Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejne dni spędzałam głównie na treningach. Skupiałam się na wysiłku fizycznym, by utopić ból szalejących emocji w pocie i łzach zmęczenia. Chociaż zasypiałam, płacząc i próbując wymyślić jakiekolwiek rozwiązanie lub plan działania, w ciągu dnia przybierałam maskę obojętności.

Adir wciąż adaptował się do wysokości szczytu i dużo spał, więc spotkałam go jedynie trzy razy, podczas lekcji latania. Każda trwała dłużej od poprzedniej, a ja ze zdziwieniem zorientowałam się, że wyczekiwałam ich z ekscytacją. Nawet jeśli z każdym startem nadal towarzyszył mi niepokój, adrenalina krążąca w moich żyłach, gdy wznosiliśmy się w powietrzu, przysłaniała jakikolwiek strach.

Jedynie w tych momentach czułam, że żyję, a zmartwienia odchodziły na bok. Przynajmniej dopóki moje stopy nie stawały ponownie na powierzchni, a ciężar atmosfery Onyksowego Zamku opadał na ramiona niczym przytłaczający płaszcz.

Nie widywałam pozostałych rekrutów zbyt często, choć czasem zdarzało mi się na nich wpadać podczas posiłków. Jedyną osobą, której nie widziałam ani razu, była Hiacynta — podopieczna Lydii o nieskazitelnej twarzy oraz różowych oczach.

Lysander nie wracał do naszej rozmowy w korytarzu, a na czas treningów zmieniał się w wymagającego instruktora. Potrzebowałam takowego, gdyż pomimo determinacji nie miałam żadnego doświadczenia z bronią.

Tym razem walczyłam z łucznictwem na tylnym dziedzińcu.

— Strzała powinna być umieszczona w rowku wzdłuż cięciwy. Trzymaj ją równolegle, nie na skos — poradził.

Westchnęłam, z trudem panując nad bronią. Mięśnie wyprostowanej lewej ręki, która trzymała łuk, drżały jak szalone. Wykończyłam je poprzedniego dnia podczas nauki walki mieczem.

— Nie napinaj cięciwy za mocno. — Lysander złapał moją rękę, aby pokazać mi właściwy kąt.

Skinęłam, lecz po chwili kolejna próba zakończyła się porażką.

Nawet jeśli pamiętałam wszystkie jego rady, skoordynowanie umysłu i ciała wydało mi się niemożliwe. Tak jakby moje ręce żyły własnym życiem. Kilka dni ciągłego wysiłku również nie pomagało.

Zastanawiałam się, jakim cudem chłopak tak dobrze radził sobie z wszelaką bronią. Rok wcześniej znajdował się na moim miejscu. O ile nie miał wcześniejszego szkolenia zbrojeniowego, jego umiejętności musiały choć częściowo przypominać moje.

A teraz zachowywał się jak specjalista.

Ponownie wciągnęłam strzałę w rowek i napięłam cięciwę. Skupiłam się na oddechu i powtórzyłam wszystkie rady Lysandra. Cierpliwość obojga z nas powoli się kończyła, a nie zamierzałam znowu wyjść z treningu, czując porażkę.

Zacisnęłam szczękę. Mój wzrok skupił się na małym, okrągłym celu odległym o kilka metrów.

Uwolniłam strzałę.

Z całych sił próbowałam wycelować w środek tarczy, lecz ostatecznie trafiła w obrzeża.

Mimo to wciąż trafiłam. Po raz pierwszy tego dnia.

— Nie jest źle — westchnął Lysander. — Tutaj przynajmniej widzę potencjał. Na dzisiaj to koniec, idź odpocząć. Wieczorem Dea rozda wam oficjalne plany zajęć. Dwa następne dni spędzicie na siedzeniu w książkach, więc trochę sobie odpoczniesz.

— Dzięki Duchom — sapnęłam.

— Krwawy Książę wierzy tylko w Ducha Władzy, więc lepiej nie wspominaj innych — prychnął.

Uśmiechnęłam się. Kusiło mnie, by odpowiedzieć, że wcale mnie to nie dziwiło, jednak wolałam nie ryzykować ujawniania mojej opinii o najwyższym dowódcy oddziału. Nawet jeśli Lysander sam zdawał się nie pałać do niego sympatią.

— Zapamiętam.

— Jeszcze jedna rzecz, zanim pójdziesz. — Uniosłam pytająco brwi, a on kontynuował. — Mały podarunek.

— Podarunek? To przecież nie w twoim stylu. — Oparłam ręce na biodrach.

— Jestem pełen niespodzianek. — Pokręcił głową z nutką dramaturgii. Następnie wyciągnął z kieszeni czarny klucz. — Pytałaś o dostęp do biblioteki kilka dni temu. Uznałem, że przyda ci się możliwość wejścia, kiedy tylko będziesz chciała, szczególnie że nie możecie wynosić żadnych książek. Tylko nie wspominaj innym, że masz klucz. To zwykle przywilej drugoroczniaków.

— W takim razie, dlaczego mi go dajesz? — Przymrużyłam oczy.

Czy to miał być jakiś test?

— Akurat wszedłem w posiadanie dodatkowej kopii. — Posłał mi konspiracyjny uśmiech, po czym dyskretnie schował klucz do kieszeni moich spodni. — Masz go na wypadek, gdybyś chciała uczyć się nocami. Tylko bądź ostrożna, by nikt cię z nim nie złapał.

— Dziękuję.

Lysander wzruszył ramionami. Wziął ode mnie łuk oraz strzały i odszedł w kierunku zbrojowni.

Ja usiadłam na kamiennym dziedzińcu i odetchnęłam. Moja ręka powędrowała do kieszeni i obróciłam w palcach gładki przedmiot.

Choć na początku nie pałałam do niego sympatią, w ciągu ostatnich dni Lysander zaczynał mnie do siebie przekonywać. Wciąż pamiętałam nasze pierwsze spotkanie i nie zamierzałam zapomnieć, w jaki sposób wyrażał się o śmierci mojej przyjaciółki. Jednakże w tej sytuacji lepiej było zachować uraz dla siebie i trzymać z nim dobre stosunki.

Co nie zmieniało faktu, że mu nie ufałam. Wzięłam sobie jego słowa do serca i nie planowałam zbytnio do nikogo się zbliżać.

Nagle zerwał się delikatny wiatr i przywlókł ze sobą pojedyncze krople deszczu. Spojrzałam w górę i dostrzegłam ciemne chmury, gromadzące się nad Onyksowym Zamkiem. Z niechęcią wstałam.

Zanim jednak weszłam do środka, ogarnęło mnie dziwne przeczucie.

Przeniosłam mój wzrok na okna zamku. W jednym z niższych pokoi zobaczyłam znajomą postać.

Białe oczy Kosiarza spoczywały na mnie, a ramiona trzymał skrzyżowane na piersi.

Deszcz zaczął uderzać o moje ciało, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Nie potrafiłam się ruszyć.

W oddali usłyszałam grzmot, a po chwili niebo przeszył piorun. Odwróciłam się przestraszona, lecz na szczęście nie trafił on nigdzie blisko.

Gdy ponownie spojrzałam w okno, Kosiarz zniknął.


𖤓


Zgodnie z zapowiedzią Lysandra, Deanna zwołała nas wieczorem do stołówki. Dobrze było zobaczyć, że nie tylko mnie wykończył ostatni tydzień. Twarze reszty również wyrażały zmęczenie, a różnokolorowe siniaki pokrywały ich ramiona.

Usiadłam pomiędzy Teinem i Mironem. Szybko pożałowałam, gdyż ten drugi przywitał mnie przeciągłym westchnięciem.

— Mieliśmy dzisiaj zajęcia z naszymi demonami. Tylko że mój skrzak postanowił skryć się gdzieś w zamku, więc kiedy Zanea świetnie bawiła się ze swoim wodnikiem, ja musiałem przeczesywać korytarze. I wciąż go nie znalazłem! — jęknął, gdy zapytałam, jak minął mu dzień.

Na dźwięk słowa „wodnik" nadal przechodził mnie dreszcz przerażenia. Nawet jeśli Zanea zapewniła mnie, że to nie jej demon zjadł Jelenę, nie ufałam mu. Jego ropusze oczy napawały mnie obrzydzeniem.

— Może gdybyś ostatnim razem nie nazwał go szkaradnym sługusem, nie chowałby się przed tobą! — Zanea spiorunowała go wzrokiem.

— Ale tym właśnie jest! Przecież przed Wielkim Paktem skrzaki żyły w ludzkich domach i o nie dbały! Poza tym, skoro to on ostatecznie pożre moją duszę, mogę go nazywać, jak chcę. — Uniósł podbródek z dumą.

— Nie warto — Tein położył rękę na ramieniu zdenerwowanej Zanei.

— Widzę, że wszyscy w dobrych humorach! — zawołał Oktawiusz i podszedł do naszego stolika z kuflem piwa. — Nie ma to jak orzeźwiający napój po całym dniu treningu, czyż nie Teinie?

Kątem oka zauważyłam, że chłopak lekko się zarumienił, a po chwili energicznie pokiwał głową.

Do stołówki weszła Deanna tanecznym krokiem.

— Witajcie rekruci! Przyszedł czas na podsumowanie pierwszego tygodnia.

Za nią ujrzeliśmy Lydię, niosącą stertę papierów oraz Aneasa, który ją zagadywał.

Hiacynta wślizgnęła się za naszymi opiekunami i usiadła na końcu stołu, z dala od reszty. Założyła nogę na nogę i wbiła znudzony wzrok w swoje paznokcie.

— Jesteśmy zadowoleni z waszych postępów — uznał Aneas. — Ale jeszcze długa droga przed nami.

Dyplomatyczne stwierdzenie. Żadne z nas nigdy wcześniej nie miało styczności z walką, więc wszyscy byliśmy wykończeni. Jedynie Zanea dawała sobie radę pod względem kondycji, lecz nawet ona często siadała do obiadu, ledwo zipiąc.

Dea pokiwała głową i dodała:

— Od tego czasu każdy z was dostanie plan zajęć składający się z poranka, popołudnia oraz wieczora. Każdy z bloków ma trwać około czterech godzin. Zaczynacie od siódmej rano do jedenastej, potem do południa przysługuje wam przerwa. Następnie od dwunastej do szesnastej trwa popołudniowy blok i znowu macie godzinę na odpoczynek. Ostatni blok trwa od siedemnastej do dwudziestej pierwszej. Resztę czasu możecie przeznaczyć, na co tylko chcecie!

Westchnęłam. Nowy harmonogram był o wiele bardziej zajęty niż poprzedni, jednak liczyłam, że część zajęć uwzględniała czytanie.

Gdy Lydia rozdawała nam nasze indywidualne plany, ja zastanawiałam się, dlaczego Lysander nie przyszedł na spotkanie. Bez zarzutu wykonywał swoje obowiązki opiekuna, ale prawie nigdy nie pojawiał się w stołówce czy zebraniach z rekrutami.

Spojrzałam na swoją rozpiskę. Soboty i niedziele całe zostały wypełnione biblioteką oraz pogłębianiem więzi z demonami, co między wierszami oznaczało dni wolne. Szczególnie że w ciągu ostatnich dni Adir stał się mniej kapryśny.

Resztę dni zapełniały treningi, głównie łucznictwa oraz walki nożami. Dwa razy w tygodniu miałam lekcje latania, podobnie z rozwijaniem talentu. We wtorek dostrzegłam sparingi z przypisanym innym rekrutem. Ku mojemu zdziwieniu w czwartek dostałam nieoczekiwany blok.

Zmarszczyłam czoło.

— Co mamy robić podczas zajęć ze szpiegostwa?

— Choć po drugim roku większość wysyłamy na granice, część działa jako szpiedzy, jeśli ich umiejętności lepiej temu sprzyjają — stwierdziła Lydia. — Nauczycie się podstaw aktorstwa czy trucizn. Macie szczęście, bo rok temu szkoliła mnie Primadonna, mistrzyni fachu. Będę mogła przekazać wam jej nauki.

Wzrok rudowłosej zatrzymał się na swojej podopiecznej, Hiacyncie. Oczy obu znaczyły się rodonitowym różem, oznaczając talent perswazji oraz manipulacji. Idealna broń dla szpiega.

— Dlaczego dostałem trening walki mieczem jednoręcznym? Wolałbym kuszę — jęknął Miron.

— Ponieważ strzelanie z kuszy wychodziło ci beznadziejnie, Panie Marudo. Omal nie trafiłeś Zanei zamiast celu.

— Może taki właśnie miałem plan — mruknął z niezadowoleniem.

Kiedy inni zadawali pytanie odnośnie nowych zajęć, Tein nachylił się nad moim ramieniem i porównał nasze harmonogramy.

— Oboje mamy jutro z rana bibliotekę. Chcesz razem poszukać księgi talentów? — szepnął, a ja skinęłam.

Jednakże niedługo Lydia rozdała nam listę książek do przeczytania oraz temat wypracowania do napisania na następne dwa dni. To rozwiało moją nadzieję na wolny weekend, lecz wciąż nie mogłam się doczekać odpoczynku od wysiłku fizycznego.

Wszystko, byle nie kolejne kilka rundek biegania wokół dziedzińca.

— Poza tym, w najbliższym czasie dostaniecie dopasowane i lepszej jakości ubrania. Przydadzą wam się, podczas przyszłych treningów.

— I jeszcze jedno, zanim się rozejdziecie! — zawołała Dea. — Za kwartał zaczniecie wyruszać z nami na pierwsze misje, dlatego Krwawy Książę osobiście będzie oceniał wasze postępy. Lepiej się postarajcie, bo... nie chcecie go rozczarować.

Wszyscy zamilkliśmy.

Nawet Miron zdawał się wstrząśnięty wspomnieniem Najciemniejszego Pana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro