Rozdział IV - Victor

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Będę tęsknić – tuż przed odprawą, gdy Yuuri żegnał się z Victorem, spojrzał w jego jasnoniebieskie, spokojne oczy; od jego własnych, czekoladowych tęczówek bił przytłaczający smutek.

- Ja też będę tęsknić, Yuuri, ale pomyśl o tym inaczej – Nikiforov ujął podbródek narzeczonego, przybliżając twarz do twarzy Japończyka – To tylko parę dni. Załatwię, co tam sobie urzędnicza swołocz zażyczyła i wracam. A później pojedziemy po złoto do Tokio.

Widząc niepocieszoną minę Katsukiego, Victor westchnął ciężko, szukając jakiegokolwiek słowa otuchy. Mógł być sobie pięciokrotnym mistrzem świata, lecz pocieszycielem był beznadziejnym.

- Yuuri, lubisz patrzeć w gwiazdy?

- Ano. Całkiem ładne są.

- Widzisz, Yuuri... Gdy wieczorem będziesz wychodził na spacer z Makkachinem, popatrz w niebo. Spójrz na te wszystkie gwiazdy, na jasny księżyc ponad tobą i pomyśl o tym, że ty i ja, mimo tak wielkiej odległości, patrzymy oboje w to samo niebo.





- Paszoł mię stąd, Jurij! – Yakov ryknął ile sił w płucach na jasnowłosego podopiecznego – Jeszcze tego brakowało, żebyś się tu połamał! Zdejmuj te łyżwy i idź odpocząć!

Yurio zacisnął zęby, zjeżdżając z lodowiska. Dziś kompletnie nic mu nie wychodziło. Każdy skok kończył się upadkiem, potykał się o własne płozy, był kompletnie wybity z rytmu. W miejsce jego Agape weszła jedna wielka gapa, która zapomniała, jak jeździć do tyłu czy jak zrobić chociażby eulera.

- Mistrz taktu i delikatności, jak pragnę zdrowia! - Lilia Baranovskaya, pod której okiem trenował Yurio, skarciła byłego męża; choć ona sama była osobą raczej oschłą i nieskorą do wzruszeń, dziś wyjątkowo nie miała nastroju do trzymania rygoru nad piętnastoletnim młodym gniewnym. Kobieta westchnęła ciężko, obserwując, jak blondyn zdejmuje łyżwy – Odpuść mu dzisiaj, baranie. Musi mu być ciężko.

- Bo mnie to niby nie jest! – prychnął Feltsman, zakładając ręce na piersiach i gromiąc wzrokiem byłą żonę – A mówiłem mu, mówiłem: „nie leć po nocy"... Nie! Uparł się, osioł pieprzony! W coś ty się najlepszego wpakował, Vitya?...

Stary Rosjanin oparł się o bandę, wpatrując się tępo w pozostałych ćwiczących łyżwiarzy. Zaciskał pięści, zaciskał zęby, tylko powiek nie zaciskał, miarowym oddechem starając się opanować napływające do oczu łzy. Mógł sobie wyzywać na Nikiforova, lecz kiedy jego życiu zagrażało niebezpieczeństwo, nawet Yakov okazywał się być podatnym na wzruszenia człowiekiem.

- Yuratchka! Będziesz rozmawiał z Katsukim? – nim Yurio zdążył zdezerterować z lodowiska w akompaniamencie kłótni byłego małżeństwa, Lilia zdążyła go jeszcze na chwilę zatrzymać.

- Jak coś będę wiedział, dam znać. Potem znajdę tego pieprzonego starucha i osobiście nakopię mu do dupy. A jak zginął, to go zabiję! – warknął Plisecki, wychodząc z pomieszczenia.






Nieznośnie silna i dokuczliwa wibracja telefonu w kieszeni bluzy sprawiła, że Katsuki ocknął się. Podniósłszy się z krzesła na oddziałowym korytarzu, kilkakrotnie zamrugał powiekami, względnie odzyskując ostrość widzenia, po czym spojrzał na wyświetlacz. Gdy tylko zobaczył, kto dzwoni, westchnął ciężko, po czym wyszedł z oddziału. Dopiero gdy znalazł się w jednym z ciemnych, cichych łączników, odebrał połączenie.

- Yuuri?! Wiadomo już coś?

Okularnik westchnął ponownie, opierając się o parapet i patrząc przez okno. Docierało tu niewiele światła i jego zaczerwienione, podpuchnięte oczy mogły trochę odpocząć. Na oddziale, gdzie pełno było jasnych lamp, intensywność oświetlenia pomagała mu pohamowywać łzy, jednakże teraz czuł, że powinien pozwolić swym emocjom uwolnić się, by móc odzyskać względne opanowanie.

Nie był przygotowany na rozmowę z Pliseckim. Nie był gotowy na rozmowę z kimkolwiek. Nie miał odwagi ani sił, by zadzwonić do Minako czy rodziców. Nie umiał wykrzesać w sobie dość stosownego słownictwa, by porozmawiać z Phichitem. Teraz, postawiony pod ścianą, nie mając wyboru, szukał odpowiednich słów i głosu, by móc względnie normalnie porozmawiać z Yurio.

- Yuuri?...

- Dotarłem już na miejsce – Katsuki robił wszystko, co w jego mocy, by jego głos brzmiał naturalnie, choć grzązł mu w gardle.

- I co? Co się tam w ogóle dzieje?

- Wszystko. Wszystko i nic jednocześnie. - Japończyk, porządkując w myślach wszystkie wydarzenia, uświadomił sobie boleśnie, że upływający czas jedynie piętrzył niepokój i wątpliwości - Odnaleziono zaledwie trzydzieści siedem żywych osób. Po tym nastąpiła we wraku seria wybuchów. Strażacy dopiero niedawno dogasili pożar. Marne szanse, że jeszcze kogoś żywego wyciągną. Spośród ocalałych już dwoje zdążyło umrzeć wskutek obrażeń. Ciała, które teraz wydobywają z wraku samolotu...

- Co z nimi?

- Cholera... Yurio, one w ogóle nie przypominają ciał. Niektórych szczątków w ogóle nie da się zidentyfikować wizualnie. Potworny widok.

- Yuuri... Czy ja... czy mógłbym porozmawiać z Victorem?...

Katsuki zacisnął zęby i spuścił głowę, oparłszy czoło o zimną szybę.

- Yuuri, gdzie jest Victor?...

Parapet zrosiły łzy, uprzednio znacząc wilgotne szlaki na blado-czerwonej twarzy łyżwiarza.





- Przykro mi, panie Katsuki. Spośród wszystkich osób, jakie zdołaliśmy wydobyć z wraku, nie rozpoznano Victora Nikiforova, a przynajmniej ja nie mam tego odnotowanego. Możliwe, że udało się zidentyfikować go dopiero w szpitalu. Najlepiej będzie, jeśli uda się pan właśnie tam. Widzi pan ten budynek? Tam przetransportowano wszystkich ocalałych.

Brunet podziękował przysadzistemu, rudemu jegomościowi, po czym pognał ile sił w nogach ku szpitalowi. Klął pod nosem, denerwując się odwlekaniem momentu uzyskania jakiejkolwiek konkretnej informacji.

Ledwo wpadł do budynku, a już przywitał go wzrok dziesiątek ciekawskich spojrzeń. Przy kilku okienkach stali - jak się domyślał - ludzie poszukujący swych bliskich lecących felernym Boeingiem. Rejestratorki jednocześnie rozmawiały ze zdenerwowanymi interesantami, wisiały na telefonach i gorączkowo wklepywały coś w komputery. Inni siedzieli zrezygnowani na twardych, drewnianych ławkach pod ścianami, zesłani do poczekalnianego czyśćca. Jeszcze inni kręcili się po korytarzu, rozmawiając przez komórki. Dało się słyszeć nie tylko japoński, lecz także angielski czy rosyjski.

Katsuki rozejrzał się uważnie. Zauważył, że przy jednym z czynnych okienek nie ma nikogo, lecz nim podszedł, upewnił się jeszcze, czy nikomu nie wtrynia się w kolejkę. Stanął więc przy okienku, czekając, aż pracująca po drugiej stronie kobieta zakończy bieżące czynności.

Więc czekał. Czekał cierpliwie, rozumiejąc, że wszyscy tutaj są wytrąceni z równowagi. Czekał, choć jego serce drżało z niepokoju o ukochanego. Czekał i doczekać się nie mógł, bo rejestratorka zdawała się go nie widzieć. W końcu postanowił zwrócić na siebie uwagę delikatnym "przepraszam", ale najwyraźniej przeszkodził w czymś arcyważnym, bo kobieta odwarknęła tylko, że się tu pracuje i... zamknęła stanowisko.

Yuuri nie miał siły się wykłócać. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować na nagłe pojawienie się tabliczki "NIECZYNNE" i zasunięcie okienka, został przywołany przez rejestratorkę ze stanowiska obok.

- W jakiej sprawie? - bez zbędnych ceregieli, "dzień dobry" ani tym podobnych uprzejmości kobieta w białym fartuchu wyciągnęła do okularnika rękę po dokumenty.

- Szukam Victora Nikiforova - odparł zmęczony już nieco powtarzaniem tej samej śpiewki brunet.

- Nie pan jeden - rejestratorka uśmiechnęła się kpiąco.

- Mówię poważnie.

- Jest pan członkiem rodziny pana Nikiforova?

- Zgadza się. Jestem jego narzeczonym.

Sekretara podniosła głowę, patrząc na Katsukiego jak na wariata.

- A ja jestem właśnie na wakacjach i popijam sobie drinka z palemką. Jest pan członkiem rodziny pana Nikiforova czy nie? Blokuje pan tylko miejsce innym interesantom.

Okularnik westchnął ciężko, sięgając po etui na dokumenty i wyciągając jeszcze jeden, którego miał nadzieję zbyt rychło nie używać. Swego czasu zapobiegawczy Victor wpadł na pomysł udania się do notariusza i podpisania stosownego, obustronnego upoważnienia, w tym do uzyskiwania informacji medycznej. Yuuri podał akt notarialny rejestratorce, mając nadzieję, że to załatwi sprawę.

- Jeszcze raz - łyżwiarz starał się nie okazywać po sobie targającej nim irytacji - Nazywam się Yuuri Katsuki i jestem narzeczonym Victora Nikiforova, który leciał tym Boeingiem, z którego ocaleni są przewożeni tutaj. Chciałbym wreszcie uzyskać jakąkolwiek informację na temat mojego przyszłego męża.

Kobieta oddała mu dokumenty, uprzednio spojrzawszy na nie pobieżnie.

- Do informacji o stanie zdrowia ofiar uprawniona jest jedynie rodzina. Pan jest dla pana Nikiforova całkowicie obcą osobą.

- A... ale...

Całej rozmowie przysłuchiwała się stojąca obok pielęgniarka, która dotychczas jedynie obserwowała sytuację, lecz widząc, że dzieje się coś bardzo niedobrego, postanowiła interweniować.

- Chwileczkę! - niska kobiecina w pielęgniarskim mundurku podeszła do okienka, przy którym stał Yuuri i zwróciła się do rejestratorki - W czym tu problem? Chłopak szuka narzeczonego.

- Procedury - siedząca za przeszkleniem sekretara wzruszyła niewinnie ramionami.

- Żebyście wy tak przestrzegali procedur, kiedy naprawdę tego trzeba - westchnęła pielęgniarka, po czym położyła dłoń na ramieniu Katsukiego - Może pan pójść ze mną?

Całkiem skołowany wydarzeniami ostatnich paru minut okularnik uległ i posłusznie poszedł za - jak się okazało - Naegi Eru, oddziałową miejscowego OIOM-u. Kobieta zaprowadziła go na swój oddział i poleciła poczekać na korytarzu do czasu, aż nie uzyska stosownych informacji.

To, co działo się na OIOM-ie, dalekie było od szpitalnej rutyny znanej z oper mydlanych. Lekarzom myliły się nazwiska pacjentów i wszystko sprawdzali po trzykroć, pielęgniarki uwijały się jak w ukropie, więc Katsuki usiadł na jednym z krzeseł, czekając na jakiekolwiek wieści dotyczące narzeczonego niczym na zbawienie i trawiąc to, co działo się przez ostatnie godziny.

Patrzył na zegarek i wciąż nie dowierzał, jak szybko wszystko się potoczyło. Radosne przygotowania do wyjazdu na lotnisko Fukuoka, wymiana wiadomości z Victorem, spokojny i owocny trening, później stres związany z radarem, mini-zawał w Yu-topii, męcząca droga na lotnisko, oczekiwanie, pierwsze wieści dotyczące Boeinga, który roztrzaskał się pod Matsugumą...

Z tego dziwnego półsnu wyrwała go dopiero starsza pielęgniarka - ta sama pulchna, niziutka kobieta o jasnoniebieskich tęczówkach i srebrzystych włosach, która wyciągnęła go z rejestracji. Yuuri miał wrażenie, że oto sam anioł stróż Victora zstąpił do niego, by wskazać drogę do jego narzeczonego.

Oddziałowa zaprowadziła Yuuriego do swego gabinetu i wmusiła w niego gorącą herbatę. Początkowo Katsuki był niechętny do rozmowy, wciąż mając przed oczyma ostatnie obrazy, jednak srebrnowłosa kobiecina skutecznie przekonała go do zwierzeń. Wiedząc, jaki szmat drogi oraz ile nerwów ma za sobą okularnik, zaproponowała mu to samo, co każdemu szukającemu swego bliskiego wśród ocalałych, czyli oprowadzi go po oddziale i pozwoli rzucić okiem na przywiezionych z wraku – a nuż odnajdzie wśród nich Victora?

Na pytanie, czy naprawdę nie widziała, czy nie kojarzy rosyjskiego łyżwiarza, pani Eru uśmiechnęła się smutno.

- Oczywiście, że kojarzę Victora, kochaneczku, jednakże czym innym jest podziwiać go na lodowisku, a co innego odnaleźć go pośród rannych. Tu, w tym cholernym ferworze walki, pacjent staje się dla nas nazwiskiem i kartą zleceń. Wiem, że zabrzmiało to okrutnie, sama nie popieram takich praktyk, jednakże widzisz, co się tutaj dzieje. Są takie chwile, gdzie każda minuta to istne przekleństwo! Usiłując odegnać kostuchnę znad łóżek tych biedaczków, nie zwracam nawet uwagi na ich twarze. Nazwiska zlewają się w jedno. To jest pole bitwy, kochany chłopcze – pielęgniarka załamała ręce, omal nie strącając cukiernicy ze stolika – Cholera! Jeszcze zaczęli zwozić nam tych, co ratowali pasażerów w momencie, gdy wybuchł ten potworny pożar... Ach, przeklęta czarna ladacznica! – oddziałowa poderwała się raptownie i podeszła do biurka, przetrzepując dokumentację - Piękną ma dziś ucztę. Każdej jednej ofierze czaszkę wydarła, by spijać z niej łzy jej najbliższych...

Katsuki zamarł, słuchając pielęgniarki i obserwując ją. Melodyjny, barwny głos, wiernie oddający każdą emocję, jasnoniebieskie, natchnione oczy wpatrzone w niego nie z grzecznym współczuciem, lecz z prawdziwą troską i przedziwną miłością, jaką pielęgniarka miłuje swych pacjentów, srebrzyste, zwichrzone włosy niedbale upięte w koka, pełna uczuć i zaangażowania gestykulacja... Brunet naprawdę miał nieodparte wrażenie, że ta kobieta jest aniołem stróżem Victora.

Oddziałowa, złapawszy po drodze jeszcze kilka osób poszukujących swych krewnych, zaprowadziła ich, w tym Yuuriego, do progu każdej z sal. Najpierw każdy mógł rzucić okiem, czy któryś z pacjentów przypomina zaginionego bliskiego. Potem - jeśli pojawiła się iskierka nadziei, że to właśnie ta osoba, że widać podobieństwo - można było po cichu i pojedynczo wejść do sali i dokładniej przyjrzeć się poszkodowanym.

Yuuri wytężał wzrok, uważnie przyglądając się wszystkim rannym, walczącym o zdrowie i życie. Szukał znajomej, siwej grzywki, wielkiego czoła i tej młodej twarzy. Na próżno. Chociaż chodzili tak od sali do sali, choć długo przyglądał się każdemu poszkodowanemu, nie odnalazł swego ukochanego.

Za to na jego oczach odeszło dwoje rannych pasażerów; ich trudna, nierówna walka dobiegła końca. Jeden z nich miał szczęście w nieszczęściu zostać rozpoznanym przez bliską osobę na chwilę przed śmiercią i umrzeć nie jako N.N, lecz jako kochany człowiek w ramionach kochającej osoby.

W tamtym momencie Katsukiemu zrobiło się słabo. Tak bardzo się bał, że gdy już odnajdzie Victora, to albo zdąży mu jedynie towarzyszyć w ostatnich chwilach życia, albo zastanie go już martwego, nie zdążywszy nawet się pożegnać...

- Oj, kochaneczku, przecie ich tam na pokładzie prawie czterystu było, a zobaczyłeś raptem trzydziestu siedmiu – gdy wrócili do gabinetu i łyżwiarz opadł na krzesło, gorzkie łzy spłynęły po jego twarzy. Oddziałowa, choć sporo niższa, utuliła go jak matka, starając się go pocieszyć – Do prosektorium nie powinno ci być spieszno, w tak strasznym stanie są ciała. Poczekaj, aż przeszukają cały wrak i jego okolice, a nuż kogoś jeszcze odnajdą, a nuż odnajdą twojego lubego!

- Kiedy... kiedy ten pożar... - wychlipał Yuuri, tracąc resztki nadziei. Już chciał coś dodać, gdy do gabinetu wpadła młoda pielęgniarka, krzycząc, że znaleziono kolejne dwie osoby ocalałe podwójnie – z wraku i jego pożaru.





- Yuuri?

- Pośród tamtych trzydziestu siedmiu osób nie było Victora – brunet zdjął okulary i przetarł oczy mokre od łez – Znajdują jednak kolejnych cudem ocalałych. Dwoje z nich już widziałem, ale po Victorze ani śladu. Wciąż jest nadzieja. Skoro nawet po tym wszystkim znajdują żywych...

- I co, znaleźli go? – ochrypły głos „włączył" się w rozmowę.

- Do kurwy nędzy, trochę prywatności!

- Zawrzyj jadaczkę, jak do mnie mówisz! Gdzie on jest?!

- Nie znaleźli go jeszcze, no! Do cholery! Przepraszam cię za tego starego capa...

- A idźże w chuj, gołowąsie!

Po raz pierwszy od kilku godzin na twarzy Katsukiego pojawił się cień uśmiechu, gdy tak słuchał kłótni Yakova i Yurio.

- Już jestem, przepraszam cię jeszcze raz. Oczekiwał, cholera, że Victor cudownie sprowadzi ten samolot w jednym kawałku do Moskwy, czy jak... Gdyby samolot dało się wylądować jak Salchowa, na bank Victor sprowadziłby na ziemię...

- Obawiam się, że awionika i łyżwiarstwo to dwie różne drogi, Yurio.






Drodzy państwo, trudno znaleźć jakiekolwiek słowa na to, co dzieje się pod Matsugumą... Najnowsze informacje: trzysta osiemdziesiąt siedem osób znajdowało się na pokładzie Boeinga 777-300ER, samolotu rosyjskich linii lotniczych Aerofłot, który rozbił się wczesnym popołudniem. Podczas akcji ratunkowej, po wydobyciu z wraku trzydziestu siedmiu osób, wybuchł pożar, ogromny pożar... Przypuszczano, że pogrzebał on szanse na ocalenie pozostałych pasażerów. Zginęło dwudziestu sześciu ratowników i strażaków, którzy byli wewnątrz wraku, ratując życia ocalałych... Mimo tego udało się znaleźć jeszcze szesnaście żywych osób, szesnastu pasażerów. Warunki atmosferyczne, pomimo obaw funkcjonariuszy, pomogły straży pożarnej, mróz i wzmożone opady śniegu przyspieszyły ugaszenie pożaru, jednakże po tej tragedii w tragedii są już oficjalne informacje – nie ma więcej ocalałych.

W Yu-topii było coraz więcej osób. Ludzie, wracając z pracy, zachodzili do państwa Katsukich, by zapytać o obu ich synów, by zapewnić o swoim wsparciu lub by po prostu pobyć z nimi dłużej i dodać otuchy obecnością. W dużym gronie nieco raźniej czekało się na nowe wieści.

Podsumujmy – na trzystu osiemdziesięciu siedmiu pasażerów zdołano ocalić pięćdziesiąt trzy osoby, choć dziesięć z nich zmarło już w szpitalu wskutek poważnych obrażeń... Trzysta siedemdziesiąt ofiar potwornej katastrofy pod Matsugumą, jest to trzecia największa katastrofa samolotu pasażerskiego w dziejach świata. Dowiedzieliśmy się także, że na pokładzie rosyjskiego Boeinga znajdował się pięciokrotny mistrz świata w łyżwiarstwie figurowym mężczyzn, Victor Nikiforov. Niestety, nie mamy wieści, czy jest on wśród ocalałych. Na miejscu katastrofy zastaliśmy jego narzeczonego, tegorocznego wicemistrza świata, Yuuriego Katsukiego, który...

- Biedny Yuuri – westchnęła Minako, patrząc na rodziców Katsukiego – Od czasu ostatniego telefonu, jak na ironię, nie dał znaku życia.

- Przecież powiedział, że da znać, jak będzie miał jakąś wiadomość – przypomniała Loop.

- Najwidoczniej nie wie nic poza tym, co podają media – dodała Lutz.

- Albo coś wie, ale jest to niepotwierdzone – Axel uważnie obserwowała pasek informacji – Ewentualnie przykleił się do Victora. Albo skądś go zeskrobuje. No co? – spojrzała zdezorientowana na mieszkańców Hasetsu, patrzących na nią z cichym potępieniem.

- Oby to było to. W sensie że się muszą sobą nacieszyć, nim oddzwonią – pani Hiroko niepokoiła się coraz bardziej.

Jej syn właśnie przeżywał dramat, ona zaś nie mogła mu pomóc. Jej drugi syn... Tak, drugi syn – tak nazywała Victora – drugi syn przepadł. Moment, w którym Hiroko i Toshiya pierwszy raz zobaczyli, jak Victor i Yuuri padają sobie w ramiona, łącząc się w czułym pocałunku, był tak naprawdę momentem, gdy państwo Katsuki przygarnęli oficjalnie drugiego syna. Wspierali rodzący się związek młodych łyżwiarzy; dla nich najważniejsze było ich szczęście.

Szczęście, które lada moment mogło zostać brutalnie rozniesione w pył.

- Hej, to Yuuri! – trojaczki krzyknęły jednocześnie, gdy na ekranie pojawił się młody Katsuki.

Yuuri wyglądał koszmarnie. Podpuchnięte oczy, czerwone policzki, rozwichrzone w niesamowitym nieładzie kruczoczarne włosy i przekrzywione okulary, poplamione od zaschniętych łez. Jego czekoladowe oczy miały w sobie niepojęty, przytłaczający ból.

- Panie Katsuki, naród rosyjski zadrżał, fani łyżwiarstwa na całym świecie wstrzymali oddech, gdy dowiedzieli się o tym, że na pokładzie tego samolotu znajdował się Victor Nikiforov. Czy został odnaleziony?

- Niestety, jeszcze nie – widać było, że przez te miesiące, które Yuuri spędził z Victorem, liznął trochę podejścia do mediów. Mimo iż całe jego ciało krzyczało „dobijcie mnie", jego głos był opanowany, bez cienia drżenia – Sytuacja jest dynamiczna. Ponadto panuje chaos informacyjny i podobnie jest z wieściami dotyczącymi Victora. Nie zidentyfikowano jeszcze wszystkich ocalonych, nie zidentyfikowano wszystkich ciał. Są tutaj dziesiątki ludzi, bliskich ofiar tego feralnego lotu i wszyscy czekamy na jakiekolwiek informacje.

- W świetle tej potwornej katastrofy, co z pańskim startem w Mistrzostwach Japonii?

- Bez zmian – odparł okularnik, nie wahając się ani chwili – Cokolwiek miałoby się teraz stać, wystartuję. Ciężka praca Victora jako mojego trenera nie przepadnie. Myślę, że nie chciałby, bym poddał się w krytycznym momencie.

- Co chciałby pan teraz powiedzieć swoim fanom, fanom Victora, łyżwiarstwa, narodowi rosyjskiemu?

- Czekajcie na potwierdzone informacje, bo zdarza się, że zmieniają się one dość szybko, jak w przypadku pożaru we wraku. Na początku nie dawano nikomu szans na przeżycie, a od tego czasu uratowano szesnaście osób. Bądźcie dobrej myśli do samego końca. Wszystkim, którym przyszło już zidentyfikować swych drogich zmarłych w tej katastrofie, składam kondolencje. Każdemu z was, rodzinom i przyjaciołom tych trzystu siedemdziesięciu ofiar, składam wyrazy współczucia i łączę się z wami w bólu w po stracie bliskich.

- No patrzcie, jak z ziemniaka zrobił się dyplomata – Mari, zazwyczaj kierując się świętym prawem starszej siostry do dokuczania bratu, w tym momencie zbierała koparę z podłogi. Była pod wrażeniem - Normalnie braciszek by się rozkleił i zwiał od mediów, a tu proszę.

Teraz jej młodszy brat stał dzielnie przed kamerą, choć ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia i bólu, tego psychicznego. Mari miała nadzieję, że jej szwagier szybko zostanie odnaleziony w jednym kawałku.






- Pozwól ze mną, kochaneczku – oddziałowa, wyśledziwszy Yuuriego na korytarzu, podeszła do niego i zagaiła cicho – Mamy do pogadania. Widziałeś już ostatnich przywiezionych?

- Tak, widziałem.

- I jak?...






W Yu-topii na chwilę zawrzało, kiedy wszyscy komentowali między sobą krótkie wystąpienie przed kamerami najmłodszego z Katsukich.

- Spokojna głowa, Makkachin – pudel na kolanach Minako ziewnął kolejny raz z rzędu; Yuuko wciąż drapała go za uchem, patrząc w ekran telewizora – Będzie dobrze, nie?






Mamy pilną, potwierdzoną już informację... Zakończono wydobywanie ciał z wraku Boeinga 777-300ER rosyjskich linii lotniczych Aerofłot. Ciężko mówić o ciałach.... Po pożarze, który wybuchł podczas akcji ratunkowej, prawdopodobnie wiele osób, które mogły ocaleć, zginęły - tak wynika z naszych rozmów z funkcjonariuszami pracującymi na miejscu. W wielu przypadkach ciała zostały rozerwane, wiele szczątków jest niemożliwych do zidentyfikowania wizualnego. I kolejna wiadomość, dosłownie z ostatniej chwili: śledczy odnaleźli już rejestrator głosów w kabinie oraz rejestrator parametrów lotu. Zostały one zabezpieczone i wydane do wysłania do laboratorium w Stanach Zjednoczonych.






Gabinet oddziałowej. Srebrnowłosa kobieta podała Katsukiemu niejałowy fartuch i rękawiczki. Jeszcze raz przejrzała dokumentację z teczki, którą miała w ręku. Musieli mieć pewność.






Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że wiele ciał zostało doszczętnie zniszczonych. Trwają właśnie identyfikacje zarówno ocalałych, jak i tych zwłok, co do których jest szansa, że uda się je zidentyfikować. Rozpoczęto także prace nad identyfikacją ofiar poprzez porównanie DNA ze szczątków z materiałami pobranymi od rodzin ofiar.






Yuuri wszedł do sali. Serce zamarło mu w piersi, zaś nogi odmówiły posłuszeństwa. Podszedł bliżej. Ostrożnie ujął dłoń, na której znajdował się potwornie rozszarpany fragment złotej obrączki. Choć zniekształcenia materiału były duże, to rozpoznał charakterystyczne cechy, które nosiły oba pierścionki, które pamiętnego dnia wsunęli sobie na dłonie w Barcelonie.

- Poznajesz tę obrączkę?

Katsuki nie odpowiedział. Bardzo, bardzo powoli, ledwo widzialnie, skinął głową na tak.

- Czy potwierdzasz tożsamość: Victor Nikiforov, lat 28, urodzony 25 grudnia 1989 roku w Sankt Petersburgu, obywatel Federacji Rosyjskiej, pański narzeczony?

Oddziałowej odpowiedział ledwie słyszalny szept: „tak".






- Co do kurw-

Mari zamarła, widząc nowy komunikat na pasku informacyjnym.






Yuuri stał przed wejściem do szpitala. Śnieżyca ustała, zaś chmury rozstąpiły się, ukazując piękne, pogodne, zimowe niebo, okraszone gwiazdami i przyozdobione jasnym księżycem w pełni. Patrząc w niebo, okularnik trzymał w drżącej dłoni telefon.







- Że co?! – Minako mało nie wywróciła stolika przed sobą, widząc pasek informacyjny. Zaniemówiła, patrząc w milczeniu na państwa Katsukich.








Wiesz co, Vitya? Patrzę na te wszystkie gwiazdy, na jasny księżyc nade mną... Już nie patrzymy w to samo niebo, Vitya. Teraz ja sięgam ponad chmury, ku księżycowi, do gwiazd, by dojrzeć Ciebie... Ty zaś spoglądasz na mnie z góry. Z nieba, w które raz wzleciałeś i które zabrało mi Ciebie na zawsze.








VICTOR NIKIFOROV NIE ŻYJE


Wszyscy mieszkańcy Hasetsu, którzy zgromadzeni byli w Yu-topii Katsuki, natychmiastowo zamilkli, odczytując komunikat na pasku informacyjnym, napisany dużą czcionką. W tym samym momencie zadzwonił telefon instruktorki baletu. Minako drżącą ręką odebrała połączenie, przełączając je na głośnik.

- Tak, Yuuri?... – jej głos zadrżał.

Mari przyciszyła telewizor. Hiroko i Toshiya, trzymając się za ręce, w milczeniu wpatrywali się w głośnik, jakby chcieli dostrzec tam syna, móc go dotknąć i przytulić. Yuuko skryła twarz w dłoniach, usiłując poskładać w swoim umyśle wszystkie te koszmarne wieści w logiczną całość.

- Minako-sensei... Masz dziewczynki na podorędziu?...

- Jesteśmy! – zgłosiły się trojaczki, choć entuzjazm zniknął z ich pucołowatych buziek. Dla nich ten wielki napis na pasku informacyjnym był niczym sztampowe science-fiction, choć reakcje dorosłych mówiły im, że to nie beznadziejny film kategorii Z, lecz bolesna, okrutna rzeczywistość.

- Axel, Lutz, Loop... - głos Yuuriego drżał tak, jak właściciel tego głosu drżący z zimna i bólu na mrozie i tak jak drżały jego ramiona wstrząsane łkaniem, gdy gorące, wielkie łzy kapały na oblodzony chodnik – Obawiam się, że Victor... że on... że nie nauczy was tego skoku...

Prawdopodobnie Katsuki nie wiedział jeszcze, że jego najbliżsi wiedzą już, że ich kochany syn, szwagier, nauczyciel i przyjaciel nie wróci.

- Minako-sensei, Yuuko... Mari... Mamo, tato... - kontynuował Yuuri, a jego głos łamał się coraz mocniej – My... my... niestety... my nie... nie dotrzemy na kolację... - wtedy ciche łkanie przeszło w lament pełen bólu, głośny, żałośliwy i pełen skargi na ten okrutny świat – On... on n-nie żyje... Victor nie żyje... NIE ŻYJE!...



[korekta + ilustracje -> Senmarii -> www.facebook.com/Senmarii]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro