Niecny Plan Shuriki i Morgany

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiejszy rozdział z perspektywy Księżniczki Ewy ( albo Ivy, jak kto woli) ( część 1) a część 2 z perspektywy Cedryka
Siedziałam z moimi wspólniczkami w naszej kryjówce. Shuriki i Morgana prowadziły żywą rozmowę; o tym, jak doszczętnie zniszczyć Cedryka, jak pozbawić go szczęścia w życiu...

- Wyciągnęłyśmy od Patrycji informację, że Cedryk zamierza ożenić się ze Scarlett...A w zasadzie ta głupiutka dziewczyna sama nam to powiedziała.- Podsumowała Shuriki.

- A my tę wiedzę wykorzystamy i zemścimy się na Cedryku za to, co było w liceum- Dopowiedziała Morgana. Ja od samego początku rozmowy tylko siedziałam cicho i patrzyłam się w sufit. Wbrew pozorom ja nie chciałam się mścić za to, co było 21 lat temu...Kiedy tak słuchałam Shuriki i Morgany miałam ochotę ostrzec Cedryka,że coś planują; ale wiem, że wtedy dla mnie również źle by się to skończyło, więc wolałam siedzieć cicho. A poza tym nie wiedziałam jeszcze, co dokładnie planują. One nie zważając na mnie kontynuowały swoją rozmowę, a ja starałam się słuchać; żeby w razie czego wiedzieć, przed czym ostrzec Cedryka...

- Ja mam plan...Któraś z nas musiałaby go uwieść, po czym zrobić " coś" aby dopuścił się zdrady... Wtedy Scarlett zerwie zaręczyny, wyjedzie i nie wróci...- Powiedziała Morgana
- Dobry plan, ale która z nas miałaby go uwieść i zmusić do zdrady?- Zapytała Shuriki, chwilę naradzały się z Morganą; aż w końcu obie spojrzały na mnie. Ja tylko przełknęłam ślinę i rzekłam
-Nie ! Nigdy tego nie zrobię.

- Zaraz będziesz inaczej gadać- powiedziała Shuriki, po czym wyjęła różdżkę i powiedziała-mentis imperium*.  Zaczęłam tracić zmysły, nie bardzo wiedziałam, co robię...Wyszłam z kryjówki. Nie wiedziałam, gdzie się kierowałam... Nie wiedziałam, po jakim czasie, nie wiem, gdzie się znalazłam,ale skupiłam wzrok na jednym punkcie- Szklanej butelce z niebieskim płynem w środku. Wzięłam ją do rąk, schowałam do worka, który zabrałam ze sobą. W głowie ciągle słyszałam głos Shuriki, która od razu po rzuceniu zaklęcia wydała mi dokładne polecenia, co mam robić...później pokierowałam się na łąkę...Nie było na niej absolutnie nic, tylko drzewa i trawa. Czekałam...

Był początek listopada, a w zasadzie pierwszy dzień miesiąca, zaczęło padać, na początku była to tylko lekka mżawka, a ja byłam ubrana tylko w sukienkę ( wygląd sukienki macie w mediach) A na nogach miałam tylko i wyłącznie kabaretki i buty na obcasie ( lub szpilce, jak kto woli) o wielkości 11 cm. Włosy miałam rozpuszczone; Nagle zaczęło lać jak z cebra. Sukienka zaczęła przylegać mi do ciała...
( Koniec części 1, część druga czyli perspektywa Cedryka rozpocznie się TERAZ)

Przechadzałem się uliczkami wioski, jak miałem to ostatnio w zwyczaju, aby pozbyć się tego całego stresu przedślubnego; do mojego ślubu ze Scarlett został jeszcze cały miesiąc.Z jednej strony cieszę się z tego powodu tak bardzo, jak jeszcze nigdy w życiu się nie cieszyłem; ale z drugiej strony miałem wrażenie, że dziś zdarzy się coś, co może diametralnie odmienić wszystko, co się zdarzyło przez kilka ostatnich miesięcy. Poszedłem na łąkę, na której lubiłem spędzać czas, kiedy potrzebowałem coś przemyśleć, albo po prostu pobyć samemu. Ale kiedy doszedłem już na łąkę zauważyłem, że jest na niej ktoś jeszcze. Podszedłem bliżej ( w międzyczasie przestało padać) Zauważyłem, że tym kimś była Ivy, jej wzrok był jakiś nieobecny, jakby w ogóle nie kontaktowała, gdzie jest i co się z nią w tym momencie dzieje, jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie kontroli umysłu. Odezwałem się do niej
- Ivy...czy wszystko w porządku?

- Tak, oczywiście- powiedziała, ale w tonie jej głosu można było dosłyszeć coś dziwnego.

- A mogę wiedzieć, na kogo czekasz?- zapytałem nieco poirytowany
-...Na Ciebie...- powiedziała prawie szeptem podchodząc do mnie i uśmiechając się w dziwny sposób, więc zacząłem się trochę niepokoić, że to może się bardzo źle skończyć.
- A dlaczego akurat na mnie?- zapytałem więc ją dość niepewnie
- Zaraz wszystko ci wyjaśnię-powiedziała, po czym wyjęła butelkę z niebieskim płynem w środku z torby, którą miała. Kontynuowała- Napijemy się?
- Nie,ja... nie mogę- powiedziałem, bo musiałem szybko iść załatwić resztę formalności.

- Boisz się? przecież to tylko jeden kieliszek...- mówiła dalej Ivy, przygotowując dwa kieliszki i otwierając tę butelkę.
- No... dobrze, ale tylko jeden- powiedziałem siadając na trawie, a Ivy przelała trunek do dwóch kieliszków; domyśliłem się, że było to Avalorskie wino, sprzed 43 lat. Ivy odezwała się do mnie
- Za miesiąc bierzesz ślub, ze Scarlett, prawda?

- Tak. A dlaczego pytasz?- Zapytałem ją
- W takim razie chciałabym już teraz wznieść toast za wasze zdrowie- Powiedziała przechylając kieliszek do ust i biorąc łyk wina, ja zrobiłem to samo.Rozmawialiśmy kolejną godzinę popijając winem...Ani się zorientowałem,a została tylko pusta butelka po winie. Ivy Nagle położyła mi głowę na ramieniu; spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się do mnie w " dziwny sposób"
(Muszę zrobić tu time skip...i ocenzurować, bo jest to scena +18; jak chcecie to sami sobie dopowiedzcie, co się tam mogło dziać) Godzinę później...Wytrzeźwieliśmy...uświadomiliśmy sobie, co się właśnie stało. Oboje spojrzeliśmy na siebie wzrokiem pełnym przerażenia. Wstaliśmy, doprowadziliśmy się do ładu, ale ona...po chwili uciekła gdzieś z płaczem...Postanowiłem na razie przemilczeć sprawę, ale mój honor nie pozwalał mi okłamać Scarlett; Więc skierowałem się z powrotem do Zamku. W holu nikogo nie było...ale w ogrodzie usłyszałem głos Ivy...postanowiłem tam iść. Scarlett i Ivy siedziały na ławce w ogrodzie. Podszedłem do nich; zwróciły na mnie uwagę. Już miałem się odezwać, ale nagle Scarlett wykonała ruch ręką, więc mimowolnie zamilkłem a ona patrząc to na mnie to na Ivy rzekła spokojnie
- W porządku...nie musisz nic mówić. Ivy wszystko mi powiedziała; wiem, że to wina Shuriki i Morgany i że chciały się na tobie zemścić. Wszystko w porządku. Nie gniewam się, to nie była wasza wina...zapomnimy o tym wszystkim, jakby to nigdy nie miało miejsca, dobrze?
 Ja i Ivy tylko przytaknęliśmy; Ivy poszła w swoją stronę, a my mogliśmy dopełnić reszty formalności związanych ze ślubem. Prawie kończyliśmy, ale coś nie dawało mi spokoju, więc mimowolnie zapytałem swoją ukochaną Scarlett
- Naprawdę nie jesteś zła na Ivy, ani, co ważniejsze, na mnie?

- Nie, Jedyne osoby, na które jestem zła to Morgana i Shuriki, bo to było nie w porządku wobec mnie, wobec ciebie, i przede wszystkim, wobec Ivy...Szczególnie wobec niej.
- Ale co będzie, jeśli...- Powiedziałem, bo bałem się, że po dzisiejszym Ivy może zajść w ciążę...Nie boję się odpowiedzialności za to, ale boję się tego, co tej biednej dziewczynie mogą zrobić Morgana i Shuriki, bo wiem, że one są zdolne dosłownie do wszystkiego. Ale PÓKI CO wolałem się  tym nie zamartwiać. Wolę na razie nikomu innemu o tym nie mówić; i tak prawdopodobnie wkrótce dowiedzą się sami. Ale jest jeszcze prawo czarodziejów w większości takich przypadków niestety nie do obejścia.To wszystko, co się dziś stało po prostu mnie przerosło...Poszedłem do swojej komnaty. Musiałem odpocząć od tego wszystkiego, co się dzisiaj stało. Czekałem 5 godzin, w razie gdyby ktoś ( czyt. Zosia) postanowił mnie odwiedzić. Ale nic takiego się nie stało. Była 18, niby wcześnie, ale ja postanowiłem już położyć się do łóżka,zapadłem w głęboki sen, jednak nagle zaczął mi się śnić dziwny sen, którego nie potrafię opisać, w zasadzie był to raczej koszmar. Obudziłem się cały oblany zimnym potem. Spojrzałem za okno...Ciemna noc. Okazało się, że jest 3 nad ranem...padało. Próbowałem z powrotem zasnąć, ale nie dałem rady;kolejne 30 minut tylko kręciłem się w łóżku. W końcu wstałem z łóżka, postanowiłem pochodzić trochę po ogrodach zamkowych. Po kolejnych 3 godzinach chodzenia zorientowałem się, że zapomniałem szaty i rękawiczek, więc paradowałem po ogrodach tylko w koszuli, żółtej muszce, a jakże, kamizelce, spodniach i butach, nagle przypomniało mi się liceum, bo właśnie wtedy tak chodziłem. W myślach przywołałem do siebie ten obraz,kiedy miałem jedynie kilkanaście lat.
- Tak...to był zdecydowanie najlepszy okres w moim życiu pod kilkoma względami( nie licząc kolegów i koleżanek z klasy i relacji w takowej)... - powiedziałem w zasadzie sam do siebie.Po czym poprawiłem się- No...jeden z najlepszych, zaraz obok zawarcia przyjaźni z Zosią...i zaraz obok powrotu Scarlett, i zaraz obok tego, że Scarlett przyjęła moje oświadczyny...ITP. Chodziłem dalej, w zamku wszyscy zazwyczaj budzą się o 9, więc mam jeszcze całkiem sporo czasu sam dla siebie. Nagle sobie o czymś przypomniałem, więc czym prędzej pognałem do królewskiej sali klejnotów ( Albo skarbca biżuterii jak kto woli), spojrzałem na pewien diadem, który leżał z boku po mojej lewej stronie. Był to diadem stworzony specjalnie na okazję koronacji następcy tronu, a w zasadzie następczyni, jeżeli król wybrałby do tej roli którąś z księżniczek, najpierw był przeznaczony dla księżnej Matyldy; Ale wszyscy wiemy, jak to się skończyło...A teraz jest możliwość, że stanie się własnością księżniczki Amber, lub, co mniej prawdopodobne ( Ale nie niemożliwe, a przynajmniej w mojej książce) Księżniczki Zosi, choć na tę drugą opcję osobiście nie mam nadziei, ale to byłaby bardzo rozsądna decyzja, bo Zosia naprawdę nadaję się do tej roli jak nikt inny, jest bardzo poważna jak na swój wiek; umie zarządzać innymi, ale w kulturalny sposób, jest cierpliwa...Długo by jeszcze wymieniać te wszystkie jej cechy, dzięki którym naprawdę nadaje się do tej roli. Ale jest jeszcze kilka ważnych cech : Zosia, zanim została księżniczką była skromną dziewczyną z ludu, więc rozumie zwykłych poddanych jak nikt inny, więc byłaby sprawiedliwa. Dzięki niej królestwo zawiązałoby jeszcze wiele sojuszy, i możliwe, że rozrosłoby się nawet parokrotnie.  Ludzie już uwielbiają ją jako księżniczkę, a gdyby stała się królową to ludzie żywili by do niej naprawdę głębokie uczucia, a w sumie głównie szacunek i uwielbienie. Chociaż...W Czarlandii od wiek wieków panuje takie prawo, że każdy nowy władca może wybrać nowe sługi...W TYM NOWEGO KRÓLEWSKIEGO CZARNOKSIĘŻNIKA;  PRZY CZYM NIE ZAWSZE POPRZEDNI CZARNOKSIĘŻNIK MUSI IŚĆ PRZEDTEM NA EMERYTURĘ, i większość nowych władców z tego korzysta, więc nie ważne, kto zostanie nowym władcą, ja prawdopodobnie będę musiał pożegnać się z pracą już na zawsze.Chociaż jeżeli to właśnie Zosia zostanie w przyszłości królową to ryzyko spada praktyczne do zera. No cóż, pożyjemy, zobaczymy. Bo Zosia ma już 12 lat, koronowana na księżniczkę koronną ( lub następczynię tronu jak kto woli) mogłaby być w wieku 13 lat, a zacząć rządzić samodzielnie, już w wieku lat 19, oczywiście wcześniej potrzebowałaby regenta, którego wybrałaby sobie oczywiście sama. Musiałbym podsunąć królowi moją sugestię, żeby to Zosia objęła tron. W tej jednej kwestii jestem pewien, że król się ze mną zgodzi. Patrzyłem jeszcze przez chwilę na ten diadem. Pod nim była kartka z notatką, jak z resztą przy wszystkim, co się znajdowało w tym jednym, konkretnym pomieszczeniu. Jest to taki sposób katalogowania, który wprowadził...A jakże, "wszystkowiedzący" Bartłomiej. Jednak, kiedy znowu skierowałem mój wzrok na diadem, widziałem, że dosłownie przez 2 sekundy zalśnił...Fioletowym światłem, tak, jak amulet Avaloru. Zamrugałem oczami parę razy, jednak po chwili diadem już nie świecił. Ale dałbym sobie rękę uciąć, że przez 2 sekundy świecił. Tylko nie wiedziałem, dlaczego tak się stało. Pomyślałem, że może znajdę odpowiedź w mojej księdze czarów, więc skierowałem się z powrotem do mojej komnaty, aby znaleźć odpowiedź, a przy okazji znaleźć swoją szatę. Po 2 godzinach udało mi się znaleźć jedną z 2 rzeczy, a mianowicie swoją długą, fioletową szatę; ale postanowiłem jej na razie nie zakładać. Odpowiedzi jednak nie znalazłem. Jest 8 rano, więc mam jeszcze dobrą godzinę, zanim wszyscy wstaną i zaczną się krzątać po zamku. Postanowiłem trochę poczytać, wziąłem pierwszą lepszą pozycję z mojej półki na książki i zacząłem czytać. Moje czytanie przerwał jakiś hałas. Wyszedłem przed komnatę, ale to nie stamtąd dobiegał ten hałas. Zszedłem na dół, ktoś pukał do głównych drzwi zamkowych,wszyscy nagle się zbiegli na dół, do holu głównego. Scarlett spojrzała się na mnie. Podszedłem do drzwi,otworzyłem je, ale nikogo za nimi nie było. Zamknąłem je. Po chwili Zosia i Patrycja zaczęły mi się intensywnie przypatrywać.W sumie dobrze wiedziałem, dlaczego. Zapewne chodziło o mój niecodzienny wygląd. Spojrzały na siebie nawzajem jednocześnie uśmiechając się to do mnie to do siebie nawzajem. Wszystko w zamku przeze mnie obudziło się do życia i wszyscy zaczęli pracę. Czas do wieczora zleciał dość szybko...Wieczorem postanowiłem posprzątać trochę w swojej komnacie, nagle szperając w jednej ze skrzyń pod łóżkiem znalazłem  swój pamiętnik właśnie jeszcze z czasów młodości. Zabrałem się za czytanie tego, co napisałem w wieku tych kilkunastu lat.Były to jakieś spostrzeżenia, refleksje, na temat życia.Znalazłem nawet 10 wierszy, z których 2 były zadedykowane dla Scarlett. Reszta była napisana pod wpływem impulsu twórczego...i Jeszcze nikt poza Cordy ich nie czytał. Jednak tym razem postanowiłem pokazać jeden wiersz Pati i Zosi.
Kiedy skończyłem porządki wziąwszy kartkę z wierszem w ręce, zszedłem na dół, gdzie już czekały dziewczęta. Zauważyły mnie, a dokładniej to, co mam w ręce; Zosia niemal natychmiast zapytała mnie rozentuzjazmowana, z resztą jak zwykle

- Co to jest?

- To jest jeden z 10 krótkich wierszy, które napisałem w liceum, z czego dwa były zadedykowane dla Scarlett, pozostałe 8 przeczytała tylko Cordy- powiedziałem
- To pan pisał kiedyś wiersze?- Zapytała mnie Zosia
- Tak, ale to było bardzo dawno temu...- odpowiedziałem zgodnie z prawdą
- A możemy go przeczytać na głos?- Zapytała mnie Patrycja

- No przecież po to go przyniosłem- powiedziałem dając im zapisany skrawek papieru do rąk.
One wzięły skrawek do rąk, chwilę popatrzyły to na mnie to na papier. Po chwili zaczęły czytać 

" czas prawdę mówi
nie ukrywa milczenia

nie skrywa tajemnic przed ludźmi

czas mówi prawdę

to co czuje

rzeczywistość w dni ubiera

nastroje chodzą własnymi drogami

nie zawsze właściwymi

radości nie przystoi być na pogrzebie
miłość adekwatna jest do zaręczyn
czas prawdę zawsze powie

mi dużo już wyjaśnił

z dumą i poważaniem patrzę na zegar

pełna godzina już blisko
nic nie stracę

a zyskam

nigdy nie jest za późno "{oryginalny autor nieznany}

. Po chwili Zosia spojrzała na mnie z nadzieją w oczach i zapytała

- Panie Cedryku, a napisałby pan dla mnie jakiś wiersz?

- Dla księżniczki to ja nawet dwa wiersze mogę napisać, chociaż nie ukrywam, że wyszedłem z wprawy.- powiedziałem sięgając po dwa kawałki pergaminu i zacząłem pisać. Po niecałej godzinie skończyłem oba wiersze. Podałem je Zosi mówiąc

- Proszę bardzo księżniczko
- Dziękuję- powiedziała, po czym przystąpiła do czytania pierwszego wiersza

" Niechaj mię Zosia o wiersze nie prosi,

Bo kiedy Zosia do ojczyzny wróci,

To każdy kwiatek powie wiersze Zosi,

Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci. "{ oryginalnie wiersz Juliusza słowackiego}

 chwilę później Zosia i Patrycja przystąpiły do czytania drugiego wiersza

" Na polance dziś wesoło, Janek dostał piłką w czoło.
Zosia biega, skacze i się śmieje.
Janek wiadro wody na nią leje.

Wszyscy cieszą się , radują.
Uśmiech swój na twarzy pokazują" { Wiersz autorstwa mojego taty, napisany specjalnie do rozdziału.}

- Dziękuję, to jest super- powiedziała Zosia przytulając się do mnie. 
- Naprawdę nie ma za co, księżniczko- powiedziałem uśmiechając się, po czym dodałem- dziękuję za docenienie mojej twórczości
( Teraz perspektywa moja i Zosi.)
Nazajutrz- Poniedziałek; więc trzeba iść do królewskiej szkoły.  Nie będę opisywać wam całości lekcji, ale ostatnia zasługuje na uwagę, bo pod koniec lekcji Panna Flora zadała nam bardzo nietypowe i niezwiązane z tematem zadanie domowe.  Pod koniec lekcji odezwała się do całej klasy

- Drogie dzieci, mam dla was zadanie domowe na następny dzień, napiszcie proszę kilka zdań o osobie, która wam imponuje, fascynuje was albo wykonuje/wykonywała- waszym zdaniem- ciekawy zawód. A jeżeli macie taką możliwość przeprowadźcie z nią wywiad

Ja i Zosia momentalnie spojrzałyśmy na siebie, bo już wiedziałyśmy, kto zostanie naszą " ofiarą"

Nagle Viviana podniosła rękę, chcąc o coś zapytać, co zdarza się niezmiernie rzadko
- Tak, księżniczko Viviano?- zapytała Panna Flora

- Czy to MUSI BYĆ 1 OSOBA?- zapytała Viviana niepewnie

- Ależ oczywiście, że nie księżniczko, mam świadomość, że imponuje wam bardzo wiele osób i czasem trudno wybrać tylko jedną, więc w tym zadaniu jedna osoba to minimum, a maximum...Nie ma, może to być tyle osób, ile będzie chętnych.

 Ja i Zosia uśmiechnęłyśmy się bardzo szeroko na tę wiadomość, bo to w sumie oznacza więcej " ofiar" Kiedy lekcja się skończyła podszedł do nas oczywiście nikt inny niż Viviana. Odezwała się do nas

- Hej dziewczyny, wiecie już, z kim przeprowadzicie wywiad?

- Tak, mamy już na myśli parę osób- powiedziałyśmy na raz, po czym zapytałyśmy- a ty?

- Chciałabym przeprowadzić wywiad z Panem Cedrykiem i Scarlett.
- No to zapraszamy z nami do zamku.- powiedziałam , po czym pociągnęłyśmy Viv za rękę do powozu, ja i Zosia powiedziałyśmy jej, ile osób planujemy opisać, byłoby to 8 osób.
- Po pierwsze, cedryk

- Po drugie król

- Po trzecie Cordelia
- Po czwarte ojciec Cedryka i Cordelii
- Po piąte Królowa

- Po szóste Matka Cedryka i Cordelii

- po siódme Scarlett
- Po ósme księżna Matylda ( aka Ciocia Tilly, albo po prostu Tilly) Kiedy powóz już zajechał przed zamek wysiadłyśmy na dziedziniec. Podeszłyśmy pod drzwi i usłyszałyśmy jakiś hałas. Hałasem tym były dokładnie mówiąc jakieś rozmowy.  Drzwi nie były zamknięte" na 4 spusty" jak zwykle, więc tylko je uchyliłyśmy i weszłyśmy do środka. Rozmowy dobiegały z sali jadalnej. Postanowiłyśmy więc skierować tam swoje kroki. Drzwi do sali jadalnej również nie były mocno zamknięte; więc kiedy je otworzyłyśmy wszystkie oczy zwróciły się na nas; wśród obecnych na sali byli oczywiście Cedryk, Król, królowa i Scarlett, ale co dziwne obecni byli również rodzice Cedryka i Cordelii, Księżna Matylda oraz właśnie Cordelia we własnej osobie, obecna była również Calista, ale tym chyba nikogo nie zdziwię. Ja tylko spojrzałam na Zosię i Vivianę, po czym we trójkę zaczęłyśmy się bardzo głośno śmiać. Przez pierwsze 15 minut nie mogłyśmy się opanować. Kiedy już przestałyśmy się śmiać, Cedryk zapytał naszą trójkę
- po pierwsze, jakąż to mamy okazję, że odwiedziła nas księżniczka Viviana, a po drugie dlaczego zaczęłyście się tak histerycznie śmiać, kiedy zobaczyłyście nas wszystkich?
-Ależ oczywiście już spieszę z wyjaśnieniami; Po pierwsze Viv jest tu w związku z zadaniem domowym. A po drugie, nie wiem, czy wiecie, ale wy wszyscy nam to zadanie w tym momencie bardzo ułatwiacie!.- Powiedziałam spokojnie. Wszyscy spojrzeli w naszą stronę i zapytali

- A jakie to zadanie?

- "napiszcie kilka zdań o osobie, która wam imponuje, fascynuje was albo wykonuje/wykonywała- waszym zdaniem- ciekawy zawód. A jeżeli macie taką możliwość przeprowadźcie z nią wywiad" Powtórzyłam wszystko tak, jak panna Flora
- A więc po co wam my wszyscy?- Zapytała Cordelia
- " imponuje wam bardzo wiele osób i czasem trudno wybrać tylko jedną, więc w tym zadaniu jedna osoba to minimum, a maximum...Nie ma, może to być tyle osób, ile będzie chętnych."- znów zacytowałam Pannę florę
- W takim razie ja jestem jak najbardziej chętny- powiedział Cedryk
- I ja również- dopowiedział król

- Ja też dołączę- rzekła Cordelia

- Ja zgodzę się z całą resztą- Ojciec Cedryka i Cordelii jak zwykle uśmiechnął się do nas

- Jeżeli to nie problem ja również byłabym chętna- Powiedziała królowa

- Ja również nie mam serca odmówić tak uroczym istotkom- powiedziała Matka Cedryka i Cordelii

- Ja również bardzo chętnie zgłoszę się na ochotnika- Scarlett wtrąciła swoje przysłowiowe trzy grosze

- Jeżeli ja również mogę pomóc w tym zadaniu to zrobię to z największą przyjemnością- Ciocia Tilly zawtórowała poprzednikom.
- Ale to nam nie wyjaśniło, dlaczego księżniczka Viviana również tu jest- powiedział nagle Cedryk
- Bo ona również chce przeprowadzić wywiad : Tylko z tobą i Scarlett.
- W takim razie możemy zaczynać; a dużo macie pytań?- Zagadnął do nas ponownie Cedryk.
- Z nas wszystkich Viviana ma chyba najmniej - powiedziałyśmy, a Viv przytaknęła. Cedryk, Scarlett i Viv poszli do innej komnaty i wrócili po godzinie. Teraz przyszedł czas na nasz wywiad.Nie opiszemy wszystkiego, ale trwało to około 3- 4 godzin. 
Nazajutrz rano wszyscy oddaliśmy pracę do sprawdzenia. Po jakimś czasie Panna Flora zapytała nas

- Jak myślicie, ile gwiazdek każda z was dostała za swoją pracę?
- Jedną- Powiedziała Viviana

- Jedną- Powiedziałam ja

- Co najwyżej dwie - Powiedziała Zosia

- Wszystkie się mylicie, KAŻDA Z WAS ZA SWOJĄ PRACĘ DOSTAJE 3 GWIAZDKI- Powiedziała do nas Panna Flora.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro