Tak to jest...cz.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły dokładnie 2 tygodnie od kiedy Cedryk był nieprzytomny, a w zasadzie nazwałabym to magiczną śpiączką spowodowaną walnięciem dość poważną klątwą. W każdym razie 2 tygodnie...spokojne, ciche aczkolwiek bardzo napięte 2 tygodnie. Pewnie pomyślicie, że teraz mogło być już tylko lepiej, co nie? No to powiem wam, że trafiliście...jak kulą w płot. Zamiast być lepiej to teraz było tylko gorzej, znaczy nie ze stanem Cedryka . Dokładnie 3 dni po naszym powrocie z Avaloru pojawiły się w zamku Calista i Cordelia, niby nie byłoby w tym nic dziwnego; ale Cordelia cały dzień była bardzo cicha, jakby zamknęła się w sobie, a z tego co wiem to nikt jej jeszcze nie powiedział, co się stało w Avalorze, bo w sumie chyba nikt nie miał odwagi. Ale mam dziwne wrażenie, że ona po prostu wiedziała. Na czwarty dzień po naszym powrocie a drugi po  ich przyjeździe w zasadzie zaczęły mnie interesować trzy rzeczy, po pierwsze : skąd Cordelia wiedziała, że wypłynęliśmy do Avaloru,  po drugie : skąd wiedziała , kiedy wracamy? i po trzecie: skąd wiedziała, że Cedryk płynie z nami?  Nie  wiem, i nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć. Po 3 godzinach moich rozważań nastąpiła noc, więc wróciłam do komnaty i położyłam się do łóżka. Nie wiem czemu, ale tej nocy zupełnie nie mogłam oka zmrużyć, choć w zamku było cicho. Następnego dnia z samego rana wyszłam z komnaty, ponieważ usłyszałam jakiś bardzo głośny płacz, z worami pod oczami i potarganymi włosami, ale co tam , poszłam. Płacz dobiegał z komnat Cedryka. Poszłam tam, i oczywiście zastałam Cordelię klęczącą przy łóżku Cedryka. Po chwili zauważyła, że weszłam, podeszła do mnie i znów zaczęła płakać , po chwili skuliła się w rogu pokoju. Przez godzinę było to do zrozumienia, ale po chwili przyszedł Bartłomiej zawołać nas na śniadanie, ona nie zeszła do jadalni. My poszłyśmy do szkoły na zajęcia, wszyscy już wiedzieli, co się stało w Avalorze, cała klasa miała przez to nietęgie nastroje do końca zajęć. Po powrocie zjedliśmy obiad, ale Cordelia dalej się nie pojawiła. Na kolacji w zasadzie też; cały czas płakała w kącie komnaty Cedryka. Nazajutrz pomyślałam, że coś z tym trzeba zrobić, tylko nie bardzo miałam pomysł,co miałabym zrobić. Może w zamkowej bibliotece coś się znajdzie,ale niestety nie mogło być tak miło,kolorowo i szczęśliwie;A kto zgadnie dlaczego nie mogło tak być? No oczywiście pojawił się nie kto inny jak rodzice Cedryka i Cordelii, Ich matka kompletnie załamana, a ojciec- Goodwyn wielki- jak zwykle miał na twarzy wyraz stoickiego spokoju ale w jego oczach również było widać smutek i ból, ale to w sumie zrozumiałe, bo poza nim Cedryk jest w zasadzie chyba ostatnim mężczyzną w rodzinie, a jak nam się nie uda Cedryka wyleczyć i jak Cedryk nie przeżyje to w sumie będzie jakby chyba koniec rodu. Czyli tym bardziej trzeba coś wymyślić i to najlepiej jak najszybciej. Ja z Panem Goodwinem postanowiłam iść do biblioteki pałacowej, jest tam ponad 6000 pozycji w tym cała osobna część biblioteki jest poświęcona zaklętym przedmiotom, eliksirom i innym rzeczom związanym z magią w jakikolwiek sposób, więc musi być tam również cokolwiek o magicznych schorzeniach, chorobach, śpiączkach, klątwach i o tym jak takowe leczyć. Tylko, że we dwójkę z ojcem Cedryka nie przeczytamy dokładnie 6000 pozycji w tak krótkim czasie jakim jest około 30 dni, a jak pamiętacie; na wyleczenie Cedryka mamy tylko 2 miesiące, a trzeba zrobić chyba 7 rzeczy: po pierwsze sprawdzić, co to w ogóle jest za klątwa.Po drugie trzeba znaleźć zaklęcie, albo eliksir, który to wyleczy, po trzecie trzeba sprawdzić, co będzie potrzebne i sprawdzić czy mamy wszystkie potrzebne składniki, po czwarte jeżeli nie mamy to trzeba będzie iść po te składniki, po piąte trzeba będzie się dowiedzieć, skąd te składniki wykombinować, po szóste trzeba będzie się nauczyć rzucać zaklęcie lub warzyć eliksir, a po siódme, jeżeli się okaże, że potrzebny jest eliksir to trzeba będzie go w ogóle zrobić. Więc jak widać przyda nam się zdecydowanie więcej ludzi do pomocy. Po chwili, jak na zawołanie przyszły Zosia i królowa Miranda; po chwili w czwórkę poszliśmy do pałacowej biblioteki. W jeden cały dzień udało nam się przejrzeć 500 ksiąg, ale na nasze nieszczęście nie było tam absolutnie nic a nic, co by nam się przydało do wyleczenia Cedryka. Nazajutrz Calista postanowiła, że jak będzie potrzebny eliksir to ona natychmiast pójdzie po składniki, nawet, jeżeli by miała ryzykować życiem. Chciałam zaprotestować, ale Calista jest niestety równie uparta jak jej wujek. Dzień drugi minął w zasadzie identycznie jak pierwszy, znów czegoś szukaliśmy, i jak można się domyślać nasze poszukiwania skończyły się znów bezowocnie. Poza tą " śpiączką" Cedryk ma jeszcze... w zasadzie wszystkie możliwe rodzaje ran, bo przecież skądś krew musiał stracić. Jak tylko go tam znalazłam prawie nieżywego to najpierw w jakimś stopniu mu te rany opatrzyłam. A teraz trzeba znaleźć sposób, aby go jakoś tam wyleczyć, tylko fajnie by było, gdybym wiedziała jak. Cały pozostały tydzień minął równie bezowocnie jak pierwsze dni, księgi niby były, ale w żadnej nie było tego, na co liczyliśmy. Łącznie w dwa dni przejrzeliśmy już 100 ksiąg, zostało jeszcze 5900, przecież my się tu po prostu wykończymy fizycznie i psychicznie. W tak zwanym międzyczasie  z komnat Cedryka dalej można było usłyszeć płacz Cordelii, która płakała tak już 14 dzień, normalny śmiertelnik umarłby z odwodnienia już po 3 dniach; no ale ona jest przecież czarodziejką więc na nią to chyba nie ma mocnych, nawet jakby płakała 24 na dobę 7 dni w tygodniu przez całe dwa miesiące, czego tak w zasadzie jest bliska. Kolejny dzień minął jeszcze mniej miło, bo Cordelia dalej płakała i, co gorsze, płakała jeszcze więcej i jeszcze głośniej. Jak nie wyleczymy Cedryka to ta kobieta się wykończy psychicznie i fizycznie. Od rana do wieczora udało nam się przejrzeć kolejne 500 ksiąg.  Nazajutrz postanowiłam wypożyczyć z biblioteki królewskiej szkoły wszystkie księgi, które mogłyby się przydać. Jak powiedziałam tak zrobiłam, poszłam do wróżek, a kiedy one się dowiedziały, po co właściwie przyszłam dały mi również swoją własną księgę czarów, tę samą, którą już dwa razy próbowała ukraść panna Oset. Kiedy zdobyłam to, co chciałam niemal natychmiast wróciłam do zamku, niemal natychmiast zamknęłam się w bibliotece i zaczęłam czytać. Zosia również coraz bardziej się załamywała, a wręcz zaczęła tracić nadzieję na to, że Cedryka uda się wyleczyć, w sumie chyba wszyscy poza mną zaczynali już powoli tracić jakąkolwiek nadzieję. Ale ja starałam się ze wszystkich sił, bo wiedziałam, że jeżeli chodzi o przyjaciół, o ich zdrowie lub życie to nigdy nie wolno się poddawać, a jeżeli w tym momencie bym się poddała to prawdopodobnie czułabym okropne wyrzuty sumienia, i to nie tylko wobec Cordelii, Calisty, rodziców Cedryka i Zosi, ale jeszcze, i chyba przede wszystkim, wobec samej siebie.Przeglądałam te  wszystkie księgi już czwartą godzinę... piątą...szóstą...siódmą... dwunastą...piętnastą...dwudziestą, nagle do biblioteki przyszedł nie kto inny jak Zosia we własnej osobie, jeszcze w piżamie więc chyba wyrwałam ją ze snu. Przecierała oczy ze zmęczenia, ale nagle dosiadła się do mnie; siedziałyśmy chwilę w całkowitej ciszy,ale zaraz odezwała się do mnie na tyle cicho,żeby nie obudzić całej reszty zamku
- Co tu robisz? Czemu jeszcze nie śpisz?
- A jak  myślisz, co ja mogę robić w bibliotece o tak późnej porze czytając książki o magii?
- Naprawdę? po to tu siedzisz 20 godzin?
- No, a co w tym takiego dziwnego?
- Ty...jeszcze masz nadzieję?
- A ty już nie masz?
- właściwie... to ja już sama nie wiem

- Znów zapomniałaś?

- O czym?
- Sekret czarnoksiężnika...pamiętasz? " Przenigdy nie poddawaj się,masz robić, póki nie przestaniesz robić źle [...] do przodu idź i nigdy wspak, masz robić, póki błędów już nie będzie brak [...} jeśli włożysz w to serducho, pójdzie łatwo więc posłuchaj [...]" Więc myślę, że nadzieja Zosi co do tego , iż Cedryk niedługo poczuje się lepiej albo całkowicie wyzdrowieje jest znów na odpowiednim poziomie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro