Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      6.

 Na jutro rząd ogłosił dzień niepracujący. Cały naród republiki był zaniepokojony i oszołomiony niedawnymi wydarzeniami. Jednak wielu urzędników państwowych i członków parlamentu doświadczyło szczególnie wielkiego przygnębienia i niepokoju. Za pomocą jakiegoś szóstego zmysłu zdali sobie sprawę, że nadszedł Czas Zmian. I te zmiany nie wróżyły im dobrze.

Nadzwyczajne posiedzenie rządu rozpoczęło się o godzinie 8:00. Wszyscy ministrowie zrozumieli także, że spokojne i satysfakcjonujące życie dobiegło końca. Wielu było bardzo zszokowanych, ale starali się tego nie okazywać.

Zgodnie z Konstytucją kolejnym następcą, pełniącym obowiązki Prezydenta, miał zostać Minister Gospodarki Bartosz. Choć próbował odmówić, powołując się na brak doświadczenia, wszyscy jednogłośnie opowiedzieli się za jego nominacją. Omówienie zadań gospodarczych i politycznych, a także zmian w rządzie i Gabinecie Ministrów, które nastąpiły w związku z obecną sytuacją, postanowiono przełożyć na inne posiedzenia i zakończono dzisiejsze spotkanie.

– Gdzie jest teraz... Martin? – zapytał nowy prezydent Bartosz, mając oczywiście na myśli byłego premiera.

– Gdzieś w Ameryce Południowej – odpowiedział mu Minister Bezpieczeństwa Państwowego Walter. – Wczoraj wieczorem odleciał samolotem z żoną i innymi krewnymi i zabrał ze sobą pół kontenera bagażu.

Po powrocie do domu pełniący obowiązki Prezesa Bartosz poinformował swoją żonę Adelinę o swoim nowym stanowisku.

– Mówiłam ci, pod żadnym pozorem się nie zgadzaj – powiedziała z dezaprobatą.

– Tak, odmówiłem, ale mnie namówili, zmusili. Dawali do zrozumienia, że mogę stracić stanowisko i wszystko inne. Myślę, że chcą zobaczyć, czy coś mi się stanie – powiedział.

– Jest bardzo prawdopodobne, że coś może się wydarzyć! Nie bez powodu Martin wczoraj nie chciał zostać prezydentem, rzucił wszystko i wraz z grupą bliskich wyjechał za granicę. To nie jest tak tylko – prawdopodobnie coś wiedział: te groźby w sprawie spalenia fotografii nie są blefem – stwierdziła jego żona.

– Coś mi przyszło do głowy, kiedy tam byłem, na posiedzeniu rządu. A co jeśli ja, podobnie jak Martin, ogłoszę rezygnację i od razu polecimy samolotem do Francji, aby odwiedzić naszą córkę. Oczywiście, szkoda mi tu wszystko zostawić, domy i mieszkania, a także kolekcję samochodów... Ale zabierzemy ze sobą coś, co wystarczy, by móc tam wygodnie żyć. Masz rację – jest to sprawa ciemna i niezrozumiała. Bycie prezydentem w tym kraju stało się śmiertelnie niebezpieczne – stwierdził Bartosz.

– No cóż, skoro tak zdecydowałeś, życie naprawdę jest cenniejsze niż cały ten dobrobyt – powiedziała jego żona.

– Przygotujmy się, mojej biżuterii wystarczy chyba na dwie walizki. I nie zapomnij o swojej kolekcji zegarków – próbowała zażartować.

– Tylko nawet nie myśl o mówieniu o tym nikomu, nawet swoim bliskim: musimy przygotować się do wyjazdu niezauważeni, w tajemnicy – powiedział Bartosh.

– Na razie ty pakuj się tutaj, a ja jadę do Ministerstwa, muszę odebrać wszystko z tamtejszych sejfów.

Jednak absolutna tajemnica była niemożliwa do osiągnięcia, ponieważ wszystkie rozmowy w jego domu były podsłuchiwane i nagrywane. Wiele lat temu na mocy tajnego rozkazu Prezydenta utworzono specjalną jednostkę, która potajemnie monitorowała ministrów i urzędników państwowych. Wiedzieli o tym jedynie Minister Bezpieczeństwa Państwowego Walter, jego zastępca Bolek, który kontrolował i dowodził tą jednostką, a także Prezydent i Premier.

Kiedy Bartosz wychodził z biura z dwiema pełnymi walizkami, zadzwonił telefon z administracji prezydenta i poproszono go o przybycie w celu rozwiązania niektórych problemów zarządczych.

Chociaż zmarły prezydent Konstantin wolał pracować w swoim pałacu, rezydencja prezydencka, znaczna część jego administracji, z biurami do oficjalnych spotkań i negocjacji, znajdowała się w głównym budynku rządowym.

Kiedy Bartosz podpisywał dokumenty i zarządzenia jako pełniący obowiązki Prezydenta, ochroniarz przekazał mu klucze i kody do sejfów w nowym biurze, a on postanowił sprawdzić ich zawartość. W dużym sejfie znajdowały się teczki z dokumentami oraz pokryte aksamitem pudełko, w którym znajdowało się kilka pudełek z rzadkimi, drogimi zegarkami naręcznymi.

Kolekcjonerstwo zegarków było słabością i pasją Bartosza, a nie miał takich modeli, więc postanowił zabrać je ze sobą.

„I tak nie będzie ich już potrzebował" – pomyślał.

Otwarcie drugiego sejfu trwało dłużej, ponieważ kod był bardzo skomplikowany. Wewnątrz znajdowało się ciężkie, wysadzane klejnotami pudełko, prawdopodobnie wykonane ze złota i platyny, z wbudowanym zamkiem szyfrowym. Do wieczka przyklejono pasek papieru z napisem „Pandora".

„To też powinienem wziąć, mojej żonie się spodoba" – pomyślał Bartosz.

Wracając do domu, kontynuował pakowanie walizek. Po nagraniu wiadomości wideo o swojej rezygnacji ze wszystkich stanowisk (na których zapowiedział nawet przekazanie swoich nieruchomości i samochodów na rzecz państwa) nakazał swojemu asystentowi dostarczyć dysk wideo do studia telewizyjnego i dopilnować, aby nikt go nie widział przed określonym czasem. Następnie załadowanym już bagażem minibusem wraz z żoną i dwoma wiernymi strażnikami pojechał na małe rządowe lotnisko, gdzie czekał już na niego prywatny samolot.

Zebrawszy w jednym pomieszczeniu nielicznych pracowników lotniska, wielce zdziwionych niespodziewaną wizytą przyszłego nowego prezydenta, zabronił im korzystać z telefonów i kazał czekać na dalsze instrukcje. Zostawiając kierowcę ochrony, aby ich obserwował, on i dwie inne osoby załadowali na pokład 10 walizek.

– Dopóki wszystko pójdzie dobrze, zaczekaj tu na mnie i miej oko na załogę – powiedział żonie.

– A ja będę czekać w budynku administracji lotniska, aż w telewizji zostanie wyświetlona moja rezygnacja z pracy, abym mógł odlecieć nie jako pełniący obowiązki prezydenta, ale jako zwykły obywatel.

Pół godziny później, po obejrzeniu przemówienia rezygnacyjnego, wypuścił strażników i udał się do samolotu, którego odlot został wcześniej uzgodniony z lokalnymi kontrolerami ruchu lotniczego.

Ale nie tylko on czekał na tę chwilę. Gdy tylko jego minibus ze strażnikami opuścił bramę, na lotnisko wjechała czarna, groźnie wyglądająca limuzyna i skierowała się prosto do samolotu, którym chciał polecieć były minister i nieudany prezydent Bartosz.

Limuzyna zatrzymała się obok samolotu i wysiadł z niej wiceminister bezpieczeństwa państwa Bolek. Kiedy otrzymał wiadomość od pracownika tajnej jednostki, że Bartosz zamierza podać się do dymisji i opuścić kraj, postanowił nikomu o tym nie mówić i chciał go zatrzymać przed odlotem. Nigdy nie lubił Bartosza, chociaż Prezydent Konstantin zawsze go wyróżniał i nagradzał przy pierwszej okazji, a nawet pozwalał na skorzystanie z osobistego, służbowego samolotu. Sporządzono na jego temat (i innych ministrów) tajne akta, w których odnotowano jego liczne oszustwa finansowe i nadużycia stanowiska. Ale nie mógł być ścigany, bo wiedział, z kim się tym podzielić. Po śmierci Prezydenta Konstantina zerwano wszelkie więzy i obietnice bezpieczeństwa, teraz nikt nikomu niczego nie gwarantował.

Bartosz zdał sobie sprawę, że wszystkie jego plany legły w gruzach, gdy zobaczył zbliżającą się limuzynę.

– Gdzie zamierzasz latać?... Obywatelu Bartoszu – zapytał Bolek, ledwo ukrywając ironię, podchodząc do samolotu.

– Na wakacjach, przez dwa tygodnie – powiedział Bartosh, starając się zachować spokój.

– Dlaczego w oficjalnym samolocie rządowym? To jest nielegalne. Chodźmy tam – powiedział Bolek i dał znak strażnikowi, aby poszedł za nim.

Wspiąwszy się po drabinie, wezwał do siebie załogę tego małego samolotu, składającą się z dwóch pilotów i stewardesy, która natychmiast go rozpoznała; I zabrał im smartfony. Wkładając je do małej skórzanej teczki, z którą z jakiegoś powodu nigdy się nie rozstał, kazał im pozostać w kokpicie i nigdzie nie wychodzić.

Następnie udał się do przedziału pasażerskiego, w którym siedziała żona Bartosza, Adelina. Wszystkie informacje z podsłuchiwania i szpiegowania urzędników państwowych przechodziły przez niego, więc doskonale zdawał sobie sprawę z jej nienasyconego apetytu na biżuterię i luksusowe życie. Ponieważ była teraz żoną nie ministra, ale zwykłego obywatela Bartosza, podejrzanego o poważne przestępstwa, nie przywitał się z nią, a jedynie skinął głową. Na stole leżały dwa paszporty; wziął je i zaczął przeglądać.

– A więc kolejne złamanie prawa, w paszporcie nie ma stempli przejścia granicznego – planowałeś wyjechać z kraju. A twój bagaż prawdopodobnie nie przeszedł kontroli celnej – powiedział Bolek, patrząc na stertę walizek.

– Sprowadźcie celnika – powiedział, zwracając się do strażnika – powiedzcie mu, że go tu wzywam.

Kilka minut później w samolocie pojawił się celnik, który potwierdził, że bagaż nie został poddany kontroli. Wszystkie walizki były dyplomatyczne, z tajnymi zamkami szyfrowymi.

Celnicy mieli jednak specjalny klucz, którym mogli je otworzyć w wyjątkowych sytuacjach. Bolek nakazał ochroniarzowi opuścić samolot i zaczekać na niego w samochodzie oraz nakazał inspektorowi otworzyć walizki.

Pierwsza walizka wypełniona była paczkami walut obcych w opakowaniach bankowych, druga zawierała kolekcję drogich zegarków naręcznych, trzecia zawierała różną biżuterię, a czwarta zawierała paczki akcji, obligacji i innych papierów wartościowych.

– Wystarczy. Trzeba będzie zrobić inwentaryzację zawartości – powiedział Bolek, gdy celnik chciał otworzyć kolejną walizkę, a potem zabrał mu smartfon i krótkofalówkę. – Poczekaj tu na mnie.

– U Was wszystko jasne – powiedział, zwracając się do Bartosza i jego żony. – Obydwoje za mną.

Po wyjściu z samolotu nakazał swojemu ochroniarzowi dostarczyć tutaj pojemnik z bagażem.Pierwsza walizka wypełniona była paczkami walut obcych w opakowaniach bankowych, druga zawierała kolekcję drogich zegarków naręcznych, trzecia zawierała różną biżuterię, a czwarta zawierała paczki akcji, obligacji i innych papierów wartościowych.

– Wystarczy. Trzeba będzie zrobić inwentaryzację zawartości – powiedział Bolek, gdy celnik chciał otworzyć kolejną walizkę, a potem zabrał mu smartfon i krótkofalówkę. – Poczekaj tu na mnie.

– U Was wszystko jasne – powiedział, zwracając się do Bartosza i jego żony. – Obydwoje za mną.

Po wyjściu z samolotu nakazał swojemu ochroniarzowi dostarczyć tutaj pojemnik z bagażem.

– A wy za mną – zwrócił się do byłego ministra i jego żony i skierował się w stronę budynku administracyjnego. Zbliżając się jednak do budynku, minął go i skierował się w stronę bramy. Po wydaniu rozkazu pracownikowi ochrony otwarcia bramki, wyszedł na zewnątrz lotniska i gestem wezwał zdumionych tym wszystkim, co się działo, małżonków, aby poszli za nim.

– Zdecydowałem się nie aresztować cię ani nie zakuwać w kajdanki ze względu na twój status ministra, ale oficjalnie wyznaczam ci areszt domowy jako środek zapobiegawczy. Zabrałem wam paszporty, zostawiam smartfony. Należy wezwać taksówkę i jechać do domu, tam czekać na dalsze instrukcje – powiedział Bolek i nie słysząc żadnych sprzeciwów, wrócił na lotnisko.

Pozostawiona sama sobie para rozejrzała się zdezorientowana. Bartosz był naprawdę pewien, że zostaną skuci w kajdanki i przy dźwiękach policyjnych syren zawiezieni samochodem na przesłuchanie. Dlatego to nieoczekiwane opóźnienie było bardzo przydatne, dało im czas na zebranie myśli i przygotowanie się.

Aby dostać się do domu, wezwali nie taksówkę, ale samochód służbowy, który nie miał czasu dojechać zbyt daleko.

Zbliżając się do samolotu, Bolek powiedział swoim strażnikom, że chce polecieć na inne lotnisko i wydał im polecenie, aby się tam udali.

Będąc ponownie na pokładzie samolotu, nakazał celnikowi zamknąć wszystkie walizki, odebrał mu specjalny klucz i wraz z inspektorem opuścił samolot.

– Sprawdź ten kontener, czy coś w nim jest – powiedział mu.

Celnik otworzył wieko i zajrzał do środka. W tej chwili Bolek wyjął ze swojej skórzanej teczki pistolet z tłumikiem, a kiedy inspektor wyprostował się i już miał się odwrócić, wycelował i pociągnął za spust. Kula trafiła w tył głowy, a ciało inspektora natychmiast zwiotczało i wpadło głęboko do pojemnika, z wystawały mu jedynie nogi.

Bolek ponownie się rozejrzał, schował pistolet do teczki, podszedł, włożył stopy do środka, zamknął wieko i przesunął pojemnik dalej na bok.

Po powrocie do samolotu udał się do kokpitu i polecił stewardowi pozostać w kabinie do odwołania. Zgodnie z planem lotu, jak poinformował go dowódca biznesowego odrzutowca, ich ostatecznym celem było małe prywatne lotnisko we Francji. Bolek po chwili namysłu wydał pilotom rozkaz startu.

Po przekroczeniu granicy powietrznej kraju Bolek niespodziewanie nakazał zmienić kurs i lecieć w stronę Afryki, do Republiki Zachodnioafrykańskiej.

Aby uniknąć problemów przy wlocie do przestrzeni powietrznej innych krajów, nadał pilotom specjalny kod uprawniający do zielonego korytarza, swobodnego lotu, w celu pilnego dostarczenia narządów dawców w nagłych przypadkach medycznych.

Wcześniej często latał do tej Republiki zarówno w celach służbowych, jak i w celach wypoczynkowych. Miał dobre, przynoszące obopólne korzyści stosunki robocze z szefami lokalnych służb bezpieczeństwa państwa, znał nawet prezydenta Jelaniego, który osobiście dziękował mu za pomoc w walce z przeciwnikami politycznymi.

Bolek wielokrotnie przynosił im specjalny lek, opracowany w tajnym laboratorium Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego, po zażyciu którego nawet najbardziej agresywni opozycjoniści o wszystkim zapominali, stali się cisi i uległi.

Bolek przez cały lot siedział w kokpicie, nadzorując pilotów, ponieważ wiedział trochę o nawigacji i sterowaniu takim samolotem. Wyłączył wszystkie smartfony, w tym także swój.

Lotnisko, na które przylecieli, znajdowało się niedaleko stolicy, obok pałacu prezydenckiego, który majestatycznie wznosił się pośrodku dużej działki z ozdobnymi stawami, szklarniami i gajami egzotycznych roślin. Cały teren otoczony był 5-metrowym płotem.

Był wczesny poranek, Mozi, Minister Bezpieczeństwa Państwowego Republiki, jego dobry przyjaciel, jeszcze spał. Ale z jego przybyciem nie było żadnych problemów, gdyż ochrona lotniska go rozpoznała, choć była zaskoczona nieoczekiwaną wizytą.

Bardzo zmęczony Bolek poprosił, aby powiadomili go, gdy minister Mozi się obudzi. I poszedł spać do hotelu niedaleko lotniska.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro