Podróż między wymiarowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(W tym rozdziale się podzieje, bo na początek będzie Dia de los muertos u Eeleny a później...a z resztą zobaczycie DOBRA,LECIMY Z TYM,na początek perspektywa Zosi)

Ani się obejrzeliśmy, a już mamy 29 października. Właśnie razem z rodziną znajdowałam się na statku płynącym do Avaloru. Ja obserwowałam delfiny pływające obok statku. Nagle usłyszałam,że ktoś do mnie podchodzi. Był to Cedryk, widziałam,że był czymś zmartwiony więc zapytałam 
- Cedryku,czy wszystko z tobą w porządku?
- Zosiu,czy mogę z tobą szczerze porozmawiać?-zapytał mnie przyjaciel
-Ależ oczywiście,przecież wiesz,że jeżeli coś cię dręczy to w każdej chwili możesz do mnie przyjść-powiedziałam do niego,na co on  tylko uśmiechnął się nieznacznie po czym powiedział do mnie niepewnie
- Po prostu chodzi o to,że od śmierci ojca minęło już prawie równe 7 miesięcy...a ja jakoś dalej nie mogę się z tym pogodzić.
- Ja w sumie też nie mogę...-odparłam nieco smutniejsza,bo mnie również dalej bolała ta strata.
Nasza podróż minęła bezproblemowo,w końcu udało nam się dobić do brzegów Avaloru. Gdy wysiedliśmy ze statku to od razu przywitała nas Elena.
-Witajcie,kochani moi. Jak wam minęła podróż?-Zapytała radośnie moja przyjaciółka
-Dziękujemy,podróż minęła bardzo spokojnie,nie mogę się doczekać rozpoczęcia obchodów Dia De Los Muertos-powiedziałam do niej,ona natychmiast się uśmiechnęła i zaprowadziwszy nas do kuchni powiedziała
- Ja też,bardzo lubię to święto-spojrzała na Cedryka i powiedziała
- Cedryku,wiem,że twój ojciec zmarł równe 7 miesięcy temu, i że pewnie dalej nie możesz się z tym pogodzić,ale spróbuj spojrzeć na to z trochę innej perspektywy- to rzekłszy zaczęła śpiewać

https://youtu.be/UoY1asuK1Og

- No cóż, powiedzmy,że mnie przekonałaś księżniczko Eleno-rzekł Cedryk nieco bardziej ożywiony. Elena zabrała nas do swojej komnaty,abyśmy ubrały się stosownie do okazji.
Kiedy już byłyśmy przebrane zeszłyśmy do holu...Wszystkie,poza Pati.
( Przełączmy się więc na moją perspektywę,aby zobaczyć,co się stało)
Kiedy szykowałam się na Dia De LOS MUERTOS bransoletka,którą już dawno temu dostałam od Cedryka, znów zaczęła się świecić. Ostatni raz stało się to,kiedy odbyłam podróż w czasie do przeszłości Cedryka. Jednakże  tym razem portal był w kształcie różowo-niebieskiego wiru.

Chwilę się wahałam,czy przez niego przejść,ale jednak zdecydowałam się to zrobić. Po chwili znalazłam się gdzieś...w sumie dokładnie nie wiedziałam,gdzie.Jedno wiedziałam na pewno, nie było to miejsce we Wszech-ziemiu. Była to mała,spokojna wioska. Podeszłam do znaku,który stał na przeciwko mnie. Przyjrzałam mu się bardzo dokładnie, głosił on " Witamy w Santa Cecilia". Czyli wygląda na to,że przeniosłam się do...innego wymiaru,albo...gdziekolwiek jestem
postanowiłam przejść się po tym mieście.Gdziekolwiek bym nie poszła słyszałam muzykę.Wszędzie poza jednym domem.Nagle zauważyłam,że z tego domu wybiega chłopak,na oko dwunastoletni,bardzo się gdzieś śpieszył.Po chwili...wpadł na mnie,oboje upadliśmy prosto na ziemię. Niecałe 5 minut później wstał i podał mi rękę,żeby i mnie pomóc wstać. Kiedy już staliśmy stabilnie na ziemii uśmiechnął się do mnie i powiedział
- Hola*,jestem Miguel, a ty jak się nazywasz?
- Patrycja-odparłam również się uśmiechając, on po chwili znów się do mnie odezwał
-Ja bardzo przepraszam,że cię przewróciłem,ja po prostu bardzo się śpieszę w jedno miejsce i...-nie dokończył,bo ja szybko odezwałam się do niego łagodnym tonem
- W porządku,rozumiem, nic się nie stało-uśmiechnęłam się do niego. Po chwili on zadał mi pytanie
-Jesteś tu nowa? Nie widziałem cię tu wcześniej
- Nie...prawdę mówiąc to ja w ogóle nie jestem stąd-odparłam mu
-tak? A skąd w takim razie?-Zapytał mnie zaintrygowany moją wypowiedzią brunet
- Nie ważne,i tak pewnie nie skojarzysz-odparłam mu na szybko po czym zapytałam
- A tak w zasadzie to gdzie się wybierałeś?
- na Pantéon Santa Cecilia, nasz miejscowy cmentarz-odparł chłopak. Ja w jednej chwili spostrzegłam,że miasto jest pięknie ozdobione i zapytałam mojego nowego znajomego
-Miguel,co to za okazja,że miasto jest tak pięknie udekorowane?
- Dziś obchodzimy Dia De Los Angelitos, Jutro Dia De Los Muertos, poza tym Día de los Fieles Difuntos i Todos los Santos.-odpowiedział mi chłopak  po czym zapytał
- Chcesz iść ze mną na cmentarz?
- Też pytanie, Takie przygody to ja mam już we krwi-odparłam mu. Przechodziliśmy obok jakiegoś budynku, gdzie dopiero zobaczyłam,jak jestem ubrana w tym "wymiarze"...była to piękna żółta sukienka w stylu hiszpanka. Po chwili Miguel przypomniał mi o celu naszej podróży
-pamiętasz,że idziemy na Pantéon Santa Cecilia?
-Niestety jesteśmy znani w swoim domu jako jedyna rodzina, która gardzi muzyką w skądinąd muzycznym mieście, z powodu rodzinnej sprzeczki, która miała miejsce między dawną matriarchą  rodziny i jej mężem w przeszłości. Od tego czasu rodzina tylko wzrosła i nadal nosi tabu dotyczące muzyki. Obecnie moja Abuelita  działa jako następczyni Imeldy i podtrzymuje zasady swojej babci ze strony matki, zwłaszcza bez muzyki, z pasją.-odparł krótko Miguel po czym dodał- Ale ja się wyłamuję,bo muzyka to moja pasja...po za tym chcę się dowiedzieć,kto był moim pra-pra-dziadkiem.
-I chcesz,żebym Ci w tym pomogła?-zapytałam zaintrygowana
-Jeśli chcesz-odparł chłopak
 Więc poszliśmy na cmentarz,poszliśmy do mauzoleum Ernesto De La Cruza,Miguel ściągnął jego gitarę ze ściany i zaczął na niej grać.Nagle zaczął nas otaczać wir z płatków nagietków, po czym przenieśliśmy się...DO KRAINY UMARŁYCH...Tak wyglądałam po przejściu przez "por
(I teraz będą już głównie time skipy, przenieśmy się więc może do momentu,w którym jesteśmy u Chicarona)
Hector zaczął grać piosenkę

https://youtu.be/aN_aKhqJFek


Kiedy Chicharon zniknął w zapomnieniu to my wzięliśmy jego gitarę i pognaliśmy na koncert,na którym Miguel miał dostać szansę zobaczenia prapradziadka. Kiedy nadeszła pora na Miguela to on i Hector zaczęli śpiewać tą piosenkę

https://youtu.be/qcnQBF_ve88

Miguel wygrał, więc mógł iść do rezydencji Ernesto,co też uczyniliśmy;trwało tam przyjęcie,na którym Miguel zagrał ten utwór

https://youtu.be/1ReXPYQAlQg

jednakże wtedy wyszła na jaw prawdziwa twarz Ernesto...(i znowu time skip,ale lekki)
Kiedy Miguel pokazał Hectorowi zdjęcie Imeldy i Mamy Coco to wywiązał się między nimi dialog
(który chyba pamiętacie z filmu, o ile oglądaliście),po czym Hector zaczął śpiewać piosenkę

https://youtu.be/4ARpKe1elQg

Ale po chwili Hector zwrócił się również do mnie.
-Mówiłaś,że przysłał cię tu przyjaciel
-Tak-odparłam krótko
-A czy ten twój przyjaciel nie nazywa się przypadkiem Cedryk?-zapytał mnie Hector nieco bardziej "ożywiony".
-No...tak,właśnie tak się nazywa. A co,znałeś go za życia?-zapytałam zaciekawiona
- Och ,tak...znaczy nie tyle ja,co Imelda. Ale to dłuższa historia-odpowiedział mój nowy przyjaciel
Nasza rozmowa trwała jeszcze przez chwilę,jednakże po chwili zostaliśmy uratowani przez Imeldę i całą rodzinkę. Miguel wyjaśnił sytuację,która zaszła przed laty.
(I kolejny time skip)
Właśnie w tym momencie razem z Imeldą znalazłam się na scenie występu Ernesto. Imelda zaczęła śpiewać 

https://youtu.be/8swHXTkJgto

(Kolejny time skip)
Po otrzymaniu błogosławieństwa od Imeldy i Hectora, ja i Miguel wróciliśmy do domu Miguela, gdzie on zagrał Mamie Coco piosenkę Hectora

https://youtu.be/9sZIRqaIBJw

Rok później Miguel z rodziną wydał przyjęcie z okazji powrotu muzyki do ich życia. Miguelowi urodziła się siostra,którą nazwano Socorro na cześć,nieżyjącej już, mamy coco. Miguel na przyjęciu zagrał piosenkę,którą sam napisał specjalnie na tę okazję

https://youtu.be/o7Yb-eole9s


W końcu nadszedł czas,abym wróciła do Avaloru,do Eleny. Zanim jednak wróciłam Miguel powiedział do mnie
-Żegnaj,Pati. Dzięki za pomoc, wpadaj czasem
-Jasne...będę.-odpowiedziałam mu bardzo szybko, podeszłam do nich, przytuliłam go po czym przeszłam przez portal...Znalazłam się znowu u siebie w komnacie. Nagle przyszła Zosia i zaintrygowana zapytała mnie
- Patrycja,gdzie byłaś? Zaraz wyruszamy na cmentarz z Eleną
- Wiem,przepraszam...przysnęło mi się, zaraz do was zejdę-odpowiedziałam coś na szybko,bo co jak co ale w podróż między wymiarową to Zosia raczej by nie uwierzyła,tym bardziej za pomocą bransoletki na rękę.Poszliśmy więc na cmentarz,kiedy staliśmy już przy grobie i ofrendzie rodziców Eleny ona zaczęła, a jakże,zgadliście...śpiewać...

https://youtu.be/u7XetSaNI0k

( Oczywiście kolejny już time skip w tym rozdziale)
Za dwa dni  będzie dzień Wigilii. Od samego rana Elena wygląda na podekscytowaną. W tym momencie wszyscy siedzieliśmy w zamkowej sali jadalnej. Izabella,młodsza siostra Eleny powiedziała do niej
- Dostaliśmy zaproszenie od Cristiny,aby spędzić z nią wigilię
- Och, to wspaniale,że nas zaprosiła-odparła Elena i w momencie, w którym miała mówić,że na pewno tam się udadzą do sali wszedł Armando i powiedział
- Księżniczko Eleno, twoi skromni poddani przyszli zaprosić cię,abyś świętowała z nimi wigilię,chcą,abyś wyszła przed pałac
Wszyscy więc wyszliśmy,okazało się,że poza Christiną i jej ojcem również wielu innych ludzi wyraża chęć,aby Elena była ich gościem. Między innymi Naomi  i jej ojciec  ,Carmen i Julio  , Mateo  i  Rafa oraz Doña Hortensia Paloma. Nagle,żeby zachęcić Elenę do podjęcia decyzji,u kogo spędzić świąteczną wigilię w tym roku, wszyscy zaczęli śpiewać

https://youtu.be/l5zPGsE21t0

Na następny dzień Elena dalej zastanawiała się,co powinna zrobić,aby uszczęśliwić wszystkich.Postanowiła,że zorganizuje jedno ,wielkie ,wspólne przyjęcie,aby każdy mógł gościć ją "u siebie". Na miejsce tegoż przyjęcia wybrała Castillo Park, jak nie trudno było się domyślić, Doña Paloma zgodziła się i zaprosiła wszystkich do swojego sklepu na zakupy w ostatniej chwili.
Następnego dnia w Castillo Park wszyscy zajęliśmy się przygotowaniami do uroczystości: Isabel robi pinatę, Carmen i Juilo gotują, grupa Mateo śpiewa, a Naomi i Daniel przynieśli łódź. Nagle,ku zdziwieniu wszystkich doszło do katastrofy: koza ojca Cristiny sprowadziła strach i zniszczyła obchody, powodując walkę wśród wszystkich obecnych, co przeraziło mnie nie na żarty, Zosia również wydawała się tym wszystkim zmartwiona . Elena starała się wszystkich uspokoić,  i powiedziała, że zamiast tego zbudujemy platformy na świąteczną paradę. Doña Paloma, która zobaczyła szansę na zarabianie pieniędzy, zgodziła się na to bez wahania . Wszyscy zaczęli budować swoje platformy. Nagle zauważyłam,że Doña Paloma chodzi w każdej grupie i mówi coś do ludzi, więc postanowiłam zwrócić na to uwagę Naomi, powiedziałam więc do niej 
- Hej,Naomi, nie wiesz może,co robi Doña Paloma?
- Hej...poczekaj, zaraz to sprawdzę,ale wydaje mi się,że jak zwykle pilnuje tylko tego,aby jej interes dobrze się kręcił-powiedziała Naomi lekko zdenerwowana,po czym poszła w kierunku,który jej wskazałam. Po chwili podszedł do mnie Cedryk, nie był zadowolony,zaczęliśmy się o coś kłócić. Byłam zdenerwowana,więc poszłam na drugi koniec miasta, aby trochę ochłonąć,nie słuchałam tego,jak Zosia mnie nawołuje. Póki co obchodziło mnie tylko to,aby znaleźć się jak najdalej od Cedryka. Kiedy opuszczałam teren parku to widziałam,że wszyscy inni robią dosłownie to samo
( To może teraz jeszcze przełączymy się na perspektywę Eleny,co?)Na terenie Parku zostałam w zasadzie tylko ja, Gabe i Zosia; bo reszta wściekła się na siebie i rozeszła się do swoich domów. Ja byłam cała poddenerwowana,więc usiadłam tylko na schodach altanki i zaczęłam się zastanawiać nad tym,co by tu robić, i czy w ogóle to świętowanie ma sens.Postanowiłam pójść na rynek,moi przyjaciele poszli za mną.Po chwili powiedziałam do nich
- Iza i Cristina Cały Ten czas miały racje,bo przecież nie ważne jest,co robisz w święta,tylko raczej z kim spędzasz ten czas...
- Elena, bo ja...chyba mam plan-odparła nieśmiało Zosia
- Jaki?- zapytałam, bo wierzyłam,że plan Zosi może być naszą jedyną nadzieją, ona powiedziała tylko
- Na schodach przed drzwiami sklepu Doñy Palomy widziałam gitarę...
 Ale ja nagle doznałam olśnienia,poszliśmy więc tam,gdzie mówiła Zosia, ja wzięłam gitarę w ręce i powiedziałam do moich przyjaciół
- Chyba skorzystamy z tej " atrakcyjnej oferty" Doñy Palomy,chodźcie, poprowadzimy świąteczny orszak

https://youtu.be/5qeilK_G24g

W międzyczasie mojego śpiewania dołączali do nas ci wszyscy ludzie,którzy jeszcze rano wychodzili z parku. Po kilku chwilach zobaczyłam,że w naszą stronę idzie...Patrycja. Był to Świetny,dawny,Avalorski orszak z prawdziwego zdarzenia, jaki pamiętałam z lat dzieciństwa. Po chwili przed zamek,gdzie staliśmy, wyszedł również Cedryk, on i Patrycja zaczęli szczerze rozmawiać o tym,co się dziś stało,między innymi o swojej kłótni. Nagle Cedryk powiedział do niej radośnie
- Wiesz co? mam dla ciebie taki mały prezent- to powiedziawszy wyciągnął zza swojej długiej,fioletowej szaty małe,czarne pudełeczko
- Dla mnie? Ale...co to jest?- zapytała Pati nieco niepewnie
-stara rodzinna pamiątka, a więcej dowiesz się,jak otworzysz pudełko-odparł Cedryk
- Dobra, ale najpierw ustalmy sobie jedno-rzekła Pati, a kiedy Cedryk przytaknął kontynuowała- TY dajesz MI swoją rodzinną pamiątkę?
- Tak,coś w tym złego?- zapytał ironicznie Cedryk, jednak Pati nic nie powiedziała, otworzyła tylko pudełko, w jego środku znajdowała się aksamitka na szyję z pięknym, fioletowo niebieskim kamieniem w zawieszce. Pati chwilę przypatrywała się zdziwiona, patrzyła to na Cedryka to na podarunek, ale w końcu wyjęła naszyjnik z pudełka, ja podeszłam do niej i powiedziałam
- Daj,pomogę Ci- po czym pomogłam przyjaciółce zawiązać tasiemkę z tyłu szyi, rzeczywiście wyglądała bardzo ładnie, i chyba jej samej podarunek też się podobał. Po chwili podeszła do mnie Naomi i zapytała mnie nieśmiało
- Elena, wiem,że do tego jeszcze dużo czasu,ale chciałabym cię zapytać, u kogo spędzasz następną wigilię?
- No cóż, myślę,że następną wigilię ja i cała moja rodzina  spędzimy...W Czarlandii, o ile  oczywiście Zosia i jej rodzina nie mają nic przeciwko- Powiedziałam spokojnie, patrząc na Zosię,która po chwili przytuliła mnie. Jej Matka powiedziała do mnie
- Ależ oczywiście,że nie mamy nic przeciwko temu,księżniczko Eleno, to będzie dla nas ogromny zaszczyt.- król Roland tylko jej przytaknął, książę Janek cały rozpromieniał na tę wiadomość, a księżniczka Amber tylko uśmiechnęła się. Po chwili jednak Naomi i jej ojciec, Gabe z rodzicami i Mateo z mamą rzekli
- A czy...my też moglibyśmy jechać?
- Oczywiście,im nas więcej, tym weselej- odparła Zosia, moja rodzina również bardzo się ucieszyła na perspektywę spędzenia świąt w innym królestwie...A przynajmniej dziadkowie i Iza,bo Esteban chyba nie był tym faktem za bardo uradowany. Po chwili zapytałam Zosię
- Zosiu, ty za niecałe 2 lata świętujesz 15 urodziny, prawda?
- Tak, ale dlaczego pytasz,Eleno?-zapytała mnie moja przyjaciółka zaciekawiona, na co skrycie liczyłam
- A co ty na to, abyśmy wyprawili ci Quinceañerę u nas w zamku w Avalorze, i to Quinceañerę w iście królewskim stylu?- zapytałam ją, po czym kontynuowałam- w końcu twoja mama pochodzi z Galdiz,które w sumie sąsiaduje z Avalorem, więc płynie w tobie " nasza" krew, masz prawo do Quinceañery, osobiście zajęłabym się przygotowaniami.-odparłam jej radośnie
- Och, Eleno, to jest naprawdę wspaniały pomysł. Dziękuję Ci-odparła Mi przyjaciółka, jednak po chwili zapytała- A czy mogę zaprosić kogo tylko zechcę?
- Ależ oczywiście,że tak. Wszystkich twoich przyjaciół ze szkoły królewskiej,akademii wszech-ziemia, Hexley Hall, kogo tylko zapragniesz-odpowiedziałam jej
Reszta jej rodziny chyba była zadowolona z mojego pomysłu. Po chwili jednak Zosia zwróciła się do Cedryka
- Cedryku,czy uszyłbyś mi suknię na tę okazję?
- Zosiu...rozumiem,że to było pytanie retoryczne...-odparł Cedryk po czym powiedział- CZY TY SOBIE WYOBRAŻAŁAŚ,ŻE MOJA ODPOWIEDŹ MOGŁABY BRZMIEĆ "NIE"?
- No cóż...NIE- odparła Zosia a Cedryk tylko zaśmiał się serdecznie i powiedział do niej
- No i dobrze, bo jakby tak brzmiała to najprawdopodobniej by znaczyło,że znowu zabieram się za planowanie jakiejś kwestii związanej z twoimi urodzinami w stanie gorączki...
Na tą uwagę Cedryka nawet ja zaśmiałam się nieco głośniej, bo Pati wspominała mi o tym,co się działo podczas 12 urodzin Zosi...No cóż, zdarza się najlepszym. Już widziałam,że Esteban chce coś powiedzieć na ten temat, ale mając nauczkę po "Quinceañerze + 1"  Naomi, nie pozwoliłam mu dojść do słowa, Naomi, Gabe i Mateo chyba również to zauważyli,bo zaproponowali jedno po drugim
- Ja zajmę się świeczkami- powiedziała Naomi, Zosia bardzo się ucieszyła 

- Ja zajmę się tortem - Stwierdził Gabe,co również spotkało się z aprobatą Zosi
- A ja zajmę się oprawą muzyczna- stwierdził Mateo, Zosia podziękowała nam wszystkim za pomoc, ale również powiedziała,abyśmy się z tym wszystkim nie śpieszyli,bo to przecież dopiero za 2 lata. Jednak w tej jednej rzeczy zgadzałam się z Estebanem, żeby Zosia miała świetne przyjęcie,które jej samej będzie się podobało to trzeba się tym zająć już teraz choć w niewielkim stopniu, Powiedziałam więc do przyjaciółki,że będziemy się z nią konsultować aż do samego dnia imprezy,aby upewnić się,że to wszystko będzie wyglądało tak,jak ona sobie to tylko wymarzy. Wigilia się skończyła, nastał ranek, co równało się z tym,że Zosia i jej rodzina muszą już wracać do domu, poszłam więc odprowadzić ich do portu. Cieszyłam się,że przez obchody dnia dia de los muertos udało mi się choć trochę pocieszyć  Cedryka po śmierci jego ojca.Jednocześnie cieszyłam się również z innego powodu, a mianowicie,że już za 3 lata zostanę królową. Oczywiście Zosia jest zaproszona na moją koronację, a ja na jej koronację,która odbędzie się za 6 lat. Król i Królowa Czarlandii powoli odsuwają się od polityki, aby dać Zosi większe pole do popisu, co nie oznacza, że już teraz zrezygnowali  zupełnie z pełnienia jakiejkolwiek roli w państwie. Oczywiście pełnią jeszcze bardzo,bardzo ważną rolę, jednak oddają Zosi jakieś pomniejsze sprawy, w których mogłaby się wykazać, a w czasie ich podróży politycznych,które ostatnio odbywają się dość często mimo błogosławionego stanu królowej Mirandy, to Zosia i Cedryk zajmują się faktycznymi rządami w państwie. Oczywiście, jak pewnie się domyślacie nie bez powodu wspomniałam o błogosławionym stanie królowej Mirandy.  Bo mimo,że król i królowa wybrali już rodziców chrzestnych dla małej Rozalii, to tylko dwóch, a wypadałoby ( dopis autorki : patrząc chociażby na chrzciny brytyjskich dzieci urodzonych w rodzinie królewskiej), żeby mała księżniczka miała takowych co najmniej czwórkę. I o pełnienie roli drugiej matki chrzestnej zostałam poproszona oczywiście Ja. Zastanawiałam się tylko,co powinnam podarować małej księżniczce. Postanowiłam  w tym celu przejrzeć oferty wszystkich sklepów w Avalorze. Jednak wszystkie te sklepy miały tak wspaniałą ofertę,że na prawdę nie miałam bladego pojęcia,na co się zdecydować,a zostało mi bardzo,bardzo mało czasu na decyzję, bo mała księżniczka może się urodzić w zasadzie lada dzień

( to może zmiana na perspektywę Zosi,co? I może jeszcze dajmy...Imprezę sylwestrową, a w zasadzie to najpierw sylwestrowy ranek)
Dziś miał odbyć się bankiet sylwestrowy, którego oficjalną organizatorką byłam oczywiście ja.Od rana trwały przygotowania,po chwili podszedł do mnie Bartłomiej i zapytał mnie

- Zosiu, gdzie mamy powiesić te kwiaty?
- Może tam,na tamtym filarze- odparłam wskazując ręką ścianę obok, Bartłomiej więc tam poszedł.Po chwili zostałam zawołana przez Cedryka na dwór. Więc tam właśnie się skierowałam

- Tak,Cedryku? Wołałeś mnie?-zapytałam przyjaciela schodząc do niego na dół.
- Chciałem cię poprosić,abyś oceniła pokaz fajerwerków,który przygotowałem na dzisiejszą noc-odparł mi przyjaciel.Usiadłam więc na trawie a mój przyjaciel kilka razy poruszył różdżką.Nagle na niebie  pojawiło się dużo pięknych,błyszczących wzorów, róża,motyl.gwiazda i inne. Po chwili radośnie zaklaskałam w ręce jak małe dziecko, Cedryk spojrzał na mnie oczekując werdyktu

- Cedryku, to jest naprawdę przepiękne. Nasi goście na pewno będą wprost zachwyceni- odpowiedziałam przyjacielowi. On chyba się ucieszył,bo uśmiechnął się bardzo szeroko. Ja po chwili przypomniałam sobie jednak o czymś,więc weszłam z powrotem do zamku. Po chwili,tak jak myślałam, na korytarzu zaczepiła mnie mama. Powiedziała do mnie
- Zosieńko, czy wszyscy potwierdzili swą obecność na dzisiejszym bankiecie?

- Tak, Chrysta, Orion, Vega i inni opiekunowie zrobili to dziś z samego rana- odpowiedziałam jej
Co do opiekunów to pojawili się dosłownie chwilę później . Chrysta powiedziała do mnie radośnie
- Zosia, Witaj! 
- Chrysta,moja kochana Chrysta- Powiedziałam do niej przytulając ją 

Następnie przywitałam się z Orionem i Vegą. Nawet Cedryk ucieszył się na ich wizytę, jednak kiedy zobaczyłam Chrystę przypomniałam sobie jedną rzecz, więc powiedziałam do Cedryka

- Cedryku, ostatnio zapomniałam ci coś pokazać
- Tak? A cóż takiego?- zapytał mnie zaintrygowany przyjaciel
-Poczekaj, pójdę po to i za chwilę tu wrócę- To rzekłszy poszłam do swojej komnaty i sięgnęłam z szafki podłużne pudełeczko. Wyjęłam z niego dość dużą,białą,gładką różdżkę. Jak pamiętacie dostałam takową podczas jednej z mojej treningowych misji na opiekunkę wszech-ziemia. Jak pamiętacie było to podczas testu wróżek (dop. Autorki. Odcinek "wróżki w przebraniu"). Zeszłam więc na dół, Kiedy Cedryk zobaczył tę różdżkę ja i Chrysta opowiedziałyśmy mu całą tę historię. Wyglądał na zadowolonego, więc przygotowania mogły trwać dalej. W końcu wybiła godzina 19,więc bramy zamku zostały już otwarte,ja stałam przy drzwiach w najpiękniejszej sukni, jaką miałam. Moim pierwszym zadaniem było powitanie wszystkich gości. Gdy już wszyscy goście zaczęli wchodzić do zamku to ja tylko przywitałam się z nimi radośnie.Kiedy już wszyscy goście byli w zamku to ja mogłam dać sygnał,aby zabawa rozpoczęła się.  Wszyscy bawiliśmy się wprost wspaniale,nawet Cedryk,który przeważnie stroni od wszelkich wydarzeń tego typu.Nagle zauważyłam,że Cedryk rozmawia z Chrystą , ale to chyba nie była przyjemna rozmowa, nie słyszałam co prawda całości tej rozmowy,ale to wyglądało na kłótnię...
Ja jednak cały czas byłam zajęta przyjęciem i gośćmi. Nagle zauważyłam,że mama i Aline,która,jak pamiętacie, jest naszą zamkową akuszerką zniknęły gdzieś .Mogłam więc się domyślić,że to jest właśnie dzień,w którym zostanę starszą siostrą. W końcu nastała 23:50 a z komnaty,gdzie udały się mama i Aline udało się usłyszeć...płacz dziecka. Postanowiłam więc tam iść. Kiedy tylko przekroczyłam drzwi komnaty mama spojrzała na mnie i bardzo się ucieszyła. Cicho powiedziała do mnie
- Zosiu, podejdź
Więc podeszłam do niej,rzeczywiście trzymała w ramionach malutkie zawiniątko. Nagle maluszek otworzył oczy, które okazały się być w kolorze bardzo ciemnej zieleni i ja wiedziałam,po kim Rozalia ma te oczy. Nagle mama zapytała mnie
- Chcesz ją wziąć na ręce?
Nie trzeba było mi 2 razy powtarzać, od razu wyciągnęłam ręce,a moja mama położyła mi na nich Rozalię. Nie wiedziałam,czy dziecko mnie rozumiało ale odruchowo powiedziałam do niej
- Cześć malutka siostrzyczko. Witaj w rodzinie- To powiedziawszy pocałowałam ją delikatnie w czoło;  Po chwili moja mama odezwała się do mnie

- Zosiu, masz pomysł,kogo moglibyśmy wybrać na drugiego ojca chrzestnego?

- Może Axel by się zgodził?- zagadnęłam mamę,po czym powiedziałam- w sumie Wszyscy moi przyjaciele są teraz tutaj,więc on też. Pójdę go zapytać

- Oczywiście,kochana, idź-powiedziała Mama dodając jeszcze
- Jeżeli możesz to zawołaj jeszcze tatę, Amber i Janka, bo przecież oni też na pewno chcą zobaczyć maleństwo
- Dobrze, mamo,jak ich zobaczę to powiem,żeby tu przyszli- rzekłam,po chwili Rozalia zaczęła płakać więc ja powiedziałam do niej
- Pewnie jesteś głodna,co malutka?- to rzekłszy wyszłam,żeby mama mogła w spokoju nakarmić Rozalię. Ja w tym samym czasie zeszłam na dół do gości, od razu dopadła się do mnie Jun,więc zapytałam ją
- Hej Jun,widziałaś gdzieś może Axela?
- Tak,jasne, tam jest- odpowiedziała Mi przyjaciółka wskazując miejsce niedaleko nas, tam się skierowałam, Axel, który pół roku temu skończył 16 lat, od razu zauważył mnie i zapytał
- Cześć Zosiu,co się stało? szukałaś mnie?
- tak,bo mam do ciebie pewną sprawę- odpowiedziałam mu siadając przy stoliku
- A jakąż to sprawę ma do mnie szanowna następczyni tronu Czarlandii?- zapytał mój przyjaciel śmiejąc się, ja również się z tego zaśmiałam a następnie powiedziałam do niego
- Moja mama j Ja stwierdziłyśmy,że chcemy, abyś to właśnie ty został drugim ojcem chrzestnym Rozalii
- Och, naprawdę?- zapytał mnie chyba lekko zszokowany przyjaciel po czym dodał- no cóż, to będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt, ale tak swoją drogą powiedz mi, Będę najmłodszy w tym towarzystwie?
-Tak...-odparłam przewracając oczami,po czym dodałam- mam szczerą nadzieję,że Ci to nie przeszkadza
- Oczywiście,że nie, ale powiedz mi...kiedy odbywa się chrzest?- zapytał Axel

- nie wiem, właśnie chciałam jeszcze poszukać Tatę,Amber i Janka,żeby poszli zobaczyć małą i może ustalimy coś w tej kwestii- odparłam a po chwili zapytałam- A właśnie, wiesz może,gdzie jest Janek albo Amber?
- Tak, Janka widziałem jeszcze chwilę temu,razem z Zandarem, swoją drogą chyba rozmawiali o tobie- odpowiedział mi a Ja tylko podziękowałam i poszłam szukać zarówno mojego brata jak i mojego chłopaka.  Tego drugiego znalazłam niemalże od razu, nie mogłam się oczywiście powstrzymać od pocałowania go w policzek i rozmowy.
- Jak to sobie wyobrażasz?- zapytał mnie nagle mój wybranek
- Co sobie wyobrażam?- zapytałam go nieco zdziwiona
- Nasz ślub- odpowiedział mi patrząc mi w oczy
- Nie wiem jeszcze, w końcu to będzie dopiero za nieco ponad 5 lat- odparłam uśmiechnięta po czym zapytałam mojego ukochanego

- czy możemy pogadać na jeden poważny temat?
- Oczywiście, o co chodzi?- zapytał mnie nieco przejęty
- Chciałam się tylko zapytać...jak dogadujesz się z Cedrykiem?-zapytałam nieco zawstydzona,bo
myślałam,że Zandar się na mnie obrazi za to pytanie

- Wydaję mi się,że dogadujemy się całkiem nieźle.Zanim wprowadziłaś się do zamku to bywałem tu dość często, nawet zdążyliśmy się polubić. No i co tu dużo mówić, parę wspólnych kompromitacji też było...-odpowiedział mi mój ukochany na co ja tylko się zaśmiałam  i powiedziałam do niego- to dobrze...A teraz przepraszam,muszę w końcu znaleźć tatę Janka i Amber. To powiedziawszy zostawiłam mojego ukochanego samego i poszłam szukać reszty rodziny. W końcu udało mi się znaleźć siostrę, rozmawiała z Hildegardą i Clio.Powiedziałam do niej
- Amber, chodź; musisz zobaczyć jaka Rozalia jest słodka 
- Och, Oczywiście, Zosiu,już idę. Dziewczęta,później wrócimy do naszej rozmowy-Powiedziała moja siostra po czym poszła we wskazanym przeze mnie kierunku. Teraz tylko znaleźć Tatę i Janka. Z Jankiem udało mi się dość szybko. Powiedziałam do niego 

- Janek, szybko,chodź; musisz zobaczyć jaka Rozalia jest słodka,po prostu musisz
- Jejku, Zośka, spokojnie, już idę-powiedział mój brat , po czym chciał iść we wskazanym przeze mnie kierunku,ale najpierw rzekł
- Tata powinien być w Sali tronowej razem z królem ( Powinno być sułtanem, drogi Disneyu...) Habibem i królową ( Powinno być sułtanką, drogi Disneyu...) Farnaz.
- Dobrze, dzięki za informację-powiedziałam, po czym on poszedł do Komnaty,gdzie leżała mama i Rozalia a ja poszłam do sali tronowej.  No i jak się okazało to był strzał w dziesiątkę. Weszłam tam,tata, król Habib i królowa Farnaz od razu mnie zauważyli. Pokłoniłam się królowi i królowej i powiedziałam do Taty
- Tato,mama chciała,żebyś przyszedł do komnaty zobaczyć Rozalię
- Oczywiście,kochanie. Już tam idę-powiedział Tata po czym powiedział do króla i królowej- Wybaczcie, ale wzywają mnie bardzo ważne sprawy

- Och, nie ma sprawy, Rolandzie, my w tym czasie porozmawiamy z Zosią,jeżeli nie masz nic przeciwko- powiedział król Habib, a tata tylko przytaknął, następnie król Habib spojrzał na mnie i powiedział- i oczywiście jeżeli Zosia ma czas i ochotę z nami porozmawiać

- Ależ oczywiście wasza wysokość- powiedziałam i pokłoniłam się. Więc tata wyszedł z komnaty a ja zaczęłam rozmawiać z rodzicami Zandara.
- Zostałaś dziś starszą siostrą, jak się z tym czujesz?- zapytała mnie królowa Farnaz
- Cóż, to jest bardzo miłe uczucie. Ale też wiem,że teraz muszę być jeszcze bardziej odpowiedzialna niż wcześniej- odpowiedziałam jej
- Na pewno dasz radę, już nie takim wyzwaniom podołałaś- odparła mi moja przyszła teściowa. A właśnie, à propos teściów. Nagle Król Habib zapytał mnie
- A jak wyobrażasz sobie Bal zaręczynowy twój i Zandara? Czy w ogóle ma się takowy odbyć a jeśli tak to kiedy dokładnie?
- Cóż, myślę,że miło by było zorganizować taki bal, a kiedy dokładnie, no cóż...To już zależy tylko od Zandara-Odpowiedziałam dyplomatycznie,bo wiedziałam,że Zandar oświadczy mi się w okolicy moich 15 urodzin,ale kiedy dokładnie...to już wie tylko on
- A wiesz już co założysz?- zapytała Królowa Farnaz
- Cóż, tak. Mam pewien plan na moją suknię, jednak póki co muszę porozmawiać na ten temat z paroma osobami- odparłam równie dyplomatycznie jak poprzednio
- A wybrałaś już sobie suknię na koronację i na ślub?- zapytał Król Habib
- Jeszcze nie, aczkolwiek chyba zacznę się za to zabierać z wyprzedzeniem-odpowiedziałam spokojnie
- A w ogóle cieszysz się na koronację?- zapytała mnie Królowa Farnaz
- Och, oczywiście, bardzo-odpowiedziałam po czym na chwilę zamilkłam. Chwilę siedziałam cicho. Królowa Farnaz zapytała mnie zaniepokojona moim zachowaniem
- Zosiu,czy coś się stało?
- Zapomniałam wam o czymś powiedzieć, kiedy byliśmy u Eleny ona zaproponowała mi,że wyprawi w Avalorze moją quinceañerę. Oczywiście zgodziłam się na ten pomysł. I oczywiście wy jesteście zaproszeni. Tak,jak cała reszta osób,która jest tu dziś z nami-odparłam radośnie. Oni bardzo się ucieszyli. Porozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę,jednakże po chwili usłyszałam,jak woła mnie mama. Poszłam więc do komnaty, w której siedziała już prawie cała moja rodzina.
- Mamo, wołałaś mnie?- zapytałam mamę, która w tym momencie głaskała Rozalię po policzku-Tak, chciałam,abyś zawołała tu jeszcze Babcie (Matkę Króla i Matkę Cedryka i Cordelii) ,Cordelię, Ciocię Tilly i Cedryka,przecież też powinni poznać malutką-odpowiedziała mi
-Oczywiście,już to robię-odparłam szybko po czym wyszłam z komnaty,Na początku postanowiłam znaleźć obie babcie.Obie nestorki rodu znalazłam bardzo szybko. Kiedy mnie zobaczyły obie bardzo się ucieszyły.Po chwili obie zapytały mnie
- Co się stało Zosieńko?
- Mama chciała,żebyście przyszły przywitać Rozalię na świecie-odparłam uśmiechając się, one tylko pogłaskały mnie po głowie,pocałowały w policzki i poszły we wskazanym przeze mnie kierunku. Teraz tylko znaleźć pozostałą trójkę. Nie miałam pojęcia, gdzie mogła być Cordelia. Jednakże na horyzoncie zobaczyłam Scarlett. Po tym jak mnie przytuliła powiedziała
- Jeżeli szukasz Cordelii to znajdziesz ją w ogrodzie
- Dziękuję za informację- powiedziałam radośnie po czym poszłam do ogrodu
Cordelia rzeczywiście tam była. Kiedy mnie spostrzegła od razu uśmiechnęła się szeroko i powiedziała
- Zosieńko, Wspaniale ci wyszło zorganizowanie tego bankietu
-Och, dziękuję za komplement. Ale ja w innej sprawie przyszłam, Mama chciała,żebyś przyszła do niej do komnaty,żeby przywitać na świecie małą Rozalię-odparłam jej po czym wzięłam głęboki oddech i zapytałam- Wiesz może, gdzie jest Ciocia Tilly albo Cedryk?
- Oczywiście,że wiem, Tilly jest w bibliotece,bo chciała zobaczyć,czy dalej jest tam jakaś jedna książka. A Cedryk zapewne jest w sali balowej i pewnie rozmawia z profesorem Pederettim-odparła mi. Ja tylko podziękowałam jej po czym poszłam do biblioteki, gdzie, jak mówiła Cordelia, zastałam Ciocię Tilly. Kiedy zauważyła mnie powiedziała do mnie
- Zosieńko,szukałaś mnie?
- Tak, ciociu Tilly,Mama chciała,żebyś przyszła przywitać Rozalię na świecie-powiedziałam natychmiast, Ciocia Tilly natychmiast się uśmiechnęła i rzekła z typowym dla siebie zapałem
- Ależ to super-hiper. A właśnie,powiedz mi, cieszysz się,że zostałaś starszą siostrą?
- Oczywiście, bardzo się z tego cieszę, chciałabym dać malutkiej dobry przykład-odpowiedziałam
-Na pewno ci się to uda. Ona będzie dumna z tego,że ma taką odważną i szlachetną starszą siostrą-powiedziała Ciocia Tilly
- Mam nadzieję. A teraz przepraszam,bo muszę jeszcze znaleźć Cedryka-powiedziałam do niej po czym wróciłam do sali balowej. Tylko był jeden problem, nie za bardzo potrafiłam zlokalizować Dziadka (no chyba pamiętacie, nie?) i Cedryka. Jednakże po chwili usłyszałam znajomy głos
- Zosieńko,proszę,podejdź tutaj- to właśnie dziadek mnie wołał.
Poszłam więc w stronę z której dobiegał głos i dzięki temu znalazłam ich. Powiedziałam do Cedryka
- Cedryku,czy mogę cię na chwilę "porwać"? bo mama prosiła,abyś przyszedł do komnaty
- Ach,oczywiście, Zosieńko. Już idę, prowadź-odparł Cedryk, więc zaczęłam go prowadzić do komnaty.
( Może zmienimy na perspektywę Cedryka,co?)
Zosia prowadziła mnie do komnaty, w której leżała po porodzie Miranda i mała Rozalia.Po chwili udało nam się dojść do tejże komnaty. Weszliśmy, wszyscy byli już w środku, podszedłem do łóżka w którym leżała Miranda.Nie wyglądała na zmęczoną. Ona zobaczyła mnie i powiedziała
-Cedryku,śmiało,podejdź bliżej
podszedłem więc. Dopiero teraz zauważyłem,że Miranda trzyma w ramionach małe zawiniątko. dziecko po chwili spojrzało na mnie, miało bardzo ładne zielone oczy. Przykucnąłem przy łóżku, spojrzałem na nią, delikatnie się uśmiechnąłem i powiedziałem do najmłodszej księżniczki
-  Cześć,słodziaku. Witaj na świecie
Nagle Miranda uśmiechnęła się radośnie i zapytała mnie
- Chcesz wziąć małą na ręce?
-Mogę?- zapytałem niepewnie,na co Mimi tylko podniosła się z łóżka, swoją drogą zrobiła to bez większego problemu. Z dzieckiem na rękach podeszła w moją stronę, kiedy stała obok mnie po prostu delikatnie podała mi dzieciątko. Mała wydawała się zadowolona, nie wiedziałem,co mam zrobić, więc po prostu uśmiechnąłem się do malutkiej,co ona po chwili odwzajemniła,co mnie zdziwiło,bo noworodki raczej w pierwszych dniach życia nie uśmiechają się świadomie i do konkretnej osoby, a raczej przez sen...no cóż.Po chwili usłyszałem,jak Pati skomentowała sytuację
- Mała chyba cię lubi.
Ja na to stwierdzenie uśmiechnąłem się jeszcze raz po czym powiedziałem do Mirandy
- Pozwolisz,że sprezentuję malutkiej taką jedną rzecz?
-a jaką?-zapytała mnie kuzynka uśmiechając się zadziornie
-chcę jej uszyć sukienkę-odpowiedziałem zadowolony na co Miranda tylko przytaknęła
Po chwili Miranda powiedziała do wszystkich obecnych w pomieszczeniu
-cóż, rodziców chrzestnych dla Rozalii już wybraliśmy, a więc teraz trzeba tylko ustalić termin uroczystości. Osobiście uważam,że nie ma co czekać dłużej niż to potrzebne i,że uroczystość mogłaby się odbyć już pod koniec tego tygodnia lub w przyszłym tygodniu
- Ja uważam,że to bardzo dobry pomysł-odrzekł król
- Zosiu,czy zajmiesz się napisaniem i rozesłaniem zaproszeń dla wszystkich?- zapytała Miranda Zosię
- Jasne, mamo -odparła Zosia po czym poszła wypisywać zaproszenia. Ja dalej trzymałem Rozalię na rękach, Miranda po chwili spojrzała na mnie i stwierdziła radośnie
-cóż za rozczulający widok. Nieprawdaż?
- Tak,bardzo-stwierdziła wielka królowa,  ja tylko spojrzałem na Mirandę,która zaczęła się głośno śmiać.Po chwili jednak zwróciłem uwagę na pewien szczegół,którego wcześniej nie widziałem, a mianowicie, dokładniej przyjrzałem się zielonym oczom Rozalii.
- Rozalia ma...zielone oczy,szmaragdowozielone, zupełnie jak stryjenka Francesca.
- Tak dawno nie widziałeś mojej mamy a jeszcze pamiętasz,jaki miała kolor oczu?-zapytała znowu Mimi
- Oczywiście, a jak mógłbym zapomnieć?- zapytałem ją, bo rzeczywiście,oczy stryjenki Francescy były...bardzo ciężkie do zapomnienia, bo był to bardzo,bardzo,bardzo ciemny odcień zieleni. Co ciekawe to najmniejszej księżniczce chyba się podobało,że trzymam ją na rękach,bo gdy chciałem ją z powrotem położyć obok Mirandy, to ona nie chała zejść z moich rąk, ułożyła się na nich wygodnie i...zasnęła. Ja tylko westchnąłem i pokręciłem głową z niedowierzaniem.
W końcu po trzech godzinach księżniczka Rozalia raczyła się obudzić,bo zrobiła się głodna, toteż podałem ją Mirandzie, a sam wyszedłem z pomieszczenia, po chwili jednak dołączyła do mnie Pati. Nie wiedziałem dlaczego,jednakże ona po chwili rozwiała wszelkie moje wątpliwości
- Mam do ciebie 2 pytania dotyczące twoich licealnych przygód. A dokładniej to Morgany-powiedziała
- Słucham zatem
- Po pierwsze: w zasadzie co Morgana robiła w Hexley Hall?-zapytała mnie moja przyjaciółka
- Była tam jedną z wicedyrektorek...-odpowiedziałem nieco onieśmielony
- a po drugie: w takim razie, czy pomiędzy tobą a nią zaszło to, o czym myślę?- zapytała moja przyjaciółka po raz kolejny jednak tym razem patrząc na mnie jak na wariata
-cóż, nie,oczywiście,że nie.TEGO nie odważyłbym się zrobić...ale zrobiłem coś równie głupiego-odparłem jej
- A co skoro nie "to"?- zapytała mnie znów Pati intensywnie mi się przypatrując
- No cóż, byłem wtedy z Grecjuszem i Grimtrixem w pobliskiej karczmie,graliśmy w butelkę...No i tak jakoś wyszło,że dostałem zadanie pocałowania w usta pierwszej osoby,która przejdzie przez drzwi tej karczmy w przeciągu najbliższych 5 sekund...i pech chciał,że była to właśnie Morgana...Więc po prostu podszedłem do niej no i...wykonałem zadanie-to powiedziawszy zacząłem się robić cały czerwony, po czym dodałem- oczywiście już nigdy później do niczego między nami nie doszło
- Myślisz,że ona to pamięta?-zapytała mnie Pati
- Mam nadzieję,że nie...-odparłem znerwicowany,bo na prawdę nie lubiłem tego
wspominać...około 3 rano prawie wszyscy goście zaczęli się zbierać. Poza profesorem Pederettim,który,za zgodą Zosi i Mimi,stwierdził,że paręnaście dni zostanie w zamku.
(to co malutki time skip? oczywiście dalej ciągniemy perspektywę Cedryka, do czasu)
Mała Rozalia ma już 4 dni. Za kolejne 4 ma się odbyć jej chrzest. Rano wszyscy zeszliśmy na wspólne śniadanie. Zosia od kilku dni wydaję się nad czymś mocno zastanawiać. Większość śniadania minęła w ciszy,jednakże po dłuższej chwili zawahania zapytała profesora Raphaela
- Dziadku, a możesz mi opowiedzieć coś o babci? Ona żyje? gdzie jest? kim jest?
- Cóż, tak, twoja babcia żyje...i chyba tylko tyle powinienem CI o niej powiedzieć-odpowiedział smutno mój stary nauczyciel
- Dlaczego?- dopytywała Zosia zaciekawiona jednakże jej mina zrobiła się o wiele poważniejsza, Zosia zaczęła w zasadzie krzyczeć- całe życie jej nie znałam, nie wiem,czy w ogóle poznam,nie wiem,gdzie mieszka,kim jest...A chcę wiedzieć,mam do tego pełne prawo
- Wiem, Zosieńko...Ale to...nie jest takie łatwe-powiedział mój profesor, siedząc na krześle z posępną miną
- Dlaczego niby?-zapytała znowu Zosia, a profesor Raphael westchnął tylko ciężko,poprawił się na krześle,utkwił wzrok w jakimś punkcie gdzieś daleko stąd, po chwili zaczął swoje szczere wyznanie
- Ja i twoja babcia...No cóż, szczerze mówiąc, od samego początku nie byliśmy udanym małżeństwem,kłóciliśmy się w zasadzie zawsze i o wszystko, oczywiście nie przeczę,że wiele z tych kłótni było w połowie moją winą,może nie nadawałem się do roli męża...ani ojca,co nie zmienia faktu,że w naszym małżeństwie sprawy układały się po prostu tragicznie, jednak jakimś cudem wytrzymaliśmy ze sobą 61 lat, w sumie formalnie nigdy się nie rozstaliśmy, jednakże w przeddzień naszej 62 rocznicy zdecydowaliśmy,że od dziś każde z nas będzie żyć własnym życiem, nie wchodząc w życie tego drugiego, i tak też się stało,dokładnie tego samego dnia wieczorem ona spakowała się, wyszła i...nigdy nie wróciła.- kiedy profesor to powiedział to w pomieszczeniu nagle zapanował dziwny chłód, mimo,że wszystkie okna w pałacu były szczelnie zamknięte, właśnie z tego powodu,że był to wyjątkowo mroźny początek stycznia. Zosia jednak była nieustępliwa,bo po chwili znów zapytała swojego dziadka błagalnym tonem
- Ale dziadku, proszę,powiedz chociaż,jak nazywała się babcia?
- Archiwa królewskie wszystko ci powiedzą-odparł niechętnie po czym powiedział- wybacz,ale ja nie wspominam dobrze twojej babci i wolę o niej nie mówić...chyba rozumiesz,prawda?
- Och, oczywiście,rozumiem...Ale czy mogę mieć do Ciebie jeszcze jedno pytanie,dziadku?-odezwała się Zosia nieco speszona, profesor Pederetti tylko westchnął i przytaknął w odpowiedzi,więc po chwili Zosia niepewnie zadała mu pytanie
- Gdzie...tak w zasadzie są te Archiwa Królewskie?
- Cedryk zna drogę, zaprowadzi Cię-odparł Profesor a ja tylko spojrzałem na niego zdziwiony jednak prawda była taka,że rzeczywiście byłem jedną z 5 osób,które znały drogę do archiwów, jednak po chwili Tilly zaproponowała
- Przecież ja mogę ją zaprowadzić, ja też znam drogę
- No cóż, dobrze- odparł Profesor, więc Tilly i Zosia szybko skończyły jeść śniadanie po czym wyruszyły w drogę do Archiwów
(Zmiana perspektywy na punkt widzenia Tilly :), ktoś się cieszy?)
Zaczęłam prowadzić Zosieńkę do archiwów. Była to dość długa i trudna droga. jednakże, w końcu po dwóch- trzech godzinach udało nam się dojść do głównych drzwi,które akurat były otwarte, więc weszłyśmy do wielkiego pomieszczenia;na jego wszystkich ścianach były półki ze zwojami,których były dosłownie setki jak nie tysiące.Teraz wystarczyło tylko znaleźć odpowiedni zwój papieru, Zosia powiedziała
-Ciociu Tilly, Jak my wśród tysięcy tych zwojów znajdziemy ten jeden, konkretny,na którym nam zależy?
- Drabina, Zosieńko,drabina- odparłam tylko wskazując na drabinę na przeciwległej półce, Zosia weszła więc na drabinę i powiedziała
- Prowadź mnie do zwoju Birka Balthazara
I jak się pewnie większość z was spodziewa, podziałało,bo drabina od razu zaczęła samoistnie jechać do odpowiedniej półki, która była w zasadzie gdzieś bardzo daleko w głębi pomieszczenia.Zosia wyciągnęła z niej w zasadzie pierwszy lepszy zwój, jednak szybko okazało się,że to jest dokładnie ten zwój,którego szukamy.Zosia tylko spojrzała na zwój i niemal natychmiast zasłoniła sobie usta ręką i spojrzała na mnie.Była blada, oczy miała rozszerzone,jakby się czegoś bała, jednak po dłuższej chwili powiedziała do mnie
- To jest...niesamowite,nie mogę uwierzyć w to,że to jest ona...Ale...to by wyjaśniało,skąd mam w sobie takie pokłady magii. My...musimy wracać do reszty...
Toteż właśnie to uczyniłyśmy, droga powrotna z archiwów zajęła o wiele mniej czasu, a Zosia cały czas powtarzała trzy słowa
- Nie mogę uwierzyć,nie mogę uwierzyć...W końcu udało nam się wyjść z archiwów, Zosia skierowała się prosto do sali jadalnej, a ja tuż za nią, jednak biegła ona tak szybko,że nie byłam w stanie za nią nadążyć, ale wiecie co? tak pomiędzy nami...Ja bardzo dobrze wiedziałam,kto był babcią Zosi od strony biologicznego ojca...i Cedryk też o tym wiedział...już od bardzo,bardzo dawna,bo zarówno ja jak i on już tysiące razy widzieliśmy wszystkie te  zwoje. Myślę,że wy też już się domyślacie,kto jest babcią Zosi od strony biologicznego ojca...W końcu udało nam się wrócić do sali jadalnej,gdzie dalej wszyscy na nas czekali, Miranda chyba właśnie dopiero co przed naszym wejściem dowiedziała się,kto tak na prawdę był jej pierwszą teściową, jednakże nie wyglądała na złą,przestraszoną,ani nic z tych rzeczy. Zosia kiedy spojrzała na swojego dziadka, Mirandę i ,co ciekawsze, Cedryka, powiedziała tylko jedno słowo
-Morgana...
- A więc trzeba sprowadzić Morganę do pałacu- Powiedziała Miranda z lekkim niedowierzaniem, rozbawieniem, po czym zapytała Cedryka- Cedryku,zajmiesz się tym, prawda?
- No dobrze,skoro ty mnie prosisz, to się tym zajmę- odpowiedział tylko Cedryk wstając z dotychczas zajmowanego przez siebie miejsca, po chwili jednak dodał
- Ja w tym zamku zawsze jestem od brudnej roboty...- kiedy to powiedział w jego stronę nadleciały 2 poduszki, wyczarowane przez Zosię i Mirandę, Cedryk tylko zaśmiał się cicho, podniósł ręce w obronnym geście po czym powiedział-...O co wam chodzi? Przecież ja tylko żartowałem
(to co, wracamy do perspektywy Cedryka?)
Wyszedłem z zamku, musiałem pójść do zamczyska Morgany,jednakże najpierw postanowiłem wpaść do Merlina, aby przekazać mu te wieści, które, jak dla mnie, nie były zaskoczeniem.Poszedłem więc najpierw do przyjaciela. Kiedy znalazłem się przed smokowiskiem od razu zapukałem do wielkich, ciężkich, dębowych drzwi.Nie czekałem długo,gdyż po chwili mój przyjaciel otworzył drzwi. Kiedy tylko mnie zobaczył powiedział
- Cedryku,mój drogi przyjacielu. Co cię dziś do mnie sprowadza?
- Ja przyszedłem w sprawie Morgany, ale...moglibyśmy najpierw wejść do środka?- zapytałem z drżeniem w głosie, na co on tylko przytaknął, weszliśmy więc do środka, usiedliśmy w dużej, przestronnej komnacie,której ściany były wyłożone szarym kamieniem, znajdowały się tam 2 duże kanapy, na przeciwległej ścianie było dość małe okno,które aktualnie było otwarte,więc nie powinno was dziwić,że niedługo dało się słyszeć huczenie Archimedesa,który właśnie wrócił z łowów
- Usiądź przyjacielu i mów,jaka jest sprawa- zachęcił mnie Merlin więc po chwili usiadłem na kanapie,on po chwili dosiadł się do mnie i zapytał
- A więc drogi przyjacielu, jaka sprawa związana z Morganą Cię trapi?
- Bo ona, Morgana, znaczy się,tak w zasadzie jest...Babcią Zosi...matką jej biologicznego ojca-powiedziałem szybko, a mój przyjaciel bardzo się zdziwił tą wiadomością jednak powiedział
- No dobrze, jeżeli Zosia będzie tego chciała i nakłoni do tego Morganę, to jestem skłonny się z nią pogodzić...ale Co z tobą? pamiętasz,co ci zrobiła?
-Owszem, pamiętam...ale odkąd mam żonę, a dokładniej rzecz biorąc to w sumie odkąd jej ojciec zgodził się na nasz ślub to nauczyłem się bardzo wiele zdarzeń z przeszłości puszczać w niepamięć. -odparłem całkowicie szczerze i poważnie. No cóż, teraz musiałem pożegnać się z Merlinem i wyruszyć w końcu do Morgany. Kiedy wyszedłem w końcu ze Smokowiska to po drodze do fortecy Morgany,która była w sumie niedaleko, postanowiłem popatrzeć trochę na otoczenie w okół.W międzyczasie zaczęło zmierzchać,mimo,że mamy dopiero 17,ale wiadomo,zimą szybciej robi się ciemno.Z nieba zaczął sypać drobny śnieg, do fortecy Morgany nie było w sumie aż tak daleko, szedłem wzdłuż drogi,a po około pół godzinie dotarłem w końcu do wielkiego, ponurego,szarego zamczyska. Drobny,biały puch z nieba sypał coraz mocnej. Zapukałem w dębowe drzwi, nagle usłyszałem dźwięk obcasów stukających o drewnianą podłogę. Po chwili te ciężkie drzwi zostały otwarte przez znajomą kobietę, kiedy mnie zobaczyła zapytała mnie
- Czego ty tu chcesz?
- Chciałem porozmawiać-powiedziałem do niej po czym zapytałem delikatnie- czy mógłbym wejść?
-Czego chcesz?- zapytała mnie lekko pogardliwie jednak odsuwając się od drzwi
- Jej wysokość,Królowa Miranda chciała Cię widzieć w zamku. Chodzi...o twoją rodzinę, bo ja przecież wiem,że ty jakąś masz...-odpowiedziałem jej wchodząc do pomieszczenia pełnego luster.
- Jaką mam pewność,że mogę ci zaufać?- zapytała mnie Morgana patrząc na mnie spode łba
-spokojnie. Obiecuję,że włos ci z głowy nie spadnie. A może nawet dowiesz się o swojej rodzinie czegoś...nowego-odparłem jej tajemniczo, co chyba ją przekonało,aby ze mną poszła.Ja w drodze postanowiłem zainicjować rozmowę. Zapytałem ją więc nieśmiało
- Miałaś męża,prawda?
- Tak. Ale to nie było szczęśliwe małżeństwo...-odparła cicho
- A twój syn?-dopytywałem ją dalej 
- No cóż...to było takie kochane dziecko...nie był czarodziejem,ale mimo wszystko ja i mąż bardzo go kochaliśmy,jednak pewnego dnia po prostu się z nami pokłócił i...wypłynął,gdzieś daleko. Kiedyś raz przysłał do nas list,że się ożenił,później następny list,że wraca z żoną do Czarlandii, jego ostatni list dotyczył tego,że urodziła mu się piękna córeczka.Później już żaden list od niego nie przyszedł,ja miałam wrażenie,że stało mu się coś bardzo złego, miałam przeczucie,że umarł. Chyba każda matka ma takie przeczucie,kiedy dziecko się z nią nie kontaktuje.-opowiedziała dość szczegółowo, ja dalej dopytywałem ją
- A synowa i wnuczka...poznałaś je osobiście?
- Nie, niestety nie,choć bardzo chciałam...-odparła smutno
- A jeżeli Ci powiem,że ja je znam?-zapytałem patrząc na nią bardzo pewny siebie
- Co? Naprawdę? Kim są? Gdzie mieszkają? proszę,zaprowadź mnie tam natychmiast, albo przynajmniej powiedz mi to,co wiesz-wypowiedziała te słowa tak szybko,że ledwo co zrozumiałem wszystko to co mówiła.
- Mówiłem,że KRÓLOWA cię wzywa,prawda?-zapytałem ją chcąc ją naprowadzić na odpowiednią osobę
- Chwila...Królowa Miranda była moją synową?-zapytała z niedowierzaniem Morgana
-YHM- odparłem tylko krótko, jednakże ona po chwili zapytała mnie z jeszcze większym niedowierzaniem
-To by oznaczało,że...Księżniczka Zosia jest MOJĄ WNUCZKĄ...
- Tak...A czy możemy porozmawiać na inny temat?-zapytałem ją nieco bardziej poważnie
- Oczywiście- odparła mi już dużo bardziej pokojowo do mnie nastawiona niż na początku
-Pamiętasz,co zaszło między nami w liceum?-zapytałem nieco niespokojny
- Tak-odparła krótko po czym zapytała mnie spokojnie- z dlaczego w sumie pytasz?
- Czy jesteś na mnie zła za to co się wtedy stało?-dopytałem ją
- Nie,oczywiście,że nie.-odpowiedziała mi bardzo spokojnie po czym ona zapytała
- A pamiętasz nasze spotkanie?, no wiesz, kiedy byliście u Merlina
-Tak, pamiętam,ale dlaczego w tym momencie poruszasz ten temat?- zagaiłem dalszą rozmowę,kiedy byliśmy już w połowie drogi do Dudkowic
- A pamiętasz,co ci wtedy zrobiłam?- zapytała mnie po raz kolejny
- Tak,oczywiście,że pamiętam-odparłem i mimowolnie trochę się spiąłem ale odpowiedziałem
- Ale tak w sumie to nie mam Ci tego za złe
- Jak to? przecież to co wtedy zrobiłam...było okropne...-odparła zmartwiona ciągle patrząc na mnie, jednak ja tylko się do niej uśmiechałem. Po chwili ona znów odezwała się
- A Zosia? Jak to zniosła kiedy dowiedziała się,że jestem jej babcią? była bardzo zła? zawiedziona?
- Cóż,nie wydaje mi się,żeby była zła lub zawiedziona...była chyba po prostu bardzo zdziwiona tym faktem-odpowiedziałem na pytanie mojej towarzyszki zgodnie z prawdą
W końcu udało nam się jakoś dojść do Zamku, weszliśmy do sali tronowej.Morgana pokłoniła się królowi i królowej. Miranda przypatrywała się jej uważnie, po chwili powiedziała do niej
- Witaj,Morgano. Wiesz,czemu kazałam Cedrykowi Cię tu przyprowadzić,prawda?
- Oczywiście, wasza wysokość-odparła Morgana, jednak nie patrzyła Mirandzie w oczy, więc Mimi powiedziała
-Proszę,nie mów do mnie " Wasza wysokość", tylko Miranda,przecież byłaś moją teściową
Morgana tylko przytaknęła na znak,że rozumie,ale nagle odezwała się do niej Zosia
- Babciu...proszę,spójrz na mnie.
Więc Morgana to zrobiła, kiedy patrzyła na Zosię jej mina trochę zrzedła,jednakże Zosia dalej ciągnęła rozmowę.
- Ja...bardzo się cieszę,że cię widzę i że, w końcu wiem,kim tak naprawdę jesteś
- Daj spokój...po tym wszystkim,co zrobiłam ty cieszysz się,że mnie widzisz?-powiedziała Morgana nieco zdziwiona tym,co właśnie usłyszała od Zosi; jednakże jeszcze bardziej zdziwiło ją pewnie to,że po chwili Zosia podeszła do niej i ją przytuliła. Rozmawiały jeszcze jakiś czas,aż w końcu Morgana musiała znikać, ale razem z Zosią i Mirandą ustaliły,że będą się odwiedzać co jakiś czas. 
(time skip, oczywiście dalej ciągniemy perspektywę Cedryka)
za 3 dni ma się odbyć chrzest Rozalii.Dziś wszyscy wstaliśmy bardzo wcześnie rano.Gdy tylko rano zszedłem do holu głównego od razu spotkałem tam Mirandę. Zapytałem ją tylko 
- O której przyjeżdżają Księżniczka Elena i książę Axel?
-Za niecałą godzinę,a czemu pytasz?-zagadnęła mnie kuzynka
- No cóż, w końcu jeszcze ja nie kupiłem prezentu na chrzest dla malutkiej, Tilly też nie. Słyszałem,że Elena i Axel również mają w planach coś kupić,więc pomyślałem,że może poszlibyśmy we czwórkę i wtedy każde z nas coś kupi-wyjaśniłem szybko
Moja kuzynka pochwaliła mój pomysł. W końcu,po nie tak długim czasie Elena i Axel przyjechali do pałacu.Oczywiście przywitali się ze wszystkimi. Następnie Księżna Tilly powiedziała
- Cóż,więc skoro jesteśmy w komplecie to może wybierzmy się do Dudkowic i kupmy prezenty dla malutkiej Rozalii na chrzciny
- Chwileczkę, tyle słyszałam o Malutkiej Rozalli, a teraz, skoro już jest na świecie to chciałabym ją najpierw zobaczyć,o ile oczywiście to nie problem-powiedziała Elena uśmiechnięta
- Ja również- zawtórował jej książę Axel
-Ależ oczywiście,że nie ma żadnego problemu.-Powiedziała Miranda po czym poszła do komnaty po Rozalię. Po chwili wróciła z dzieciną na rękach, Elena powiedziała tylko
- Ojej, jaka ona słodziutka 
- Zgadzam się z tym,naprawdę jest urocza- Powiedział zachwycony książę Axel
- Któreś z was chce ją wziąć na ręce?-zapytała radośnie Mimi
-Mogłabym?- zapytała Elena,a w odpowiedzi Mimi tylko położyła malutką Rozalkę na rękach Eleny. Zarówno Elena jak i Rozalia wydawały się zadowolone z tego faktu
- Hej, Rozi, Witaj na świecie. Wiesz,co ci powiem? Masz najlepszą starszą siostrę,jaką tylko mogłaś mieć...I najlepszego wujka- Powiedziała Elena patrząc kolejno na Zosię i na mnie.
Później malutka  trafiła na ręce Axela, który również chwilę z nią ( a raczej do niej) porozmawiał
- No cóż,już chyba nadszedł czas,żebyśmy kupili jakieś prezenty dla malutkiej- Powiedziałem, co pozostała trójka poparła,więc wyszliśmy z zamku i skierowaliśmy się do najbliższego sklepu we wiosce. I każde z nas coś znalazło dla małej księżniczki. W końcu zrobiła się noc. Poszliśmy więc spać. Nazajutrz rano wszyscy zjedliśmy wspólne śniadanie a później w zasadzie każde z nas zajęło się swoimi sprawami. Ja jednak martwiłem się,że całkiem niedługo możemy usłyszeć o Shuriki. Z resztą to nie jest jedyna rzecz,którą się dziś zamartwiałem. Jednak postanowiłem nie poruszać z nikim w zamku żadnego z tych,mało ważnych z resztą,tematów.
( To co, kolejny time skip?)
Dziś w końcu nadszedł dzień chrztu Rozalii. Wszyscy byli gotowi na ten wielki dzień. Od rana Miranda była bardzo zabiegana, więc kiedy siedzieliśmy w sali balowej to Miranda zapytała mnie
- Cedryku,czy mógłbyś zajrzeć do Rozalii?
- Oczywiście, kuzynko-powiedziałem do niej,po czym poszedłem do komnaty,w której leżała malutka Rozalia. Starałem się wejść cicho,ponieważ byłem przekonany,że malutka jeszcze śpi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy podszedłem do jej kołyski i zauważyłem,że  jej piękne szmaragdowozielone oczęta intensywnie się we mnie wpatrują. Stałem tak nachylony nad dziecięcą kołyską,uśmiechałem się do niej, co ona,naprawdę świadomie, odwzajemniała. W końcu powiedziałem do niej radośnie
- No, jak się nasza młoda dama czuje w dniu swojego chrztu?
Ona tylko patrzyła się na mnie i znów się uśmiechnęła.
- Pewnie znudziło ci się już leżenie w tej kołysce,co? chodź do wujka-powiedziałem po czym wziąłem malutką na ręce. Kiedy już ją trzymałem to do komnaty weszła Miranda, która,gdy tylko zobaczyła ten widok, skomentowała to 
- Ojej, jak słodko-to powiedziawszy spojrzała na mnie rozczulona, podeszła do mnie i pocałowała w policzek. Całą trójką zeszliśmy na dół,żeby zobaczyć,czy wszystko już jest gotowe. Tak właśnie było. Malutka Rozalia cały czas wpatrywała się we mnie, jakby się cieszyła,że trzymam ją na rękach. W końcu nadszedł czas,abyśmy pojechali do kościoła
(time skip, a jakże...)
Mała Rozalia została już ochrzczona, aktualnie w zamku trwa przyjęcie,na które została zaproszona cała rodzina i wszyscy przyjaciele. Widziałem,że  Zosia, Amy,Calista, Renia, Jadzia i Pati rozmawiają o czymś. Postanowiłem nieśmiało dołączyć się do rozmowy, zapytałem więc
- Można wiedzieć,o czym tak rozprawiacie,dziewczęta?
- Zastanawiamy się,jaką drugą próbę miała na myśli Imani...i dlaczego jeszcze nie przybyła,aby mnie poddać tejże próbie.- Odparła Zosia
- No cóż, na pewno już wkrótce się tego wszystkiego dowiecie-odparłem spokojnie
- Mam taką nadzieję, i mam również wielką nadzieję,że uda mi się przejść drugą próbę,czymkolwiek by ona nie była- odpowiedziała Zosia, widziałem,że jej wzrok jest lekko nieobecny, tak więc podszedłem do niej, przyklęknąłem obok niej po czym po prostu bardzo delikatnie pocałowałem ją w czoło, natychmiast jej wzrok stał się zdecydowanie bardziej obecny, bo spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, odwzajemniłem ten gest, delikatnie głaszcząc ją po policzku.Cała reszta dnia minęła w sumie całkiem spokojnie. Jednakże w sumie nawet ja zacząłem się zastanawiać,czemu Imani tak długo nie pojawię się i nie poddaje Zosi drugiej próbie. Mam jednak nieodparte wrażenie,że to już bardzo,bardzo niedługo się zmieni.
Nazajutrz rano wszyscy zostaliśmy zbudzeni przez moją matkę i poproszeni o to,aby zejść na dół,bo ona koniecznie musiała nam coś powiedzieć.Tak też z resztą uczyniliśmy
- Matko,co się stało,czemu zbudziłaś nas o tak wczesnej godzinie?- zapytałem ziewając i przeciągając się leniwie
- Miałam wizję, widziałam w niej Imani,która mówiła,że oprócz pozyskanej przez nas dotąd szóstki klejnotów harmonii istnieją jeszcze 3 inne-odparła moja rodzicielka,czym postawiła nas wszystkich na równe nogi. Po chwili Zosia zapytała ją nieco niespokojnie
- Co to za 3 pozostałe klejnoty? i gdzie je znajdziemy? do kogo każdy z nich ma należeć?
- Tego nie wiem, kochanie,wydaje mi się,że to musisz odkryć sama-odparła moja matka, po chwili Zosia zapytała znowu
- A czy w twojej wizji Imani mówiła coś o drugiej z moich prób? co to będzie? i kiedy?
- Powiedziała tylko,że wkrótce przyjdzie i wszystko powie ci sama-odparła znów moja rodzicielka. Zosia była tym chyba lekko zmieszana. Po chwili również i ja zaczynałem się zastanawiać, co to za 3 pozostałe klejnoty. No ale cóż, niedługo szykuje się kolejna z naszych podróży do księżniczek wzywanych przez Amulet Zosi...nie wiem tylko, do której

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro