7. Opowiedz Mi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Usta dziewczyny wygięły się w lekkim, prawie niewidocznym uśmiechu, którego Acair nie byłby pewien, gdyby nie to, że chwilę później na sekundę dotknęła mostka dwoma palcami. Po jego sercu rozlało się ciepło, nie mające nic wspólnego z pogodą. Trącił się delikatnie w ucho, dając jej do zrozumienia, że mogą być podsłuchiwani. Słowa nie były im potrzebne, aby się zrozumieć, szybko nauczyli się mówić gestami.

Bez słowa minęła go w drzwiach, niezauważenie wciskając w dłoń drobny zwitek. Nie czekając aż zniknie za drzwiami, szybkim krokiem skierował się do domu. I tak za długo stali obok siebie i każdy mógłby donieść o tym kowalowi, który tym razem zapewne wyciągnąłby konsekwencje również w stosunku do Rose. Trzymana w dłoni wiadomość aby wzmagała niecierpliwość. Ściskając ciasno drobny zwitek, zaczerpnął głęboko powietrza. Ile razy jeszcze otrzyma krótką wiadomość zamiast rozmowy, w obawie przed postronnym świadkami? Jeszcze trochę... Gdy tylko opanuję moc, wzbogacę się i weźmiemy ślub.

Z Rose znał się od zawsze. Jako dzieci całą gromadą plątali się po osadzie i wtykali nosy wszędzie, gdzie nie powinni. Ona była najmłodsza z ich paczki i traktowana jak przylepa, której nikt nie miał serca odgonić. On sam nie poświęcał jej wiele uwagi. Bardziej interesowały go polowania na koguty z Aileanem albo wspinanie się najwyższe gałęzie drzew z siostrą. Było zbyt wiele zajęć by przejmować się o cztery lata młodszą dziewczynką, której jedyną rozrywką było bieganie za nimi i obserwowanie ich wielkimi, niebieskimi oczami. Dopiero gdy miał jakieś dwanaście lat i zachorował w środku lata, poznał prawdziwą wartość Rose. Jako jedyna z całej grupy, ignorując piękna pogodę i resztę towarzyszy, potrafiła przesiedzieć z nim kilka godzin, by nie czuł się samotny. Nawet Akira nie dawała rady tak długo wytrzymać w domu.

***

Acair ostentacyjnie wykrzywił usta i splótł dłonie na wątłej piersi. Stojąca w drzwiach dziewczynka utkwiła wzrok w podłodze i bawiła się zakłopotana końcówką warkocza, zupełnie jakby spodziewała się innej reakcji.

- Czego tutaj chcesz, co Rose? - W słowa włożył tyle lekceważenia, na ile pozwalał jego cienki głos. Liczył, że to wystarczy, by wystraszyć tę przylepę, jednak ona uparcie stała w miejscu. - Odezwiesz się w ogóle?

Rose wypuściła z rąk cienki, jasny warkoczyk i spojrzała na niego płaczliwie tymi wielkimi, niebieskim oczami. Wyglądała jakby miała się za chwilę rozpłakać, a na to Acair nie mógł pozwolić. Ojciec za każdym razem powtarzał, że nie godzi sie, by kobieta płakała przez mężczyznę. Używając w myślach wszystkich brzydkich słów, jakie zdążył poznać, poklepał brzeg posłania.

- Jak już przyszłaś, to usiądź na chwilę... Opowiedz mi co wyprawia to stado baranów.

Na ustach dziewczynki pojawił się uśmiech. Większej zachęty nie potrzebowała, skoro sam herszt ich bandy pozwolił jej zostać. Po usadowieniu się na samym brzeżku kołdry spojrzała niepewnie na chłopaka.

- Więc?

- Twoja siostra i kuzynka Margi wpadły w pokrzywy...

***

Acair westchnął lekko, odganiając wspomnienie. Ich przyjaźń zaczęła się właśnie tamtego dnia, od opowieści o niechlubnym upadku Akiry w pokrzywy. To były zupełnie inne czasy, ojciec żył, odsada się rozrastała i wszyscy potrzebowali jego silnych rąk. Nie mówiło się o nich jak o bogatych ludziach, ale niczego im nie brakowało. Kowal nie miał nic przeciwko temu, że Rose przesiadywała u nich całymi dniami.

Jeśli będzie zarabiał dość dużo, te czasy mogą wrócić. Oferta wodza przyszła w dobrym momencie, jednak zagrożenie nie będzie trwało wiecznie. W jego głowie zaświtał na nowo odkładany od dawna pomysł na odnowienie zakładu ojca. W szopie koło domu wciąż leżały niezbędne narzędzia, jedynym problemem był ich stan. Jednak jeśli Akira da radę je naprawić... Za kolejnym, znacznie większy kłopot uważał swój brak talentu. W rękach ojca drewno stawało się posłuszne, jednak on nie miał nad nim żadnej władzy. Potrafił zbić kilka desek i nazwać to meblem, ale było mu daleko do finezji jaką odznaczał się zmarły rodzic.

Przyspieszył kroku, mijając kolejne postawione przy jego udziale budynki. Chwilami zastanawiał się, dlaczego, mogąc wybrać miejsce blisko centrum osady, postawił dla swojej rodziny dom na uboczu, na wzgórzu, czyniąc go odosobnionym od reszty zabudowań. Chwilami odległość go irytowała, a chwilami cieszyła. Dzisiaj działała na jego korzyść.

Natychmiast gdy opuścił główną część wioski, niecierpliwie rozwinął wciśnięty mu przez Rose zwitek. Krzywym, pośpiesznym pismem przekazywała, że muszą być ostrożniejsi i przepraszała za lanie, jakie spuścił mu jej ojciec. Nie proponowała spotkania, na które tak liczył Acair, jednak rozumiał to nawet za dobrze. Wolał nie denerwować starego, który w ostatnim czasie stał się aż nazbyt przewrażliwiony na punkcie swojej córki. Przycisnął wiadomość do piersi. Ten cienki kawałek skóry nosił już wiele wiadomości, pisanych opalonym patyczkiem, stale ściernych i pisanych na nowo. Zastanawiał się jakim cudem Rose odzyskała go od ojca, jednak uznał, że pewnie wślizgnęła się po kryjomu do jego izby i po prostu zabrała.

Zatrzymał się na chwilę przed domem, opierając się o drewnianą ścianę. Rosnące wokół drzewa prawie zasłaniały osadę i tłumiły dochodzące z niej dźwięki. Nagrzane słońcem drewno grzało dłoń budząc tęsknotę za ojcem.

Z gorzkim uśmiechem pchnął drzwi. Jego wzrok jak zawsze najpierw padł na posłanie matki, w poszukiwaniu jej drobnego ciała, którego jednak nie było na miejscu. Z nagłym skurczem serca podbiegł do kołder i rozgarnął je, jednak nie odnalazł jej.

- Akira?!

Wołając siostrę wypadł na zewnątrz i szybkimi krokami skierował się do ogródka warzywnego za domem. W słońcu stały dwie sylwetki. Akira śmiała się w głos do stojącej obok kobiety, w której Acair z trudem rozpoznawał własną matkę. Elsepth, podpierając się o kawałek drewna, stała pośrodku grządek i mrużyła oczy. Szare tęczówki matki zwróciły się w jego stronę, a on z wrażenia zastygł w bezruchu. Matka opuściła posłanie, ba! Wyszła na dwór o własnych siłach.

Upadł na kolana, czując napływające do oczu łzy. Księżycu, nie wiem czy mnie słyszysz, zasnuty słońcem, ale dziękuję. Za wszystko.

Pora na rozdział przejściowy, mam nadzieję, że wybaczycie mi to, podobnie jak brak rozmowy z Rose - z wielu względów nie była ona możliwa. Mam za to nadzieję, że razem ze mną cieszycie się z poprawy zdrowia Elsepth :-D

Komentujcie, każda opinia jest cenna. Może sami macie jakieś pomysły na przyszłą akcję? Albo chcecie by cvos zostało lepiej wyjaśnione? Piszcie, albowiem Meduza  jasnowidzem nie jest ani w myślach nie czyta.

Wielce Ciekawa Opinii,
Blanccca

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro