Część VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

----- Wtorek, 7.35-----

Kiedy kończyłam wiązać trampki dobiegł mnie krzyk Tony'ego. Szybko chwyciła miecz i pobiegłam do źródła krzyku, a raczej pisku. Wpadłam tam, a za mną reszta avengersów. Niczego nie zauważyliśmy na pierwszy rzut oka. Spojrzelismy się na Tony'ego jak na deb*la.

- No co się tak patrzycie?! W salonie mamy dwie głowy. NIE ŻYWE GŁOWY! - powiedział odsłaniając nam wcześniej wspomniana rzecz.

Zaczęłam nie kontaktować ze światem. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać.

- Mamo... Tato.. Obie... Ca... Przecież.... - dlawilam się łzami, a inni stali że spuszczonymi głowami nic nie mówiąc.

Szybko wstałam i pobiegłam do pokoju by zatrzasnąć drzwi. Padam na łóżko i zaczęłam wyć... Pod wieczór ktoś zapukaj do drzwi. Powiedziałam ciche otwarte. Ktosiek wszedł spojrzałam na... Steva? Bardziej spodziewałam się Nat lub Petera. Uśmiechnął się blado do mnie, a ja po prostu jego przytuliłam. Tego trzeba mi było.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

Minął tydzień. Równy tydzień. A ja chcę zadzgac Lokiego. To on zabił moich rodziców. Podobno chce władać wszystkimi światami. Co za jeleń. Pomyśleć, że miałam go za przyjaciela... Kiedyś. Przez siedem dni nikogo do siebie nie wpuszczana oprócz Steve'a. Poznaliśmy się lepiej i mogę śmiało powiedzieć, że jest cudowny.

Postanowiłam jednak, że dzisiaj wyjdę. Ogarnęłam się i kilka sekund później byłam na dole, gdzie siedzieli wszyscy i jedli... MUFFINKI? Jak ja je kocham. Nawet nie racząc ich zwykłym hej dopadłam od razu dwóch muffinek a reszta patrzyła na mnie zdezorientowana, ale kiedy uśmiechnęłam się do nich szeroko od razu to odwzanemnili.

- Jak tam młoda? - spytał Stark

- Kto tu jest młody? - zapytałam i zaśmiałam się a reszta że mną

Tony coś fuknal pod nosem i udał wielce obrażonego. Lecz po chwili uśmiechnął się perfidnie.

- Ana, tak sobie pomyślałem, że skoro tak lubisz bale to pokryje koszty balu pod koniec maja w twojej szkole, bo ona nie miała na to pieniędzy... Cieszysz się ? - zapytał że słodziutkim uśmieszkiem.

- Ty... Przecież wiesz, że nienawidzę bali. Mówiłam ci to. No i co, że jestem księżniczką?! Yhh... Starasz po cienkim lodzie Stark. Chociaż, czekaj mam dla ciebie wyzwanie... Idziesz ze mną kupić mi sukienkę, buty, biżuterię...

- I co niby jeszcze? - zapytał z lekka frustracją.

- Pomożesz mi znaleźć idealnego chłopaka na mojego partnera... Życzę ci powodzenia.- posłałam mu w powietrzu buziaczka.

- Zgoda... Ale jeśli wszystko zrobię to ty przyniesiesz mi z Asgardu kilka złotych jabłek. Przedłużają życie. To jak? - zapytał pewny siebie.

- Uhhh... Okej.

-----25.04.2018-----

Życie jest takie piękne. Mam już wszystko na bal oprócz chłopaka. A bal będzie szybciej bo 30 kwietnia. Stark nie będzie raczej miał jabłek. Szkoda... Nie jednak nie. A jeśli was ciekawi co robie w tej chwili... To... Jestem na castingu na mojego partnera. Zgłosiło się ich 357. Zostali jedynie 5, po tym co wywnioskował Jarvis. A nie jednak teraz dwóch, nie lubię jak ktoś farbije włosy.

Kurcze... Wybredne jestem... No cóż.

O świetnie, a teraz tylko jeden.

- Następny! - krzyczę

Do sali wchodzi...

- Peter! Co ty tutaj robisz? - zapytałam całkowicie zdezorientowana.

- No bo, tak jakby. Zapisałem się. I później przedostaje się dalej i dalej. No i... Czy ty, Anabelle de Glamour uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na bal? - zapytał i zrobił się cały czerwony.

- Peter, jaaa... - jednak mnie zaprosił - z miłą chęcią z tobą pójdę.

Na te wiadomość nastolatek pobiegł do mnie i okręcił wokół siebie. Zaśmiałam się na ten gest. No teraz tylko złote jabłka i będzie git.

------30.04.2018------

-NAT!!!Pomóż mi proszę... Nat?! G krzyczałam z pokoju.

- Kobieto. Okej pomogę Ci. Przestań się już się wydzierać - powiedział lekko rozbawiona moją postawą.

Po niecałych 4 godzinach wszystko było gotowe.

A oto efekcik końcowy:






- Wow... - szepnęłam.

Wyglądam bajecznie i po raz pierwszy w miarę znośnie. Podziękowałam jeszcze Nat za pomoc. Jednak długo to nie trwało spóźniłabym się. Szybko zbiegłam na dół by zobaczyć na zewnątrz Petera. W ręku miał bukiecik? Po co on jemu?

- Hej Peter... Po co ci ten bukiecik? - przywitała się i zdałam nurtujące mnie pytanie.

On jednak nic nie odpowiedział. Stał i patrzył się na mnie z lekko otwartymi ustami. Pomachalam mu ręką przed oczyma.

- Cccoo? Aaa... Bukiecik. To dla ciebie, taki mamy zwyczaj. A wogole to wy... Wyglądassssz cudownie... Znaczy pięknie. Yy jedziemy? - wskazał na auto i otworzył mi drzwi.

Skinęłam głową, ale zanim weszłam do środka pocałowałam chłopaka w policzek i szepnęła dziękuję. Po chwili oboje byliśmy w środku, a naszym szoferem okazał się Happy. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiedlismy, a każdy się na nas patrzył. Złapała Pete'a za rękę i ruszyliśmy do przodu.

Na początku usiedliśmy przy pierwszym wolnym stoliku. A potem ja postanowiłam zaciągnąć przyjaciela na parkiet co się udało i tak minęło nam parę godzin świetnej zabawy. Pod koniec puścili wolną piosenkę. Położyłam ręce za szyją Petera, a on swoje na moich biodrach. Tańczyliśmy i patrzyliśmy się w swoje oczy powoli zaczynałam zapominać o wszystkim oprócz niego.

Zaczął się powoli do mnie zbliżać, a ja jako ta inteligentna pocałowałam gk od razu. Jegk usta były idealne. Miękkie, pełne... Czy ja się zakochałam w Peterze Parkerze?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro