Rozdział 4
Wstałam, krzycząc. Miałam koszmar, pięknie. Godzina 3 nad ranem, pewnie pobudziłam wszystkich. Miałam rację, za swoimi drzwiami usłyszałam zdenerwowany głos Jaya. Wszedł bez pukania.
- Stutter! Matko moja, myślałem, że Morro po ciebie wrócił! - dyszał, jakby przebiegł maraton.
- Miałam koszmar - mruknęłam - Już dzisiaj nie usnę.
Jay zrobił minę zmartwionego tatuśka i usiadł na skarju łóżka, gładząc moją dłoń kciukiem.
- Co ci się śniło? - zapytał.
- Śmierć Lloyda. - odpowiedziałam obojętnie - Najgorszy koszmar jaki może być.
- Masz rację. Teraz ja też nie usnę - zaśmiał się - Zostanę tu z tobą.
- W porządku - uśmiechnęłam się - I co chcesz teraz zrobić?
- Myślałem, że ty masz pomysł... - mruknął, na co wybuchnęłam śmiechem - Masz uroczy śmiech.
- Tak, od kiedy osiągnęłam pełnię możliwości mam taki śmiech - wzruszyłam ramionami - Szczerze mnie wkurza.
- Powinnaś być dumna ze swojego śmiechu - oburzył się.
- Co to za hałasy? - do pokoju wszedł Kai.
- Kolejny, który nie puka - wywróciłam oczami.
- Przepraszam. Co tu się właściwie dzieje? - zapytał.
- Stutter miała koszmar - wyjaśnił Jay - A teraz ją pocieszam.
- Tak? A co to za koszmar? Opowiedz! - Kai usiadł obok Jaya i patrzał na mnie z nadzieją na opowieść.
- Nie chcesz wiedzieć - odpowiedziałam tajemniczo.
- Chcę wiedzieć, co męczy taką śliczność - zatrzepotał rzęsami, co wzbudziło śmiech u Jaya.
- Nie chcę psuć takiej miłej atmosfery - prychnęłam.
- Stary, naprawdę nie chcesz wiedzieć - wtrącił Jay.
- No dobra - uśmiechnął się Kai - Mogę tu z wami zostać? I tak już nie usnę!
- Zaraz zleci się tu cały dom - westchnęłam - W porządku. Tylko zachowujcie się cicho, nie chcę mieć tu kolejnego turysty.
- Spokojnie - mruknął Jay - Cole raczej nie będzie chciał wiedzieć, a Zane się ładuje. Nya ma mocny sen. I chrapie. - zaśmiał się.
- A co z Senseiem i Misako? - zapytałam.
- Dalej próbują coś wykombinować. Nie mamy już miecza - westchnął Kai.
- Jakiego miecza? - zaciekawiłam się.
- Miecza z chmur, długa historia - palnął Jay - Ronan go ukradł i zaniósł Morro.
- Faktycznie, Morro miał jakiś miecz. I był bardzo zadowolony, kiedy dostał go od jakiegoś rudzielca - przypomniałam sobie.
- Ten rudzielec to Ronan - wytłumaczył Kai - Podły zdrajca. Przez niego nie wiemy, gdzie jest grobowiec - westchnął - Jutro musimy zacząć szukać bez wskazówek.
- To może lepiej pójdźcie spać...
- O nie! - przerwał mi Jay - Po twoim koszmarze boję się, że mi przyśni się to samo! Nie, nie, nie! - odskoczył na drugi koniec łóżka, gdzie siedziałam ja i przytulił się do mnie.
- Powiecie mi wreszcie co to było? - zapytał zirytowany Kai.
- Na pewno chcesz wiedzieć? - upewniałam się, a Kai skinął głową - Śmierć Lloyda.
- Najgorszy koszmar, jaki może być! - zakrzyknął czerwony ninja.
- Tak właśnie mówiłam!
Jay wtulił się we mnie, jakby miał pięć lat, a ja bym była jego mamą. Westchnęłam cicho i wtopiłam swoje palce w jego idealną czuprynę, głaszcząc jego głowę.
- Chyba śpi - powiedziałam.
- To ja pójdę. Faktycznie, muszę się wyspać... - zaczął się tłumaczyć czerwony ninja.
- Nie. - zaprotestowałam - Zostaniesz?
Na początku Kai był zdziwiony moją propozycją, ale zgodził się (wiedziałam, że nie odmówi >:D). Łóżko Lloyda było duże, więc zmieściliśmy się w trójkę. Kai położył się obok mnie (bo tamtą połowę zajął Jay, śpiąc jak rozgwiazda), starając się mnie nie dotykać. Pierwsza wyszłam z inicjatywą i złapałam rękę czerwonego ninja. Natychmiastowo odwzajemnił uścisk. Usnęłam więc, kiedy z jednej strony wtulił się we mnie mój kuzyn, a z drugiej trzymałam się za rękę z moją sympatią. Nieźle.
~~~
Króciutki, ale jest^^ Cieszcie się, bo miałam nie wstawiać przez następny tydzień *w oczekiwaniu na więcej gwiazdek* XDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro