Kisiel zamiast tortu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podczas każdego wyjazdu musi pojawić się taki dzień w którym słońce ukrywa się za gigantycznymi chmurami z których pada śnieg lub deszcz. Drzewa dostają dreszczy, a ich gałęzie próbują się wyrwać z przytwierdzenia do pnia. Zamiast przyjemnej poświaty, świat spowija senna szarość. 

Wtedy najlepszym sposobem na spokojne przeżycie tego depresyjnego zachowania przyrody, jest pozostanie w domu. Nie ma nic lepszego na dziejące się za oknem dramaturgie natury, niż siedzenie w ciepłym swetrze, popijając herbatę i czytając ulubioną książkę. 

Właśnie taki dzień nadciągnął nad Ustrzyki Górne, nadając z góry zakładany plan uczestnikom zimowiska. Nie było mowy o lepieniu bałwanów, zabawie w śniegu bądź zdobywaniu szczytów. Było za to zadanie jeszcze bardziej godniejsze niż wejścia na wierzchołki gór. Tym zadaniem było planowanie następnego półrocza. 

Dziewczyny z ,,Róży Wiatrów" siedziały wokół kwadratowego stołu, wykonanego z polakierowanego drewna. W pomieszczeniu znajdowało się tylko kilka krzeseł, dlatego wokół stołu wykonano drewniane ławy, na których położono różnokolorowe koce. Dzięki miękkości koców miało się wrażenie, że siedzi się na chmurce. 

Basia wyszła z inicjatywą zrobienia kiśli. Stwierdziła, że tylko dzięki tej słodkiej zawiesinie zdoła wymyśleć całą pulę rzeczy, które będą musiały zrobić do końca czerwca. 

— Uprzedzam, są tylo wiśniowe. — Oznajmiła Zuza, walcząc nad kolejnym zadaniem z chemii organicznej. 

Nie należała do osób, które lubiły uczyć się godzinami. Lewandowska lubiła być wyjątkiem, dlatego uwielbiała w każdej wolnej chwili zajmować się szkołą. Miała w zwyczaju czytanie lektur w drodze autobusem do szkoły. Robiła dodatkowe zadania ze zbiorów na wolnych lekcjach bądź czekając, aż jej odcinek serialu wreszcie się załaduje. Był to przemyślany proces, dzięki któremu zyskiwała wiele czasu wolnego. 

— Barbarzyństwo. Nie kupiłyśmy truskawkowych? — Zapytała obruszona Basia, prawie leżąć na stole. 

Zuza wzruszyła ramionami, trzymając w ustach końcówkę od długopisu. W myślach próbowała przywołać sobie wcześniejsze działy z chemii gdzie były wzmianki o wydajności. Efekt był jednak marny, wydajność umknęła w jej głowie. 

— Wiem, że to trudne, ale czasami trzeba żyć bez kiśli o smaku wiśniowym. — Odpowiedziała z powagą, wzrok wbijając w zadanie na którym utknęła. 

— Ale to nie oznacza, że truskawkowe mają poczuć się gorzej. — Dodała Dorota, która wyjęła odpowiednie kartki papieru oraz próbowała znaleźć gniazdko do podłączenia ładowarki od laptopa. 

Po przeanalizowaniu zalet i wad smaku truskawkowego wygrała ta grupa, która chciała wypić jakikolwiek smak. Dzięki demokracji, piętnaście minut póżniej kubki dziewczyn były wypełnione nazbyt wodnistym płynem, który swoim zapachem miał przypominać kisiel. 

— Czy ktoś tutaj lubi wodniste kisielki? — Zuza spojrzała do swojego kubka, gdzie równie dobrze mogłabyć herbata truskawkowa. 

Basia przygryzła wargę, ciągle mieszając łyżeczką zawartość swojego metalowego kubka. Mieszanie było jednak bezcelowe, mieszanina nie zgęstniała nawet odrobinę bardziej. 

— To są skutki dawania wszystkiego na oko. — Stwierdziła, odstawiając parujące naczynie. — Ważne, że smakuje tak jak powinien. 

Dorota klasnęła w dłonie, próbując nie zamienić się w drużynową, tylko pozostać przyjaciółką dziewczym, które wokół niej siedziały. Było to o tyle gorsze, że tylko kiedy zamieniała się w drużynową, panował jakikolwiek spokój i porządek. Chociaż, czasami zawirowany świat też był potrzebny. 

— Uwaga, kaczuszki najdroższe, przechodzimy do planów. — Popukała w kartki, które przed nią leżały. — Słucham uważnie waszych pomysłów. 

Na chwilę zapadła cisza, którą dziewczyny bały się przełamać. Nikt nie lubi mówić pierwszy swoich pomysłów. Trudno przyjąć brzemię pierwszej wypowiedzi. 

Jednak taką osobą napewno nie była Zuza, która zamknęła swój zbiór zadań do chemii i wyjęła kalendarz szkolny. 

— Lednica. I nawet nie chce słyszeć sprzeciwu. — Ugięła jedną z nóg, tak że prawie na niej siedziała. 

Odpowiedzią na ten pomysł było wiele poruszenie. Dało się słyszeć ciche oklaski, słowa aprobaty oraz zdawkowane kiwnięcia głowami. 

— Tak jak to robiłyśmy rok temu? — Dopytała Dorota, ciesząc się jednocześnie z tego wydarzenia. 

Pojechanie z zaprzyjaźniona drużyną z hufca, nocowanie na Polach Lednickich oraz dowolność wybrania sobie służby, niosły ze sobą dobre wspomnienia. Jeśli ktokolwiek chciał pojechać, nie miał narzuconego z góry zadania, którego miał się podjąć na Polach. Fakt, że można było wybrać to w czym się było dobrym, dawał korzyść i przewagę Lednicy w porównaniu z innymi wydarzeniami. 

Dodatkowo dochodził jedyny w swoim rodzaju klimat tamtego czerwcowego czasu. Jeśli przestaje się wierzyć w ludzkie dobro, wystarczy poczekać do kolejnego spotkania Młodych, niedaleko Gniezna. Przez jeden dzień nie istnieje zło, istnieje jedynie tysiąć uśmiechów i miliard dobra płynącego od ludzi. 

O poznaniu nowych ludzi, Dorota nawet już nie wspomniała. 

— To chyba była dobra taktyka. Dobrze się dogadujemy ze ,,Skrą". — Stwiedziła Nadia, która otwierała czekoladę oreo. Tak wyglądał anioł. 

— To jedziemy na Lednicę, tak? — Dla pewności dopytała Dorota. 

Na pytanie odpowiedziano kiwnięciem głowy. 

— Szanujmy się, każda z nas chce poznać super harcerzy więc to oczywiste, że jedziemy. — Zuza wyrzuciła ręce w geście radości po czym zaznaczyła szósty czerwca jako obecność na Lednicy. 

Kisiel, kiedy dało się mu kilka minut na ostygnięcie, zgęstniał do takiego stopnia, że wreszcie wyglądał na normalnego przedstawiciela swojego gatunku. Nie przypominał już wody o smaku truskawkowym, ale glutowatą maź za którą tak bardzo go uwielbiano. 

— Razem z Zuzą myślałyśmy o biwaku w majówkę. Z racji, że na zimowisku jesteśmy tylko my, chciałybyśmy żeby majówka była dla całej drużyny. — Zalewska nerwowo zaczęła bawić sie swoimi włosami. 

Lewandowska widząć poddenerwowanie, na ogół spokojnej dwudziestolatki, puściła do niej oko i próbowała się uśmiechnąć. Wiedziała, że majówka w wizji Doroty jest ważnym biwakiem, rekompensatą za to, że cała drużyna nie była w Bieszczadach. 

Jednak czasami trzeba coś odpuścić, aby następnym razem wszystko się udało tak jak było w naszych wizjach. Chociaż rezygnacja z niektórych rzeczy jest trudna, to następne czynności docenia sie podwójnie. 

Zuza była pewna, że zimowisko za rok będzie perfekcyjne dla każdej osoby na nim obecnym. 

— A gdzie miałybyśmy pojechać? 

Jak na prawdziwy plan przystało, odpowiedź była przygotowana od kilku tygodni. 

— Góry Stołowe i dodatkowo zwiedzanie Wrocławia oraz zamku Książąt w Wałbrzychu. — Odparła Dorota, dopiero wtedy rozumiejąć, że te miejsca naprawdę brzmiały zachęcająco. 

Ponownie zapadła cisza, której przez długie sekundy nikt nie chciał przerwać. Jeśli Dorota kiedykolwiek czymś się stresowała, to nigdy nie czuła takich nerwów jak wtedy. Wiedziała, że to tylko majówkowy biwak drużyny. Świat dalej by istniał, a drużyna i tak byłaby idealna, jeśliby nie pojechały. 

Jednak świadomość niezorganizowania tego biwaka, była przykrą wizją. Przez cztery dni miały prawo spędzić ten czas razem, szczególnie przed obozem. 

— Jestem pewna, że wszystkie dziewczyny pojadą. 

Przemówiła Martyna, zastępowa zastępu, który powstał we wrześniu. Na swoje czternaście lat była jednak bardzo otwarta i miała świadomość, co jej mładsze harcerki zaakceptują, a na co nigdy się nie zgodzą. Wiedziała, że argument zwiedzania Wrocławia oraz ładne widoki gór będą zachęcające. W końcu nikt nie lubił w czasie majówki wylegiwać się w swoim łóżku. 

— Naprawdę? Nie będzie to za cieżkie?

Tym razem odezwała się Aurelia. Zastępowa ,,Górskich Łodyg", najspokojniejsza ze wszystkich dziewczyn, próbująca wtopić się w tłum. Jednak indywidualnie, potrafi sprostać każdemu problemowi oraz ma wielki dar, przez co jej harcerki są w nią wpatrzone niczym w obraz.  

— Myślę, że można dobrać odpowiednie, nie za ciężkie trasy. Jak pojedziemy do zoo we Wrocławiu, wszyscy pojadą. — Stwierdziła obiektywnie. 

Taka więc została podjęta decyzja. Biwak w maju miał się odbyć i miały go organizować wszystkie zastępowe wraz z kadrą. 

Do sali weszła Basia, która zaczęła głośno śpiewać ,,Sto lat".

— Nadia ma dzisiaj urodziny? — Szepnęła Dorota, pochylając się do ucha Zuzy. 

Patrząc na reakcje dziewczyn, które wstały ze swoich miejsc i zaczęły się kołysać do śpiewanych słów dla jubilatki, można było wnioskować że rzeczywiście miała urodziny. 

— Jasne, że ma urodziny. — Odparła Zuza, dołączając się do falującego i skaczącego tłumu zastępowych. 

Nadia stała tuż obok Basi, która trzymała w dłoniach swój kubek z resztkami kiślu. Widać było po twarzy starszej zastępowej, że była to dla niej emocjonująca chwila. Opierała się o ścianę patrząc ze szklistymi oczami na śpiewające dziewczyny. 

— Powiedz, że mamy dla niej chociaż jakiegoś lizaka. — Syknęła Zuza, lustrując stojącą za nią Zalewską. 

Kiwnęła głową i wyjęła coś z kieszeni w swojej torbie. Trzymała w dłoniach jaskrawą bransoletkę wykonaną z muliny. Miała w sobie wiele odcieni pomarańczowego, oraz czasami popadała wręcz w jaskrawy żółty. Wyglądała jak bransoletka drużyny, choć czy to było zamierzone? Tę tajemnicę poznała tylko Dorota. 

— Przecież nie dam jej kolczyków zrobionych z kiśli i stopionej czekolady, słońce. — Puściła jej porozumiewawczo oko i przecisnęła się obok dziewczyn, składających życzenia Nadii. 

Uśmiechnęła się życzliwie do zastępowej, która miała walczyć z tą funkcją do wakacji. Wiedziała, że jest silna. Jednak, że aż na tyle żeby pomimo oporu, zgodzić się na ten układ? Na to nikt nie jest gotowy. 

— Żebyś zawsze pamiętała o tym wyjeździe i o tych ludziach. — Wyciągnęła przed siebie zbitą w piąstkę rękę. — A to coś od nas wszystkich. Nie jest to może szczyt prezentowych marzeń, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. 

— Przypominam, że ja byłam za tym żeby kupić ci farbę do włosów, bo niedługo będą ci siwieć. Jednak padła decyzja, że to ma być miły prezent. — Zuza wręcz skoczyła na solenizantkę. — Wszystkiego najsmaczniejszego! 

Mulinowa bransoletka wylądowała w dłoniach Nadii. A wraz z nią pojawiły się łzy, które mówiły tylko jedno. 

Czasami chce się z tego wszystkiego zrezygnować. Są jednak momenty, kiedy wiesz, że podjęłaś dobrą decyzję. Wiesz, że dla tych ludzi było warto. 









***
Kiedy pisałam ten rozdział w marcu nawet bym nie pomyślała, że cudowna Lednica miałaby się nie odbyć....
Jest jednak maj i od kilku tygodni wszyscy wiemy, że spotkamy się na Polach dopiero za rok :(((
Smacznych kisielków wam życzę! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro