TO NIE TAK MIAŁO BYĆ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Rozdział ze zmianami perspektyw,na początek perspektywa Zosi)
Dziś mamy 1 kwietnia,godzinę 9 rano. Ślub Cordeli i Grecjusza coraz bliżej.Aczkolwiek jak pamiętacie dziś mogą nastąpić zdarzenia,na które nikt z nas nie był przygotowany.W każdym razie póki co nie dzieje się nic niepokojącego;rodzice Cedryka i Cordelii od kilku dni są znowu w domu dla emerytowanych czarodziejów na cichej polanie.Od rana wszystko zapowiadało,że to będzie dzień jak co dzień, w miarę normalny.No i tak było, aż do godziny 14:00. Dokładnie o tej godzinie Cedryk jak zawsze poszedł sprawdzić,czy nie przyszły do nas żadne listy, co w sumie zdarza się dość często. Po chwili wrócił z jakimś listem w rękach, jego mina wyrażała...Zdziwienie? smutek? w tym przypadku naprawdę ciężko było to określić,jednakże po chwili,kiedy przeczytał cały list z jego oczu poleciała łza; jednak nic nie mówił. Cordelia spojrzała na niego i też posmutniała, ja chyba już się domyślam,co to za list,więc poszłam tylko do swojej komnaty i spokojnie czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.Jeszcze nikt nie potwierdził moich obaw, a ja już mimowolnie zaczęłam płakać w poduszkę.
(no to teraz zmiana perspektywy na perspektywę Cedryka)
Z niedowierzaniem patrzyłem na list,który trzymałem w rękach, po chwili Miranda nieco podenerwowana tym,że od dłuższego czasu nic nie mówię, tylko patrzę na kawałek papieru zapytała mnie
- Cedryku,co się stało?
- Ojciec...zmarł dziś nad ranem-odpowiedziałem tylko, a ona...po chwili opadła na krzesło obok z oczami,które patrzyły gdzieś daleko, po chwili po jej policzku spłynęła łza.Po chwili Cordelia spojrzała na mnie również z zaszklonymi oczami i powiedziała niby to do mnie niby do siebie
-Będzie trzeba odwołać ślub...
- Niekoniecznie-powiedziałem do siostry i podałem jej kawałek papieru mówiąc-podobno te słowa Ojciec wypowiedział jako ostatnie i założę się,że dotyczą właśnie twojego ślubu
- "ani mi się ważcie czegokolwiek odwoływać!"-przeczytała moja siostra uśmiechając się przez łzy,po chwili spojrzała na Grecjusza, później na mnie; chwilę pomyślała aż w końcu odezwała się do mnie nieco załamanym głosem,ale jednak w miarę radosnym tonem
-Braciszku,czy mogłabym mieć do ciebie taką jedną,małą prośbę?

-Ależ oczywiście, kochana siostrzyczko,o co chodzi?-zapytałem ją zaciekawiony

- Czy, w dniu mojego ślubu mógłbyś...ZAPROWADZIĆ MNIE DO OŁTARZA?-Zapytała mnie nieśmiało siostra, ja tylko spojrzałem na nią, po chwili zapytałem ją

-Rozumiem,że to było pytanie retoryczne? Ależ oczywiście,że zaprowadzę cię do ołtarza-odpowiedziałem jej uśmiechając się szeroko,jednak po chwili znowu mina mi zrzedła i powiedziałem do wszystkich obecnych w pomieszczeniu

- Trzeba o tym powiedzieć Zosi, Caliście, Scarlett i wszystkim innym

- I trzeba się zająć organizacją pogrzebu-dopowiedziała Cordelia
- W takim razie ja wszystkich poinformuję-odpowiedziałem smutnym tonem i czym prędzej poszedłem szukać Scarlett. Udało mi się to w sumie całkiem szybko. Kiedy zauważyła moją minę przestraszyła się nie na żarty, wstała z dotychczas zajmowanego miejsca;podeszła do mnie i zapytała
- Co się stało?

- Mój ojciec zmarł dziś nad ranem-powiedziałem starając się powstrzymać łzy

- Dlaczego? przecież ostatnio wszystko było z nim w porządku-powiedziała do mnie, a ja tylko wzruszyłem ramionami w geście " Widocznie tak się musiało stać"

- Calista i Zosia już wiedzą?- Zapytała mnie znowu

- Nie, właśnie idę im powiedzieć-powiedziałem niepewnie, po czym skierowałem się do komnaty Calisty. Drzwi były zamknięte więc zapukałem, po chwili Calista otworzyła drzwi,kiedy zobaczyła mnie, a raczej moją minę też zrobiła się niepewna,po chwili zapytała mnie

- Wujaszku Cedysiu ( to MIAŁ BYĆ poważny rozdział...) Czy coś się stało?

-Jakby ci to powiedzieć...-zacząłem niepewnie, zrobiłem krótką przerwę aby w miarę możliwości uspokoić głos po czym kontynuowałem-Dziadek zmarł dziś nad ranem...
W momencie,kiedy to powiedziałem jej oczy zaszkliły się od łez, po chwili powiedziała do mnie

- Ja...chciałabym teraz zostać sama

- Oczywiście,gdybyś mnie szukała to będę u Zosi-powiedziałem a kiedy ona mi przytaknęła to wyszedłem z jej komnaty i skierowałem się prosto do komnaty Zosi, droga nie była daleka; jednakże tym razem nie był to dla mnie powód do radości. Drzwi były zamknięte; więc znowu zapukałem,po chwili Zosia podeszła do drzwi i otworzyła je. Spojrzała na mnie smętnie,kiedy wchodziłem do komnaty. Kiedy usiadłem na łóżku ona tylko odezwała się niepewnie,już prawie płacząc
-TO się stało,prawda? Moja Intuicja się nie myliła?

- Tak,stało się dokładnie tak,jak mówiłaś...-odrzekłem chwytając ją za rękę,aby po chwili usłyszeć jak z jej ust pada pytanie złożone z jednego tylko słowa

- Kto?

- Mój ojciec-odparłem również krótko, a po chwili padło następne jednowyrazowe pytanie

- Kiedy?

- Dziś rano-odparłem a z moich oczu zaczęły lecieć pierwsze łzy, spojrzałem na nią,zaczęła się trząść ze strachu; a ja przeczuwałem,że może to znaczyć tyle,że da się ponieść emocjom a to by oznaczało  kolejny niekontrolowany wybuch mocy.Po chwili po prostu postanowiłem ją przytulić.Nie wiedziałem,co miałbym powiedzieć;aby ją uspokoić...Po chwili sobie o czymś przypomniałem, historia w tajnej bibliotece...MOJA HISTORIA...Zosia obiecała mi,a w zasadzie chyba bardziej sobie,że ta historia znajdzie najlepsze zakończenie, jakie tylko się da; a to do najlepszych zakończeń nie należy. Po chwili ona ,dalej płacząc,odezwała się do mnie

- TO NIE TAK MIAŁO BYĆ! Twoja historia miała mieć dobre zakończenie...Obiecałam ci to.

- Wiem...Ale wiesz co? Ja wierzę,że mimo wszystko jeszcze może być dobrze-odpowiedziałem jej spokojnie

- Tak myślisz?-zapytała mnie niepewnie, nawet się nie uśmiechając

- MHM,właśnie tak- Odparłem jej z delikatnym uśmiechem. W końcu nastała noc,więc wszyscy położyliśmy się spać.Ale Zosia jeszcze mówiła,że ma wrażenie,że jutro stanie się coś nieoczekiwanego...Teraz nawet ja zacząłem się zastanawiać,co to mogłoby być.Jednakże niestety na nic nie wpadłem; Wystarczy poczekać do jutra i się przekonać; chociaż wpadłem na irracjonalny pomysł,że Miranda może mieć coś wspólnego z tym,co stanie się jutro.

( Zmieniamy punkt widzenia,teraz coś oczami królowej Mirandy)
W końcu nastał następny dzień-2 kwietnia.Ja od rana bardzo dziwnie się czułam i w sumie miałam pewne przeczucia co do powodu mojego samopoczucia,którymi natychmiast muszę się podzielić z Rolandem. On oczywiście od samego rana siedział w sali tronowej i zajmował się swoimi sprawami.Więc właśnie do sali tronowej skierowałam swe kroki. On zauważając moje wejście natychmiast przerwał wykonywanie swoich obowiązków, podszedł do mnie i zapytał
- Kochanie, czy coś się stało?
- Rollie, musimy porozmawiać na osobności-powiedziałam do niego, on natychmiast poprosił Bartłomieja, aby wyszedł z pomieszczenia;więc po chwili zostaliśmy sami. Mój mąż usiadł na tronie, chwilę siedział w ciszy, oczywiście wczoraj powiedziałam mu, że ojciec Cedryka zmarł,ale teraz spojrzałam na niego nieco nieśmiałym wzrokiem i przy okazji zbierając myśli aż w końcu rzekłam do niego

- Wydaję mi się,że nasza rodzina może się powiększyć...
-Naprawdę?-Zapytał tylko mój mąż patrząc na mnie z niedowierzaniem
- Tak-powiedziałam śmiejąc się cicho, na chwilę przerwałam aby wziąć oddech po czym powiedziałam-Idę to powiedzieć całej reszcie

Mój mąż tylko przytaknął mi. Jednak ja nie wiedziałam,do kogo mam się skierować w pierwszej kolejności,aby obwieścić radosną nowinę...Może wyda wam się to dziwne, ale w pierwszej kolejności skierowałam się do Cedryka,który jak zwykle siedział w swojej komnacie. Wspięłam się po schodach, stanęłam przed drzwiami i zapukałam do nich. Po chwili Cedryk otworzył drzwi

- Czy coś się stało kuzynko?-zapytał,kiedy mnie zobaczył

- Zaraz ci wszystko wyjaśnię, mogę wejść?-zapytałam go, on po chwili odsunął się do drzwi a ja wślizgnęłam się do komnaty, poprosiłam go,aby usiadł na łóżku,żeby w przypływie szoku nie upadł, on posłusznie to zrobił,przypatrywał mi się chwilę, aż w końcu zapytał mnie spokojnie

- Więc,po co dokładnie przyszłaś?

-Przyszłam powiedzieć Ci coś,co, mam nadzieję, trochę cię pocieszy po tej wczorajszej informacji-odpowiedziałam mu z uśmiechem na ustach ręce trzymając za sobą,on w końcu
odezwał się do mnie
- Więc słucham tej Pocieszającej nowiny

- Ja...prawdopodobnie jestem w ciąży-powiedziałam do niego uśmiechnięta

- Ależ to wspaniale...masz już pomysł na imię?-zapytał mnie mój kuzyn

- Jeżeli to będzie dziewczynka to chciałabym, aby to Zosia wymyśliła dla niej imię,bo zawsze chciała być starszą siostrą-odpowiedziałam pewnie
- A jeżeli to będzie chłopiec?-zapytał znowu Cedryk
- Nie wiem,jeszcze to przemyślę-odrzekłam spokojnie

- A właśnie, Zosia już wie?-zapytał patrząc na mnie z zaciekawieniem
- Nie, najpierw jeszcze planuję powiedzieć Cordelii, później mojej teściowej, Matyldzie, twojej matce ( no w końcu też rodzina,nie?) Bartłomiejowi ( traktują go jak rodzinę więc też ma prawo wiedzieć) następnie Amber i Jankowi, a Zosi na samym końcu,taka miła niespodzianka na koniec dnia-odpowiedziałam mu wyczerpująco,po czym zapytałam- możesz mi obiecać,że się jej nie wygadasz?

- Ależ oczywiście,że niczego jej nie powiem-odparł Cedryk, po czym dodał- Cordelia i moja matka są aktualnie na cmentarzu
- Dobrze, więc najpierw im powiem a dopiero później całej reszcie-odpowiedziałam,po czym skierowałam się na cmentarz. Szybko znalazłam obie kobiety,więc podeszłam do nich i powiedziałam

- Słuchajcie,mam dla was nowinę,która może wam poprawić humory w tak ciężkich czasach

- Tak, a jakąż to?-zapytała Cordelia

-Prawdopodobnie spodziewam się dziecka-powiedziałam uśmiechając się lekko,po czym dodałam- Roland i Cedryk już wiedzą,reszta też się dzisiaj dowie

-Ależ kochana, to wspaniała wiadomość-odpowiedziała moja stryjenka ( lub jak kto woli bardziej po naszemu: ciocia) przytulając mnie. Teraz pojadę poinformować teściową. W końcu stanęłam przed jej pałacem na obrzeżach królestwa. Zapukałam do drzwi, a kobieta po chwili otworzyła je. Z ciepłym uśmiechem na ustach zaprosiła mnie do środka. W końcu odezwała się do mnie
- Witaj kochanie,powiedz mi, co jest powodem twojej niezapowiedzianej,aczkolwiek bardzo
miłej wizyty?
- No cóż...chciałam tylko osobiście przekazać CI ( Tak, z teściową na Ty, a co?) pewną radosną nowinę-powiedziałam do niej siadając na kanapie

-A więc słucham cię,skarbie- odparła moja teściowa
- Ja...prawdopodobnie jestem w ciąży- odparłam jej z uśmiechem
- Ależ to wspaniała wiadomość, zostanę babcią po raz kolejny, nawet nie wiesz, jak się cieszę-odpowiedziała mi z szerokim uśmiechem. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę,aż w końcu udałam się do posiadłości Tilly. Jest dopiero 10:00, ale mam nadzieję,że Tilly nie robi nic ważnego.W końcu dotarłam na miejsce. Usłyszałam,że Tilly jest w ogrodzie,toteż tam skierowałam swe kroki, otworzyłam bramę i weszłam do ogrodu. Moja szwagierka niemal od razu mnie zauważyła, więc podeszła do mnie szybkim krokiem i ucieszona powiedziała do mnie

- Miranda, jak miło cię widzieć; co cię do mnie sprowadza o tak wczesnej porze?

- Witaj, Tilly, chciałam Ci osobiście przekazać pewną radosną nowinę-odpowiedziałam jej
- Zatem słucham-odparła mi szybko zajmując miejsce przy stoliku,który stał na środku ogrodu, ja zajęłam drugie krzesło, po czym uśmiechnęłam się najbardziej radośnie jak tylko potrafiłam i powiedziałam do drugiej kobiety
- Prawdopodobnie spodziewam się kolejnego dziecka

- Ależ to jest SUPER-HIPER WIADOMOŚĆ-Powiedziała do mnie swoim typowym żwawym i radosnym tonem, po czym zapytała- Roland, Cedryk,Cordelia, Winnifreda i nasza matka pewnie już wiedzą?
- Tak,Rolandowi powiedziałam niemalże od razu; a wszystkim innym mówię w dalszej kolejności-odpowiedziałam Szwagierce.Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę.W końcu skierowałam się z powrotem do zamku.W końcu byłam ponownie w zamku, teraz tylko znaleźć Bartłomieja...W sumie nie było to jakoś bardzo trudne, kiedy mnie zauważył od razu powiedział

- Witam, Wasza Wysokość,czy coś się stało?

- Chciałam ci coś powiedzieć-odpowiedziałam mu

- A więc słucham-odparł mężczyzna

- Ja...prawdopodobnie spodziewam się dziecka-powiedziałam mu uśmiechając się do niego

-Ależ to naprawdę wspaniała wiadomość-odpowiedział mi mój przyjaciel po czym zapytał-Wszyscy poza Amber,Jankiem i Zosią już wiedzą?

-Tak, ale już idę powiedzieć dzieciom-powiedziałam do niego, po czym skierowałam się do komnaty Amber.Oczywiście drzwi były otwarte na oścież,jak zwykle w ciągu dnia, więc weszłam do jej komnaty. Ona od razu zauważyła mnie i zeszła z łóżka,na którym siedziała.Po chwili zapytała mnie zaciekawiona

- Mamo,co się stało?

- Przyszłam Ci coś powiedzieć-odpowiedziałam jej z uśmiechem

- A co takiego?-dopytywała dalej

-Prawdopodobnie po raz kolejny zostaniesz starszą siostrą-odpowiedziałam jej radośnie

- Naprawdę? Ależ to wspaniała wiadomość-odpowiedziała mi Amber

- Spodziewałam się,że się ucieszysz-powiedziałam do niej śmiejąc się.Również chwilę z nią porozmawiałam, aż w końcu wyszłam z jej komnaty i skierowałam się do komnaty Janka,która w sumie znajdowała się parę drzwi dalej.Tutaj również drzwi były otwarte, więc weszłam.On od razu mnie zauważył. Podszedł do mnie, przytuliłam go i poprosiłam,aby usiadł  na łóżku,bo chcę o czymś z nim porozmawiać. Kiedy już wykonał moje polecenie to ja usiadłam zaraz obok niego. Po dłuższej chwili milczenia mój syn zapytał mnie w końcu poważnym tonem głosu

- O czym chciałaś porozmawiać,mamo?

- W zasadzie chciałam cię tylko poinformować o tym,że prawdopodobnie za 9 ( lub mniej ;) ) miesięcy po raz drugi zostaniesz starszym bratem- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy...

- Jej, to naprawdę fajna wiadomość-odpowiedział z typowym dla siebie entuzjazmem i energią

- Bardzo się cieszę,że tak myślisz-odpowiedziałam synowi, po chwili on zapytał mnie o to,o co Cedryk parę godzin wcześniej

-masz już pomysł na imię?

-Jeżeli to będzie dziewczynka to chciałabym, aby to Zosia wymyśliła dla niej imię,bo zawsze chciała być starszą siostrą-odpowiedziałam pewnie

Jeszcze trochę porozmawiałam z synem, ale kiedy się zorientowałam,że właśnie wybiła 20:00 powiedziałam do niego
- No, teraz idę powiedzieć Zosi, bo chciałam jej powiedzieć na samym końcu,taka miła niespodzianka na koniec dnia

- Dobrze-powiedział mój syn, więc wyszłam z jego komnaty i skierowałam się do komnaty Zosi.Oczywiście droga nie była długa, w końcu doszłam do komnaty Zosi.Drzwi były zamknięte,a więc zapukałam do drzwi jej komnaty. Po chwili usłyszałam,że moja córka podchodzi do drzwi i otwiera je.Kiedy drzwi się otworzyły i córka stanęła przede mną zapytałam ją z uśmiechem na ustach

- Mogłabym wejść do komnaty i porozmawiać z tobą?

-Oczywiście,że tak-powiedziała moja córka odsuwając się od drzwi,a ja weszłam do komnaty.
- To...co się stało?-zapytała Zosia jeszcze roztrzęsiona wczorajszymi wieściami

-No cóż...niedługo spełni się jedno z twoich największych marzeń-Odpowiedziałam jej nieco tajemniczo
- Które?-zapytała Zosia zaciekawiona moimi słowami
- Prawdopodobnie na początku przyszłego roku, albo nawet szybciej, ZOSTANIESZ STARSZĄ SIOSTRĄ-odpowiedziałam uradowana. a Zosia spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem na ustach i z typowymi dla niej wesołymi ognikami w oczach.Jednak jak pamiętacie nie przyszłam tu tylko po to,aby jej to powiedzieć.Mam dla niej poważne zadanie,więc odezwałam się do niej

- Jeżeli to będzie dziewczynka,to chciałabym,abyś to właśnie ty wymyśliła dla niej imię.Mogę na Ciebie liczyć w tej kwestii?

- Jasne,mamo, tak w sumie to ja już od dawna mam wybrane imię dla siostry...-odparła Zosia

- A czy już teraz mogłabym się dowiedzieć,jakie?-zapytałam zaciekawiona
- Tak. Już od dawna podoba mi się imię Rozalia-odpowiedziała moja córka patrząc na mnie

- Rzeczywiście,to jest naprawdę ładne imię-odpowiedziałam jej uśmiechnięta,co ona odwzajemniła.Następnie ona z tych emocji...zasnęła, więc i ja poszłam do swojej komnaty,bo jutro Poniedziałek...I poza tym jest jeszcze Jedna sprawa, Ja,Roland i moja teściowa mamy dla Cedryka pewien prezent...Tak,wiem,że Zosia już pewnie nieraz o tym wspominała...No więc wydaję mi się,że chcielibyście się w końcu dowiedzieć,o co chodzi...Ale ja was jeszcze trochę potrzymam w tej niepewności.Nazajutrz wszyscy obudziliśmy się w nieco lepszych humorach,Dzieci od rana poszły do szkół,jeszcze tylko 8 dni do urodzin Zosi, które w tym roku też zaplanował Cedryk ( i przy okazji się nie pochorował) będą to już jej 13 urodziny,więc za 5 lat i 8 dni obejmie tron Czarlandii. Myślę,że mimo wszystko ona dalej ma pewne wątpliwości co do tego,czy na pewno tak powinno być, i nawet mimo naszych zapewnień wydaje się nie wierzyć w to,że da radę.Od samego początku,kiedy tylko przybyłyśmy na zamek mówiła mi,że wydaje jej się,że ona tutaj nie pasuje,bo jest tylko prostą dziewczynką z wioski,przez całe te już prawie 4 lata starała się udowadniać ludziom,że ona jednak pasuje do tego świata, ale ja cały czas miałam wrażenie,że jedyną osobą,której Zosia starała się coś udowodnić była ona sama;bo wszyscy na około już parę miesięcy po naszej przeprowadzce do zamku mówili, jak to świetnie Zosia się sprawdza jako nowa księżniczka,jakby ta rola naprawdę była jej przeznaczona przez los już od urodzenia. I ja zaczynam wierzyć,że w tym naprawdę może coś być.A Cedryk zdawał się od początku to zauważać,bo gdyby było inaczej,to przecież by nie zaproponował,aby to właśnie ona objęła tron,prawda? W sumie od samego początku ona jedyna w tym zamku okazywała mu zrozumienie, przyjaźń, SERCE i prawdopodobnie jako pierwsza od wielu lat po prostu w niego wierzyła, a ja poszłam w ślady za nią.Myślę,że to był taki swoisty pomysł Cedryka,aby okazać Zosi wdzięczność za to wszystko,co dla niego zrobiła...I bardzo się cieszę,że właśnie tak się sprawy potoczyły, aż się boję myśleć,co by się stało,gdyby historia potoczyła się inaczej...
( No to może jeszcze perspektywa Cedryka, co?)

Mamy 11:25,3 kwietnia.Wycieczka,którą zapowiedziałem uczniom Hexley hall została o jeden dzień przesunięta,więc dlatego wyruszamy dopiero dziś,jednak póki co ja siedziałem w swoim gabinecie Wicedyrektora i siedziałem w tak zwanej " papierkowej robocie".Nagle usłyszałem pukanie do drzwi,jednak nie miałem zielonego pojęcia,kto to mógłby być o tak wczesnej porze,bo nikogo się nie spodziewałem przez cały dzień aż do godziny 13:00,kiedy wyjeżdżamy na wycieczkę. Po chwili mój gość ponownie zapukał do drzwi, a ja tylko powiedziałem nieco głośniej

- Otwarte-po chwili do pomieszczenia weszła...Amy, jednak nie była jak zwykle w humorze do żartów, wręcz przeciwnie, miała dość poważnie zmartwioną minę
- Dzień dobry panie Wicedyrektorze-powiedziała patrząc w moją stronę
- Dzień dobry, Amy;co cię do mnie sprowadza jeszcze przed wycieczką,stało się coś?-zapytałem poważnie, ona tylko nad czymś chwilę pomyślała,ja wskazałem miejsce po drugiej stronie biurka,więc usiadła na fotelu,który się tam znajdował i powiedziała do mnie nieco smutna
- Ja...Słyszałam o tym,co się stało dwa dni temu...-to powiedziawszy zamilkła, zapewne chodziło jej o śmierć mojego ojca,po chwili zmierzyła mnie wzrokiem...w sumie nie wiem,w jakim celu. Ja tylko wziąłem głęboki oddech,aby uspokoić myśli,jednak zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek to ona pierwsza zadała mi pytanie,którego w sumie się spodziewałem

- Ta cała wycieczka, i pana niedawna wizyta w Aptece mamy...Po co to wszystko?
-Myślę,że sama wiesz to najlepiej-odrzekłem posyłając jej lekki uśmiech
- Chodzi o dzień zgrywy parę lat temu w szkole królewskiej?-zapytała mnie

- Tak...-odparłem krótko

- Dalej się pan gniewa?-dopytywała dalej uczennica, jednak ja tylko w odpowiedzi roześmiałem się chicho po czym powiedziałem do niej najżyczliwszym tonem,na jaki mnie było stać

- Nie, wręcz przeciwnie,przez te kilka lat zdążyłem już o tym zapomnieć,jednak wydawało mi się,że wasi rodzice jeszcze o tym nie zapomnieli,zanim wszedłem do Apteki twojej mamy to słyszałem,jak kłóciłyście się o to,co się wtedy stało. Wycieczka w głównej mierze miała być pretekstem,abyście chociaż na chwilę uwolnili się od rodziców,którzy dalej wam to wypominają mimo upływu już prawie 3 lat-odpowiedziałem jej szybko
- Czyli...Pan wymyślił to tylko po to,abyśmy nie mieli problemów,bo już się pan nie gniewa i nie chce pan,abyśmy mieli problemy bo rodzice o tym pamiętają?-zapytała ciemnowłosa dziewczyna z miną,która wyrażała spore zdziwienie  tego powodu,jednak ja znowu zaśmiałem się serdecznie i powiedziałem do niej z uśmiechem na ustach

-To wszystko jest dokładnie tak,jak mówisz, Amy

- Jej, to...miłe, ja Dziękuję i...Przepraszam za tamto-odpowiedziała mi tylko wstając z miejsca

- Nie musisz dziękować...Ani przepraszać,Amy. Widzimy się na dole za godzinę i 5 minut-powiedziałem do niej wracając do papierkowej roboty,jednak obserwując ją jeszcze kontem oka

- DO zobaczenia, Panie Wicedyrektorze-powiedziała do mnie wychodząc z komnaty

- DO zobaczenia, Amy-odrzekłem jej,ona zamknęła drzwi do mojego gabinetu.Cóż,mam wrażenie,że przez ten plan niedługo czeka mnie kolejna niespodziewana wizyta,jednak o wiele mniej milsza od tej dzisiejszej. Sara pewnie będzie na mnie za to ciskać gromy przez cały semestr,ale cóż; jakoś to przeżyję...Bardziej się boję,że będzie chciała wypisać Amy z tej szkoły...Choć do tego akurat jest jej potrzebna pisemna zgoda od WICEDYREKTORA TEJ PLACÓWKI, A PECH CHCIAŁ,ŻE JESTEM TO JA, I CHOĆBY MNIE NĘKAŁA TO JA TEJ ZGODY NIE WYDAM...Bo Amy ma wielki talent,który powinna szlifować i kiedyś wykorzystać, a nasza placówka właśnie w tym ma pomagać czarodziejom,którzy są jeszcze na początku tejże drogi



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro