Le Jour d' Amour

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

( Rozdział oczywiście z perspektywy Zosi, dziś Zosia zawita pod słynną katedrę Notre Dame, do Quasimodo i Esmeraldy, jednakże tym razem nie będzie nas tylko trójka i...w tym rozdziale będzie bardzo luźne nawiązanie do książki "Katedra Marii Panny w Paryżu" na której podstawie powstał Film o naszym Quasiu, doszukacie się tego nawiązania?)
- Nie mogę uwierzyć,że tym razem postanowiliście zabrać i nas w jedną ze swoich podróży- Powiedziała Scarlett do Cedryka, kiedy siedzieliśmy w powozie. Cedryk spojrzał na Scarlett, Cordelię, Grecjusza, Mamę, Tatę, Janka, Jun, Axela, Amber i Zandara i powiedział
- Nie dziękuj Mi,  Tylko Pati, bo to był jej pomysł. Scarlett po chwili zapytała Pati
- Ale powiedz mi, Pati, dlaczego akurat dziś postanowiłaś nas zabrać?
- Wszystkiego dowiecie się na miejscu- odparła Pati uśmiechnięta, ja wiedziałam w sumie tylko tyle,że ma to coś wspólnego z niedawną, drugą już rocznicą ślubu Scarlett i Cedryka. W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce, niemalże z marszu usłyszeliśmy muzykę,skierowaliśmy się więc w pobliże katedry Notre Dame, aby zobaczyć, o co chodzi. Kiedy staliśmy na samym brzegu placu głównego to Cedryk tylko przyciągnął Scarlett bliżej siebie i bardzo czule pocałował.Nagle zauważyłam,że w naszą stronę podchodzi ciemnowłosa kobieta i zgarbiony,rudowłosy mężczyzna, kobieta,kiedy tylko nas zauważyła od razu wykrzyknęła do nas
- Zosiu, przyjaciele; witajcie,jak miło,że jesteście
- Witaj Esmeraldo-odparłam Radośnie tuląc się do kobiety, Quasimodo tylko pogłaskał mnie po głowie
- Esmeraldo,a co się tu w zasadzie dzieje?- zapytał nagle Cedryk, oczywiście dalej tuląc Scarlett
- Chodźcie, muszę was zaprowadzić na sam środek rynku i przedstawić mojemu przyjacielowi, on wszystko wam wyjaśni- odparła kobieta prowadząc nas na sam środek rynku; podeszła do wysokiego,śniadego, czarnowłosego mężczyzny i powiedziała do niego
- Clopin,chodź, musisz koniecznie poznać moich przyjaciół-więc jegomość podszedł do nas
- Przyjaciele, pozwólcie,że przedstawię wam Clopina Trouillefou -powiedziała Esmeralda
- Clopin, co się tu dzieję? Co to dziś za święto?- zapytał Cedryk dalej czule przytulając Scarlett
Janek i Jun trzymali się za ręce a Amber i Axel byli w siebie wpatrzeni jak w obrazek. Tata patrząc na to również pocałował mamę w policzek
- Och, widzę tu same zakochane pary...a to się doskonale składa, wszak mamy dziś 14 lutego, a dla nas to znaczy Le Jour D'Amour- to rzekłszy Clopin i Quasimodo zaczęli śpiewać

https://youtu.be/VVV7KC_Nll4

Kiedy Clopin i Quasimodo tak śpiewali to Scarlett złapała Cedryka za rękę i oparła się o jego klatkę piersiową. Jednakże po chwili Cedryk z zaintrygowanie spojrzał na Pati i zapytał
- Pati, a możesz nam powiedzieć,co to wszystko ma znaczyć?
- Wszystkiego najlepszego- odparła krótko Pati
- Co?- zapytali Scarlett i Cedryk bardzo zdziwieni
- To jest taki trochę spóźniony prezent ode mnie na waszą rocznicę ślubu- Odparła znowu Pati
- Jejku, naprawdę? My...bardzo dziękujemy, to jest piękny prezent- Powiedziała Scarlett, Cedryk nie mówił nic, ale widziałam,że się wzruszył, Po chwili Scarlet przyklęknęła obok Pati, pocałowała ją w policzek i mocno przytuliła, po chwili podszedł do niej Cedryk, również przyklęknął obok niej, jednak zrobił coś,czego Pati raczej się nie spodziewała; objął ją w talii, zaczął się podnosić, więc Pati mimowolnie wylądowała u niego na rękach ( dokładnie w takiej pozycji, jaką widać w mediach), kiedy tak się stało to Cedryk uśmiechnął się szelmowsko po czym zaczął bardzo szybko obracać się wokół własnej osi, kiedy skończył odstawił Pati na poprzednie miejsce w którym stała po czym powiedział do niej
- To był mój sposób na powiedzenie Ci " dziękuję"
- Okej...Ale miałabym do Ciebie prośbę- odpowiedziała Pati
- Jaką?- zapytał Cedryk dalej uśmiechając się szelmowsko
- Czy następnym razem można by było nieco mniej żywiołowo?- zapytała Pati, na co Cedryk odpowiedział jej nieco wprawiony w zakłopotanie
- jasne, przepraszam...
- No już dobrze, przecież się nie gniewam- odparła Pati próbując opanować minimalne zawroty głowy,których dostała przez całą zaistniałą sytuację. Scarlett na ten widok tylko się zaśmiała
Esmeralda tak samo,po chwili Quasimodo powiedział
- Chodźcie, pokaże wam La Fidèle.
- Jeżeli się nie obrazicie to my dwoje zostaniemy tutaj- powiedział Cedryk dalej czule przytulając Scarlett, która po chwili spojrzała na niego a on korzystając z okazji pocałował ją w szyję. My poszliśmy za Quasimodo zostawiając tę dwójkę sam na sam ze sobą.
( To co,może zmiana perspektywy na perspektywę Cedryka,co? Zobaczymy,czy potrafi być romantyczny?)
Cała reszta towarzystwa poszła do środka katedry oglądać La Fidelle;dumę katedry. Na środku rynku zostaliśmy tylko ja i Scarlett, trzymaliśmy się za ręce; nagle ja spojrzałem na nią i powiedziałem do niej szeptem
- Mówiłem ci już dzisiaj,że jesteś taka piękna?
- Tak, ale miło to usłyszeć jeszcze raz- odparła moja żona, ja bardzo mocno objąłem ją ramieniem, chwile później stanęliśmy na przeciwko siebie. Nagle zauważyłem,że włosy Scarlett opadły na jej twarz, wyciągnąłem więc rękę,żeby je odgarnąć. Moja ręka po chwili dotykała policzka Scarlett, ona tylko spojrzała na mnie a ja delikatnie drugą ręką chwyciłem ją w talii i bardzo delikatnie przyciągnąłem bliżej siebie; jej przedramiona i dłonie wylądowały na moich barkach, nagle poczułem,że z nieba zaczął padać śnieg, ja dalej trzymałem dłoń na policzku Scarlett, po chwili zbliżyłem jej twarz do swojej; patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, śnieg padał coraz mocniej i mocnej. nie wiem,czy to spowodował dzisiejszy dzień,ten cały nastrój,ale pod wpływem chwili po prostu przybliżyłem swoje usta do ust Scarlett, po chwili delikatnie musnąłem wargami usta Scarlett,a kiedy ona już myślała,że to już koniec to ja dopiero zacząłem delikatnie pogłębiać nasz pocałunek;więc nasze usta złączyły się w jeszcze bardziej namiętnym pocałunku, spędziliśmy tak 20 minut; kiedy w końcu rozłączyliśmy nasze usta to Scarlett powiedziała do mnie z uśmiechem na tych swoich pięknych, różowych, pełnych ustach
- Wiesz co? od czasów liceum nic się nie zmieniło, dalej świetnie całujesz
- Ty też- odpowiedziałem tylko po czym pocałowałem ją po raz kolejny dzisiejszego dnia,trwało to niecałe 10 minut,następnie chwyciłem Scarlett za rękę i zapytałem moją żonę
- Może poszlibyśmy na romantyczny spacer, tylko we dwoje?
- Nie; chodźmy dołączyć do reszty-powiedziała tylko Scarlett całując mnie w policzek, więc posłusznie poszedłem za nią. Weszliśmy do katedry, Cała reszta czekała przy wejściu; Miranda powiedziała
- Mieliśmy iść oglądać La Fidèle, ale jednak stwierdziliśmy,że poczekamy na was i pójdziemy całą grupą
- No dobrze, chodźmy więc- powiedziałem radośnie
- A więc zapraszam, proszę za mną- rzekł Quasimodo a więc wszyscy skierowaliśmy swe kroki zaraz za nim, po drodze minęliśmy Archidiakona katedry Notre Dame, czekała nas wspinaczka po całej masie schodów, więc czym prędzej zaczęliśmy wchodzić na schody.W końcu po około godzinie udało nam się wejść aż na samą górę katedry. Jednak zanim Quasimodo otworzył drzwi to naszym oczom ukazała się piękna kobieta z krótkimi blond włosami i turkusowymi oczami. Pocałowała Quasimodo w czoło po czym powiedziała do niego
- Witaj,kochanie, widzę,ze przyprowadziłeś do nas gości
- Ach, tak oczywiście; skarbie.- Powiedział dzwonnik do kobiety jednak po chwili zwrócił się do nas- Moi drodzy przyjaciele; pozwólcie, że przedstawię wa moją ukochaną, Madellaine. - Kobieta ukłoniła nam się, my również się z nią przywitaliśmy, po chwili Quasi zwrócił się już do niej- Kochanie, poznaj moich przyjaciół
Chwilę porozmawialiśmy z Madellaine, a później Quasi w końcu otworzył drzwi do dzwonnicy.Weszliśmy do pomieszczenia; pod sufitem było zawieszonych pełno dzwonów,jednak Quasimodo po chwili zaprowadził nas do Wielkiego, Złotego dzwonu; który od wewnętrznej strony był misternie ozdobiony przez różnokolorowe kamienie szlachetne różnej wielkości. Kiedy staliśmy przy tej potężnej konstrukcji to Quasimodo powiedział
- To jest waśnie La Fidèle , duma, radość i ukochany dzwon mój, całej katedry i w zasadzie całego Paryża, dzwoni tylko raz do roku, właśnie w Le Jour d'Amour
- Ojej, to jest naprawdę słodkie-powiedziała Zosia; po chwili pytając Esmeraldę
- Jakie jeszcze są tradycje związane z Le Jour d' Amour?
- A o tym przekonacie się już sami, wieczorem,kiedy festiwal się zacznie- Odpowiedziała Zosi  ciemnowłosa kobieta; Quasimodo powiedział do nas
- ale jeszcze wcześniej trzeba wypolerować La Fidèle na błysk
- Możemy Pomóc?- zapytała Zosia szczęśliwa
- No jasne, jeśli chcecie-Odpowiedział jej Quasimodo po czym rzekł- ale tak poza tym to chciał bym,żebyście kogoś poznali
- A kogóż takiego?- Zapytał Roland, na co Esmeralda odpowiedziała radośnie
- Mego męża,Syna i nasze zwierzątko- to rzekłszy wychyliła się z okna dzwonnicy i wypowiedziała głośno trzy imiona 
- Phœbus (czyt. Febus), Zephyr (czyt. Zefir),Djali( czytaj jak chcesz)! Chodźcie tu natychmiast,proszę,Ja i Quasiu (czyt. Kwaziu,tak na Quasimodo mówiła Esmeralda i Zephyr w 2 części filmu; kto oglądał ten zresztą wie) musimy wam kogoś szybko przedstawić
- Dobrze, Mamo!- odkrzyknął jakiś głos. Po niecałej chwili po schodach do dzwonnicy wszedł Wysoki mężczyzna o blond włosach i koziej bródce w tym samym kolorze,granatowych oczach, odziany w złotą zbroję;trzymał na rękach około 7 letniego chłopca, również blondyna o  szmaragdowozielonych oczach. W ślad za mężczyzną podążała Mała i chuda biała koza o czarnych rogach, w prawym uchu miała jeden duży, złoty, okrągły kolczyk. Po chwili Esmeralda podeszła do Mężczyzny i chłopca i kolejno przedstawiła ich nam
- To jest mój mąż,Phœbus, kapitan straży królewskiej pod rządami Ministra sprawiedliwości.- powiedziała to wszystko wskazując na mężczyznę, jednak po chwili jej wzrok skierował się na chłopca, powiedziała więc
- To jest nasz syn, Zephyr- mały chłopiec uśmiechnął się do nas; schodząc z rąk ojca i zaczynając bawić się z Quasimodo, tym czasem Esmeralda kontynuowała; wskazała kozę stojącą teraz obok jednego z dzwonów i powiedziała radośnie
- A to jest Djali, nasza kózka. Na samym początku kiedy występowałam jeszcze na ulicy to Djali tańczył jak tylko usłyszał dźwięk mojego tamburynu
- A z Quasimodo i Phoebusem jak się poznaliście tak właściwie?- zapytałem zaintrygowany
- Ach,tak; zapomniałam o tym...Pozwolicie,że zawołam Clopin'a i opowiemy wam o tym wszystkim za pomocą piosenki?- Esmeralda powiedziała to niemalże na jednym wdechu; Clopin zjawił się w zasadzie jak na zawołanie; Esmeralda nawet nie musiała go wołać.
- No więc zaczęło się to tak- powiedział Clopin, po czym zaczął śpiewać

https://youtu.be/zfG4zz4uXwg

-Następnie, choć nie od razu oczywiście, było to- Rzekł Quasimodo po czym Clopin znów zaczął śpiewać

https://youtu.be/Whyh_VdIkbg

- A w następstwie tego stało się to- powiedział Clopin; znów śpiewając

https://youtu.be/nJ4aF-Af5cs

- Następnie ja w wyniku licznych przypadków znalazłam się niespodziewanie w Katedrze Notre Dame-powiedziała Esmeralda po czym znów zaczęła śpiewać

https://youtu.be/XLLmvLGvklE

No a później my trafiliśmy do tak zwanego " Placu cudów"- Powiedzieli Quasimodo i Phoebus, a Clopin kontynuował nieco speszony
- A ja zachowywałem się...niezbyt fajnie

https://youtu.be/sSi_kdwjKrw

- Za to następne wydarzenia były już o wiele bardziej wesołe- Powiedzieli wszyscy na raz

https://youtu.be/7I7F2ObxWpM

- Oczywiście wszystko,co związane z Sędzią Frollo (nie wiem,czy to powinno się odmieniać) zostało pominięte- Powiedział Quasimodo, przy okazji trzęsąc się wypowiedziawszy imię swego byłego opiekuna. Po chwili spojrzał na dzwony, które zaczęły dzwonić...same z siebie. 
- Frollo zmarł dokładnie na placu przed katedrą,gdzie teraz trwają przygotowania do Festiwalu Le Jour d'Amour,prawda?-zapytałem zaciekawiony ale i zmartwiony tym,że dzwony dalej dzwoniły mimo tego,że nikt ich nie ruszał
- Tak,ale dlaczego pytasz, Cedryku?- Zapytał Quasimodo zmartwiony tym,co aktualnie się działo
-Ponieważ obawiam się,że teraz katedra może być nawiedzana przez jego ducha- Powiedziałem, a wszystkich przeszły ciarki.Esmeralda po chwili zapytała mnie przejęta
-A czy jest jakiś sposób aby pozbyć się stąd tego ducha?
-Ależ oczywiście, Esmeraldo. To jest w sumie bardzo proste;po prostu musimy go pokonać jego własną bronią-odparłem po czym wyjaśniłem zgromadzonemu wokół mnie tłumowi
- Kiedy duch pokaże się komuś twarzą w twarz to Quasimodo zacznie dzwonić dzwonami a Clopin zacznie śpiewać o Historii Quasimodo; dzięki temu duch powinien zniknąć na dobre
- No dobrze, Cedryku, ale jak sprawić,aby duch ukazał się któremuś z nas twarzą w twarz?-Zapytał Phoebus
- No cóż, najpewniej osobą,której tenże duch objawi się najprędzej jest Esmeralda;ale dla pewności rozdzielimy się i małymi grupkami obejdziemy katedrę i jej okolicę;gdyby któraś grupka spotkała ducha to wystarczy krzyknąć; wtedy Quasimodo zadzwoni dzwonem a Clopin zacznie śpiewać.- Odpowiedziałem szczegółowo po czym dodałem- Powinniśmy podzielić się na 9 grupek, w każdej grupie po 2 osoby lub na 6 grup, w każdej grupie po 3 osoby.
- Dobra; w takim razie ja i Zosia pójdziemy do katakumb katedry-Powiedziała Esmeralda
- Ja i Pati skierujemy się w prawe skrzydło katedry- Powiedziała Madellaine
- Ja, książę Janek, Książę Zandar i Książę Axel będziemy obserwować plac przed i za katedrą - powiedział Phoebus; Scarlett i Cordy stwierdziły,że pójdą do lewego skrzydła katedry
- Ja i Clopin będziemy tutaj, w dzwonnicy- odparł Quasimodo. Amber i Księżniczka Jun stwierdziły,że one będą monitorować nawy katedry a Roland i Grecjusz stwierdzili,że oni pójdą do pozostałych wież ; No więc siłą rzeczy przy wejściu do katedry zostaliśmy tylko ja i Miranda a reszta poszła zająć swoje stanowiska i szukać w innych miejscach. Po chwili zobaczyliśmy,że Archidiakon zmierza w naszą stronę powolnym krokiem, powiedział tylko do nas
- Słyszałem waszą rozmowę z dzwonnicy, bardzo wam dziękuję;że chcecie pomóc nam pozbyć się tego ducha; mam nadzieję,że uda wam się to przed wieczornym festiwalem.
To powiedziawszy uśmiechnął się nieco niemrawo po czym odszedł. No cóż;aktualnie mamy 10:30 rano; więc myślę,że powinno nam się udać bez problemu.Po dłuższej chwili usłyszeliśmy jakiś niezidentyfikowany hałas.Okazało się,że to Zandar i Axel wpadli na siebie patrolując plac przed katedrą. Czekaliśmy tak jeszcze dobrą godzinę;gdy nagle usłyszeliśmy trzask; sądziliśmy,że to ktoś z pozostałych grup coś potrącił; jednak po chwili zrobiło się zimno mimo,że wszystkie okna w katedrze były pozamykane,ale nagle naszym oczom ukazała się blada postać...
- To duch Frolla- Powiedziała natychmiast Miranda nieco głośniej; więc po niecałej chwili Clopin dosłownie wpadł do przedsionka katedry, nagle dzwony rozdzwoniły się na całego a Clopin zaczął śpiewać; jednakże,ku naszemu zdziwieniu; duch nie zniknął. No teraz to już zaczęliśmy się poważnie martwić.Jednak ja po dłuższej chwili doszedłem do wniosku,że zabieramy się do tego od złej strony.Powiedziałem coś Clopin'owi na ucho, więc on znowu zaczął śpiewać.
Jednakże tym razem zaśpiewał jeszcze 2 piosenki

https://youtu.be/frPJ25qnD3A

https://youtu.be/CJLJv33E5aM

i dopiero to podziałało, bo katedra wypełniła się czerwonym jak ogień światłem, w którym duch zniknął ,przeraźliwie wyjąc. Równo z wybiciem godziny 12:00 po duchu nie było już ani śladu.Inni natychmiast się zlecieli w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu był duch.
- Udało się?- Zapytała Esmeralda zdziwiona ale i bardzo szczęśliwa
- Ależ oczywiście,że się udało; ten duch już więcej nie będzie nękać katedry- odpowiedziałem uradowany. Wszyscy się ucieszyliśmy. Po chwili Quasimodo i cała obecna młodzież poszli polerować La Fidèle,mieli bardzo dużo frajdy; więc postanowiłem się dołączyć. Po około godzinie ten dzwon znów lśnił. Do otwarcia Festiwalu zostało jeszcze całe 5 godzin. Ja postanowiłem spędzić ten czas na rozmowie i próbie zaprzyjaźnienia się z Esmeraldą.
Szło to w sumie bardzo dobrze. Siedzieliśmy na placu przed katedrą w cieniu  budynków
I zaczęliśmy rozmawiać. Esmeralda zapytała mnie
- Zna się Pan na sztuce, prawda?
-No ale jaki tam od razu Pan ze mnie, Cedryk jestem- Powiedziałem do niej radośnie czym chyba ją zszokowałem podobnie jak Annę jeszcze nie tak dawno temu. Jednakże Esmeralda nieco szybciej dała się przekonać do tego,aby mówić mi po imieniu.Po chwili powiedziałem do niej- tak,trochę znam się na sztuce;ale dlaczego pytasz?
- Bo tak się składa,że około roku temu odkryłam w jednej z wież Katedry tajemniczy obraz i zastanawiam się, czym on jest- Odpowiedziała mi Szmaragdowooka kobieta
- czy możesz mi go pokazać,Esmeraldo?-zapytałem z zaciekawieniem
- Oczywiście,że mogę, proszę, chodź za mną- Powiedziała brunetka, po czym zaczęła się kierować w całkowicie nieznanym mi kierunku i mimo tego,że trochę się bałem, postanowiłem skierować za nią swe kroki. Zaprowadziła mnie do wieży,która była dokładnie na wprost dzwonnicy.Rzeczywiście był tam pewien obraz, z pozoru całkiem zwyczajny,jednak jego ułożenie na tej ścianie wydawało się całkiem nieprzypadkowe.Był ułożony nienaturalnie prosto i niemalże idealnie przylegał do ściany. Ja i Esmeralda postanowiliśmy go jakoś zdjąć z tej ściany i zobaczyć, co może się za nim kryć. Tak też zrobiliśmy, kiedy tylko obraz został zdjęty ze ściany to naszym oczom ukazał się napis wyryty w ścianie Katedry,który ten obraz pewnie miał zakrywać.
-ANAГKH- Przeczytała Esmeralda, po chwili zapytała mnie
- Cedryku,Co znaczy ten napis? w jakim jest języku? umiesz go przetłumaczyć?
- Oczywiście, Esmeraldo. To grecki napis oznaczający " Przeznaczenie"- odparłem szybko
- Ale kto go tu wyrył? Kiedy? i po co?- zapytała mnie znowu Brunetka
- Tego jeszcze nie wiem, ale planuję się dowiedzieć. Nie mam pewności, ale wydaję mi się,że ten napis nie został tu wyryty bez przyczyny. Co więcej wydaję mi się,że w tej wieży,w okolicy tego napisu znajduje się tajne przejście,które może prowadzić do jakiegoś miejsca- odpowiedziałem Kobiecie. Ona natychmiast się ożywiła i natychmiast zaczęła mówić
- No więc na co czekamy? poszukajmy tego przejścia, trzeba się przekonać o co chodzi z tym wszystkim.Musimy sprowadzić tu całą resztę.
- Dobrze, więc prosiłbym cię,abyś poszła po resztę naszych przyjaciół- odpowiedziałem. Ona bardzo szybko poszła po całą resztę,kiedy już wszyscy się zgromadzili w pomieszczeniu i wiedzieli,po co tu są to zaczęliśmy szukać jakiegokolwiek znaku,że jest tu w ogóle jakieś tajne przejście. Po chwili Esmeralda przesunęła palcami po kamieniach zlokalizowanych dokładnie pod tym napisem, nagle jeden Kamień poruszył się w tył i tajne przejście zostało otwarte. Wszyscy tam weszliśmy. Ukazał nam się wielki, ciemny,kamienny korytarz...który rozwidlał się na dokładnie tyle odnóży ile było nas wszystkich. Esmeralda zarządziła więc
- Powinniśmy się rozdzielić,każde z nas powinno pójść w inną stronę,kiedy znajdzie coś niestandardowego zaalarmować resztę grupy. -Jak powiedziała tak zrobiliśmy. Każde z nas wzięło jedną pochodnię zamocowaną na ścianie, zapaliliśmy je przy pomocy świecy,która Paliła się w wieży Katedry i poszliśmy
( To co,perspektywa Esmeraldy naszej kochanej?)
Ja postanowiłam pójść korytarzem,który kierował się na północ. Z zapaloną pochodnią w ręce szłam przed siebie. Korytarz ten był bardzo długi, jednak do pewnego momentu był prosty. Jednakże po chwili moja pochodnia zaczęła przygasać, i czułam,że zaczynam zbaczać ze ścieżki,jakby zaczęła się ona robić całkiem kręta. W pewnym momencie uderzyłam z impetem o ścianę, po całej chwili pochodnia całkowicie zgasła, więc dalej musiałam iść po omacku. Kompletnie nie wiedziałam, ile jeszcze drogi jest przede mną, ale musiałam iść.Szłam więc po omacku przez dłuższą chwilę aż w końcu napotkałam chyba jakieś drzwi albo ścianę, nie byłam w stanie tego określić. Przez chwilę poruszałam ręką w poszukiwaniu klamki, ale gdy jej nie znalazłam po prostu nabrałam w płuca bardzo dużo powietrza i z całych sił zaczęłam gwizdać w nadziei,że reszta grupy mnie usłyszy. No i na moje szczęście podziałało,bo po chwili cała reszta grupy przybiegła do mnie. Cedryk użył zaklęcia aby na jego różdżce zapalił się mały promień światła,podeszliśmy do,jak się okazało, wielkich,dębowych drzwi,w które uderzyłam plecami.Nie było tam klamki, była tam kołatka; w kształcie głowy jaskółki. Jak się po chwili okazało,była to zaczarowana kołatka. Po chwili przemówiła do nas.
- Kim jesteście? Co tu robicie?- zapytała
- Jestem Quasimodo,dzwonnik z tej Katedry, a to są moi przyjaciele- Odparł Quasimodo
- Co tu robicie?- pytała dalej jaskółka
- Szukaliśmy miejsca do którego prowadzi tamto przejście- Odparł znów Quasimodo wskazując na przejście,z którego przyszliśmy po czym zapytał Jaskółki
- A ty? czym jesteś? od kiedy tu jesteś? do czego prowadzą te drzwi?
- Kiedyś byłam żywą jaskółką często latającą w okolicach tej katedry, ale około 2000 lat temu pewien czarnoksiężnik zmienił mnie zaklęciem w złotą kołatkę strzegącą drzwi do tego pomieszczenia.
- A co to za pomieszczenie?- Zapytałam tym razem ja
- Żeby się tego dowiedzieć i przejść przez te drzwi musicie odpowiedzieć 3 na moje zagadki- odpowiedziała kołatka
- Zadaj nam je więc- Odparłam znów ja
- zagadka pierwsza :Który miesiąc ma 28 dni?- powiedziała Kołatka, na to ja natychmiast odpowiedziałam 
- Każdy
- Dobrze, zagadka druga:Co to jest,Rano chodzi na 4 nogach, w południe na 2 a wieczorem na 3?-powiedziała znów Kołatka, tym razem Clopin odparł 
- No przecież wiadomo,że człowiek
- Kolejna poprawna odpowiedź, czas na ostatnią zagadkę- Odpowiedziała znów kołatka po czym znów zapytała nas- Na stawie rozrasta się kępa lilii wodnych. Codziennie kępa staje się dwukrotnie większa. Jeśli zarośnięcie całego stawu zajmie liliom 48 dni, to ile dni potrzeba, żeby zarosły połowę stawu?
- 47 dni- Odpowiedziała pewna siebie Jun
- Dobrze. W porządku przyjaciele, wejdźcie więc do tego pomieszczenia,które chronię już od tak wielu lat- Odpowiedziała kołatka. Następnie drzwi się rozchyliły tak,że mogliśmy wejść. Kiedy weszliśmy ukazało nam się podobne do poprzednich pomieszczenie, jednakże...straszniejsze. Było ciemno, zimno, wilgotno. Po podłodze dosłownie walały się szkielety. Po chwili usłyszeliśmy brzęk metalu,okazało się,że na ścianie niedaleko nas wiszą,nieco już pordzewiałe, metalowe łańcuchy, do których zapewne jeszcze nie tak dawno temu ktoś był przykłuty. Nagle usłyszeliśmy,jak drzwi za nami zamykają się chyba...same z siebie
- Gdzie jesteśmy?- Zapytała zmartwiona Zosia
- Wydaję mi się,że to są podziemia montfaucon- rzekł Phoebus
- Podziemia czego?- Zapytali nasi przyjaciele 
- montfaucon,zbiorowa mogiła, w której składują ciała skazanych na karę śmierci przez powieszenie- rzekł tym razem Quasimodo 
- Ale dlaczego w katedrze jest przejście do tego okropnego miejsca?- Zapytała Amber
- To jest dobre pytanie,droga księżniczko- Rzekł Clopin po czym kontynuował- może jest to kolejna z prób dla księżniczki Zosi aby odkryć więcej jej magicznych mocy lub zobaczyć,jak sprawdzi się jako królowa?
- Zosiu, więc teraz zdamy się na twoją intuicję,co powinniśmy teraz zrobić?- Zapytałam dziewczynę, ona natychmiast odparła zachowując zimną krew
- Uważam,że najpierw powinniśmy wszyscy razem przetrząsnąć to pomieszczenie w celu zobaczenia,czy znajdzie się tu klucz do drzwi bądź inne wyjście a później w zależności od sytuacji powinniśmy albo iść wszyscy razem, albo rozdzielić się na mniejsze grupki,albo rozdzielić się tak,że znów każde z nas osobno pójdzie w innym kierunku i w razie czego zaalarmuje innych
- Bardzo dobry Plan, Zosiu- Odparł Quasimodo, po czym zaczął bardzo dokładnie sprawdzać łańcuchy na ścianach. Amber sprawdzała czy w pomieszczeniu nie ma żadnego okna,przez które można uciec. Janek, Jun i Zandar po kolei sprawdzali każdą cegiełkę na jednej ze ścian, Król Roland, Grecjusz i Cedryk w tym czasie sprawdzali drugą ścianę. Reszta grupy sprawdzała pozostałe ściany, a ja sprawdzałam podłogę ,nagle przewróciłam się o jeden łańcuch, przez co upadłam, poczułam,że kręgosłupem obiłam się o coś metalowego. Kiedy już się podniosłam po upadku to zobaczyłam,że tym przedmiotem,na który upadłam chwilę temu była klapa, a dokładniej; i boleśniej, rzecz biorąc, zawiasy od klapy w podłodze. Postanowiłam ją otworzyć, co swoją drogą nie było aż tak łatwym zadaniem. Po chwili Zosia powiedziała do mnie
- Ciekawe dokąd prowadzą te schody...może do jeszcze głębszych podziemi? 
- Sprawdźmy to- powiedziałam więc do księżniczki po czym zaczęłam się kierować w dół tych schodów a Zosia i reszta towarzystwa zaczęli kierować się w ślad za mną, schody były bardzo strome i dość niebezpieczne.W końcu po 3 godzinach udało nam się zejść z tych schodów i dojść do jakiegoś jaśniejszego pomieszczenia. Ale jaśniejsze niestety nie znaczy mniej straszne. Były tam różne dziwne sprzęty, wręcz narzędzia tortur. Pozwólcie,że wymienię tylko kilka z nich (osoby o słabych nerwach uprasza się o szybkie przewinięcie w dół) :Żelazna dziewica,hiszpański zając,Hiszpańskie buty,madejowe łoże. Teraz to Janek zapytał
- Gdzie my jesteśmy,co to za sala tortur?
- Dosłownie Sala tortur,książę Janku. Jesteśmy w małym  Châtelet. Służyło ono jeszcze nie tak dawno za więzienie, ale teraz zostało na jakiś czas opuszczone.- Powiedział Phoebus
- Ale czego mamy tutaj szukać?- Zapytała Zosia
- Nie wiem,Zosieńko,ale wydaję mi się,że to jest jeden z wielu sprawdzianów,które zostały dla ciebie przygotowane aby sprawdzić,czy nadajesz się na królową- Odpowiedziałam niemal natychmiast po czym kontynuowałam- widzisz,jako królowa musisz się wykazać wieloma cechami i umiejętnościami. Jedną z nich jest intuicja i to najwyraźniej jest twój pierwszy sprawdzian,właśnie na intuicję
- No dobrze.-Powiedziała Zosia po czym rozejrzała się po pomieszczeniu i rzekła- Widzę schody prowadzące do góry,tam przed nami, są drzwi. Ale chyba nie ma do nich klucza
- Poszukajmy więc sposobu na to,jak je otworzyć - rzekł Janek
Podeszłam do drzwi, aby zobaczyć czy nie ma tam żadnego otworu na klucz...nie było.Nagle Quasimodo sobie o czymś przypomniał,bo po chwili powiedział do nas
- Do Festiwalu Le Jour d'Amour zostały jeszcze tylko 3 godziny. Musimy coś wymyślić,bo La  Fidèle musi dzisiaj zadzwonić na rozpoczęcie obchodów święta
Zosia tylko stała i myślała,co by tu zrobić.Nagle zobaczyła,że z sufitu zwisa dość długo kawał tkaniny. Podeszła do kawałka materiału i zszarpała go z sufitu pomieszczenia,zaczęła wiązać materiał w warkocz,zamocowała go do drzwi i zaczęła z całej siły ciągnąć, po niecałej chwili drzwi ruszyły. Po 15 minutach w końcu dały się otworzyć. Ale za drzwiami nie było żadnego korytarza,była tam...skrzynka.Była ona otwarta; kiedy zobaczyliśmy jej zawartość to byliśmy bardzo zdziwieni bo była tam...książka. Kompletnie nie wiedzieliśmy,co to za książka. Po chwili stało się coś dziwnego...ściana pomieszczenia przesunęła się, kiedy ruszyliśmy za nią okazało się,że jesteśmy znów na placu przed katedrą. Weszliśmy więc do katedry i czekaliśmy aż zacznie się Festiwal, zaczął się niedługo później. W końcu przyszedł czas aby La Fidèle zaczęła dzwonić. Wszystko wyszło bardzo pięknie. W końcu zapytałam Zosię
- Zosiu,co to za książka?
- Ja...nie wiem,ale planuję się tego dowiedzieć- Odparła księżniczka
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę aż w końcu Zosia i nasi przyjaciele musieli jechać do kolejnego celu swej podróży.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro