15. ŻYCIE NA KRAWĘDZI...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Diana***

Dlaczego, gdy wyłączyłam uczucia i wszystko miało być tak pięknie, musiało się zjebać?! Właśnie wróciłam do domu z zamiarem zabrania tego co moje i wyjścia niezauważoną, ale pewnie! Dlaczego miałabym mieć takie szczęście? Na przeciwko mnie stał nie kto inny niż dziewczyna mojego brata. Nicola. Nie takie były plany. I teraz muszę coś z tym zrobić, nikt nie może się dowiedzieć, że tu jestem.

-Diana?! Ty żyjesz? Co się stało? Czemu zniknęłaś?

-Możesz być ciszej?! Nie chce żeby ktoś wiedział, że tu byłam. Po za tym, co robisz w moim pokoju?! -po tonacji mojego głosu można było wywnioskować, że byłam niezłą suczą, ale co mi tam. Miałam to gdzieś. Teraz najważniejsze dla mnie było, żeby zabrać mój notes.

-Diana... ty...

-tsaa.... Wyłączyłam uczucia. Kolejna mądra się znalazła.

-Twoja rodzina myśli, że ktoś cię porwał, dodatkowo po wyprowadzce całej rodziny Qwina, myśleli, że cię porwali. Nawet chcieli ich szukać.

-Nie obchodzą mnie oni! Nie chce o tym słyszeć! A teraz, albo się zamkniesz, albo cię zabiję.

-Ale Diana...

-Powiedziałam coś dziwko! Jeżeli ktoś się dowie, że tu byłam...

Podeszłam do Nicoli - Jak tylko wyjdę z tego pokoju, zapomnisz, że mnie w nim spotkałaś i niczego nie będziesz podejrzewać.

Dobra ją mam z głowy... Może tak zapewnić by sobie odrobinę więcej spokoju? Hmmm, dobra myśl. Zdjęłam z siebie swój sweter i rzuciłam go na podłogę. Z drukarki wyjęłam jedną kartkę i drukowanymi literami napisałam: Nigdy więcej nie zobaczycie Diany. Ona nie żyje. Uściski DX.

Kartkę położyłam na biurku i razem z moim notatnikiem wróciłam do samochodu.

Kol tak jak prosiłam siedział na miejscu. Nie miałam zamiaru się tłumaczyć, ale przed nami długa droga, a ja potrzebuję zmienić samochód. Jadąc w stronę miasta, zatrzymałam się pod wielkim hotelem. Od razu upatrzyłam sobie mój samochód. Na środku strzeżonego parkingu stał niczym z bajki porshe cannon, sportowy.

-Zaczekaj tu na mnie, zaraz będę.

Zatrzymałam się na uboczu, nie daleko lasu i wolnym krokiem zmierzałam do hotelu. Weszłam na parking, po chwili pojawiło się przede mną dwóch potężnych mężczyzn.

-Przepraszam co pani tu robi?

-Przyszłam ukraść tamto porshe. Macie coś przeciwko?

Faceci spojrzeli na siebie i roześmiali się.

-Panienko dobrze się czujesz?

-A wy? W 3 sekundy skręciłam im karki, a ich ciała spadły na ziemie, niczym konar drzewa podczas burzy. Ominęłam ich i podeszłam do porshaka.

Po około 2 minutach, wyjechałam. Podjechałam pod nasz "stary" samochód.

-Kol? Wysiadaj. Czas na nas.

***

-Gdzie jedziemy?

-Zobaczysz. A teraz musimy się przespać.

Skręciłam do przydrożnego motelu i zaparkowałam na parkingu.

-Poprosimy jeden pokój. Na jedną noc.

-Idę pod prysznic.

-Ja idę coś zjeść.

Wyszłam z pokoju i skręciłam na schody i pokierowałam się w dół.

-Dzień dobry, w czym mogę pani pomóc?

-Jestem głodna.

-Dobrze, zaraz przyniosę pani coś do pokoju.

-Nie to miałam na myśli...

Znalazłam się przy kobiecie i wbiłam się w jej szyję. Zaspokoiłam swój głód, a kobieta padła martwa na podłogę. Szybkim krokiem wróciłam do pokoju. Drzwi od łazienki Kola były uchylone, nawet powiedziałabym, że trochę za mocno. Nagle nabrałam chęci na mojego przystojnego towarzysza. Zdjęłam bluzkę i spodnie i zostawiłam na krześle i w samej bieliźnie weszłam do łazienki. Kol stał tyłem do drzwi i jego ciało pokrywał strumienień wody. Zdjęłam figi i delikatnie rozpięłam stanik i położyłam na toalecie. Starałam się niezauważona podejść od tyłu do Kola, ale gwałtownie się odwrócił. No tak... wampirzy słuch. Jego oczy rozszerzyły się gdy mnie zobaczył. Z uśmiechem weszłam do niego pod prysznic. Stanęłam za nim i delikatnie pocałowałam jego szyję. Wydał cichy jęk. Zaczęłam całować go po całej długości szyi, delikatnie podgryzając. Uniósł szyję, ułatwiając mi dostęp. Dłońmi przejechałam w wzdłuż jego ramion. Przez ramię zauważyłam, że był podniecony. I to bardzo. Stanęłam na przeciwko niego, na chwilę zaprzestając moim czynnościom. I popchnęłam go na ścianę. Jego ciało zderzyło się z zimnymi kafelkami, idealnie do niego przylegając. Podeszłam i łapczywie wpiłam się w jego usta.Odwzajemnił pocałunek. Pogłębiłam pocałunek i moje usta opuścił jęk. Tego mi było trzeba. Dłońmi jeżdziłam po jego ciele, opuszkami palców badając jego umięśniony tors. Kol przeniósł swoje ręce na moje biodra i przyciagnął mnie bliżej siebie, tak, że moje krocze otarło się o jego. Nie przerywając pocałunku, Kol przeniósł swoje ręce na moje piersi delikatnie je ugniatając. Zjechał pocałunkami na moją szyję i trochę za mocno mnie ugryzł, tak, że z mojej szyi pociekła krew.

-Napij się.

-C.o?

-Napij się.

Kol niewiele myśląc przyssał się do mojej szyi i zaczął pić moją krew. Po chwili oderwałam go i oblizałam językiem jego zakrwawione usta.

Nic bardziej nie podkreślało aktu seksualnego niż wymiana krwi. Fakt. Ja jego nie piłam dlatego, że... długa historia. Podświadomie Kol wziął mnie na ręce i delikatnie przeniósł do pokoju. Reszty nie muszę wam dokończać ;)

Heeej! :^

Ciąg dalszy nastąpi :*

20 komentarzy pod tym rozdziałem i dodam dalej. Najlepiej mam prośbę o coś motywującego i kreatywnego! Wiem, że jest was wystarczająco dużo, dacie radę! :)

Zapraszam również na moje inne opowiadania.

Jednym z nich jest nie dawno zaczęte; Seksualna niewolnica.

3majcie się! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro