7. KREW ZMIENIA WSZYSTKO

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***DIANA***

Wstałam leniwie z łóżka. Słońce nie dawało mi spać. Z dołu dobiegały ciche kłutnie.
I co ja mam zrobić? Nie mogę przed rodzicami przyznać się co do Qwina i Arthura. Po za tym bracia na pewno dolali by oliwy do ognia.
CO JA MAM ZROBIĆ? Co jeżeli to są tylko ich głupie zabawy, albo chcą napić się mojej krwi. Uhmmm...

Zeszłam na dół.

-Hej wszystkim!
-Hej kochanie, jak się spało? - powiedziała z troską w głosie mama.
-Dobrze. No może oprócz poranka. Od dzisiaj słońce to mój największy wróg.
-A no tak musimy zainstlować ci rolety. Do tej pory nie były ci potrzebne.

Moja mama to naprawdę cudna kobieta. Zawsze jest dla mnie wzorem do naśladowania. Wychowała mnie i mooich braci na porządnych ludzi. No dobra. Wampirów, co nie zmienia faktu że porządnych.

Lambert wparował do kuchni:
-Hej Diana. Co tam?
Co na śniadanie mamuś? :)
-Naleśniki z malinami. Zawołaj braci.


-Diana siadaj. (mama)

Wszyscy poszli do jadalni. Lubiłam naszą wielką rodzinę, ale czasem dobijało mnie zachowanie niektórych jej członków. Od razu zapanował szmer, każdy był zajęty czymś albo kimś, a ja? Jakbym była przeźroczysta... Wzięłam naleśnika w rękę i postanowiłam że się trochę przejdę.

DOM SIMPHSONÓW

***QWIN***

Miałem jeszcze tydzień na polepszenie stosunków z Dianą. Wydaję mi się, że wszystko ok. Gdyby jeszcze nie Arthur.
Nie wiem czego mam się po nim spodziewać. Ciekawe co teraz robi?
Wstałem i poszedłem do pokoju Arthura.
-Czego?
-Nic, tak tylko zaglądam. Wiem, że ostatnio nie bywało między nami za dobrze ale mo...
-Daruj sobie kazanie. Chodzi o Dianę, zgadłem? Boisz się, że przegrasz?
-Nie masz ze mną szans!
-Nie był bym taki pewien na twoim miejscu. Ja przynajmniej nie pozwoliłem się jej zabić!
-O czym ty mówisz?!
-Nie nic, nic. Nie o wszystkim musisz wiedzieć.

Zgaszony poszedłem do swojego pokoju i zamknąłem się na cztery spusty. O co mu chodziło?

***Athur***

Po cichu wyszedłem przez okno, tak, żeby Qwin mnie nie usłyszał. Postanowiłem poszukać Diany.
Po tym jak Diana przeszła przemianę zadanie się trochę utrudniło - nie mogłem jej wyczuć z tak daleka. Ale nie zniechęciło mnie to.

***DIANA***

Nie bardzo lubiłam być wampirem, nie ze względu na całe to picie ludzkiej krwi, bardziej to że wszyscy robią z tego takie zamieszanie. O matko! Przecież ja jeszcze nie piłam ludzkiej krwi! Gdy tylko wypowiedziałam te słowa na głos, pobudziłam swój wampirzy instynkt i stałam się mega głodna.

Chwilę gdzie mogę coś przegryść? Z dala od wszystkiego ale za razem tak, żebym kogoś nalazła. Nie daleko lasu, po za miastem było takie jezioro, nie daleko stąd. To idealne miejsce, zawsze ktoś był, a nigdy nie było tłoków.

***Arthur***

Nigdzie nie mogłem jej znaleść. Trudno najwyżej innym razem ją znajdę. Pomyślałem, że może pójdę do miasta tak dawno tam nie byłem. Oczywiście na skruty.

***DIANA***

Jak tu pięknie! Ostatni raz jak tuaj byłam to jak miałam jakieś 10 lat. A teraz? Rozejrzałam się. Z wampirzymi zmysłami wszystko było piękniejsze. Drzewa i trawa bardziej zieleńsze, woda bardziej błękitna.

Podeszłam tuż do wody i ręką dotknęłam tafli wody. Ta szybko się rozpłynęła. Rozejrzałam się do okoła. Paru wędkarzy stało na brzegu, parę osób kręciło się po mostku w te i z powrotem. Jednym słowem idealne miejsce na posiłek.

***Arthur***

Doszedłem do jeziora. O k***a! DIANA! Co ona robi? Po cichu podszedłem do niej od tyłu.

-BOOM!!! - cała podskoczyła.
-o ty tu robisz?!
-A nic zobaczyłem cię i podeszłem. A ty co tak spięta?
-Ja...? Yyyy... No bo...
-No wyduś to z siebie.
-Ja chciałam zobaczyć jak to jest być wampirem... Chciałam napić się krwi..

Miała minę jakby - co najmniej - zabiła małego szczeniaczka. Chciało mi się śmiać ale to by było niegrzeczne w takim momencie.

-I? Przeszkodziłem ci, tak?
-Tak. To znaczy nie! Nie. Chodzi o to, że jeszcze nigdy tego nie robiłam i nie wiem jak się do tego zabrać.
-Mogę ci pomóc jeśli chcesz. O ile nie zemdlejesz na widok krwi.
-Myślę, że nie. Jestem taka głodna, że nie wiem. Co zrbimy z ciałami?
-Hmmm. Nie wiedziałem, że nie masz nic przeciwko "paru oiarom" ?
-Nie powiesz nikomu?
-Nie, ale ty też musisz mi coś obiecać.
-Co?
-Że gdy już zaczniemy nie rozczulisz się i nie wycofasz.
-Czemu mnie o to prosisz?
-Powiedzmy, że nie lubię nie zdecydowanych ludzi.
-Dobrze.
-Więc upatrzyłaś już sobie kogoś?
-Sama nie wiem. Może tego chłopaka?

Palcem wskazała na młodego, wysokiego blondyna. Stał na moście i wpatryłał się w wodę. Zrobiłem się trochę zazdrosny. Czemu wybrała akurat jego?

-No spoko.
-Mogę pierwsza?
-Oczywiście. Damy mają pierwszeństwo.

***DIANA***

Podeszłam do tego blondyna. Za mną szedł Arthur.

-Hej, nazywam się Diana. To jest Arthur.
-Ja Toby.
-Zastanawialiśmy się, czy nie pomógłbyś nam zdjąć z tamtego drzewa latawca. Utknął nam na gałezi i żadne z nas nie może go dostać.
-OK.

Szedł za nami w stronę wskazaną przeze mnie. Popatrzyłam na Arthura z chytrym uśmieszkiem.
Doszliśmy do wielkiego dębu na polanie jakieś 5 min drogi w głąb lasu. Ani żywej duszy.

-Nic tu nie widzę.

Podeszłam do niego przyduszając go do drzewa i wysunęłam kły. Arthur podszedł do nas i widząc, że trochę nie radzę sobie z utrzymaniem Toby'ego jedną ręką przydusił go mocno.

-Nie rób tego. Ja...

Nie zdążył dokończyć bo wbiłam swoje jeszcze małe kły choć bardzo ostre w jego szyję. Krew wlała mi się do buzi.
Ten smak... Ta euforia... Wszystkie moje nerwy w ciele się poruszyły. Ssałam jeszcze mocniej i mocniej nie mogąc przestać. Słyszałam jedynie cichy jęk Toby'ego.

-I jak? (Arthur). Chyba się do ciebie przyłącze.

Arthur wbił swoje kły z drugiej strony szyji. Spojrzałam na niego i nasze spojrzenia się spotkały. Patrzyliśmy sobie w oczy dalej pijąc. To było coś cudownego. Nigdy się tak nie czułam...

Nagle chłopak osunął się na ziemie.

-I jak się czujesz?
-Chcę więcej.
-Też bym nie pogardził. Da się załatwić. Zaczekasz tu chwilę?
-Tak.

I zniknął. Oparłam się o drzewo i przypomniałam sobie, że zostawiłam rodzinę bez słowa wyjaśnienia gdzie teraz będe. Nie wiele myśląc użyłam swoic umiejętności i parę minut później znalazłam się pod domem.

***ARTHUR***

Wróciłem pod drzewo z jakąś przypadkową laską, ale Diany nie było. Zostawiłem ją pod drzewem i wróciłe do domu.

Na początku Diana była dla mnie nikim ważnym. Tak jak każdego, hipnotyzowała mnie swoim zapachem i po głowie chodziło mi tylko jedno, ale teraz? Z każdym dniem podobała mi się coraz bardziej.
Dzisiaj kiedy razem się żywiliśmy zobaczyłem w jej oczach, coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem. To była radość. Radość z bycia wampirem. I to spodobało mi się najbardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro