(20) CZERWONE PAZNOKCIE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poniedziałek, 7:17

Linnea wstała trzynaście minut przed budzikiem. Typowe. Zaparzyła kawy, zrobiła owsianki i usiadła na sofie. Daniel nadal smacznie pochrapywał w łóżku.

Miała dziwne sny. Już nie potrafiła rozdzielić wszystkich zdarzeń, które wpadły jej do głowy tej nocy. Które były prawdziwe, wydarzyły się na sto procent? A które tylko sobie wymyśliła?

Po śniadaniu miała jeszcze chwilę czasu na szybki prysznic. Zimna woda w ekspresowym tempie rozbudziła jej ciało. Była w tak dobrym humorze, że postanowiła zrobić sobie bardziej zaawansowany makijaż, który codziennie ograniczał się tylko do kilku machnięć szczoteczką z tuszem do rzęs.

Solheim przeszukiwała wszystkie szafki i szuflady w toalecie. Znalazła wszystko oprócz jej nieśmiertelnego tuszu.

— Gdzie ja go wsadziłam... — syknęła pod nosem, po czym otworzyła ostatnią szufladę.

Ku jej szczęściu - zguba się odnalazła. Jednak tusz do rzęs nie był jedyną rzeczą, która znajdowała się w środku.

Mała, foliowa torebka, a obok niej pudełko z kolorowymi pastylkami. Nawet głupi by poznał, że to na pewno nie była mąka.

Linn nerwowo przetarła czoło, nie odrywając wzroku od swojego znaleziska. W tym momencie musiała zadać sobie dwa poważne pytania; skąd to się tutaj, kurwa, wzięło, i czy Daniel byłby na tyle głupi żeby ukrywać prochy w jej mieszkaniu.

Najpierw tatuaż, teraz narkotyki.

Właziła w jeszcze większe bagno.

— Kochanie, wychodzisz może?

Linnea aż podskoczyła, od razu zasuwając szufladę. Zawinęła się ręcznikiem i otworzyła drzwi.

— Brałam prysznic. Już cię wpuszczam. — rzuciła, próbując wyminąć blondyna w przejściu.

Daniel zagrodził jej wyjście ręką, opierając się o futrynę. Nachylił się nad kobietą i delikatnie pocałował jej nagie ramię.

— Dobrze spałaś?

Linnea mimowolnie podniosła wzrok. Uwielbiała patrzeć na jego rozespaną buzię.

— Mhm, o dziwo tak. — odparła, uśmiechając się dosyć szeroko.

Na samą myśl o koszmarach, które nawiedziły ją w nocy, miała ochotę zwymiotować. Najpierw widziała martwego Zahira, później okazało się, że była jednym z narkotykowych baronów i została zamknięta w zakładzie psychiatrycznym.

— Może zjedlibyśmy coś razem wieczorem? Jak już wrócisz z pracy i odpoczniesz, oczywiście. — powiedział półszeptem, zostawiając mokre ślady na szyi Solheim.

— Jak najbardziej. — odpowiedziała, powoli uwalniając się z uścisku blondyna. — Dam znać, kiedy wyjdę z tego piekła.

Linn szybkim krokiem ruszyła w stronę sypialni, gdzie skończyła się ubierać.

Przekręcając kluczyk w stacyjce i kierując się w stronę centrum Oslo, nadal nie mogła wyrzucić z głowy dwóch rzeczy — delikatności ust Tandego i prochów w szufladzie.

Poniedziałek, 9:43

— Wyglądasz na zmarnowaną. — Viktor w końcu odważył się cokolwiek powiedzieć po ponad półgodzinnym wpatrywaniu się w Solheim, która zasypiała nad stosami papierów.

— A jak mam wyglądać? Od tygodnia śnią mi się jakieś popierdolone scenariusze. Zawsze to samo. — odparła, przeczesując swoje włosy dłońmi.

— A leki wzięłaś?

Linnea zmrużyła oczy, spoglądając pytająco na Forsa.

— Jakie kurwa leki? — prychnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— No przecież masz leki nasenne. Jeszcze te na uspokojenie... Sama mówiłaś. — odparł ze stoickim spokojem, nadal przeglądając akta.

— Chyba coś ci się pomyliło. Nic takiego nie mówiłam i nie, nie biorę żadnych leków. — odpowiedziała oburzona, poprawiając się na krześle.

Viktor westchnął ciężko i spojrzał na Linn z politowaniem. Wstał od swojego biurka, podszedł do Solheim i zamaszystym ruchem odsunął jedną z jej szuflad.

Leki. Trzy pudełka. Na każdym napisane było jej nazwisko.

Kobieta przetarła oczy ze zdziwienia. Co się tutaj do jasnej cholery działo? Co to były za leki? Skąd Viktor o nich wiedział? Czemu były w jej biurku?

Dosyć głośno przełknęła ślinę, wyciągając wszystkie trzy opakowania.

— Racja, zapomniałam o nich. Wybacz. — posłała koledze blady uśmiech, postanawiając jednocześnie, że będzie grać tak, jakby wiedziała o co chodzi.

Kobieta wrzuciła je wszystkie do kieszeni płaszcza, nadal analizując zaistniałą sytuację. Prochy w mieszkaniu, tabletki w pracy - co jej uciekało? Czy coś przeoczyła?

Może ktoś chciał namieszać jej w głowie? Doprowadzić do obłędu?

— Linn, czy ty się dobrze czujesz? Stoisz przed tym wieszakiem od dziesięciu minut i patrzysz na swój płaszcz. Mam zawołać pielęgniarkę czy od razu zawieźć się na SOR? — spytał przerażony Viktor, trzymając ją za ramiona.

Solheim pokręciła głową.

— Zamyśliłam się.

Fors już miał coś powiedzieć, kiedy do pokoju wpadł ojciec-dyrektor KRIPOS.

— Widzę waszą dwójkę za cztery minuty na miejskim cmentarzu. Ktoś zdewastował grób Gangnesa i Fannemela.

Poniedziałek, 10:27

— Ktoś rozpierdolił ich groby maczetą. Mnie już nic, kurwa, nie zdziwi. — jęknął Viktor, nieznacznie się krzywiąc.

— Ciała są nietknięte. Jedynie trumny... No cóż, ktoś musiał być niesamowicie wściekły i niewyżyty, że chciało mu się to wszystko skrobać. — rzucił jeden z techników, teatralnie wskazując na drewniane wieka.

,,Czego mam oczekiwać? Kraina umarłych moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże. Jeżeli na grób muszę wołać: Tyś moim ojcem, a na robactwo: Matko moja i siostro moja! To gdzież jest moja nadzieja? [Hi 17,13-14]"

— Ja pierdolę, na obu to samo? — spytał Fors, na co technik odpowiedział twierdząco.

Solheim stała z boku i przyglądała się wszystkiemu. Bolała ją głowa, więc chociaż raz dała się wykazać Viktorowi i załatwić całą pogadankę samemu. Po kilku minutach do bólu głowy dołączył niesamowity, przeszywający świąd w okolicy dłoni. Kobieta wyciągnęła prawą dłoń z kieszeni płaszcza i wybałuszyła oczy z niedowierzania.

Jej paznokcie były połamane, spod wskazującego wydobywała się cieniutka stróżka krwi. Na środkowym miała wbitą drzazgę wielkości pineski. Jakim, kurwa, cudem widzi to dopiero teraz?

Lewa dłoń była nienaruszona.

— Tak się pierdolić ze scyzorykiem żeby to wszystko naskrobać? Przecież to zajęłoby wieczność. — dotarł do niej głos Viktora, a po chwili śmiech techników.

— Chłopie, jaki scyzoryk. Mamy ślady czerwonego lakieru do paznokci. Jakaś wściekła dama zapragnęła zemsty.

Serce Solheim zatrzymało się na kilka sekund po to, żeby po chwili bić w zastraszająco szybkim tempie.

Czy ona już całkowicie straciła kontrolę nad swoim życiem?

***

córka marnotrawna wróciła po dwóch miesiącach, bo pasuje to opko skończyć w cholere.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro