Rozdział Drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Wytłumacz mi tylko jedno. - Policjant wstał od stołu. - Skoro twierdzisz, że byłaś tam z kimś, dlaczego jego tutaj nie ma? 

- Ile razy mam tłumaczyć - powoli puszczały mi nerwy. -Szłam z moim przyjacielem przez ulicę i nagle upuściłam klucze. Miałam je wziąć z powrotem, ale jakoś tak wyszło, że o nich zapomniałam i przypomniało mi się o nich jak czekałam na autobus na przystanku, gdzie zostawił mnie i pojechał załatwiać jakieś swoje sprawy. wróciłam się w miejsce, w którym je upuściłam i chciałam ich właśnie poszukać kiedy, ale mnie wtedy zatrzymaliście. 

-  To niezły z niego przyjaciel skoro zostawia swoją przyjaciółeczkę gdzieś na obrzeżach miasta, w środku nocy - prychnął. - Nie bał się, że jacyś bandyci na ciebie napadną i zgwałcą?

- Nie wiem - odpowiedziałam cicho. - Nie zastanawiałam się nad tym. 

- Właśnie. Nie zastanawiałaś się. Teraz będziesz miała wystarczająco dużo czasu aby się zastanowić. 

- Will - podszedł do policjanta, który stał obok drzwi. - Zabieramy ją do aresztu.

- Co? Za co?! - Oburzona wstałam od stołu, przy którym siedziałam. - Ja nic nie zrobiłam! Nie możecie posadzić mnie za coś czego nie zrobiłam! Ja jestem niewinna!

- I tak przypadkowo znalazłaś się obok zakrwawionego noża, którym kilka godzin wcześniej zadźgano człowieka? Dziewczyno, radzę ci, lepiej się przyznaj teraz, puki jeszcze trwa przesłuchanie. 

Podeszłam bliżej policjanta. 

- Pan siebie słyszy w ogóle? Przesłuchanie? Na żadnym takim nie było, bo od godziny wmawiacie mi rzeczy, których nie zrobiłam! Nie zabiłam żadnego człowieka i wmawiajcie sobie tak dalej, ale nie macie żadnych dowodów na to, żeby mnie posadzić w areszcie. Nie byłam sama! Równie dobrze możecie zadzwonić do mojego przyjaciela, a on potwierdzi to co już wam mówiłam.

Policjant zamilknął na chwilę, po czym wyjął telefon z kieszeni jeansów i mi go podał. 

- Dzwoń. Proszę bardzo, niech tu przyjedzie i zmyśla razem z tobą. 

Powstrzymałam ochotę nawrzeszczenia na tego policjanta, bo tylko pogorszyłabym swoją sprawię. 

-  Nie pamiętam jego numeru - przyznałam po chwili patrzenia się na telefon. - Mogę zadzwonić za swojego.

Faceta prychnął. 

- Tak i jeszcze czego. Ty w tym czasie zdążysz napisać do niego i go ostrzec. Idziesz do aresztu. Jak sobie coś przypomnisz to wtedy pogadamy. 

Podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za ramię. Policjant momentalnie stanął w miejscu. Sięgnął ręką po naszyjnik na mojej szyi, różę, która była czymś oblana, zawieszona na srebrnym łańcuszku. Szarpnęłam się, uniemożliwiając mu ten ruch.

- Skąd to masz?  

- Co cię to człowieku obchodzi! Teraz mi nawet naszyjników nie wolno nosić, bo jaśnie księciu to nie pasuje? 

Nie miałam już powodu, aby odnosić się  z grzecznością i szacunkiem do tego policjanta. 

 - Powtórzę jeszcze raz pytanie, a ty odpowiadaj na pytanie. Skąd to masz? 

Z jakiegoś powodu czułam, że nie powinnam mówić prawdy. 

- Znalazłam - Skłamałam. Zaczęłam się obwiać, że odkryje moje kłamstwo, ale teraz nie mogłam tak po prostu powiedzieć czegoś innego. 

- Kiedy i gdzie? 

- Nie pamiętam gdzie, znalazłam to jak byłam mała. Spodobał mi się ten naszyjnik i go sobie wzięłam.

- Will, zostaniesz na chwilę  z nią sam? - zwrócił się do policjanta stojącego przy drzwiach - Muszę wyjść na moment.

- To nie brać jej do aresztu? - zapytał zdezorientowany policjant. 

- Na razie nie Przyjdę za chwilę i wszytko ci wyjaśnię. 

Will przepuścił go w drzwiach i oparł się o nie. 

- William, niezłe imię - odezwałam się po chwili, nie mogąc wytrzymać w ciszy. Brakowało mi normalniej rozmowy. - Ma jakieś znaczenie czy po prostu podobało się twoim rodzicom?

Cisza.

- No dalej. Porozmawiajmy. Widzę przecież, że tak samo jak mi, nie chce ci się tutaj siedzieć - nie dawałam za wygraną. - Może opowiem suchara. To zawsze rozluźnia atmosferę. Jak się nazywa Jan pracujący w policji? PolicJan! 

Cisza.

- Dobra, może faktycznie to było głupie, ale mam jeszcze jeden! Jak nazywa się policjant w piekarniku? HotDog! Kumasz? 

Spojrzałam na niewzruszoną minę Willa. 

- To akurat było dobre - powiedziałam. W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł policjant, który mnie wcześniej "przesłuchiwał".

- Możesz ją wypuścić - powiedział to i kolejny raz wyszedł z pomieszczenia. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro