Rozdział Czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weszłam do jednego z nocnych klubów w tym mieście. Nie byłam nie wiadomo jak ładna. Dosyć wysokie czoło, włosy, które sterczą na wszystkie strony, małe piersi... Do tego byłam wysoka. Będąc nastolatką, miałam z tym okropny problem - byłam wyższa od większości chłopaków w mojej szkole. Teraz nie zwracam na to uwagi. 

Podeszłam do baru, rozglądając się uważnie. Nóż, których miałam do obrony własnej wetknięty za pasek jeansów, ciążył mi niemiłosiernie.  Czekając na rozwój akcji, powstrzymywałam drżenie rąk. 

Nagle na ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Odwróciłam się, sprawdzając kto to. To była właściwa osoba. 

- Powinniśmy gdzieś wyjść. Z dala od tłumów - zauważyłam i ruszyłam do wyjścia ewakuacyjnego, a mężczyzna za mną. 

Gdy wyszliśmy na zewnątrz, oparłam się o mur.

- Co masz dla mnie? - Mężczyzna również się oparł i wyjął z kieszeni paczkę papierosów, po czym zapalił jednego. 

- Na początek coś lekkiego. - Wyciągnęłam z wewnętrznej kieszeni kurtki pakunek. - Trawa. Twarde będą później. Teraz nie ma możliwości. Jak tylko będzie do nich dostęp, ktoś da znać - zapewniłam.

- Stoi. - Mężczyzna wziął ode mnie narkotyk, po czym wyjął pieniądze, przeliczył je i dał mi część z nich. - Robienie z panią interesów to czysta przyjemność. 

- Jestem tylko pośrednikiem - wyjaśniłam szybko.  

Schowałam pieniądze do kieszeni kurtki i ruszyłam alejką prowadzącą do głównej ulicy w tej dzielnicy. Obejrzałam się przez ramię sprawdzając czy mężczyzna, z którym dobiłam targu nie idzie za mną. Wrócił do środka klubu. Terry ostrzegał mnie, że powinnam uważać i spodziewać się wszystkiego.

Szybko przeszłam przez kilka ulicy, kierując się do miejsca, w którym kumple Terry'ego mieli na mnie czekać.

- Kurwa - szepnęłam i odwróciłam się w stronę,  z której przyszłam. Zamiast samochodu Terry'ego czekał na mnie radiowóz. W duchu modliłam się, aby mnie nie zauważyli. 

- Stój - usłyszałam krzyk za sobą. - Jeden podejrzany ruch i nie zawaham się użyć broni.

Uniosłam ręce nad głowę. Usłyszałam kroki policjanta za sobą. Nie miałam odwagi się odwrócić.

- Zostaje pani zatrzymana pod zarzutem podejrzenia o produkowaniu oraz sprzedawaniu narkotyków - powiedział , po czym skuł mi ręce i poprowadził w stronę radiowozu. Drugi raz w tym tygodniu. - Wszystko co pani powie może zostać użyte przeciwko pani. Ma Pani możliwość wykonania jednego telefonu w obecności policjanta. Ma pani możliwość posiadania adwokata. Jeżeli na tak owego pani nie stać, może zostać przydzielony z urzędu. Czy zrozumiała Pani swoje prawa? 

- Zrozumiałam - wymamrotałam. 

Jak to możliwe, że policja mnie złapała. Wszystko było dokładnie zaplanowane i miało pójść jak po maśle. prosto i szybko. W handel marihuany zamieszane było jak najmniej osób. 

Przez całą drogę na komisariat myślałam nad tym, jak mam się z tego wywinąć. Jak nic pójdę siedzieć do więzienia. Jedyne co w tej chwili miałam przy sobie to całkiem spora ilość pieniędzy. Jeżeli swoje podejrzenia opierają tylko na tym, że mogę posiadać coś przy sobie, nic mi nie udowodnią. Chyba, że ktoś się wsypał. Klient na pewno nie, Terry mówił, że to sprawdzony koleś. Więc kto... 

Policjanci wprowadzili mnie do pomieszczenia, w którym niedawno przebywałam i posadzili mnie na krześle. Przede mną usiadł mężczyzna, który kilka dni temu mnie wypuścił. 

- Co tym razem... - westchnął i od niechcenia rzucił plik banknotów, który u mnie znaleźli. - Niedawno znaleziono cię przy ofierze morderstwa, a teraz podejrzenie o produkcję i handel narkotyków. Tylko mi nie mów, że jesteś niewinna i przypadkiem się tam znalazłaś - prychnął. - W klubie, w których przebywałaś, odbywał się zorganizowany handel narkotykami. Pieniądze same świadczą o sobie. Nikt nie bierze tak dużego pliku gotówki do klubu. 

- Nic na mnie nie macie - odezwałam się po chwili. Kłamanie, że te pieniądze nie należą do mnie byłoby bezsensowne. Zostało mi jedynie zapieranie się, że nie mam nic wspólnego z narkotykami , o których oni mówią. Puki nie mają na mnie konkretnych dowodów, po których byłoby oczywiste, że popełniłam jakieś przestępstwo, do niczego się nie przyznam.  - Każdy nosi przy sobie pieniądze.

- W tak dużych ilościach? - prychnął. - Lepiej się przyznaj. Możliwe, że jak powiesz z kim współpracujesz i kto jest twoim głównym odbiorcą to dostaniesz mniejszy wyrok. 

Postanowiłam skorzystać  z mojego prawa - milczenie.

- Sprzedawanie narkotyków to już nie przelewki - odezwał się po chwili. - Chcesz jeszcze bardziej zmarnować swoje życie? Przecież jesteś jeszcze młoda. Dwadzieścia trzy lata, całe życie przed tobą. - Próbował mnie namówić abym się odezwała. Chciał, żebym się złamała i opowiedziała historię swojego życia "jak to weszłam w nałóg ćpania i zarabiania lekkiego hajsu'. Szkoda tylko,m że nie miałam co mu powiedzieć, bo takiej historii nie było. 

Milczenie to moje ostatnie koło ratunkowe. 

- Chcę ci tylko jakoś pomóc. - Zmienił sposób mówienia. Wcześniej próbował ostrego tonu, a teraz stara się być dla mnie miły. Zapewne już dawno bym mu wszystko wyśpiewała. Ale nie mogę. - Powiedz tylko z kim współpracujesz i kto cię do tego namówił. - Nachylił się nade mną. - Przecież widzę, że sama nie mogłaś wejść w świat przestępczy. Ktoś cię do tego wciągnął. A może jesteś zastraszana? - zapytał. Teraz mogłabym skłamać i zmyślić jakąś historię na temat złego gangu działającego w tym mieście, ale kogo bym wskazała? Gdyby nie to, że Terry jest dla mnie jak brat, nie wytrzymałabym presji ze strony policjanta. 

- Posłuchaj - zaczął koleiny raz. - Masz ostatnią szansę do wykorzystania: powiedz nam wszystko, a obiecuję, że postaram się wyciągnąć z tej sytuacji cało. Mogę ci obiecać, że dopilnujemy aby nie stała ci się krzywda. 

Odchyliłam się na krześle do tyłu. I co ja mam zrobić? 

Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Ktoś wszedł do pomieszczenie. Policjant, który mnie przesłuchiwał, wstał od stołu. 

- Panie komendancie - przywitał się z nowo przybyłym. 

- Chciałeś coś ode mnie Aaron to przyszedłem, żebyś się już nie fatygował. Przy okazji zobaczę sobie tą nową handlarkę narkotykami w mieście - prychnął. - Spokojnie, mogę cię zapewnić, że już niedługo nie będziesz cię cieszyć dobrymi pieniędzmi  z tego interesu - rzucił w moją stronę.

- Właśnie ja w sprawie podejrzanej. Mam pewną propozycję co do niej, ale to na osobności.... 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro