Wypadek?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

( Perspektywa Zosi)

Dziś mamy sobotę, w dodatku długi weekend, który od rana zapowiadał się spokojnie.Siedziałam sama w ogrodzie czytając książkę, którą dał mi Pan Cedryk. Nagle usłyszałam wybuch a więc weszłam do zamku, aby zobaczyć, co się stało. wszyscy stali w holu głównym patrząc na mnie. Ale nagle wszyscy się zorientowaliśmy, że ten hałas dobiegał z komnat Pana Cedryka.

Postanowiłam tam pójść i sprawdzić, co się stało.Drzwi były uchylone,co w przypadku pana Cedryka było bardzo dziwne. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy wejść, ale w końcu weszłam. Jednak to, co tam zobaczyłam bardzo mnie przeraziło. Pan Cedryk leżał na podłodze, delikatnie nim potrząsnęłam,był nieprzytomny, ledwo oddychał. Poczułam, że łzy napływają mi do oczu, ale zdążyłam je opanować. Pobiegłam z powrotem do holu głównego, gdzie dalej wszyscy stali. Chwilę rozmyślałam...czy któreś z zaklęć lub któryś z eliksirów zawiódł i zdarzył się wypadek? W sumie jeżeli chodzi o Pana Cedryka to było to całkiem możliwe. W końcu Pati zapytała mnie

- Zosia, wszystko w porządku? Mów, co się stało
-Drzwi do komnaty były uchylone, co w Przypadku Pana Cedryka wydało mi się dziwne, wahałam się, czy wejść, ale kiedy jednak weszłam to przeraziłam się tym, co zobaczyłam... Pan Cedryk...leżał na podłodze...nie zareagował, kiedy nim potrząsnęłam, jest nieprzytomny i ledwo oddycha

Ja już nie mogłam powstrzymać łez, a kiedy Tata to zobaczył również posmutniał, choć nie wiedziałam, co on do tego ma. Po chwili tata jakby czytając mi w myślach  zapytał mnie

- Zosiu...ty uważasz,że to był wypadek, prawda?

- Tak sądzę...- odpowiedziałam łkając cicho

-W takim razie...przykro mi, ale muszę cię wyprowadzić z błędu...to nie był wypadek- Powiedział tata, ja spojrzałam na niego natychmiast i zapytałam roztrzęsiona
- W takim razie co?!

- Cedryk był... bardzo chory przez bardzo wiele lat...Niestety jest to choroba śmiertelna Niestety...Obawiam się, że Cedryk może...UMRZEĆ W PRZECIĄGU NAJBLIŻSZEGO TYGODNIA,MOŻE DWÓCH- Powiedział Tata, po czym podszedł do mnie, aby mnie przytulić i pocieszyć, ale ja tylko odepchnęłam go

- I nie powiedział mi o tym? MYŚLAŁAM,ŻE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI A PRZECIEŻ PRZYJACIOŁOM MOŻNA SIĘ ZWIERZYĆ ZE WSZYSTKIEGO- Wykrzyczałam, po czym płacząc wybiegłam z zamku i biegłam prosto przed siebie

(Teraz moja perspektywa)

Patrzyliśmy na drzwi, przez które przed chwilą wybiegła Zosia. Dokładnie w tym momencie ja spojrzałam na króla spode łba i powiedziałam niby to do niego, niby to do siebie

- no normalnie tylko przyznać nagrodę..." NAJGORSZY OJCIEC ROKU"...No musiał król, bo normalnie jakby król nic nie zepsuł to król też byłby chory...NIE?- mój głos nabierał na sile, aż w końcu krzyczałam na całe gardło...

- Ale...-próbował się odezwać, ale nic to nie dało

- CO TO ZA CHOROBA?- zapytałam kręcąc głową z niedowierzaniem

- NIKT TEGO NIESTETY NIE WIE- odpowiedział mi król,po czym zakrył uszy, w razie gdybym miała znowu krzyczeć, ale nic takiego się nie stało, wręcz przeciwnie, zapytałam SPOKOJNIE
- Jest na to jakieś lekarstwo?
- Tak...podobno jest jedno jedyne...Niestety nikt nie wie, co to jest- Odpowiedział król, w końcu Poszłam tylko do komnat Cedryka.

Dalej leżał, ale wydawało mi się, że przynajmniej jakoś kontaktował..Nagle spojrzał się na mnie i LEDWO WYDOBYŁ Z SIEBIE JAKIŚ ODGŁOS...

- Zosia...NIE POWIEDZIAŁEM JEJ O TYM...BO NIE CHCIAŁEM JEJ MARTWIĆ...

- KRÓL CIĘ WYRĘCZYŁ- odpowiedziałam nerwowo.

- GDZIE ONA JEST?- zapytał cały czas patrząc na mnie

- Uciekła z zamku, a być może nawet z Czarlandii i powiedziała przy tym, cytuję "MYŚLAŁAM,ŻE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI A PRZECIEŻ PRZYJACIOŁOM MOŻNA SIĘ ZWIERZYĆ ZE WSZYSTKIEGO" Także chyba jest wściekła i na króla i niestety na ciebie, i ci się nie udało bo jest jeszcze bardziej zmartwiona, że usłyszała to od osób trzecich niż gdyby miała to usłyszeć od ciebie- kiedy skończyłam mówić on tylko uronił jedną, pojedynczą łzę, po czym...ZNOWU STRACIŁ PRZYTOMNOŚĆ...No więc nie pozostało mi nic innego jak spróbować znaleźć Zosię; chociaż po dzisiejszych wieściach ona może być dosłownie gdziekolwiek poza Czarlandią....Ale myślałam,że może potrzebuje sama popłakać i pod wieczór wróci.Jednak kiedy nad ranem król powiedział,że nie wróciła na noc to już zrobiło się, że się tak wyrażę, Nie fajnie.Zastanawiałam się, gdzie Zosia mogłaby pójść, kiedy nie miała ochoty spędzać czasu w zamku...wpadło mi do głowy kilka  miejsc. Na samym początku postanowiłam iść do starego domu Zosi i królowej Mirandy i równocześnie do ich starego miejsca Pracy. Ale tam jej nie było, w sumie wiedziałam, że tak będzie, bo na pewno nie chowałaby się gdzieś, jeśli wiedziałaby, że wszyscy w pierwszej kolejności zajrzą do najbardziej oczywistego miejsca.Postanowiłam więc iść do Reni i Jadzi.

- Hej Pati!- Powiedziały obie, kiedy tylko mnie zobaczyły
- Hej dziewczyny- odpowiedziałam rozglądając się 

- Czy coś się stało? wyglądasz na zmartwioną- Zapytała Renia

- Widziałyście Zosię wczoraj albo dzisiaj?- zapytałam szybko

- Nie, a co się stało?- Zapytały obie bardzo zmartwione 
- Nieważne, to dłuższa historia, ale dzięki.- Odpowiedziałam, po czym skierowałam się na CICHĄ POLANĘ. Kiedy tam dotarłam spotkałam osoby, które niekoniecznie chciałam teraz zobaczyć a mianowicie RODZICÓW CEDRYKA! Z jednej strony kompletnie nie chciałam ich teraz widzieć, aby ich nie załamać wieściami ale z drugiej strony muszę ich zapytać, czy widzieli Zosię.
-Dzień dobry Kochanie- Powiedziała Matka Cedryka kiedy mnie zobaczyła

- Dzień dobry- odrzekłam starając się przybrać na twarzy najcieplejszy uśmiech na jaki było mnie stać w tej chwili.
- wyglądasz na strapioną i chyba wiem, o co chodzi- Powiedziała kiedy przyjrzała mi się dokładniej, po czym kontynuowała-Co z NIM?

- Przepraszam...może pani powtórzyć pytanie?- Zapytałam nie wierząc własnym uszom

- Pytałam co z Cedrykiem...tak wiedzieliśmy o jego chorobie, ale zabronił nam mówić, gdyby Zosia kiedykolwiek spytała, tak samo Cordelia wiedziała, ale również ma zakaz mówienia o tym Caliście-Odpowiedziała mi kobieta spokojnie lecz smutno

-A...była tu dzisiaj?- zapytałam z nadzieją w głosie

- Tu nie, ale widziałam, jak biegnie na drugi koniec królestwa więc może jest w Hexley Hall lub na melodyjnej łące- odpowiedziała mi kobieta
- Dobrze, dziękuję, pójdę jej poszukać- odpowiedziałam, ale ona tylko położyła mi rękę na ramieniu i stwierdziła
- Robi się zimno i w dodatku nadchodzi noc, proszę przenocuj tutaj a jutro pomożemy ci szukać
- No cóż, rzeczywiście coraz zimniej i ciemniej. Dziękuję za troskę- Powiedziałam, po czym weszłam za nią do domu. Spojrzałam na zegarek...Dochodziła 22! Więc wyczarowałam sobie poduszki i koc i położyłam się na kanapie w " salonie". Jednak nie mogłam zasnąć i większość nocy tylko kręciłam się z boku na bok. W końcu zasnęłam około 2:30.Około 9:30 zostałam obudzona przez Matkę Cedryka na śniadanie, ale Pan Goodwin stwierdził, że nie ma na to czasu i że trzeba jak najprędzej iść szukać Zosi zanim wpadnie w jakieś tarapaty, a niestety do tego ma bardzo dużą zdolność. Najpierw poszliśmy do Hexley Hall; przeszukaliśmy całą szkołę od góry do dołu, ale jej tam nie było. Następnie poszliśmy na melodyjną łąkę, ale również tam na próżno było szukać...Ale wpadłam na kolejne dwa miejsca, gdzie ona mogłaby być, o ile jest w Czarlandii. Pierwszym miejscem była posiadłość Cioci Tilly, ale kiedy tam dotarliśmy niestety ciocia Tilly stwierdziła, że również Zosi nie widziała, Ale okazało się, że również wiedziała o chorobie Cedryka, ale jej też zabronił mówić o tym jeżeli Zosi kiedykolwiek przyszłoby do głowy ją zapytać. No cóż, więc zostało jedno miejsce, a mianowicie szkoła, do której Zosia uczęszczała zanim została księżniczką. Ale również tam jej nie było! Więc musi być poza Czarlandią...tylko gdzie? Obstawiałabym Zumarię, Frezenbergię, Koryntię, Khaldun, Tangu, Wei-ling, albo Avalor...Ale najpierw postanowiłam, że zajrzę jeszcze do Cordelii. Ale niestety również i tam Zosi nie zastałam...Calista się zmartwiła moją nagłą wizytą, bo przecież o niczym nie wiedziała...Ale kiedy Cordelia poprosiła ją, aby poszła do siebie bo musimy w spokoju Porozmawiać w 4 oczy to posłusznie to zrobiła. Cordelia niestety również nie widziała dzisiaj Zosi. Więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko wyjechać poza granice Czarlandii i szukać Zosi gdzieś indziej, bo może to przyniesie jakikolwiek skutek. Pierwszym moim Celem była Zumaria. Kiedy wysiadłam przed zamkiem Viviana natychmiast podbiegła do mnie.
- Pati! Bardzo miło cię widzieć- Powiedziała przytulając mnie, a ja odwzajemniłam gest i powiedziałam

- Ciebie również miło widzieć Viv, ale powiedz mi...widziałaś Zosię wczoraj albo dzisiaj?
- Nie, niestety nie ale wiem, dlaczego pytasz.Powiedz mi,z Panem Cedrykiem jest bardzo źle?- zapytała mnie zmartwiona przyjaciółka
- Nie...ale może być, jak Zosia nie wróci do zamku...- Odpowiedziałam posępnie, porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, po czym pożegnałam ją i postanowiłam jechać powozem aż do Frezenbergii. Pod wieczór dotarłam do celu, znalazłam Hildegardę, którą od razu zapytałam o Zosię, ale ona niestety też jej nie widziała od 3 dni. Znowu zapadł zmrok, a więc tym razem przenocowałam w Zamku we Frezenbergii. Nazajutrz z samego rana wyjechałam do Koryntii. Z marszu zostałam przywitana przez Clio, która stwierdziła, że niestety również od paru dni Zosi nie widziała, a gdyby Zosia była w Koryntii to Clio na pewno by to zauważyła. Porozmawiałyśmy jeszcze do południa, ale w samo południe postanowiłam wyruszyć dalej. Kiedy dotarłam do Khaldun Maya, Khalid i Leena od razu wybiegli mi na spotkanie, bo nie widzieliśmy się poza szkołą już od trój-królewskiego pikniku 3 lata temu. Oni też od razu wiedzieli, o co chodzi, aż zaczęłam mieć wrażenie, że wieści rozchodzą się nazbyt szybko. Ale niestety również i tam Zosi nie zastałam, nie było jej tu od bardzo dawna. Postanowiliśmy, że pochodzimy trochę po okolicy, aby upewnić się, że Zosi na pewno nie ma...Nie było jej. Znów nastała noc, tym razem nie chciałam nigdzie nocować aby nie tracić czasu, ale zostałam do tego przekonana przez wyżej wymienioną trójkę. Nazajutrz rano pożegnałam się z przyjaciółmi i wyruszyłam do królestwa Tangu, na całe szczęście droga nie była strasznie długa, bo Khaldun i Tangu ze sobą graniczą. Kiedy dotarłam do Tangu, dokładnie obok zamku, od razu usłyszałam huk w jednym z ogrodów Pałacowych, co pomogło mi zlokalizować Zandara. Od razu skierowałam się w tamtym kierunku. Zandar zauważył mnie niemalże od razu i podszedłszy do mnie rzekł

- Hej Pati, miło cię widzieć, CO CIĘ TU SPROWADZA?
- Zandar, również bardzo się cieszę, że cię widzę, ale powiedz mi...Widziałeś Zosię ostatnio?- Odpowiedziałam, bo zszokowało mnie jego ostatnie pytanie, ponieważ myślałam,że skoro wieści tak szybko się rozchodzą to już wie. Ale się myliłam.
- Nie, nie widziałem jej, a co się stało?- odpowiedział mi zszokowany

- DŁUŻSZA HISTORIA, OPOWIEM CI, JAK ZNAJDĘ ZOSIĘ- odrzekłam zdenerwowana tym, że i tu nie było Zosi. Zandar zaprowadził mnie do Zamku, abym się przebrała, bo moja sukienka była cała od piachu. Wybrałam pierwszą lepszą sukienkę, a kiedy powiedziałam,że w południe wyruszam do Wei-ling królowa Farnaz, Mama Zandara, dała mi trochę zapasów jedzenia i wody na drogę. W końcu musiałam się pożegnać, bo nastało południe. W końcu wyruszyłam do Wei- ling.  Z powozu wysiadłam na targu, skąd skierowałam się prosto do Pałacu Cesarza Quona i Cesarzowej Lin-Lin. Zapukałam do drzwi, od razu zostałam Przywitana przez Jun i Jina, w skrócie opowiedziałam  im, w czym tkwi problem,ale stwierdzili; że niestety oni również Zosi nie widzieli...Nastał wieczór.Tym razem bardzo chętnie przyjęłam propozycję przenocowania mnie, bo czułam,że morzy mnie sen. Jednak cały wieczór rozmyślałam o tym, że Zosia tak naprawdę od 3 dni może być w Avalorze. Jednak nazajutrz nie miałam wyboru i musiałam się skierować właśnie tam, więc rano tylko pożegnałam się z przyjaciółmi,i wypłynęłam prościutko do Avaloru. Oczywiście płynęłam jakieś 3 dni...Ale opłaciło się, bo w końcu dotarłam tam, gdzie dotrzeć chciałam. Wysiadłam ze statku i czym prędzej pognałam do Pałacu Eleny, bo wiedziałam, że tylko tam Zosia mogła się skierować...A więc ruszyłam w drogę, która zajęła mi 20 minut. Kiedy stanęłam przed pałacem spojrzałam jak sobie poradzili po bitwie z Shuriki...Nie wyglądało to najgorzej. Weszłam do środka, Elena była w sali balowej, kiedy mnie zauważyła podbiegła do mnie szybko i rozentuzjazmowana przytuliwszy mnie rzekła
- Pati, miło Cię znowu widzieć, powiedz, co jest przyczyną twojej niespodziewanej ale bardzo miłej wizyty?

- Elena, Ciebie również miło widzieć- rzekłam uradowana, ale po chwili dodałam- Zapewne Zosia jest u ciebie więc zapewne już wiesz, co się stało, prawda?

- Tak...wiem, co się stało i bardzo mi przykro...I tak, Zosia jest tutaj, w ogrodzie- odpowiedziała Posępnie. Zaprowadziła mnie do ogrodu, gdzie Zosia siedziała na ławce. Ja podeszłam bliżej i odezwałam się

- Zosia...W końcu cię znalazłam! dziewczyno, co ty sobie myślisz...Tak uciekać nikomu o tym nie mówiąc, wszyscy się o ciebie bali, ale dzięki bogu jesteś cała i Zdrowa...Proszę, wracajmy do domu...

- Zostaw mnie w spokoju! Ja nigdzie nie wracam!- Odpowiedziała mi zdenerwowana, po czym szybko odwróciła głowę i kontynuowała- Byłam wściekła na Pana Cedryka i na Tatę, a teraz jestem wściekła na siebie, bo mogłam zauważyć, że coś jest nie tak...Mogłam zareagować, a teraz nie spojrzę Panu Cedrykowi w oczy! To ja jestem okropną przyjaciółką!

Ja tylko spojrzałam na nią i przytulając ją powiedziałam do niej spokojnie

- Zosia...kiedy uciekłaś poszłam do komnat Cedryka, on na chwilę odzyskał świadomość, powiedział mi, że NIE POWIEDZIAŁ CI O TYM...BO NIE CHCIAŁ CIĘ MARTWIĆ...a kiedy powiedziałam, że król go wyręczył, zapytał gdzie jesteś, powiedziałam, że uciekłaś z zamku i być może z Czarlandii...Po jego policzku spłynęła wtedy łza a następnie znów stracił przytomność.

- Wracajmy do domu- Odpowiedziała mi Zosia wstając z miejsca. Elena poszła odprowadzić nas do Portu i machała nam na pożegnanie, kiedy odpływałyśmy...Następne 3 dni drogi powrotnej do domu wciąż są jeszcze przed nami. Aczkolwiek mam dziwne przeczucie, że nie zdążymy...Chociaż, kto wie. Nastał wieczór, więc my z Zosią poszłyśmy spać do swoich kajut. Nazajutrz dalej byliśmy w trasie. Obierałam się o ścianę kajuty, aż nagle Zosia podeszła do mnie i powiedziała zmartwionym tonem

- Pati...Ja boję się, że MOŻE JUŻ BYĆ ZA PÓŹNO

- Odpukać w niemalowane, Zośka, wszystko będzie dobrze, Cedrykowi już nie z takich tarapatów udawało się wykaraskać, więc jestem niemalże pewna, że tym razem też się uda- Odpowiedziałam jej Spokojnie...Godzinę później ona z nudów zaczęła czytać jakąś książkę, podeszłam do niej i zapytałam

- Co czytasz?

- Książka, którą dał mi Pan Cedryk " 2000 ciekawostek o amulecie Avaloru", gdzie każda strona odpowiada jednej ciekawostce- Odpowiedziała mi pochylając się nad stroną 334.
- Mogę się przyłączyć?- Zapytałam zaciekawiona 

- No jasne- Odpowiedziała mi, po czym obie zaczęłyśmy czytać, ale nagle z książki wypadła jedna wydarta strona, 777. Podniosłam ją, obie w tym samym momencie spojrzałyśmy na spory skrawek papieru na którym pisało " Amulet może dać moc WSKRZESZENIA, KTÓRA ODPOWIEDNIO AKTYWOWANA MOŻE OŻYWIĆ CZŁOWIEKA, NAWET JEŻELI SERCE PRZESTAŁO BIĆ, ALE W TYM CZASIE UMIERAJĄCY MUSI MIEĆ AMULET NA SZYI A PRAWOWITY WŁAŚCICIEL MUSI WYMYŚLIĆ, JAK AKTYWOWAĆ MOC I TO ZROBIĆ". Przeczytałyśmy to na głos, ale nie przejęłyśmy się tym zbytnio a zwłaszcza, że nie podali sposobu na aktywowanie tegoż zaklęcia.Znów wieczór nastał bardzo szybko, więc znów razem z Zosią poszłyśmy do swoich kajut...Jednak nasz sen był bardzo niespokojny. Kolejnego dnia byliśmy już tylko 1 milę morską od domu ( w przybliżeniu 1,86 km) Więc około 12 wysiadłyśmy ze statku już w porcie w Czarlandii. O dziwo nikt nie przyszedł nas powitać, a więc postanowiłyśmy, że do zamku pójdziemy same. Kiedy dotarłyśmy z powrotem do domu o dziwo nikt nie przyszedł nas powitać. Zosia spojrzała na mnie smętnie i powiedziała równie ponuro

- Stało się najgorsze

- Skąd wiesz?- Zapytałam JESZCZE OPTYMISTYCZNIE
-Po prostu to czuję- odpowiedział mi Znowu Zosia. Nagle podeszła do nas Królowa Miranda...jakby...Zapłakana i Powiedziała do nas...A w zasadzie bardziej do Zosi

- Zosieńko, kochanie...Przykro mi, ale...- Jednak nie dokończyła, bo Zosia powiedziała

- Przeczuwałam, że się spóźnimy...Ale chciałabym wypróbować jeszcze dwie rzeczy...Mogę?

- Nie wiem, o co ci chodzi, ale śmiało...W razie co będę w Sali jadalnej- Odpowiedziała Królowa
- Dobrze, a ja idę do ogrodu wypróbować pierwszą rzecz- Odrzekła Zosia po czym poszłyśmy...w stronę studni życzeń. Otworzyłam furtkę...Schyliłyśmy się, a studnia Powiedziała

-Daj mi swoje bogactwo, a spełnię twoje trzy życzenia.

Na to stwierdzenie ZOSIA ZDJĘŁA Z SZYI AMULET AVALORU I WRZUCIŁA GO PROSTO DO STUDNI I WYPOWIEDZIAŁA ŻYCZENIE

- CHCIAŁABYM...ABY PAN CEDRYK ŻYŁ- MÓWIĄC TO PRAWIE PŁAKAŁA

- PRZEPRASZAM, ALE  JA  NIE MOGĘ SPEŁNIĆ TWEGO ŻYCZENIA, ALE PODPOWIEM CI... WEŹ AMULET, MOŻE CI SIĘ PRZYDAĆ- ODPOWIEDZIAŁA STUDNIA PO CZYM ODDAŁA ZOSI AMULET, JEDNAK ZOSIA NIE ZAŁOŻYŁA GO NA SZYJĘ...NATYCHMIAST PRZYPOMNIAŁYŚMY SOBIE O MOCY AMULETU, TYLKO TRZEBA WYMYŚLIĆ, JAK OWĄ MOC AKTYWOWAĆ. ALE NA RAZIE POGNAŁYŚMY ILE SIŁ W NOGACH DO KOMNATY CEDRYKA, GDZIE PO CHWILI ZGROMADZILI SIĘ WSZYSCY INNI, KRÓL SPOJRZAŁ NA NAS, ALE ZOSIA WYTŁUMACZYŁA, CO CHCE WYPRÓBOWAĆ, I WSZYSCY SIĘ ZGODZILI, WIĘC ZOSIA ZAŁOŻYŁA CEDRYKOWI AMULET NA SZYJĘ ( KAMIEŃ ZNAJDOWAŁ SIĘ CENTRALNIE NA SERCU) I PO CHWILI ZACZĘŁA ŚPIEWAĆ PIOSENKĘ, KTÓRĄ ŚPIEWAŁA ROSZPUNKA,JEDNAK KIEDY SKOŃCZYŁA CEDRYK DALEJ LEŻAŁ NIEŻYWY, WIĘC POWIEDZIAŁA TYLKO 

- TO NIE DZIAŁA...- PO CZYM PRZYTULIŁA SIĘ DO JEGO PIERSI I ZACZĘŁA PŁAKAĆ...PO CHWILI JEDNA ŁZA SPADŁA NA AMULET, KTÓRY ZACZĄŁ SIĘ ŚWIECIĆ, ALE ZOSIA JUŻ TEGO NIE WIDZIAŁA. PO CHWILI CEDRYK OTWORZYŁ OCZY...JUŻ CHCIELIŚMY ZWRÓCIĆ NA TO UWAGĘ ZOSI, ALE ON TYLKO PRZYŁOŻYŁ PALEC DO UST, PO CZYM ZACZĄŁ GŁASKAĆ JĄ PO GŁOWIĘ... PRZEZ NASTĘPNĄ CHWILĘ W POMIESZCZENIU BYŁO SŁYCHAĆ TYLKO JEJ PŁACZ...AŻ W KOŃCU ON ODEZWAŁ SIĘ CICHO

- ZOSIEŃKO NIE PŁACZ, SPÓJRZ... JUŻ WSZYSTKO JEST W PORZĄDKU- I TO CHYBA PODZIAŁAŁO, BO SPOJRZAŁA NA NIEGO, PÓŹNIEJ NA MNIE, WYCIĄGNĘŁA DO MNIE RĘKĘ, CO ZNACZYŁO " USZCZYPNIJ MNIE, BO CHYBA ŚNIĘ" CO Z RESZTĄ ZROBIŁAM...ALE POCZUŁA, WIĘC NATYCHMIAST PRZYTULIŁA SIĘ DO CEDRYKA, CO ON ODWZAJEMNIŁ...

- PANIE CEDRYKU...TY ŻYJESZ...JA TAK BARDZO SIĘ BAŁAM- POWIEDZIAŁA KŁADĄC GŁOWĘ W ZAGŁĘBIENIE JEGO SZYI, ON TYLKO POGŁADZIŁ JĄ PO GŁOWIE I RZEKŁ

- NIE TRZEBA ZOSIEŃKO...WSZYSTKO JUŻ JEST DOBRZE...DZIĘKUJĘ...A TO CHYBA NALEŻY DO CIEBIE- WYPOWIADAJĄC OSTATNIE ZDANIE ODDAŁ JEJ AMULET, PO CZYM KONTYNUOWAŁ

- JA JESTEM Z CIEBIE BARDZO DUMNY...I BARDZO PRZEPRASZAM, ŻE CI O TYM NIE POWIEDZIAŁEM WCZEŚNIEJ, ORAZ ŻE MUSIAŁAŚ TO USŁYSZEĆ OD OSOBY INNEJ NIŻ JA, PO PROSTU MARTWIŁEM SIĘ O CIEBIE I JAK NA TO ZAREAGUJESZ...ALE TERAZ WIEM, ŻE TO BYŁO NIEPRZEMYŚLANE...CZY PRZEBACZYSZ MI TO KIEDYŚ?

- TAK...PRZEBACZAM CI WSZYSTKO...ZAPOMNIJMY O TYM...DOBRZE?- ZAPYTAŁA ZOSIA

- NO DOBRZE, NAJWAŻNIEJSZE, ŻE OBOJGU Z NAS NIC SIĘ FINALNIE NIE STAŁO- ODPOWIEDZIAŁ CEDRYK

 - A CO BĘDZIE, JEŻELI CHOROBA KIEDYŚ WRÓCI?- ZAPYTAŁA ZOSIA DALEJ ZMARTWIONA

- NIE WRÓCI,TY... WYLECZYŁAŚ MNIE- ODPOWIEDZIAŁ CEDRYK OCIERAJĄC JEJ ŁZY Z POLICZKA
- JAK?- ZAPYTAŁA ZOSIA BARDZO ZDZIWIONA

- TWOJE ŁZY...ŁZY SZCZEREJ, PIĘKNEJ PRZYJAŹNI SPADŁY NA KAMIEŃ AMULETU, KTÓRY LEŻAŁ CENTRALNIE NA MOIM SERCU, WIĘC AMULET ZACZĄŁ ŚWIECIĆ PRZYWRACAJĄC MI ŻYCIE- WYTŁUMACZYŁ SZYBKO CEDRYK, PO CZYM DODAŁ- TO BYŁO JEDYNE LEKARSTWO NA TĘ NIENAZWANĄ CHOROBĘ- POSPIESZYŁ CEDRYK Z WYJAŚNIENIEM, ANI SIĘ SPOJRZELIŚMY A JUŻ NASTAŁA 21...ZOSIA ZASNĘŁA OBOK CEDRYKA

- WEZMĘ JĄ DO KOMNATY- ODRZEKŁA ZMĘCZONA KRÓLOWA MIRANDA

- NIE TRZEBA...- ODRZEKŁ CEDRYK, KTÓREGO WŁAŚNIE W TYM MOMENCIE ZOSIA MOCNIEJ OBJĘŁA

- NO CÓŻ...DOBRZE...DOBRANOC- ODPOWIEDZIAŁA KRÓLOWA, PO CZYM ROZESZLIŚMY SIĘ DO KOMNAT...
( PERSPEKTYWA CEDRYKA)
WSZYSCY ROZESZLI SIĘ DO SWOICH KOMNAT, POZA ZOSIĄ, KTÓRA ZASNĘŁA NA MOIM ŁÓŻKU PRZYTULONA DO MNIE, JA RÓWNIEŻ STARAŁEM SIĘ ZASNĄĆ...ALE NIE DAŁEM RADY, WIĘC PATRZYŁEM, JAK SŁODKO ONA ŚPI...ZMRUŻYŁEM OKO DOPIERO O 23...RANO KIEDY SIĘ OBUDZIŁEM ZOSIA DALEJ SIĘ DO MNIE PRZYTULAŁA...NIE MIAŁEM SERCA JEJ BUDZIĆ, ALE MUSIAŁEM JAKOŚ SIĘ PORUSZYĆ...JEDNAK PO CHWILI OBUDZIŁA SIĘ SAMA...

- DZIEŃ DOBRY...ZOSIEŃKO...DOBRZE SPAŁAŚ?- ZAPYTAŁEM JĄ,ALE ONA WYRAŹNIE SIĘ SPESZYŁA ALE PRZYTULIŁA MNIE

- CO SIĘ WCZORAJ STAŁO...CZY JA ZASNĘŁAM TUTAJ?- ZAPYTAŁA MNIE PO CHWILI

- TAK, BYŁAŚ JUŻ CHYBA BARDZO WYCZERPANA, TWOJA MAMA CHCIAŁA CIĘ ZABRAĆ, ALE W TYM SAMYM MOMENCIE MOCNIEJ MNIE PRZYTULIŁAŚ I STWIERDZILIŚMY, ŻE CHCESZ TUTAJ ZOSTAĆ- ODPOWIEDZIAŁEM UŚMIECHNIĘTY

- MAM NADZIEJĘ, ŻE TO NIE BYŁ DLA CIEBIE DUŻY PROBLEM...A PRZYTULIŁAM SIĘ MOCNIEJ, BO CHCIAŁAM SIĘ UPEWNIĆ, ŻE TO NIE SEN, I ŻE ZNÓW CIĘ NIE STRACĘ- ODPOWIEDZIAŁA MI

- PO PIERWSZE:TWOJE TOWARZYSTWO NIGDY NIE JEST DLA MNIE PROBLEMEM, PO DRUGIE: OBIECUJĘ, ŻE JUŻ WIĘCEJ MNIE NIE STRACISZ..ALE WRACAJĄC DO MOJEGO PYTANIA... DOBRZE SPAŁAŚ?

- TAK, BARDZO DOBRZE, A TY, PANIE CEDRYKU?- ZAPYTAŁA MNIE Z UŚMIECHEM

- W ZASADZIE POZA TYM, ŻE ZASNĄŁEM DOPIERO OKOŁO 23 TO BARDZO DOBRZE SPAŁEM- ODPOWIEDZIAŁEM TAJEMNICZO

- CO? CZEMU TAK PÓŹNO?- ZAPYTAŁA ZMARTWIONA

- NIC TAKIEGO...PO PROSTU PATRZYŁEM NA MOJEGO CHODZĄCEGO ANIOŁA STRÓŻA I ZASTANAWIAŁEM SIĘ KIEDY I JAK BARDZO DOBRY UCZYNEK MUSIAŁEM ZROBIĆ, ABY ZASŁUŻYĆ SOBIE NA TOWARZYSTWO TAK SŁODKIEJ ISTOTKI, KTÓRA JEST GOTOWA DO WIELKICH POŚWIĘCEŃ, ABY TYLKO NIEŚĆ POMOC PRZYJACIOŁOM- ODPOWIEDZIAŁEM ZGODNIE Z PRAWDĄ

- JEŻELI CHODZI O MNIE, TO NIE MUSI BYĆ POWODU, ALE WIESZ CO, PANIE CEDRYKU?- ZAPYTAŁA POWOLI WSTAJĄC Z ŁÓŻKA

- MHM, NIECH ZGADNĘ...CHCIAŁAŚ MI POWIEDZIEĆ, ŻE JESTEM NAJLEPSZY?- ZAGADNĄŁEM 

- TAK, SKĄD WIEDZIAŁEŚ?- ZAPYTAŁA MNIE UŚMIECHNIĘTA

- BO MÓJ SŁODKI MAŁY ANIOŁEK STRÓŻ CZĘSTO TO POWTARZA- ODRZEKŁEM GŁADZĄC JĄ PO GŁOWIE, PO CZYM DODAŁEM- CIESZĘ SIĘ, ZE JESTEŚ PRZY MNIE I ŻE JESTEŚ MOJĄ  NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĄ
- JA TEŻ SIĘ CIESZĘ, ŻE TY JESTEŚ PRZY MNIE, TEŻ JESTEŚ MOIM NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM-POWIEDZIAŁA, A PO CHWILI OBOJE W TYM SAMYM CZASIE POWIEDZIELIŚMY

- NA ZAWSZE RAZEM...BO PRAWDZIWA PRZYJAŹŃ JEST WIECZNA...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro