Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Delikatny wietrzyk bawił się liśćmi drzew, a promienie słońca przyjemnie ogrzewały. Cały las deszczowy był pogrążony w przyjemnym spokoju i ciszy.

Czyli tak jak Tighnari lubił.

W Gandharva Ville również panowała nieziemska cisza. Wiele osób powyjeżdzało do Sumeru City spotkać się z rodziną, druga połowa była na patrolach.

Ostatnio takie wyjazdy do miasta były niezwykle częste. A to za sprawą niepokojącej choroby zbierającej swoje żniwa na terenach Fontaine. Ludzie bali się jej. W końcu dotarcie epidemii do Sumeru było tylko kwestią czasu. Dlatego chcieli spotkać się z bliskimi, przed tą chwilą.

"Do zarażenia dochodzi poprzez ugryzienie. Chory wariuje, zamieniając się w dziką bestie rządną krwi."
To jedyne informacje jakie czarnowłosy był w stanie odnaleźć w Teyvatowej gazecie. Nie wiedział w sumie co mają na myśli pisząc w gazecie o chorych, jako o "dzikich bestiach". Ciężko powiedzieć, informacji było mało. Zbyt mało.

-- Tighnari... -- białowłosy chłopak wkroczył do pokoju posiadacza czarnego ogona, opierając się ręką o futrynę. -- Będziesz miał gości... widziałem ludzi z Akademiyi, zmierzają tu.

-- Oh. -- właściciel zielono-brązowych oczu odłożył gazetę. -- Ileż można. Eh... pewnie chcą pomocy w kolejnym projekcie nie wartym mojej uwagi.

Cyno milczał. Oddychał ciężko, prawą rękę uporczywie przyciskał do szyji.

-- Walczyłeś po drodze? -- wstał.

-- Tak tak... bardzo blisko tego miejsca, spotkałem Fatui. Ale spokojnie, pozbyłem się ich.

-- Szkoda, że za cenę własnego zdrowia. Usiądź. -- czarnowłosy uważnie badał wzrokiem swojego gościa. -- Nie wyglądasz najlepiej. Zaraz dam ci odpowiednie zioła. -- szybko podszedł do najbliższej szafki, gdy biało włosy powoli ruszył w stronę najbliższego krzesła.

-- Wiec, co dokładnie czujesz? -- zapytał Tighnari szukając odpowiednich ziół w szafce. Jednak w odpowiedzi usłyszał tylko dźwięk zderzenia kolan Cyno z deskami którymi została pokryta podłoga.

Niemal od razu podbiegł i ukucnał przy przyjacielu.

-- Cyno. -- Poczuł jak dłoń białowłosego zaciska się na jego ramieniu, a jego głowa się opuszcza.

Krzyk.
Przeraźliwy. krzyk.

Głowę Tighnariego przeszył nagły ból, a przez ciało przeszedł dreszcz. Wyczulony słuch dał o sobie znać. W dodatku, nigdy nie słyszał o żadnej chorobie z takimi objawami. I to wprawiało go w nie mały strach.

Nastała głucha cisza.

-- Cyno? Słyszysz mnie? -- nawet nie zauważył, kiedy druga dłoń białowłosego zacisnęła się na jego drugim ramieniu.

-- Ja... potrzebuję krwi. -- Spojrzał na czarnowłosego z dzikim pożądaniem w oczach.

Tighnariemu przypomniała się treść gazety, którą czytał przed przyjściem Cyno.

Choroba z Fontaine.

Szaleństwo.

Rządza krwi.

To to mieli na myśli, pisząc o "dzikich bestiach". Na jego twarzy pojawiło się przerażenie.

Ale było już za późno.
Cyno wgryzł się w niego bezlitośnie.

-- Cy... Cyno! -- biało włosy zdawał się nie słyszeć krzyków swojej ofiary.

A ta, nawet nie była w stanie się uwolnić, czerwonooki był zbyt silny. 

Świat w jego zielono-brązowych oczach robił się coraz to bardziej rozmazany, a jego krzyki traciły na sile z każdą sekundą. Walczył, ale był bezsilny wobec ubywającej krwi. W końcu świat zrobił się całkiem czarny, a on utracił świadomość.

= = = = = = = = = = =

Collei szła żwawo dróżką, prowadzącą do jej pokoju. Chciała odpocząć po patrolu. Co prawda w lesie deszczowym panował dzisiaj stoicki spokój, ale pomimo wszystko zmęczył ją ten spacer.

W pewnym momencie do jej uszu doszły dziwne krzyki.

Przyśpieszyła kroku.

To Tighnari??

Wszędzie rozpozna jego głos, jednak ten krzyk brzmiał jakoś dziwnie inaczej.

Zaczęła biec.

Widok który ujrzała na miejscu przeraził ją. Całe ciało doznało paraliżu, dygotała.

Tighnari związany łańcuchami z czymś na kształt kagańca na twarzy, właśnie zamykali go w klatce. Próbował się wyrwać, jego oczy lśniły krwistą czerwienią.

-- Nie podchodź. -- upomniał ją jeden z członków Akademiyi. -- Zabieramy go do Sumeru City, tam posłuży jako obiekt badawczy.

-- Ale... ale co się... -- spojrzała na czarnowłosego. Patrzył na nią zza krat z dzikim pożądaniem. Cofnęła się o krok.

-- Zdziczał. Prawdopodobnie to jeden z pierwszych przypadków tej choroby w Sumeru. Mam na myśli tą samą przypadłość, której epidemia panuje w Fontaine.

Collei była roztrzęsiona. Nogi miała jak z waty. Po jej policzkach popłynęły łzy.

= = = = = = = = = = =

Akademiya rozpoczęła badania nad Tighnarim. W tym samym czasie rosła liczba zakażeń na terenie Sumeru. Za sprawą samego czarnowłosego, zakażonych zostało 15 naukowców Akademiyi. Ta liczba rośnie z tygodnia na tydzień.

Chorobę nazwano Vampiriosis, przez podobieństwo chorego do postaci wampira - czerwone oczy, dość blada skóra, podwyższony wskaźnik siły, rządza krwi.

Epidemia rozprzestrzeniła się w znaczącej prędkości. Chorzy w dość sprawny sposób opanowali całe miasto, dosięgli również cywilizacji pustynnych. Z Aaru Village wpłynęła informacja o zakażeniu obrońcy miasta - Cadanse.

Jedynym w miarę bezpiecznym miejscem pozostaje niezwykle dobrze strzeżona Akademiya.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro