6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiedziałem, co robić. Czułem się bezradny. Z Willow było ciężko. Chociaż próbowała udawać, że wszystko było dobrze. Nie wychodziła z mieszkania w ogóle. Bałem się zostawiać ją samą. Jednak nie mogłem siedzieć z nią całymi dniami. Moja praca wymagała pojawiania się w firmie przez kilka dni. Poza tym dziewczyna mogłaby się zdenerwować, gdybym zaczął ją pilnować. Pytałem, czy miała kogoś, do kogo bym zadzwonił. Może jakaś przyjaciółka albo rodzina. Nie chciała nikogo widzieć. Niepokoiło mnie to. Powinna z kimś porozmawiać. Czy Willow naprawdę nie miała nikogo poza swoim pojebanym chłopakiem? Wcześniej nawet przez moment nie pomyślałbym, że była samotniczką. Jednak nie angażowałem się w żadną relację ze swoją współlokatorką. Nie chciałem się nią interesować. Teraz było inaczej. Czułem, że mogliśmy się zakolegować. I tak już razem mieszkaliśmy.

Rozmawiałem z Michaelem. Wyjaśniłem mu wszystko. Musiałem prosić go o pomoc w swojej sprawie i w końcu wyjaśnić, co się wydarzyło. Przecież odebrał mnie z komisariatu. Aż dziwne, że od razu nie nalegał, żebym opowiedział mu o bójce. Jednak zdawał sobie sprawę z tego, że sprawa była poważna. Wiedziałem, że miałem dobrego adwokata, ale chciałem upewnić się, że facet Willow zniknie z jej życia. Powinien to zrobić dla własnego dobra. Dziewczyna nie chciała go znać i to wystarczyło mi, żeby zacząć działać. Inaczej zmusiłaby mnie, żeby wywalić ją z mieszkania. Nie mogłaby zostać, jeśli wróciłaby do tamtego kolesia. Nie potrzebowałem kłopotów. Podejrzewałem, że nie miała gdzie pójść. Zastanawiałem się, czy kontaktowała się z rodzicami. Interesowali się w ogóle losem swojej córki? Powinni. Chociaż nawet nie wiedziałem, czy żyli. Nie znałem zbyt dobrze Willow. Dopiero miałem okazję lepiej z ją poznać.

– Ładnie się zachowałeś. - Zagwizdał. – Przypomnij mi, jak jej nie lubiłeś?

Dzisiaj to już nie miało żadnego znaczenia. Przynajmniej dla mnie. Nie byłem dumny z tego, co zrobiłem, ale postąpiłem dobrze. Uratowałem dziewczynę. Inaczej mogło dojść do tragedii. Myślałem, że nie będę musiał tłumaczyć tego swojemu przyjacielowi. Przecież mądry z niego gość. Willow potrzebowała pomocy. Nie mogłem jej wygonić ze swojego mieszkania. Tym bardziej że stanąłem w jej obronie. Wiele ryzykowałem, ale nie żałowałem. Gdybym nic nie zrobił, dziewczyna pewnie skończyłaby w szpitalu albo gorzej. Tamten facet by się nie opamiętał. Może za jakiś czas jednak zaprzyjaźnię się ze swoją współlokatorką. Nie miałem już przed tym żadnych oporów. Zobaczymy, jak to się potoczy. Na razie zależało mi, żeby dziewczyna zapomniała o tym, co się wydarzyło. Jeśli jej były facet pojawi się w pobliżu, zawiadomię policję. Może uda się załatwić zakaz zbliżania się. Chociaż nadal czekałem na wezwanie z policji. Jeśli Willow złożyła zeznania, dojdzie do rozprawy. Na razie nic o tym nie świadczyło. Powinienem ją zapytać, czy zamierzała zeznawać. Nie wiedziałem tylko, czy to był najlepszy moment.

– Zostawiłbyś to? - Patrzyłem na niego. – Pozwoliłbyś, żeby facet bił kobietę na twoich oczach albo za ścianą? Pod twoim dachem?

– Nie.

– Pomożesz mi?

Wiedziałem, że nie byłby obojętny na cierpienie żadnej kobiety. Nawet gdyby jej nie znał albo nie lubił. Michael widział Willow tylko kilka razy podczas wizyt u mnie. Chcąc nie chcąc musiałem ich ze sobą poznać. Chociaż wydawał mi się, że się nie polubili. I dobrze. Zazwyczaj dziewczyna wychodziła z mieszkania, gdy pojawiał się mój przyjaciel. Było mi to na rękę. Wolałem, żeby się nie zakolegowali. Wtedy nie pozbyłbym się dziewczyny ze swojego życia. Jednak teraz już tego nie chciałem. Mogła zostać, ile chciała. Przynajmniej dopóki nie znajdę sobie laski, a na razie się na to nie zapowiadało. Nie myślałem o związku. Po ostatnich chorych akcjach miałem dość na dłuższy czas. Wolałem się bawić. Niedługo w klubach zacznę podrywać laski, bo na razie jeszcze leczyłem się po ostatniej dziewczynie, która nieźle dała mi w kość. Chociaż nie tak bardzo, jak facet Willow.

– Wyślę, kogo należy, żeby tego dopilnował.

Michael miał różnych znajomych. Czasami mnie przerażali. Wolałem nie wnikać, z kim się zadawał, ale kiedyś miał okropne towarzystwo. Wytknąłem mu to kilka razy, ale w ogóle się tym nie przejął. Jego rodzice bali się, że skończy na ulicy albo za kratami. Skurczybyk ich zaskoczył. Założył własną firmę i jeszcze zatrudnił w niej rodzinę. Wzbogacili się o kilka milionów. To sporo, licząc, że wcześniej mieli tylko marne urzędowe pensje. Byli wdzięczni synowi, chociaż Michael nie bardzo był z nimi zżyty. Widywali się tylko w święta. Jedynie siostrę odwiedzał częściej. Ona była spoko. Mieszkałem z nią jakiś czas. Jedynie wkurzała mnie swoimi umoralniającymi gadkami. Według niej nie powinienem szukać wrażeń i oświadczyć się swojej byłej dziewczynie, skoro tak bardzo tego chciała. Oczywiście, bo to, czego ja chciałem, w ogóle się nie liczyło. Byłem tylko facetem, który powinien spełniać zachcianki innych. Taki chuj.

– Dzięki.

– Jak ona się trzyma?

Ciężko było się dogadać z dziewczyną. Tym bardziej że każdego dnia udawała, że było dobrze. Przecież nie byłem ślepy. Wiedziałem, że sobie nie radziła. Jednak nie poprosiła o pomoc. Unikaliśmy rozmawiania o tym, co się wydarzyło. Starałem się zająć ją jakimiś głupotami. Działało tylko na chwilę. Dziewczyna była rozkojarzona. Jednak większość czasu Willow spędzała w swoim pokoju i to najbardziej mnie niepokoiło. Zamykała się w sobie. Czułem, że to wcale jej nie pomagało. Mogła siedzieć ze mną. Nie miałem nic przeciwko. Jednak nie chciałem się narzucać. W ten sposób Willow się przede mną nie otworzy. Cierpliwie czekałem, aż zechce mojego towarzystwa, ale to mogło potrwać. Musiałem znaleźć jakiś sposób, żeby dziewczyna przestała się zamartwiać. Wiedziałem, że była smutna i zawiedziona. Czy naprawdę nie podejrzewała, że facet kiedyś ją uderzy? Przecież wspomniała, że był przerażający. Już wcześniej powinna od niego odejść. Może próbowała. Znalazła mieszkanie, żeby z nim nie zamieszkać. Niestety niewiele wiedziałem na ten temat. Dziewczyna mi się nie zwierzała.

– Kiepsko.

– Rozmawiacie?

Willow nie chciała mi nic mówić. Wymienialiśmy tylko uprzejmości. Nie wiedziałem, o co mogłem ją zapytać, żeby nie czuła się urażona. Zapewne nadal uważała, że nie chciałem jej towarzystwa. Może powinienem powiedzieć dziewczynie, że zmieniłem zdanie i mogła na mnie liczyć. Chociaż myślałem, że wystarczyło, że pobiłem gościa, żeby ją uratować. Poza tym, że nie zamierzała kontaktować się ze swoim byłym facetem i załatwi sprawy na policji, nie wiedziałem nic. Chociaż obawiałem się, że w tej drugiej kwestii chciała mnie zbyć. Niby, kiedy była złożyć zeznania? Gdyby to zrobiła, adwokat na pewno by się ze mną skontaktował. Willow coraz bardziej zamykała się w sobie. Nawet nie wiedziałem, czy bywała w pracy. Nie podobało mi się to. Powinna wyjść do ludzi i zachowywać się normalnie. Jednak niewiele mogłem zrobić. Nie miałem prawa wymagać, że powie mi wszystko albo że z dnia na dzień wróci do normalności. Potrzebowała czasu, ale nie powinna na długo dać się złym myślom. To nie wróżyło nic dobrego.

– Niewiele.

– Idź do niej.

Cieszyłem się, że chociaż w tej sytuacji się ze mnie nie nabijał. Nie byłem zły na żarty Michaela. Zazwyczaj odwdzięczałem mu się tym samym. Jednak dzisiaj nie byłem w nastroju. Martwiłem się o Willow. Niesamowite, że byłem w stanie martwić się o obcą dziewczynę, o dziewczynę, za którą jeszcze kilka dni temu nie przepadałem. Nie sądziłem, że to się zmieni. Przyjaciel rozumiał, że sprawa była poważna. Zawsze mogłem na niego liczyć. Michael był świetnym przyjacielem. Jedynym, którego miałem. Uratował mnie z wielu głupich sytuacji. Tak samo, jak uratował mi życie, mimo że w ogóle tego nie chciałem. Wtedy wolałem umrzeć niż zmierzyć się z problemami i rzeczywistością, w której nie było mojego braciszka. Nie byłem pewny, czy potrafiłem mu się odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobił. Chociaż lepiej byłoby, gdybym nie musiał. Życzyłem mu dobrze. Michael może i kumplował się z podejrzanymi ludźmi, ale nie pakował się w kłopoty. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jedyne jego wybryki to imprezowe bójki i podrywanie kobiet, niekoniecznie wolnych.

Zrobiłem zakupy, zanim dotarłem do domu. Podejrzewałem, że Willow o tym zapomniała. Jedyny raz mogła liczyć na moje żarcie. Chociaż obawiałem się, że złamię tę obietnicę szybciej, niż myślałem. W mieszkaniu panowała cisza, a dziewczyna siedziała skulona na kanapie w salonie. Znowu się dołowała. Zauważyłem, że miała zaczerwienione policzki. Płakała. Miałem wrażenie, że cały czas myślała o swoim związku. Nie było sensu się tym zadręczać. Musiała ruszyć dalej. Najważniejsze, że były facet na razie jej odpuścił. Miałem nadzieję, że nie będzie na tyle głupi, żeby się do niej zbliżyć. Chciałbym jakoś pocieszyć swoją współlokatorkę. Szkoda, że nie wiedziałem jak. Minęło dopiero kilka dni, ale z nią wcale nie było lepiej. Wydawało mi się, że z czasem ruszy naprzód. Praca pozwoliłaby jej zapomnieć, ale pewnie do niej nie chodziła. Jaki powód podała? Oby nie wyleciała z roboty. Wtedy będzie z nią o wiele gorzej.

– Willow. - Wzdrygnęła się, na dźwięk swojego imienia.

– Nienawidzę tego imienia! - Płakała, zakrywając uszy rękoma.

Minęła chwila, zanim zrozumiałem, co miała na myśli. Imię jak imię. Wcześniej nie miała z nim problemu. Musiałem spróbować z nią porozmawiać. Wyciągnąć ją z tych głupich myśli. Nie zamierzałem udawać, że nie zauważałem nic złego w zachowaniu dziewczyny. Naprawdę zaczynałem obawiać się, że zrobi sobie krzywdę. Czy wiedziała, że mogła ze mną porozmawiać? Jeśli nie to właśnie zamierzałem jej to powiedzieć. Wysłucham wszystkiego. Nawet jeśli będą to największe głupoty. Nie była sama. Pomogę jej. Moje wcześniejsze słowa się nie liczyły. Wtedy naprawdę nie chciałem mieć z nią nic do czynienia. Jednak to się zmieniło. Było mi szkoda Willow. Zaczynałem podejrzewać, że w życiu spotkało ją więcej złych rzeczy, ale nie chciała się do tego przyznać. Poza tym mogło okazać się, że na nikogo nie mogła liczyć. Także będę dla niej jedną osobą, z którą mogłaby podzielić się każdym problemem.

– Nie podoba ci się?

– On tak do mnie mówił. - Spojrzała na mnie.

I każdy inny człowiek, miałem ochotę powiedzieć. Wolałem siedzieć cicho. Przynajmniej czegoś się dowiedziałem. Nie chciałem jej dołować. Miałem inny cel. Starałem się jakoś pocieszyć Willow. Chociaż to trudne zadanie. Jednak podejmę się go. Zależało mi, żeby dziewczyna przestała przejmować się tym, co zrobił jej były facet. Nie zasłużył, żeby o nim myśleć. Dopóki trzymał się z daleka, nie było problemu. Jeśli Willow się bała, powinna od razu złożyć zeznania na policji. Facet by się do niej nie zbliżył. Byłem pewien, że wolałby nie ryzykować. Nawet idiota nie chciał spędzić dnia w więzieniu. Możliwe, że uznał, że Willow nie była warta niczego. Dziewczyna mogła zmienić imię w każdej chwili. Wydawało mi się to łatwe. Wystarczyło pójść do urzędu i wypełnić kilka papierów. Wiele ludzi robiło to każdego dnia z ważnych powodów. Ona też taki miała. Chciała zapomnieć o przykrych wydarzeniach i uciec od swojego byłego faceta. Zmiana imienia mogłaby pomóc Willow ruszyć naprzód, ale może tylko ja tak myślałem. Cóż, nie zawadziło spróbować. To tylko luźny pomysł.

– Wybierzmy ci nowe. - Usiadłem obok niej.

Chętnie wymyślę dla niej coś innego. Wydawało mi się to fajną zabawą. Na pewno udałoby mi się rozbawiać swoją współlokatorkę. Miałem nawet jeden pomysł, którym chciałem podzielić się z Willow. Nie byłem tylko pewny, czy jej się spodoba nowe imię, ale mogłem spróbować. Co niby miałem do stracenia? Najwyżej mnie wyśmieje. Przynajmniej by się w końcu uśmiechnęła. Oby tylko się nie zdenerwowała, bo taka opcja też wchodziła w grę.

– Jakie?

– Chevrolet. - Uśmiechnąłem się.

Po chwili uznałem, że może to kiepski żart. Tym bardziej że dziewczyna się nie zaśmiała. Czułem się trochę jak głupek. Imię jak auto mogło jej się nie spodobać. Chociaż było jak każde inne. W Nowym Jorku tysiące osób chciało się wyróżniać, więc wymyślało sobie ksywki od różnych przedmiotów. Znałem nawet gościa, który kazał do siebie mówić Linijka. Serio. Był pojebany. Willow była w rozsypce, a ja szukałem sposobu, żeby ją rozbawić. Uważałem, że to zabawne, że zmieni imię na markę samochodu, którą szczerze mówiąc, lubiłem. Jednak tego jeszcze nie wiedziała. Nie znała mnie na tyle dobrze, ale miała szansę mnie poznać. Powinienem znaleźć inny sposób, żeby zachęcić Willow do rozmowy. Niestety nie wiedziałem, co zrobić. Ignorowała mnie za każdym razem, gdy próbowałem ją zagadać. Jakie tematy były bezpieczne przy niej? Babskie gadki mnie nudziły.

– Jak auto? - Spojrzała na mnie jak na wariata.

– Lubie je. - Wzruszyłem ramionami. – Mogę wołać do ciebie Chev.

To zrobienie nawet brzmiało dobrze i pasowało do dziewczyny. Szybko byśmy się przyzwyczaili do jej nowego imienia, ale wszystko zależało od niej. Nie zamierzałem nalegać. Decyzja należała do Willow. Dzięki temu mogłaby poczuć się lepiej. Chociaż wydawało mi się, że w tej chwili myślami była zupełnie w innym miejscu i nawet nie zastanawiała się nas swoim imieniem. Coś ją nadal męczyło. Na pewno zastanawiała się nad swoim związkiem. Nie powinna. Nic już nie była w stanie zmienić. Poza zeznaniami. Uważałem, że musiała zgłosić się na policję i żądać ukarania swojego byłem faceta. Gość powinien ponieść odpowiedzialność za to, co zrobił. Bałem się tylko, że w tej sytuacji ja też poniosę konsekwencje. Starałem się trzymać z dala od problemów z prawem. Nie chciałem skończyć jak moja matka. Nie biłem się bez powodu. Stanąłem w obronie swojej współlokatorki. Chyba nie była na mnie o to zła. Nawet nie chciałem wyobrażać sobie, że Willow mogła rozważać opcję powrotu do swojego faceta. Nie. Nie była głupia. Nie wywinęłaby mi takiego numeru.

– Nie mogę zmienić imienia na Chevrolet. - Otarła twarz.

A co to za problem? Chyba że chodziło o imię, ale wydawało mi się, że nie. Dziewczyna pewnie zastanawiała się, jak miałaby załatwić wszystkie formalności. Na pewno by sobie z tym poradziła, gdyby chciała. Spotkałem się z dziwniejszymi imionami i jakoś nikt nie narzekał. Nawet cieszyli się, że mogli się wyróżniać. Skoro Willow nie podobało się, co wymyśliłem, mogła wybrać coś innego. Żaden problem. Na pewno znajdzie coś lepszego, a mi naprawdę było bez różnicy. Chodziło o to, żeby znowu poczuła się dobrze. Musiała ruszyć naprzód i zapomnieć o tym, co się stało. Z nowym imieniem byłoby jej po prostu łatwiej. Za kilka tygodni znajdzie sobie innego faceta, bo w to, że zrezygnuje z randek, ciężko było mi uwierzyć. Oby znalazła sobie lepszego chłopaka od poprzedniego. Chętnie pomogę jej go sprawdzić. Upewnię się wtedy, że dziewczyna była bezpieczna. Chciałbym, żeby tak właśnie było.

– Myślę, że możesz. - Pogłaskałem ją po ramieniu. – Spróbujemy tak do ciebie mówić przez jakiś czas.

– Dobrze.

Miałem wrażenie, że dziewczyna chciała zostać sama, a ja niekoniecznie chciałem ją zostawić. Wolałbym nie spuszczać Willow z oczu. Naprawdę bałem się, co wymyśli i że nie będę jej w stanie pomóc. Mogła zostać w salonie. Wcale nie oczekiwałem, że cały czas będziemy ze sobą rozmawiać. Byłem gotów nawet obejrzeć ze swoją współlokatorką jakiś film, żeby poczuła się lepiej. Cokolwiek, bo bałem się, że zrobi coś głupiego. Mogła zadzwonić do byłego faceta i go przeprosić, co było najgłupszą rzeczą. Nie zasłużył na nic. Jednak wiedziałem, że zakochane dziewczyny były zdolne wybaczyć wiele rzeczy. Willow nie mogła być jedną z ofiar przemocy. Nie wyrażałem na to zgody. Zasłużyła na normalny związek. Musiałem mieć na nią oko. Przynajmniej do czasu, aż nie upewnię się, że czuła się lepiej. Dopiero wtedy odpuszczę. Nadal nie mogłem uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu byłem w stanie ignorować towarzystwo swojej współlokatorki i uważać, że w ogóle nie interesował mnie jej los. Nie byłem gościem, co zostawiał kobiety w potrzebie. I to mnie kiedyś zgubi.

– Potrzebujesz czegoś?

– Dziękuję, Cadeb. - Spojrzała na mnie.

Nie musiała. Wcale nie oczekiwałem podziękowań. Nie dlatego dotrzymywałem jej towarzystwa. Było mi jej żal, chociaż tego nie powiedziałem. Na pewno wolałaby usłyszeć coś lepszego na swój temat. Już nie uważałem Willow za wariatkę. Nawet zaczynałem rozumieć jej zachowanie. Szukała mieszkania, żeby uwolnić się od swojego pojebanego faceta. Czegokolwiek, żeby nie wprowadzić się do niego. Dlatego opcja zamieszkania ze mną była dobrym rozwiązaniem. Zaufała mi. Wiele to dla mnie znaczyło.

– Będę obok. - Wskazałem na drzwi swojej sypialni. – Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu zapukaj.

Nie chciałem jeszcze się z nią żegnać. Chociaż nie miałem nic więcej do powiedzenia. Dziewczyna pewnie chciała odpocząć albo w spokoju się wypłakać. Zapewne każda opcja była lepsza niż moje towarzystwo. Powinienem odpuścić. Przecież nic złego się nie stanie. Naprawdę będę obok. Zareaguję od razu, gdyby krzyczała. Jednak obawiałem się, że nic mnie nie obudzi, gdy dziewczyna rzeczywiście zawoła o pomoc. Czekała mnie ciężka noc. Nie powinienem spać. Tłumaczyłem sobie, że Willow była dorosłą dziewczynką i poradzi sobie beze mnie.

– Wiem. - Uśmiechnęła się. – Bądź spokojny. Nie zrobię sobie krzywdy. Nie jestem zakochaną idiotką.

Nawet nie zdążyłem zaprotestować, bo zniknęła w swoim pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro