🌸 Rozdział siódmy 🌸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drzwi trzasnęły.

Deidara zniknął z pola widzenia.

Dłoń mężczyzny znalazła się na moim ramieniu. Nim jednak spoczęła spokojnie, Sasori raczył mnie dotykiem opuszków palców.

Stał za mną. Zakradł się podstępnie jeszcze w czasie kłótni z blondynem. Diaboliczny i drapieżny. Nie napawał mnie jednak lękiem.

Odwrócił mnie ku sobie. Orzechowe oczy zdradzały jednoczesny bezmiar tęsknoty oraz pogardy. Pogardy dla swojej słabości, a może uczucie to przeznaczone było dla mnie, jako istoty słabszej? Istoty, która tak szybko pozwoliła się zniewolić.

Mimowolnie wyciągnęłam dłoń, by go dotknąć.

Okazja idealna, by móc pozyskać wszelkie informacje, być, móc obrócić jego samego przeciwko sobie. Kekkei genkai krzyczało, błagając, by zostało użyte. Pragnienie silniejsze niż potrzeba przetrwania. Opanowane. Mimowolnie odczytywałam rozpacz.

Sasori pożądał ciepła mojej dłoni i jednocześnie nienawidził tej żądzy.

Przesunęłam opuszkami palców po jego pięknej i niebezpiecznej twarzy, tropiąc prawdę. Moje palce spoczęły na jego wargach i wtedy dobiegł mnie szept.

Ciepło jego oddechu sprawiło, że zadrżałam. Dostrzegł to błyskawicznie. Delikatnie odgarnął kosmyk moich włosów.

Ta bliskość obezwładniała. Niczym ofiara rażona jadem skorpiona sztywniałam, czekając na atak. Sasori miał jednak szlachetne rysy twarzy, które nie zdradzały chęci mordu, lecz satysfakcję. Jego ofiara poddawała się bez walki.

Kara za zbezczeszczenie jego sacrum zaczynała się.

Poczułam jego oddech na policzku. Jego wargi musnęły płatek ucha. Przygryzł go. Ciepło dotyku parzyło skórę. Promieniowało. Dłonie sprawnie osuwały się warstwy ślubnego stroju.

Pochylał się nade mną. Wyglądał niczym wyniosły posąg bóstwa.

Jego śniada karnacja kontrastowała z barwą oczu, a czerwone włosy lśniły.

- Kim jesteś? - spytał, czerpiąc przyjemność.

Czujny, ostrożny, nieruchomy trwał nade mną, usiłując wzbudzić we mnie lęk i niepewność.

Drapieżny...

Jego dłonie przyciągnęły mnie do siebie. Gorące i spragnione usta zaczęły muskać moją szyję.

Coraz bardziej mu ulegałam.

Pocałunki stawały się coraz żarliwsze, napastliwe wargi z zachłannością spijały ze mnie słodycz. Słowa, które szeptał mi do ucha były jak zaklęcie. Każdym zdaniem odgadywał moje pragnienia.

Położył mnie na łóżku i pochylił się nade mną. Jęknęłam, kiedy jego płomienny oddech sparzył mój mostek. Nie próbowałam ze sobą walczyć. Zaborczość, z jaką pragnął mojego ciała, tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, jak słaba jestem.

Zapalczywie kradł moja intymność. Ostatecznie mnie jej pozbawiając.

- Jak na coś tak niedoskonałego jesteś niemalże perfekcyjna.

Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz. Zmrużyłam oczy. Kiedy otworzyłam je ponownie, widziała jak Sasori siedzi rozparty na krawędzi łóżka i patrzy na mnie z satysfakcją.

- Zniewolenie człowieka to niewymagająca wysiłku igraszka - na jego ustach pojawił się przelotny uśmiech.

- Jesteś tego pewien? - podjęłam próbę walki.

- Zdecydowanie.

Jego dłonie na nowo sunęły wzdłuż mojego ciała. Paraliż następował na nowo ze zdwojoną siłą. Jęknęłam, kiedy opuszki jego dłoni sunęły wokół mojej kobiecości. Bawił się. Droczył. Określał swoją dominację. W końcu zaatakował. Przybliżył się, by mieć pewność, że nie ucieknę.

- Należysz do mnie. Twoje protesty opóźniają tylko to, co nieuniknione.

Gromki śmiech wypełnił pomieszczenie. Sasori zakpił z mojej próby wyswobodzenia się.

Obrócił mnie.

- Nie waż się więcej kwestionować tego kim jesteś - dumny glos zlewał sie z odglosem rozpinanego płaszcza - A teraz wybacz, nie mam dla ciebie więcej czasu.

🌸🌸🌸

Westchnąłem.

Cóż za brak sprawiedliwości! Nie dość, że najpierw zostałem wykorzystany przez lidera, w tak podstępny sposób, to na mojej drodze musiał pojawić się jeszcze Sasori.

- Jak masz zamiar mi tu płakać, to wyjdź - Hidan podniósł wzrok znad kosy, którą nieporadnie starał się oczyścić.

- Wyraziłem swoje zażenowanie twoją osobą, hm.

- Posłuchaj mnie blondynko, moja pięść za chwilę wyrazi moje zażenowanie twoim brakiem stosunków z kobietami.

- Dla twojej wiadomości prostaku, zamierzam nawiązać całkiem bliską relację z [Imię], hm.

- Popkerdolilo ci się od tych wybuchów.

- Ha?

- Tak się składa, że to ja mam zamiar nawiązać z nią bliskie stosunki i jestem już na bardzo dobrej drodze kubtemu. Wyobraź sobie, że sam lider zrezygnował z jej dla mnie. Respekt.

Prychnąłem.

Właściwie, co mnie powstrzymuje przed zlikwidowaniem tego obrzydliwego zadowolenia? Nic, hm.

- Tak się składa, że lider był na tyle dobrotliwy, by pozwolić Sasoriemu, zrobić z [Imię] pomywaczke, hm.

- Co? - Hidan przeanalizował moją wypowiedź raz jeszcze  - CO KURWA?

🌸🌸🌸

Deidara warknął, kiedy pojawiłam się w asyście Sasoriego w kuchni. Tym samym czasie uwaga Hidana przeniosła się również na nas.

- Przygotuj sobie herbatę - rzucił oschle.

- Zawieszenie broni.

Usłyszałam mijając dwójkę, która z mordem spoglądała na Sasoriego. Akasuna ze spokojem ustawiłał puste naczynia na kuchennym blacie. Zapewne zamierzał wykorzystać je w czasie swojej pracy, przy której  wykonywaniu miałam pomagać.

🌸🌸🌸

Ku pamięci...
Zjadło mi połowę rozdziału i ratowałam co mogłam i jak mogłam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro