18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Connor Doyle

Czekałem na syna, by ten złożył mi wizytę w szpitalu, ale lekarz się nie zgodził.  Powiedział, że to zdecydowanie za wcześnie i by mogło mieć negatywny wpływ na mnie, i na Kevina. Nie pozwolono mi nawet do niego zadzwonić chociaż prosiłem i nalegałem, żeby to uczynić. Ten sam lekarz nieodmiennie powtarzał "za wcześnie "... I weź tu, człowieku,  gadaj z takim!
Czekałem więc, aż dostanę to zafajdane pozwolenie, by znów usłyszeć głos Kevina (przynajmniej w słuchawce telefonu, przynajmniej chwilkę). Niecierpliwość, że to tak długo trwa i za wolno mijają następne dni, wręcz rozsadzała mnie od środka. Miałem ochotę wręcz komuś przywalić fangę w nos albo zdemolować mój pokój. Byle tylko kolejne dni nie były takie nudne i jednostajne, powtarzalne aż do bólu, byle coś zaczęło się dziać!
Ale gdy - wiedziony potrzebą wyższego sortu - chwyciłem w obie ręce krzesło i cisnąłem nim o ścianę, wykrzykując na cały regulator swój sprzeciw, drzwi się otworzyły i do środka wparowali dwaj rośli pielęgniarze oraz "mój " doktor. Mężczyźni przytrzymali mnie z siłą, której niejeden mocarz mógłby im pozazdrościć i poczułem ukłucie w ramię. Stopniowo ogarniała mnie senność, której nie potrafiłem przezwyciężyć, więc w końcu to ja się poddałem litościwej ciemności i zasnąłem.
Nie wiedziałem, ile czasu spałem, ale gdy z trudem uniosłem jedną i drugą powiekę, a potem spróbowałem poruszyć tą ręką, w którą otrzymałem środek nasenny, niespodziewanie odnotowałem opór. To samo z drugą. Kurwa, zakląłem w myślach, wściekły na cały świat.
Ale, nauczony poprzednim doświadczeniem, nie okazałem żadnych emocji. Wlepiłem gały w sufit i liczyłem chodzące po nim muchy.
Obawiałem się, że to doktorskie "za wcześnie "  przedłuży się w nieskończoność i nigdy stąd nie wyjdę! Dlaczego byłem taki głupi i się ciskałem? Zamknęli mnie w pasy, jak jakiegoś szaleńca, którym nigdy nie byłem!
Tymczasem Kevina jak nie było, tak nie ma, zostawił mnie tutaj, nigdy nie opuszczę tych murów! Wszystko we mnie krzyczało i protestowało, że podobnie jak mnie wtedy, tak traktowało się ludzi w średniowieczu, a nie, do cholery,  we współczesnym i cywilizowanym świecie!
Uspokoiło mnie dopiero widmo kolejnego zastrzyku, po którym stałbym się znów równie rozumny jak pęk słomy wystający z buta. Nie pomyślałem, że to wszystko, co łączyło się z Time Machine i zespołem badającym sprawę hrabiego Edvarda, wpłynęło na skrzywienie postrzegania przeze mnie otoczenia. I popchnęło mnie, Connora Doyle'a, prosto w otchłań szaleństwa!
W głowie zamajaczył mi przez chwilę obraz twarzy Młodej, to znaczy... Wyraz twarzy, jaki zawsze przybierała, gdy wspominałem, czyje zajęła miejsce w moim zespole.
Tak, tym samym, którego dwaj członkowie nie żyli. A śmierć Petera i Michaela spadła winą na me sumienie. Czy wciąż je miałem? Nie byłem pewien. Nie pamiętałem, kiedy używałem go właściwie ostatnimi czasy. Młoda. Nie umiała się dostosować do nas, ciągle czerpała radość z czepiania się Kevina, że niby ćpun i nieudacznik. A kto z ludzi jest idealny?
Kevin? Ja? Ona? Ktokolwiek?
Policzyłem chyba całą populację tutejszych szpitalnych much, spacerujących po suficie sali, gdzie mnie zamknięto, gdy ktoś wreszcie raczył do mnie zajrzeć. Niechętnie odwróciłem głowę w stronę natręta, jak gdyby nigdy nic. Doktor. A kto inny?
Ciągle się tu plącze, zadaje trudne pytania i oczekuje, że będę znał odpowiedź na każde z nich! Cóż, to jego praca i za nią mu płacą...
Jedna korzyść z tego, że przynajmniej nie słyszę już w głowie Surrey'a, który przejmował nade mną kontrolę, gdy się w ogóle tego nie spodziewałem! Ale ta myśl, że nagłe pojawienie się Młodej, dosłownie znikąd, jakby nigdy nie istniała,  nie miała przeszłości i która nigdy nie wspominała o niczym, co się łączyło z tą przeszłością  - oprócz pobytu w Domu Dziecka, a i o tym zdawkowo - że był jakiś związek pomiędzy Młodą właśnie, i nami jako zespołem. Może nie chciała, albo i nie mogła, ale jeśli to nie przypadek? Dlaczego niczego o niej nie wiedzieliśmy i kto ją w ogóle zatrudnił do roboty?
I dlaczego nikt nigdy nie wpadł na pomysł, żeby ją sprawdzić? Czy chciała skorzystać z prototypu Time Machine? Po co? Z ciekawości? Z innego powodu?
Ech, chyba przesadziłem, próbując połączyć te elementy układanki w jedną całość! Nic tu nie pasowało! Coś mi umykało, ale co?
Skąd przyszła? I czy czegoś ze swego życiorysu nie przemilczała?
– Jak się pan czuje, panie Doyle? – doktor zadał mi idiotyczne, moim zdaniem, pytanie.
No bo jak miałem się,  cholera, czuć? Świetnie i cudownie?!
– Zwyczajnie  – odpowiedziałem z wyczuwalną w głosie ironią. – Wręcz normalnie.
– Czy rozumie pan, dlaczego tu jest? Dlaczego się tu znalazł? – no, kurde,  zlituj się, Boże, bo nie wytrzymam!
– Rozumiem  – odparłem, spokojnie i pozornie bez emocji.
Miałem nadzieję, że go zmylę. Bo ja musiałem opuścić szpital psychiatryczny i zadać wiele pytań naszej Młodej! To ona była, być może, kluczem do rozwiązania zagadki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro