Rozdział V - Aż po życia kres

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lift me like an olive branch
and be my homeward dove
And dance me to the end of love
yeah dance me to the end of love

Yuuri wszedł do sali. Serce zamarło mu w piersi, zaś nogi odmówiły posłuszeństwa, gdy jego oczom ukazał się widok, o którym nie pomyślałby nawet w najgorszej z czarnych wizji.

Nie... To nie może być!... Powiedz, że to pomyłka, że to tylko zły sen, powiedz, że gdzieś jeszcze znaleźli się ocaleni, że gdzieś wśród nich jest... jest...

Na stole sekcyjnym leżało coś, co kiedyś było człowiekiem. Kiedyś chodziło, oddychało, rozmawiało i z pewnością wiodło barwny żywot, a teraz ostało się jedynie spaloną, zmasakrowaną skorupą i cieniem dawnego siebie.

Ciało było częściowo zwęglone i rozczłonkowane, tak potwornie poturbowane, że praktycznie niemożliwe było zidentyfikowanie go wizualnie. Obok tego, co zwać można było korpusem, leżało to, co było niegdyś jego kończynami, a w zasadzie to, co z tych kończyn pozostało. Jedna noga i jedna ręka były oderwane i leżały obok ciała, drugiej nogi była tylko połowa, zaś druga ręka, trzymająca się jeszcze korpusu, była w całości, bez oderwanych palców, lecz pobranie ich odcisków nie wchodziło w grę. Twarz była kompletnie nierozpoznawalna. Nie można było dojrzeć w niej rysów, znaków szczególnych, także uszy były w takim stanie, że niemożliwe było odczytanie ich kształtu.

Żadnych cech charakterystycznych. Po prostu ciało, które nijak można zidentyfikować.

- K-kto to jest?... - Katsuki czuł, jakby zimna posadzka uciekała mu spod stóp. W momencie, gdy wszedł do sali prosektoryjnej i ujrzał te szczątki, odruchowo zaczął na nich szukać charakterystycznych cech Victora, jednak na próżno. Zmasakrowane zwłoki ledwo przypominały mu człowieka, a tym bardziej  Nikiforova.

- Do ostatniej chwili czekałam, by pokazać ci tego biedaczynę. Zanim weźmiemy się za próbę identyfikacji ciała, spójrz na to - westchnęła oddziałowa, podając Yuuriemu rozbitą ramkę ze zdjęciem.

Show me slowly what I only
know the limits of
Dance me to the end of love
Dance me to the end of love

Ramka była po dość brutalnych przejściach, szkło roztrzaskało się, lecz zdjęcie wewnątrz o dziwo było w dobrym stanie. Przedstawiało ono Yuuriego i Victora w dniu zaręczyn. Obrączki lśniły na ich palcach, zaś uśmiechy na ich zarumienionych od mrozu twarzach odzwierciedlały jedynie fragment nieba, w którym się znajdowali. Zakochani, szczęśliwi, a przede wszystkim żywi i zdrowi. Razem. Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie.

Okularnik wstrzymał na chwilę oddech,  biorąc do rąk ramkę z wypadającą z niej fotografią. To ona stała w ich salonie do dnia wyjazdu Victora, który chciał mieć przy sobie fragment domu tworzonego z narzeczonym.

- Znaleziono ją przy tej oderwanej ręce. Przy ciele odnaleziono jeszcze to - pielęgniarka podała brunetowi plastikową kartę, która na pierwszy rzut oka wyglądała na uszkodzony dokument - O ile zdjęcie mogło się znaleźć tam przypadkowo, tak to najpewniej musiało należeć do tej ofiary. Niestety, nie umiem go rozszyfrować.

Yuuri wziął plastikową kartę do rąk, oglądając ją z każdej strony. Miejsce, gdzie powinno być zdjęcie, było podtopione i zatarte, zaś wszystkie napisy były po rosyjsku. Katsukiemu drżały ręce, gdy po cichu odczytywał dane osobowe:

- Виктор Львович Никифоров... - głośno przełknął ślinę, widząc bardzo znajome personalia.

- Słucham? - srebrnowłosa kobieta, nie dosłyszawszy bruneta, przysunęła się bliżej niego; badawczo przyglądała się tym dziwacznym krzaczkom, które okazały się być cyrylicą.

- Victor Lwowicz Nikiforov - łyżwiarz powtórzył głośniej, odczytując to, co udało się mu rozszyfrować, w głębi duszy wciąż mając nadzieję, że dokument znalazł się przy tych zwłokach przypadkowo - Urodzony w Sankt Petersburgu 25 grudnia 1989 roku. Gdzie dokładnie znaleziono ten dowód osobisty?

- Tuż przy korpusie tego biedaczka. Ściślej mówiąc - podtopił się i był do niego przyklejony. Osoby, które wydobyły z wraku to ciało wspominały, że wyglądało to tak, jakby denat miał to w kieszeni. Poznajesz zarówno ten dokument, jak i zdjęcie?

Katsuki wciąż nie chciał uwierzyć w to, co właśnie się działo

- Tak. Należały do mojego narzeczonego. Wciąż jednak... wciąż jednak mogły znaleźć się tam przez przypadek, prawda?...

- Ciało znaleziono na miejscu przypisanym do karty pokładowej Victora Nikiforova. Tak przynajmniej wynika z dokumentacji.

Pielęgniarka na chwilę oddaliła się w stronę biurka, dopisując coś w protokole. Zarówno zdjęcie w ramce, jak i dowód osobisty, włożyła do osobnych woreczków strunowych, po czym wróciła do stołu prosektoryjnego, podczas gdy Yuuri niemal wyszedł z siebie i stanął obok.

Nie. To nie może być prawda. To zdjęcie i dowód mogły przecież mu wypaść w momencie zderzenia, mogły znaleźć się wszędzie...

Okularnik gorączkowo odpychał od siebie tę straszną myśl.

Nie. To nie możesz być Ty, Vitya! Gdzie jesteś? Dlaczego nie ma Cię wśród ocalałych?...

Do względnego porządku przywołał go dopiero głos pulchnej kobieciny.

- Pozwól no tutaj, kochaneczku. Co prawda samo ciało wygląda jak wygląda i śledczy spasowali, ale gdy tylko przywieźli je tutaj i zapoznałam się ze wszystkimi materiałami dowodowymi, to uznałam, że powinieneś je zobaczyć. Przyjrzyj się dłoni u ręki, która jeszcze się trzyma całości.

Dance me through the curtains
that our kisses have outworn
Raise a tent of shelter now
though every thread is torn
And dance me to the end of love

Yuuri podszedł bliżej, zaciskając zęby i usiłując powstrzymać łzy, gdy przyglądał się zmasakrowanemu, spalonemu ciału.

To naprawdę Ty, Vitya?...

Ostrożnie ujął dłoń, na której znajdował się potwornie rozszarpany fragment złotej obrączki. Choć zniekształcenia były duże, to rozpoznał charakterystyczne cechy, które nosiły oba pierścionki, które pamiętnego dnia wsunęli sobie na dłonie w Barcelonie.

Yuuri pochylił się, aby dokładniej obejrzeć smętnie odstający kawałek metalu, który odgiął się od resztek zwęglonego palca. Dojrzał wnętrze obrączki, które zdobił charakterystyczny, jedyny w swym rodzaju grawer przedstawiający śnieżynkę.

- Poznajesz tę obrączkę?

To był ten moment, w którym chłód sali prosektoryjnej i gorąc od stania we flizelinowym fartuchu zmieszały się; zimny pot oblał okularnika, gdy ściągał swoją rękawiczkę, by porównać pierścionki, po czym zaraz zakrył usta ręką, a łzy spłynęły po jego twarzy, by po chwili skapnąć na zmasakrowaną dłoń i poszarpaną obrączkę.

Katsuki nie odpowiedział; bardzo powoli, ledwo widzialnie, skinął głową na tak, bojąc się mocniej ścisnąć trzymaną dłoń.

Dlaczego, Victor?... DLACZEGO?!

- Czy potwierdzasz tożsamość: Victor Nikiforov, lat 28, urodzony 25 grudnia 1989 roku w Sankt Petersburgu, obywatel Federacji Rosyjskiej, pański narzeczony?

DLACZEGO MNIE OPUŚCIŁEŚ?!

Oddziałowej odpowiedział ledwie słyszalny szept: „tak".

Kobieta westchnęła ciężko, dopisując ostatnie szczegóły do protokołu i podsuwając go pod nos Katsukiemu, który wziął długopis i drżącą ręką machnął swój podpis we wskazanym miejscu. Wtedy otrzymał od pielęgniarki zdjęcie i uszkodzony dokument - ostatnie pamiątki po Nikiforovie.

Został w sali sam na sam z doczesnymi szczątkami ukochanego.

Dance me to the wedding now
dance me on and on
Dance me very tenderly
and dance me very long.









Przerażająca, okrutna cisza ogarnęła całą Yu-topię Katsuki, gdy połączenie z Yuurim zakończyło się. Nieme niedowierzanie i zaprzeczenie odbijały się głuchym echem od ścian, niemiłosiernie rozwiercając uszy i serca mieszkańców Hasetsu.

Na pasku informacyjnym telewizyjnej relacji na żywo widniał wielki komunikat: „VICTOR NIKIFOROV NIE ŻYJE". Reporter, który stał przed kamerą na tle szpitala w Matsugumie, dopiero po dłuższej chwili milczenia zaczął mówić:

Proszę państwa, dotarła do nas kolejna smutna wiadomość. Pięciokrotny mistrz świata w łyżwiarstwie figurowym mężczyzn, reprezentant Federacji Rosyjskiej, Victor Nikiforov, nie żyje. Nie odnaleziono go pośród ocalałych, zaś przed chwilą zidentyfikowano jego ciało. Tę informację potwierdza zarówno ordynator szpitala w Matsugumie, jak i narzeczony zmarłego łyżwiarza, Yuuri Katsuki, który dokonał identyfikacji zwłok. Jest to tragiczny dzień nie tylko ze względu na tę potworną katastrofę, jest to także tragedia dla świata sportu i wszystkich fanów łyżwiarstwa figurowego, a także wielka strata dla narodu rosyjskiego.

Do tej pory nikt w Yu-topii nie śmiał nawet pisnąć, lecz teraz, gdy potwierdziły się najgorsze obawy, do dźwięków płynących z odbiornika dołączył mniej lub mocniej zduszony szloch mieszkańców Hasetsu. Yuuko tuliła swoje córki, dla których właśnie runął ich łyżwiarski świat; rodzice Yuuriego, wtuleni w siebie, rozpaczali po stracie drugiego, przybranego syna, Mari zdezerterowała na zewnątrz pod pretekstem zapalenia papierosa, zaś biedny Makkachin widział, że wszyscy dookoła bardzo, bardzo posmutnieli. Nie rozumiał jeszcze, że jego pan już nie wróci.











Lodowisko w Sankt Petersburgu było wyjątkowo puste i ponure. Yakov i Lilia, siedząc na trybunach, w ciszy obserwowali podopiecznych; słychać było jedynie, jak płozy łyżew trenujących mkną po lodzie. Wszyscy w napięciu oczekiwali wieści od Pliseckiego, którego Yakov pogonił z treningu już jakiś czas temu - nakazał mu pilnować wiadomości i dać znać, gdy zdobędzie potwierdzone informacje dotyczące tak kochanego tu łyżwiarza.

- A jak dodzwonisz się do Victora, daj mie go do telefonu. Już ja pokażę temu gówniarzowi, temu samolubnemu dupkowi, temu!...

Teraz, kiedy Yurio siedział w szatni, patrząc na informacje płynące z telewizora, nie dowierzał własnym oczom. Rossija-1 nadawała właśnie krótkie wycinki z występów Victora - wszystkie były monochromatyczne i nieznacznie spowolnione.

Blondyn, klnąc pod nosem, zerkał na ekran telewizora i zastanawiał się, czy to okrutny żart Mili, czy może ktoś za kolumną zabalował i robił sobie jaja z rodaków. Jednocześnie powoli wyciągnął telefon z kieszeni, wklepując numer Yuuriego.

Przecież miał mi dać znać, pieprzony prosiak! Zadzwoniłby chociaż, a nie!

Ręce Pliseckiego drżały, zaś pojedyncze, nieśmiałe łzy spływały po jego bladych licach. Nie wierzył. Nie chciał w to uwierzyć.

Co to kurwa za komedia?! On NIE MÓGŁ ot tak sobie umrzeć!

Wciąż miał nadzieję, że rosyjskie, nieporadne media pieprznęły jakąś gafę, nastraszyły tysiące ludzi i zaraz będą się srogo tłumaczyć z pomyłki, zaś oczom widzów ukaże się poobijany, lecz żywy i uśmiechnięty na ten swój charakterystyczny sposób Victor. Piętnastolatek omal nie upuścił telefonu, gdy materiał dotyczący Nikiforova zakończył się słynną sceną z programu dowolnego z Chin - niezapomnianym pocałunkiem na wizji, którym rosyjski łyżwiarz obdarzył Katsukiego.

Zaraz po tym pojawiło się czarno-białe zdjęcie uśmiechniętego Victora, przez prawy górny róg przewiązane czarną wstęgą oraz podpis:

ВИКТОР НИКИФОРОВ
1989-2017

- Yuuri?! Jesteś tam?! - gdy tylko rozpoczęło się połączenie, Yurio prędko przerzucił je na głośnik. Nie miał siły, by trzymać urządzenie przy uchu.

Cisza.

- Do cholery, Yuuri! - omal nie ryknął Plisecki, zaciskając pięść aż do bólu - Powiedz, że ci w telewizji się mylą! Powiedz, że to jest jakiś chory, niesmaczny żart! Że...

Blondyn zamilkł, gdy usłyszał ciche pociągnięcie nosem po drugiej stronie słuchawki.

- Yurio... Posłuchaj mnie, proszę. Victor... Victor nie żyje. Widziałem jego ciało.

- Co ty pierdolisz?! - łzy coraz mocniej i obficiej kapały na ekran telefonu młodego łyżwiarza - Jakim cudem on?...

- Zidentyfikowałem go po obrączce i dokumentach. Złożono go już do trumny i zamknięto ją. - Głos Katsukiego wciąż drżał, jednakże brunet najwyraźniej zdołał nieco się opanować. - Lepiej, by nikt nie musiał go oglądać, w tak koszmarnym stanie jest jego ciało. Proszę cię, Yurio, nie próbuj sobie tego nawet wyobrażać. Nie myśl o tym. Zapamiętaj Victora takim, jakim był. Jego uśmiech, głos, pamięć złotej rybki, talent do gubienia rzeczy i to wszystko, co czułeś w jego obecności. Pamiętaj o tych wszystkich chwilach, które razem przeżyliście. To najlepsze, co możesz teraz zrobić i dla siebie, i dla niego.

Z gardła Pliseckiego wyrywał się zduszony szloch. Blondyn skulił się, zaciskając powieki i bezskutecznie starając się unormować urywany oddech. Yuuri, będący po drugiej stronie głośnika i setki kilometrów od Rosji, cierpliwie czekał, aż Jurij uspokoi się nieco; gdy usłyszał, że nastolatek przestał spazmatycznie szlochać i jego płacz przeszedł w ciche kwilenie, odezwał się spokojnie.

- Yurio... Czy mógłbyś mi dać Yakova do słuchawki?

Blondyn skinął głową, w całym bólu po stracie autorytetu i przyjaciela zapominając, że połączenia głosowe nie wychwytują mimiki i gestów rozmówców. Powoli podniósł się i ruszył na trybuny, po drodze ocierając łzy i starając się choć odrobinę opanować, by trener nie zobaczył go w tak - nomen omen - opłakanym stanie. Kiedy stanął przed Yakovem, przysunął do niego telefon.

- Katsuki do ciebie - wycedził, odwracając wzrok i patrząc na lodowisko. Wszyscy, którzy trenowali, zaraz podjechali do bandy, wpatrując się w Pliseckiego, Baranovskayę i Feltsmana.

- Dobryj vecher, panie Feltsman. - Odezwał się Japończyk, po czym umilkł, jakby zbierając się w sobie.

Tymczasem gdzieś pomiędzy rozpaczą a złością Jurij podziwiał Katsukiego, że ten, mimo śmierci narzeczonego, potrafił trzymać fason i nie rozryczeć się przy trenerze Victora w tak trudnej chwili. Jego głos wciąż był spokojny. Miał w sobie nutkę dyplomatycznego tonu, jaki Yurio często słyszał u Victora.

- Dobry wieczór, chłopcze. - Yakov starał się brzmieć dość łagodnie - Z czym dzwonisz? Wiesz już, gdzie jest Vitya?

Mila, która przedarła się przez wszystkich znajdujących się na tafli, niemal zawisła na barierce, ciągnąc za sobą opierającego się coraz słabiej Georgiego. Moment wypełniony przytłaczającym milczeniem nie był jakoś specjalnie długi, aczkolwiek dla Yakova zdawał się być trzema wiecznościami z kawałkiem. Wszyscy zgromadzeni dookoła starego Rosjanina na chwilę wstrzymali oddech, nie chcąc zagłuszyć odpowiedzi Yuuriego.

- W innym, lepszym świecie.

- S-słucham?! - dobrze, że Feltsman nie trzymał telefonu w rękach; rychło by go upuścił.

- Victor nie przeżył tej katastrofy. Nie było go wśród ocalałych, przed chwilą zidentyfikowałem jego ciało.

- To jakiś absurd! - ryknął Yakov, trzęsąc się jak galareta.

- Na miłość boską, nie drzyj się na Bogu ducha winnego chłopaka! - Lilia sama była wstrząśnięta, jednakże w tym momencie miała podwójny problem: rozsierdzonego Yakova i załamanego Yurio. I niezdrowo bladnącego Georgiego. Musiała zachować zimną krew. Położyła rękę na przedramieniu byłego męża i ścisnęła ją stanowczo.

- Patologom udało się jedynie ustalić, że... - głos Yuuriego zaczynał się łamać - Victor... on żył. Victor żył jeszcze po zderzeniu z ziemią. Dopiero ten pożar wraku... ten pożar go zabrał...

- Dajcie mi go - warknął przez łzy Yurio, wyłączając tryb głośnomówiący i uświadamiając sobie, że z prostego przekazania hiobowych wieści zrobił się niezły spektakl - Wiadomo już wstępnie, dlaczego to w ogóle się stało?...

- Wszyscy obstawiają pogodę. Śledczy wciąż pracują, ale ustalenie przyczyn jeszcze potrwa.

Plisecki już miał coś odpowiedzieć, kiedy niespodziewanie Popowicz przechylił się przez bandę i szybkim ruchem zabrał blondynowi telefon z ręki.

- Yuuri? Tu Georgi - powiedział cichym, lekko łamiącym się głosem - Dziękujemy ci za telefon i wiadomość. Wiem, jak wiele musiało cię to kosztować, zwłaszcza że chodzi o Victora. Proszę, dbaj o siebie.

Gdy po chwili połączenie zakończyło się, brunet oddał telefon wciąż skołowanemu Jurijowi, spojrzał po zebranych będących nie w mniejszym szoku, po czym rzucił krótko:

- Wy i wasze wyczucie... - po czym zdjął łyżwy, zarzucił bluzę na plecy i poszedł w stronę szatni.

Odprowadziło go kilkanaście zdumionych spojrzeń. Mila i Lilia spojrzały na siebie porozumiewawczo, zaś po chwili młoda łyżwiarka ruszyła za Georgim, którego dobrostan psychiczny był co najmniej wątpliwy.

Feltsman podniósł się powoli z trybun i ogarnął wzrokiem swoich podopiecznych. Stanął tuż przed taflą lodu, przed gromadką młodych łyżwiarzy, po czym wziął głęboki oddech.

- Koniec treningu na dziś - ściągnął czapkę, przyciskając ją do poły płaszcza drżącą ręką. Spojrzał na przygnębione twarze przed sobą. Nie musiał już nic więcej mówić.









- Dobry wieczór, z tej strony Konstantin Dmitrijewicz. Znajdujemy się przed Lodowym Pałacem w Sankt Petersburgu. Gdy tylko dotarła tu wiadomość, że na pokładzie Boeinga 777-300ER, który rozbił się w japońskich górach, znajdował się Victor Nikiforov, mieszkańcy jego rodzinnego miasta zaczęli spontanicznie gromadzić się przed Lodowym Pałacem. Wszyscy, przez te wszystkie godziny, w napięciu oczekiwali na jakiekolwiek informacje, modląc się zarówno za wszystkie ofiary katastrofy Boeinga, jak i za Nikiforova. Trudno jest opisać to, co działo się w momencie, gdy dotarła do nas wiadomość o jego śmierci, więc - zamiast słów - niech przemówi zarejestrowany materiał filmowy.

Ujęcie pokazywało imponujący tłum ludzi przed lodowiskiem w Sankt Petersburgu. Powiewały rosyjskie flagi, trzymane przez mieszkańców; napięta atmosfera, pełna zmartwienia, była nieomal namacalna, kiedy patrzyło się na te wszystkie twarze, na kurczowo ściskane świeczki, na tulących się do siebie ludzi. W pewnym momencie nastąpiło przedziwne poruszenie - ciche szepty, potem nieco głośniejsza wymiana zdań pośród tłumu. Pierwsze łzy, szok i niedowierzanie. Potem zaś nastąpiło coś niezwykłego - naraz, jakby wszyscy petersburczycy zgromadzeni na placu byli jednym ciałem i jedną duszą, rozległy się gromkie oklaski. Pośród nich słychać było, jak niektórzy zgodnym chórem krzyczą „Ni-ki-fo-rov!" czy „Dziękujemy, Vitya!". Tak mieszkańcy Sankt Petersburga dziękowali swemu rodakowi za te wszystkie lata, przez które reprezentował Federację Rosyjską na licznych zawodach i przynosił chlubę narodowi rosyjskiemu.

Po tym wrócił obraz z kamery, sprzed Lodowego Pałacu, gdzie płonęły dziesiątki zniczy i leżały kwiaty, zaś na szybach przy wejściu ludzie przyklejali plakaty i zdjęcia tragicznie zmarłego łyżwiarza.

- Drodzy państwo, tak właśnie mieszkańcy Sankt Petersburga żegnają pięciokrotnego mistrza świata w łyżwiarstwie figurowym, Victora Nikiforova. Okrutny los zabrał dziś kolejnego, młodego, zdolnego człowieka... Patolodzy zdołali już ustalić, że tuż po wypadku Nikiforov żył. Zginął w płomieniach, gdy we wraku wybuchł pożar.

Ostatni kadr był zbliżeniem na szczególne zdjęcie, ukazujące drugie dno tej tragedii. Zdjęcie przedstawiało Victora i Yuuriego w duecie, wpatrzonych w siebie tak, jakby koniec świata miał nigdy nie nadejść.

Zdjęcie podpisane było „Dance me to the end of love".

We're both of us beneath our love
we're both of us above
And dance me to the end of love
yeah, dance me to the end of love.

Dance me to the end of my life...

------------------------------------------------------------------------------

A/N: Nie jest to ostatni ani przedostatni rozdział ;)

PS: Ej, ale nie zabijajcie mnie do kompletu, no ;____; Anatomia pomści Vityę :'D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro