tamtego momentu musiała obejść się bez samochodu, nie mając funduszy i motywacji do szukania nowego.

Oboje milczeli, kiedy Dorian zawrócił i bez większego wysiłku wymanewrował samochód z terenu kampusu. Alyssa wpatrywała się w przyciemnioną przednią szybę, mrużąc oczy i starając się zobaczyć cokolwiek. To jednak okazało się niemożliwe. Dostrzegała niewyraźne plamy światła, kiedy mijali kolejne oświetlone ulice albo gdy z naprzeciwka nadjeżdżały inne pojazdy z włączonymi reflektorami. Jedynie to dało jej do zrozumienia, że znaleźli się na głównej drodze. Zawahała się, nagle zaniepokojona. Jak Dorian mógł cokolwiek widzieć w takich warunkach?

– Dokąd jedziemy? – zaryzykowała, decydując się przerwać panująca ciszę.

W mroku zabłysły śnieżnobiałe zęby milczącego dotychczas mężczyzny.

– Pozwól, proszę, że to będzie niespodzianka – zaproponował, tym samym ucinając jakąkolwiek dyskusję.

Alyssa westchnęła bezgłośnie. Skuliła się na swoim miejscu, bynajmniej nie spokojniejsza. Już w momencie, w którym Dorian zamknął za nią drzwi samochodu, poczuła się tak, jakby znalazła się w potrzasku. Chłopak od samego początku roztaczał wokół siebie dziwną aurę zagrożenia, ale tym razem uczucie to okazało się jeszcze silniejsze. Ali czuła, że włoski na jej ramionach i karku stają dęba. Majowa noc zapowiadała się ciepło, więc nie wzięła swetra, czego w tamtej chwili szybko pożałowała.

Podróż trwała prawie godzinę, aż w którymś momencie Alyssa zaczęła się niecierpliwić. Szum miasta ucichł, a światła za szybami przemykały coraz rzadziej, co uprzytomniło jej, że musieli opuścić centrum Seattle.

Napięła mięśnie, uświadamiając sobie, że nie ma co liczyć na kolację w restauracji albo kino. W zasadzie zwątpiła, czy Dorian zabierał ją w jakiekolwiek normalne miejsce, ale wolała się nad tym nie zastanawiać.

Mocniej zacisnęła dłonie na torebce.

Czy wzięła ze sobą komórkę? Nawet jeśli, jakie miała szanse na pomoc ze strony Mary lub kogokolwiek innego, skoro nawet nie wiedziała, gdzie się znajduje? Jak w ogóle mogła być taka głupia i w ciemno zgodzić się na to, by pojechać gdziekolwiek z zupełnie obcym mężczyzną?

To musiało się źle skończyć, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Gdyby przynajmniej spróbowała wyjąć gaz pieprzowy, który miała w torebce...

Dyskretnie rozsunęła zamek i wsunęła dłoń do środka. Pod palcami wyczuła niewielką kosmetyczkę, komórkę oraz notatnik, z którym praktycznie się nie rozstawała, ale nic poza tym.

Gaz pieprzowy zostawiła w innej torebce.

– Już prawie jesteśmy na miejscu – odezwał się pogodnym tonem Dorian, nie odrywając wzroku od drogi. Słysząc te słowa, Alyssa spróbowała się rozluźnić, ale nawet mimo uspokajającego tonu czuła się tak, jakby siedziała na szpilkach.

Samochód w istocie łagodnie skręcił, przejechał jeszcze kilka metrów i w końcu znieruchomiał. Zapadła cisza, przerywana przyspieszonym oddechem Alyssy i nienaturalnie szybkim biciem jej rozkołatanego serca. Zamarła w bezruchu, podświadomie czekając na moment, w którym Dorian przestanie udawać i zacznie się do niej dobierać, jednak kiedy nic podobnego się nie wydarzyło, naszły ją wątpliwości.

– Czy... mogę wysiąść? – zapytała z wahaniem, próbując wypatrzeć w ciemnościach jego bladą twarz.

– Oczywiście. – Spojrzał na nią z uprzejmym zainteresowaniem. – Dlaczego miałoby być inaczej? – zdziwił się, wprawiając ją w jeszcze większą konsternację.

Alyssa nie odpowiedziała, drżącymi dłońmi próbując odnaleźć w ciemnościach klamkę. Kiedy tylko się to udało, wypadła na zewnątrz, lekko zdezorientowana tym, że drzwi nie okazały się zamknięte. Obcasy jej butów zapadły się w rozmiękłą ziemię, więc przytrzymała się dachu auta, próbując je wyszarpnąć i pewniej stanąć na nogach.

Usłyszała trzaśnięcie drzwi od strony kierowcy, kiedy Dorian dołączył do niej. Krótko spojrzała w jego stronę. Pełna złych przeczuć, powiodła wzrokiem dookoła. Widok otaczających ją ze wszystkich stron drzew oraz charakterystyczny zapach lasu były ostatnimi rzeczami, których się spodziewała.

Z jakiegoś powodu zapragnęła momentalnie wrócić do samochodu. Adrenalina krążyła w jej żyłach, pobudzając ją i sprawiając, że czuła się coraz bardziej spięta i gotowa do ataku albo ewentualnej obrony. Przyłapała się nawet na tym, że w pamięci próbuje przywołać podstawy lekcji samoobrony, w których brała udział jeszcze w szkole średniej, jednak w głowie miała kompletną pustkę.

Nie zauważyła, kiedy Dorian zmaterializował się za jej plecami. Podskoczyła i z zażenowaniem obróciła się w jego stronę, gotowa przysiąc, że jeszcze chwilę temu znajdował się w zupełnie innym miejscu.

– No dobra – powiedziała, siląc się na zdecydowany ton. Co prawda wciąż wolała trzymać się na dystans, ale brzmienie jej własnych słów sprawiło, że poczuła się trochę pewniej. – Możesz mi powiedzieć, co takiego robimy na tym zadupiu? Ja nie jestem z gatunku tych, które robią to gdzie i z kim popadnie, dlatego...

Nie dokończyła. Nie miała okazji, nagle sztywniejąc w reakcji na dziewczęcy śmiech dobiegający gdzieś zza jej pleców.

– Kto by pomyślał, Dorianie, że tak szybko się na tobie pozna – stwierdził ktoś melodyjnym sopranem.

Nie chciała spuszczać mężczyzny z oczu, ale ciekawość okazała się silniejsza. Z głośno bijącym sercem odwróciła się powoli. Kiedy wysiliła wzrok, zdołała dostrzec iście anielską, wciąż dziecięcą twarzyczkę. Aureola złotych loków i niewinna aparycja wydawały się nienaturalne w zestawieniu z chłodnym, pozbawionym emocji głosem, jednak nie zszokowały jej tak bardzo, jak wpatrzone w nią oczy.

Intensywnie świecące oczy o barwie świeżej krwi.

Alyssa w popłochu cofnęła się o krok. Wzdrygnęła się, wpadając plecami na stojącego za nią Doriana. Natychmiast odskoczyła zszokowana bliskością jego ciała.

– Chloe – mruknął znudzonym tonem Dorian. Nie wyglądał na zaskoczonego ani urodą, ani oczami przybyszki.

– Jak zwykle niezawodny. – Podeszła bliżej, a Alyssie omal szczęka nie opadła do ziemi, bo Chloe w jednej chwili stała dobre dziesięć metrów od niej, a już w następnej zmaterializowała się przed nią. – Załatwmy to szybko.

Jej słowa były niczym znak, którego podświadomie wyczekiwało napięte do granic możliwości ciało Alyssy. Bez zastanowienia odwróciła się na pięcie i rzuciła do ucieczki – a przynajmniej próbowała to zrobić, jednocześnie boleśnie świadoma tego, że traci czas.

Nie uda mi się...

Dorian dogonił ją w ułamku sekundy. Alyssa nabrała powietrza, by zacząć krzyczeć, jednak nie było jej to dane, ponieważ została pchnięta na najbliższe drzewo. Jęknęła cicho z bólu, uderzając plecami o jego chropowatą powierzchnię, i skrzywiła się, gdy poczuła, że jej odsłonięte plecy otarły się o korę. Dorian uśmiechnął się z zadowoleniem, przyciskając ją do przeszkody całym ciałem. Natychmiast szarpnęła się, próbując go od siebie odepchnąć, ale to przypominało trochę siłowanie się ze ścianą albo czymś równie niewspółpracującym.

A potem dostrzegła parę ostrych, wysuniętych kłów, które mężczyzna zaprezentował wraz z kolejnym olśniewającym uśmiechem.

Wrzask, który wydarł się z jej gardła, obudziłby umarłego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro