22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Connor Doyle

Powiedzieli mi tylko tyle, ile uznali za - niby w trosce o stan mojej kruchej równowagi psychicznej. Ale ja i tak wyczułem, że skoro lekarze nie mówili wszystkiego, to położenie Kevina, mojego jedynaka, nie jest ani najlepsze, ani najbardziej przyjemne.
Doktor prowadzący mój przypadek, rzekł mi jedynie, iż "Kevin wyjechał na dłużej i nie wiadomo, kiedy wróci ".
Ja proszę was, taki nie ogarnięty to ja nie byłem! Coś złego przytrafiło się memu synowi, a ja nie mogłem temu zapobiec, bo siedziałem na tyłku w wariatkowie. To takie dziwne i jednocześnie przykre. Najpierw za czymś gonisz w głębokim przeświadczeniu, że to priorytetowa sprawa, a potem tracisz coś lub kogoś, co okazuje się być znacznie cenniejszym. Popełniłem koszmarny błąd, Kevin miał swój świat, do którego zabronił mi dostępu...
A co jeśli on już nie żył i straciłem swą ostatnią szansę na naprawienie tego, co wcześniej schrzaniłem? Co z Młodą? Czy była w to zamieszana, w zniknięcie Kevina? Zabiła go? Schwytali winną?
Nawet nie zauważyłem, kiedy pod moimi powiekami zabrały się łzy. Gdybym wtedy nie przystąpił do projektu Time Machine! Ale, jak zacząłem pisać czarne scenariusze, to one wydawały się tym bardziej prawdziwsze.
Odetchnąłem głęboko, wypuszczając ze świstem nagromadzone w płucach powietrze. Chciałem powiedzieć, jak bardzo żałuję popełnionych przeze mnie czynów, lecz ostatecznie niczego nie powiedziałem. Jak spojrzeć ludziom w twarz, gdy stąd wyjdę?
Obsesja na punkcie zagadkowego życia Edvarda Surrey'a doprowadziła mnie na skraj szaleństwa, zniszczyło życie i... Byłem przegrany na każdej linii.
– Czy potrafiłby mi pan powiedzieć...? – zawahałem się na moment nim zacząłem mówić dalej – ... Młoda żyje ?
– Chodzi panu o Annę Orsay? – lekarz lekko się skrzywił jak po wypiciu soku z cytryny. – Nie mogę udzielić wyczerpujących informacji na ten temat, bardzo mi przykro.
Dlaczego pan pyta o obcą osobę, pomijając to, że pracowała w pańskim zespole badawczym?
Rozłożyłem bezradnie ręce. Lekarz patrzył i obserwował dalej moje zachowanie, czekając na fałszywy ruch z mojej strony. A niech sobie czeka!
– Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, kim naprawdę była ani skąd przyszła, a przecież powinienem. W ogóle ona mało o sobie i swoim życiu opowiadała i z nikim w pracy także nie chciała się zaprzyjaźnić. Czasem gadała z Nancy i tyle. A i to nie za dużo!
–Chciałby pan porozmawiać o...?
– O Młodej vel Orsay? Przerażała mnie. Tak chyba już jest, że boimy się czegoś lub kogoś, czego nie znamy albo nie rozumiemy?
Lekarz wyglądał na zaciekawionego moją wypowiedzią. Nigdy dotąd nie wspomniałem mu o mojej byłej podwładnej, bo nie uwierzyłby mi w ani jedno cholerne słowo. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Co on tam wiedział?
Może i niejedno widział w podczas praktykowania swego zawodu, ale tego na pewno nie ogarnie.
– Jakie relacje łączyły pana z Anną?
– Była moją pracownicą. Nie przepadałem za nią. Prawdopodobnie dlatego, że stwarzała niepotrzebny nikomu dystans. Nie pamiętam, żeby darzyła kogoś z naszego zespołu przyjaźnią. Lub sympatią.
– Nad czym pracował pański zespół? – Czy on, kurwa, musiał o to zapytać?
– Prowadziliśmy badania naukowo - historyczne na temat życia Edvarda Surrey'a – tyle mogłem wyjawić, by nie zostać posądzonym o całkowite zaćmienie umysłu.
– Tego słynnego angielskiego arystokraty? – doktor zadał mi kolejne idiotyczne pytanie.
"Nie, księdza proboszcza!" – westchnąłem w myślach, a głośno potwierdziłem.
Jakby to miało teraz jakieś znaczenie! Kevin nie żył, ja siedziałem w szpitalu psychiatrycznym i nie miałem pojęcia, ile jeszcze przyjdzie mi tam spędzić czasu. Doktor stwarzał wrażenie, że czeka na kolejne moje słowa, ale ja nie potrafiłem wypowiedzieć na głos czegoś więcej. Straciłem syna! Pomimo tego, jakim fatalnym ojcem byłem, to przecież kochałem go szczerze, było za późno. Może pozwoliliby mi w bliższej czy dalszej przyszłości odwiedzić grób Kevina i pomodlić się za jego wieczny odpoczynek?
Poprosiłem faceta jeszcze raz, by wyznał mi prawdę o moim dziecku. On milczał wymownie. Nie musiał nic tłumaczyć. Zrozumiałem, iż moje podejrzenia okazały się słuszne.

Anna vel Młoda

Dopóki żyłam, dopóty miałam nadzieję, że tyle trosk, które zaznaczyły śladem swą obecność w mym życiu, rozwieją się jak poranne mgły na wrzosowisku w hrabstwie Surrey, niedaleko wiejskiej majętności mego ojca.
Gdy Kevin zginął na moich oczach, pojęłam, że im szybciej ewakuuję się do przeszłości, tym lepiej dla mnie.
Biegiem przemierzałam na oślep kolejne korytarze, bezradnie przyglądając się mijanym w pędzie drzwiom, ale umieszczone na nich tabliczki z napisami nic mi nie mówiły. Zupełnie zapomniałam o tych cholernych kamerach za każdym zakrętem! Słyszałam biegnących za mną jakichś ludzi!
Nie zamierzałam czekać, aż mnie dopadną. Szarpnęłam za jedną z klamek, pierwszą z brzegu, jaka mi się nawinęła. Wlazłam do pomieszczenia, modląc się w duchu, byle tylko uciec pogoni. Skutecznie!
– O żesz ty... – sięgnęłam odruchowo dłonią do głowy, by się po niej podrapać.
Przede mną znajdowały się kolejne drzwi z bzdurnym napisem top secret. To się nazywało szczęście nowincjusza!
Ostrożnie nacisnęłam klamkę i... Jak mogłam się spodziewać, że wrota do pomieszczenia, w którym znajdował się poszukiwany przeze mnie skarb (prawdopodobnie), staną otworem, gdy tylko o to poproszę?
Na szczęście, czasami ulica potrafi nauczyć człowieka czegoś pożytecznego, czego żaden profesor z uniwersytetu nie będzie wiedział. Dłubanina przy zamku się przeciągała, albowiem skurczysyn był trudniejszy do opanowania niż się spodziewałam. A tymczasem pogoń deptała mi po piętach. Cholera brała człowieka na samą myśl, że czeka go marny los na ostatniej prostej przed metą!
Nareszcie, gdy już byłam pewna, że po mnie, zamek zapiszczał cichutko i voila,  mogłam podziwiać to dziwne urządzenie, dzięki któremu - poniekąd  - pojawiłam się na świecie. To była Time Machine.  Przyczyna szaleństwa i cierpienia członków zespołu badawczego Connora, mego byłego szefa. Trudno było ją jednoznacznie opisać.  Stanowiła bardziej coś jakby połączenie laptopa i stacjonarnego kompa, cała czarna  - oprócz przycisków na klawiaturze. Te były białe,  z rzędem brązowych cyfr oraz liter.
Jak to coś uruchomić? A gdyby nacisnąć przycisk z napisem start? Jest! Udało się!
Do pomieszczenia wbiegła "ta" Nancy.
– Już nie żyjesz! – syknęła na mój widok i wymierzyła we mnie pistolet.
Uniosłam ręce do góry w geście poddania się, a gdy Nancy była już pewna swego zwycięstwa, rzuciłam się w stronę portalu utworzonego przez urządzenie i ruszyłam w swą wielką podróż.

                KONIEC CZĘŚCI 1

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro