8. BO PRZEZNACZENIA NIKT NIE ZMIENI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***KILKA DNI PÓŹNIEJ***

***DIANA***

Poszłam do pokoju Lamberta.

-Hej, słuchaj mam pytanie.
-No jasne, słucham.
-Jak mogę przemienić kogoś w wampira?
-Y... Nie wiedziałem, że już o tym myślisz. Nie wiem czy rodzice nie mają nic przeciwko. Jesteś jeszcze młoda.
-Daj spokój mam 18 lat.
-Chyba będziesz miała. Jutro.
-O matko, zapomniałam.
-No a więc powiem ci, ale jak coś to nie wiesz tego ode mnie, ok?
-Ok.
-Więc tak: musisz dać komuś swoją krew, a potem go zabić. Straci przytomność na jakieś 15 minut i obudzi się już jako wampir.
-Serio? Wow. Dzięki.
-A tak w ogóle to co chcesz na prezent?
-Nie wiem, niespodziankę. :P


***DOM SIMPHSONÓW***

-Qwin, Arthur?
-Już jesteśmy mamo.
-Posłuchajcie jutro Diana Andrews kończy 18 lat. Tak jak wcześniej mówiłam dowiem się, którego z was wybrała i jest wasza.
-OK.
-Taki jest plan: Gdy dowiem się, którego z was wybrała, ten jakimś sposobem przyprowadzi ją do nas do domu. Gdy tylko Andrewsonowie dowiedzą się że porwaliśmy Dianę, od razu nas zaatakują - to oczywiste, dlatego postanowiliśmy z ojcem, że się przeprowadzimy. Na jakiś czas. Potem wrócimy. Nie lubimy się jako dwa rody walczące o tron, ale do tej dziewczyny nic nie mamy, dlatego też nie będziemy jej zabijać.

***DIANA***

Gdy tylko się obudziłam, zeszłam na dół. Dzisiaj konczę 18 lat! Jestem pełnoletnia. Jestem wampirem.
Nikogo ni było w domu. przeszłam do salonu i nagle HAPPY BIRHSDAY!!! Tak się przestraszyłam, że przez chwilę nie mogłam nabrać powietrza.

-Wszystkiego najlepszego!
-Dzięki, dziękuję wam wszystkim.

Po chwili usiedliśmy w salonie i pokroiłam swój wielki tort. Był trzy piętrowy, na każdym piętrze miał ustawione 6 świeczek, Była cały różowy, a na samej górze Napis: Słodkiego życia!
Zjadłam dwa kawałki był bardzo dobry. Tata otworzył szampana.

-Diana chodź zobacz prezent na swoje 18 urodziny.

Markus i Alex wołali mnie na podwórko przed dom.
Moim oczom ukazało się piękne krwistoczerwone PORSHE !!!

-O matko!!! To dla mnie?
-Tak.
-Dzięki! Dzięki! Dzięki! Wam wszystkim. Jesteście kochani!

Wzięłam kluczyki i otpaliłam silnik. Ten dźwięk! Coś wspaniałego. Jestem dziewczyną ale do takich aut mam ogromną słabość.


Wszyscy już wrócili do środka, ja zostałam jeszcze w moim super autku.
Nagle ujrzałam Betany Simphson. Co ona tu robi?! Jeśli ktoś z mojej rodziny by ją zobaczył to byłby koniec świata!
Wsiadła do mojego samochodu.
-Co pani tu robi?
-Przyszłam ci zadać bardzo ważne pytanie. Dobrze się zastanów, zanim mi na nie odpowiesz.
-Słucham.
-Którego z moich synów wolisz? Qwina czy Arthura?

No i stało się. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała podjąć decyzję. Jeżli nie w twn sposób to w inny, pewnie gorszy dla nas wszystkich.
Oby dwoje byli dla mnie ważni. Tylko pytanie, który bardziej.

-Diano?
-Arthura...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro