Strona 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bieg wykańczał moje nogi, ale nie pozwalałam im się w żadnym wypadku zatrzymywać. O, nie. Żeby mnie zabić, trzeba się trochę pomęczyć.

To, że mój brzuch zaczął akurat w tej chwili imitować dźwięki piły motorowej, nie było mi ani trochę na rękę (chociaż muszę przyznać, że wychodziło mu to niebywale dobrze).

A mogłaś zrobić kanapki na drogę. Leń. Twoja mama miała rację...

Gdy dotarłam do pola kukurydzy, podziękowałam Bogu - wiedziałam, że jestem bezpieczna. Skryłam się wśród dorodnych kolb. Na wszelki wypadek zawędrowałam na sam środek plantacji. A potem zabrałam się za ucztowanie.

Posadzę u siebie w ogrodzie kukurydzę. Dwa w jednym - ochroni mnie przed terrorystami i zaprzyjaźni się z moim żołądkiem.

Och, rzeczywiście - stres wpływa dość osobliwie na moje myśli.

Ale fakt jest taki, że euforia całkowicie przejęła nade mną kontrolę w tamtym momencie. Niestety trwała tylko przez krótką chwilę, bowiem nagle do moich uszu dobiegły odgłosy rozmów, dochodzące z dość daleka:

- Za 10 minut wracamy do Warszawy. Niech wszyscy się szykują, zrozumiano?

- A jakżeby inaczej, Mietek?

Moja reakcja nie była już tak entuzjastyczna.

- O kurde, tylko nie to - pomyślałam. Zerwałam kilka kolb na później (,,Są za dobre!!!") i zmusiłam nogi do sprintu. Znowu... Doprawdy, jeśli nie będę mieć szóstki z wf'u, dostanę załamania psychicznego...

***

Wcielając się w rolę Filippidesa, nie byłabym sobą, gdybym po przybyciu do mojej kompanii, nie padła demonstracyjnie na ziemię.

Zaskoczenie. Obsztorcowanie. Łzy radości.

-,,Matko, ryczycie jak baby" - skomentowałam z właściwym sobie poczuciem humoru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro