Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W mieście pod przewodnictwem Barbatosa panowała upiorna cisza. Tylko wiatr samotnie szarżował po pustych ulicach, zaglądając przez okna przerażonych, pozamykanych w domach mieszkańców. Nawet poranne słońce kryło się za ciemnymi chmurami.

Przeciwieństwem tego, było poruszenie w siedzibie Rycerzy Favoniusów. Nagłe zwołanie zebrania o 6 rano przez Jean, zdecydowanie nie było czymś standardowym i normalnym.

Każdy już wiedział co niebieskooka powie, jednak po mimo to, czekali w napięciu na rozpoczęcie przemowy, z nadzieją, że się mylą.

Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Główny Alchemik Favoniusów. Jedna z dwóch osób na które Jean czekała, by zacząć przemowę. Zamykając za sobą wrota, podszedł spokojnym krokiem do kobiety.

-- Kaeya się spóźni. Spotkałem go po drodze, prosił przekazać byś zaczęła bez niego.

Blondynka westchnęła lekko, po czym przytaknęłam z grymasem na twarzy. Cały Kaeya, zero powagi sytuacji.
Za to niski blondyn wrócił do drzwi budynku i przy nich stanął.

-- Ekhem. Chciałabym przeprosić wszystkich, za tak nagłe zwołanie zebrania, jednak jest to sytuacja wyjątkowa. -- Po sali rozniósł się głos starszej siostry Barbary, wśród słuchających jej członków Favioniusa nastała cisza. -- Dostaliśmy wiadomość o pierwszym zakażeniu chorobą Vampiriosis. Informacja doszła do nas ze Springvale. Chciałabym poprosić was o najwyższą czujność. Cały region zostanie poddany restrykcyjnej kwarantannie. Ogłaszam zakaz opuszczania domów. My, Knights Of Favonius będziemy odpowiedzialni za roznoszenie podstawowych produktów i przedmiotów życia codziennego, dla mieszkańców naszego regionu. Przydzielę teraz konkretne osoby, do poszczególnych części Mondstadt i przedstawię harmonogram pracy, obowiązujący od dzisiaj, przez następne tygodnie, do odwołania.

Albedo ukucnął i wyjął z kieszeni pięć małych przedmiotów.

Wszyscy uważnie słuchali słuchali przemowy Jean. Ze skupieniem chłonęli każde słowo, starając się zapamiętać jak najwięcej z podawanego planu działania w sytuacji kryzysowej. Dlatego nikt nawet nie zauważył, że po podłodze potoczyło się pięć metalowych kulek.

Wyprostował się, po czym cicho opuścił siedzibę Favoniusów. To również nie zostało zauważone, nawet Jean skupiona na poprawnym odczytaniu harmonogramu, nie zwróciła na to uwagi. Czekający na zewnątrz niebieskowłosy widząc blondyna wychodzącego z budynku, wyciągnął z kieszeni klucz i zamknął nim wrota. Niższy wyciągnął z kieszeni mały przedmiot z czerwonym przyciskiem i nacisnął go, aktywując ulatnianie się gazu z kulek.

-- Mój niegrzeczny chłopiec. -- Kaeya spojrzał flirciarsko na cyjanowookiego. -- A i tak się o mnie martwi. Rozczulające.

Niższy przewrócił teatralnie oczami.

-- Nie mogłem przecież zabić ostatniej nadziei naszej ojczyzny.

-- Tez cię kocham słodziaku. -- Płynnym ruchem ręki przysunął do siebie Alchemika i musną jego spierzchnięte usta.

-- Kaeya, to nie czas na to. Musimy natychmiast wyjechać do Snezhnayi,  powóz już czeka przed brama do miasta. W dodatku zaraz będzie padać. -- Spojrzał niezadowolony na ciemne chmury.

-- No dobrze, dobrze. Ależ jesteś w gorącej wodzie kąpany. -- Uśmiechał się, ujął chłodną dłoń Albedo I szybkim krokiem ruszyli w stronę wyjścia z miasta.

Przed bramą faktycznie czekał już powóz, oznaczony znakiem fatui. Zajęli miejsca I czym prędzej opuścili tereny przepisane żywiołowi anemo.

= = = = = = = = = = =

Mondstadt pogrążyło się w dramatycznym kryzysie już kilka dni później. Równie dobrze można było uznać region za upadły. To właśnie tam sytuacja była najgorsza. Zakażenie na starcie praktycznie wszystkich Rycerzy Favioniusa, okazało się tragiczne w skutkach.

W tym czasie Akademiya pracowała już nad prototypem leku na Vampiriosis. Trucizna okazała się bardzo złożonym specyfikiem, jeden ze składników pozostaje dla naukowców zagadką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro