Chichot losu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatni dzień przed dwutygodniową przerwą, był tym najgorszym dniem w całym lutym. Pomimo faktu, że piątek powinien cieszyć się pozytywną sławą we wszystkich szkołach w Polsce, w tym przypadku był dniem przeklętym. Tylko kilka godzin dzieliło wszystkich uczniów Mazowsza od długo wyczekiwanej przerwy.

Zuza wręcz leżała na przyjemnie ciepłym grzejniku, przeciągle ziewając. Pierwsza lekcja biologi po raz kolejny ciągnęła się w nieskończoność. Pytanie, ile czasu można przeznaczyć na owamianie układu nerwowego dżdżownicy, aż samo cisnęło się na jej usta. Próbowała zdusić w sobie niewyspanie, złość na durny piątek i nudę, jaka wręcz wiała z podręcznikowego tematu. Spojrzała na narysowaną dżdżownicę w zeszycie, po czym zaczęła w jej wnętrzu dorysowywać żyły, układ wydalniczy oraz nerwowy. Tylko robienie notatek chroniło ją przed spektakularnym chrapaniem.

- Zuziu, na przerwie możesz zobaczyć swoją poprawę co ostatnio pisałaś. - Nauczycielka spojrzała z małą precyzją w stronę, gdzie powinna siedzieć Zuzia, machając w powietrzu sprawdzoną poprawą.

Lewandowska kiwnęła głową i tak wiedząc, że jej reakcja jest zbyteczna. Oparła brodę o rękę i zaczęła po raz kolejny czytać charakterystykę pierścienic. Tylko tak jakkolwiek mogła funkcjonować bez zasypiania, a w tamtej chwili to się najbardziej liczyło.

Dzwonek zadzwonił jak zawsze o wiele minut za późno, jednak dobrze że istniał. Na końcu wychodzącego z klasy tłumu, szła Zuza. Podeszła do biurka nauczycielki i odchrząknęła.

- Miałaś rację z tą czwórką. - Stwierdziła kobieta, podając jej pracę.

W górnym rogu sprawdzianu widniała piątka. Zuzia pisnęła z radości i spojrzała na ilość punktów. Zabrakło jej jednego do maksa. Pomimo tego idiotycznego punktu, odwzajemniła uśmiech nauczycielki i odłożyła swój sprawdzian. Poczuła, że jej policzki silnie się zaczerwieniła i była z tego niezmiernie dumna.

- Mówiłam pani Profesor! - Spojrzała na kobietę z miłością i taką energią, że gest został odwzajemiony.

Wyszła z klasy nawet nie zamykając za sobą drzwi. Skierowała wzrok na Marysię, po czym od razu skoczyła jej na szyję. Zaczęły się kręcić i śmiać do rozpuku.

- Pokochałaś wreszcie tę biologię? - Zapytała wręcz ze złośliwością w głosie.

Zuzia puściła jej szyję i delikatnie uderzyła ją w ramię. Pokręciła jej wskazującym palcem przed nosem.

- Aż tak to bez przesady, ale wybaczyłam jej błędy z przeszłości. - Wzruszyła ramionami i po raz kolejny podskoczyła z radości.

Każdy z licealistów zdaje sobie sprawę z faktu, że oceny tak naprawdę nie są ważną wartością. Jednak nie zmienia to myślenia, że kiedy dostaje się piątkę z rozszerzonego sprawdzianu, to nie należy być z siebie zadowolonym. Wręcz przeciwnie, tak nawet należy myśleć.

- Z czego taka radość, Zuziu Lewandowska z drugiej biologiczno-chemicznej?

Zuzia spojrzała przez ramię i spostrzegła tego samego wysokiego chłopaka, na którego dwa dni wcześniej wpadła na korytarzu. Wyglądało na to, że posłuchał się jej rady i rzeczywiście ją znalazł w internetach. Ta informacja najbardziej zszokowała stojącą w granatowej bluzie z gwiazdkami Zuzię.

- Okazało się że jestem idealna, to powód do radości. - Spojrzała mu przenikliwie w czekoladowe oczy. - Czego się jeszcze o mnie dowiedziałeś?

Kacper podszedł do niej jeszcze bliżej, przygryzając dolną wargę i po raz kolejny pokazując w uśmiechu swoje śnieżne zęby.

- Masz fatalny plan lekcji, szczerze współczuje. - Zmarszczył czoło i pokiwał głową. - I twoja nauczycielka od polskiego nie wróży nic dobrego.

Pewność siebie Zuzi przygasała z każdą sekundą w obecności chłopaka z Samorządu Uczniowskiego, uczestnika licznych wymian z Niemcami oraz Szkocją, zawodnika szkolnej drużyny piłkarskiej i prowadzącego prawie każdą akademie. Pogrążenie było bardzo bliskie.

- W tym momencie to ja się ciebie boję, czyżby FBI wysłało już swój wywiad w świat?

Zaśmiał się, a jego policzki automatycznie się podniosły. Poprawił swoją kraciastą koszulę po czym skierował nazbyt pewny siebie wzrok na Zuzę. Dziewczyna stała przed nim, opierając się ramieniem o ścianę, ciągle wymachując rękoma kiedy coś mówiła. Jej włosy były w nieładzie, a dłonie ubrudzone czarnym tuszem długopisu oraz licznymi plamkami po korektorze.

- Jakie masz plany na ferie? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, ale zdawał sobie sprawę z faktu, że przerwa niestety nie trwa wiecznie.

Zbyt proste pytanie, na stojącego przed Zuzią Kacpra, było naprawdę niespodziewanym. On sam się tego pytania nie spodziewał.

- Jadę na zimowisko ze swoją drużyną, wracamy w ostatni weekend ferii. - Odpowiedziała bez zbędnego okłamywania, nie było sensu ukrywać swoich planów w tajemnicy.

Kiwnął głową, próbując zapamiętać tę informację. W międzyczasie przywitał się z kilkoma dziewczynami, które ich mijały i przytulił się do kolejnej chordy zbyt sztucznych osób. Zuza przewróciła jedynie oczami.

- A mogę być gdzieś w tych twoich planach? Może ta ostatnia niedziela?

Lewandowska wybałuszyła na niego swoje piwne oczy, silnej opierając swoje ciało o przyjemnie chłodną ścianę. To musiała być jedna wielka pomyłka, napewno pomylił ją z jedną ze zbyt sztucznych dziewczyn, w których ta szkoła przecież obfitowała.

Jednak jego wzrok mówił coś innego. Zero sarkazmu. Zero zaśmiania się. Wręcz przeciwnie, Kacper wyglądał na spiętego i niepewnego. Ten Kacper wyglądał na spiętego!

- Zobaczymy jak będzie w ferie, nie obiecuje.

To powiedziawszy odwróciła się od chłopaka z oczami w kolorze mlecznej czekolady, pełnymi policzkami i kasztanowymi włosami, które stroszyły się na jego głowie. Zbyt długa rozmowa nie powinna być dozwolona.

- Zuza, jedziesz z drużyną sportową? - Złapał ją za ramię, nakazując aby zwróciła na niego uwagę przez jeszcze kilka sekund.

- Nie, z drużyną harcerską.

Ta odpowiedź spowodowała, że na ustach Kacpra pojawił się uśmiech. Jednak nie należał do tych szyderczych, bardziej do tych zaciekawionych początkiem histori.

Jeśli nie wyśmiał ją za fakt, że jest harcerką to ewidentnie Idealny Kacper musiałbyć lepszy niż Zuzi mogło się to wydawać.

***

Sześćdziesięciolitrowy plecak opierał się o bordową ścianę. Wokół niego znajdowało się wysypisko najróżniejszych rzeczy, które trafiły na listę Mam to mieć. Na samym dole szarego giganta leżał brązowy ręcznik i japonki, które miały się przydawać tylko do mycia. Tylko ludzie nienormalni, chodziliby po chacie w jakichkolwiek butach! Między materiałami koszulek powpychane były różnego rodzaju słodycze, które zawsze robiły za ważny materiał transakcyjny. Czekolady. Żelki. Ciasteczka. Budynie. Czekotubki. Orzeszki w paprykowej otoczce. Lizaki. Najlepsze batony, które każdy kochał.

Dopiero na samym końcu znalazły się naprawdę ważne rzeczy, bez których wyjazd w góry skończyłby się w dobrym przypadku odmrożonymi palcami i zapaleniem płuc. Dwie ciepłe bluzy, spodnie narciarskie, zimowe trapery, dwie pary rękawiczek i stuptuty. W pozostawionych wolnych miejscach, swoje miejsca znalazły pozwijane skarpetki, oraz znajdująca się w dwóch teczkach dokumentacja, która była ważniejsza nawet od dodatkowej pary rękawiczek. Na samej górze wylądowała ładowarka, aparat, latarka oraz kilka paczuszek zapałek.

W międzyczasie okazało się, że lista nie zawierała kolejnych bardzo ważnych rzeczy.

- Jak idzie pakowanie na najlepsze zimowisko na świecie? - Pani Lewandowska z sarkazmem wypowiedziała pozytywne słowa skierowane w stronę wyjazdu.

Należała do matek, które wolały mieć córkę obok siebie. Mogła chodzić na spotkania ile tylko chciała, ale dalsze wyjazdy doprowadzały rodzicielkę Zuzi do obłędu. Czas pędził zbyt szybko, aby można było zrozumieć, że dziewczyna miała już ponad siedemnaście lat.

- Sarkastyczne wypowiedzi należą tylko i wyłącznie do mnie. - Upomniała ją Zuzia, rzucając ze złością kosmetyczką. - Masakrycznie, będę jechać z tą kosmetyczką zamiast poduszki, bo nie mam jej gdzie wepchnąć.

Jak każda mama, pani Lewandowska podeszła z wielkim spokojem do córki i niczym magicznym dotknięciem plecaka, znalazła odrobinę wolnego miejsca po przesunięciu piżamy w prawą stronę. Miejsca było wystarczająco dla czarnej kosmetyczki, na której przedniej stronie poprzyczepiane były koraliki oraz nitkowate słoneczniki. Była to wyraźna cecha, po której pani Lewandowska wnioskowała, że owa kosmetyczka musiała być wykorzystywana na obozie do zadań z szycia.

- Dramatyzujesz. - Puściła jej oczko i usiadła na obrotowym krześle, które stało obok popiołowatego biurka. - Jak ostatni dzień w szkole?

Dziewczyna przewróciła oczami, przypominając sobie scenę z idealnym Kacprem.

- Następne pytanie poproszę.

Radar w głowie pani Lewandowskiej, zaczął piszczeć na cały regulator. Poprawiła opadające jej z nosa cienkie oprawki okularów i zaczęła stukać długimi, pomalowanymi na granatowy kolor, paznokciami w blat biurka. Dźwięk tak bardzo nielubiany przez Zuzię, wręcz wżerał się w jej układ nerwowy.

- Tym bardziej chcę posłuchać. - Nie był to głos mamy, bardziej starszej o kilka lat przyjaciółki. - Przypominam, że wyrzucenie z siebie jakiś rzeczy jest bardzo polecane przez psychologów. Musisz im zaufać, ja nie jestem w żadnym procencie psychologiem.

Zuzia usiadła na łóżku, opierając się o chłodną ścianę. Położyła swoją głowę na poduszce w kształcie niedźwiedzia i zamknęła na chwilę oczy.

- Jeden zbyt idealny chłopak, na którego przypadkowo wpadłam na korytarzu, ewidentnie do mnie podbija. Co najgorsze, zna go cała szkoła, a ja jestem praktycznie nikim. Jest w szkolnej drużynie piłkarskiej, ogarnia wszystkie apele i jest jakimś ważnym członkiem Samorządu Uczniowskiego. Myślisz, że to spisek? - Wypowiedziała całą historię na jednym, zbyt długim wydechu.

Pani Lewandowska wręcz rozpromieniła się na taki problem. Obawiała się o wiele trudniejszych i bardziej skompilkowanych scenariuszy. Ten należał do tych wręcz idealnych. O ile problemy mogą być idealne.

- Naprawdę uważasz, że ludzie tak cię nie lubią że myślą jaki na tobie zrobić spisek? Nie wydaje mi się. - Kiwnęła dla pewności głową. - On wogóle wie jak masz na imię?

- Mamo, on wie wszystko. Z kim mam jakie lekcje. W jakiej jestem klasie. Dowiedział się tego w dwa dni.

Pani Lewandowska wręcz kipiała z radości. Na jej bladych policzkach pokazały się prawdziwe, naturalne rumieńce. Usta same wykrzywiały się w kształcie odwróconej litery C.

- W takim razie temu chłoptasiowi rzeczywiście zależy. Ta historia wygląda jak typowy film dla nastolatków. - Klasnęła w dłonie niczym małe dziecko. - Wie, że jesteś w drużynie?

Niby normalna rzecz, ale dla siedemnastolatków informacja o abstynencji i jeżdżeniu do lasu na obozy często nie była zachęcająca. Oczywiście, zależało od typu osoby. Jednak nie była to wizja normalnego życia w liceum.

- Wie, bo po zimowisku jesteśmy umówieni. - Zuzia przewróciła teatralnie oczami. - Nie dosyć że nigdy nie miała chłopaka, to jak już ktoś chce się ze mną umówić, to jakiś turbo najlepszy chłopak w szkole. Świat ma ze mnie mocną bekę.

Większy śmiech miał jej plecak, który upadł na ziemię, a precyzyjnie włożona kosmetyczka wyskoczyła na zewnątrz.












***

Daję słowo, że w głowie słyszę głos mojej pani od biologii, i po prostu widzę ten tłum pędzący do swojej klasy podczas krótkiej przerwy. Kto by pomyślał, że będzie mi tego brakować bardziej niż jedzenia lodów w zimie?

Łapcie więc rozdział, który zostawiam tutaj z radością i przyjemnością. Idę szukać Idealnego Kacpera w normalnym (nie pisanym) życiu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro