Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jasper, zaopiekujesz się siostrą, gdy nas nie będzie?- zapytała mama.

- Jasne- odparł chłopak.

I tyle widziałam rodziców. Znowu gdzieś wychodzili. Miałam wrażenie, że w naszym domu ważniejsze są pieniądze, a firma rodziców jest tak naprawdę ich dzieckiem, a nie ja i Jasper.

No i , kolejna ważna sprawa. Mój brat był zaledwie o rok starszy, a rodzice zawsze przed wyjściem, pytali się go, czy się mną zaopiekuje. Miałam siedemnaście lat i umiałam o siebie zadbać, co już nie raz im wypominałam. A oni nadal myśleli, że mam dziesięć lat i potrzebuję opieki starszego brata.

Chłopak wparował do mojego pokoju. wystarczy, że na sekundę dostrzegłam jego minę. Już wiedziałam, czego chciał. Założyłam słuchawki i odwróciłam się do niego plecami.

Mimo wszystko usłyszałam jego cichy śmiech.

- No dalej, Jasmine. Nie daj się prosić- powiedział, by po chwili podejść i zerwać słuchawki z moich uszu. Gwałtownie się odwróciłam. Położył dłonie na moich policzkach i spojrzał mi w oczy.- No proszę, wiesz, że nie mogę cię zostawić samej, a umówiłem się z chłopakami- mówił błagalnie. Jego mina przypominała teraz pyszczek psa, który prosi o jakiś przysmak albo o zaaportowanie piłeczki.

- Mogę zostać w domu- odparłam twardo. Tym razem nie dam się na to namówić.- Jestem duża. Nic mi się nie stanie.- Pokręcił głową. Nadal był nieugięty. Dobra, ja też byłam uparta.- Chyba, ze jesteś taki jak rodzice i bardziej martwisz się o dom niż o mnie.

Zauważyłam grymas bólu na jego twarzy i natychmiast pożałowałam tych słów.

- Wiesz, że tak nie jest.

Miał rację, wiedziałam. To on dał mi wszystko to, czego nie dali mi rodzice. Miłość, troskę, rodzinę, przy nim czułam się bezpieczna i zaopiekowana. To on mnie wspierał, pomagał. To on zawsze był przy mnie. Rodzice rzadko kiedy byli w domu. Mieli swoją firmę w Londynie i to głównie tam spędzali czas. Dlatego w domu czas spędzałam z Jasperem. Rodzice oczekiwali od nas dobrego zachowania, odpowiedzialności i dobrych wyników w nauce. Takie rzeczy jak nasze samopoczucie nie pojawiało się na liście rzeczy ważnych.

To Jasper mnie rozbawiał, pocieszał, to zanim się przekomarzałam godzinami. To on przeganiał potwory z pod mojego łóżka. Czytał mi bajki na dobranoc. Tłumaczył matematykę, której za cholerę nie rozumiałam. To on po prostu był.

- Zrozum, że nie chcę tam iść- powiedziałam ze spuszczonym wzrokiem. Było mi głupio. Mój brat robił dla mnie bardzo dużo, a ja nawet nie chciałam iść z nim, żeby mógł się spotkać z kolegami.

Zwłaszcza, że nie zamierzali jechać gdzieś daleko czy iść na imprezę. Nie, nic z tych rzeczy. Jasper umówił się z nimi na szkolne boisko. Zamierzali po prostu pograć w piłkę nożną.

- Wiem, że za nimi nie przepadasz, ale to naprawdę świetni ludzie. Nigdy nawet nie spróbowałaś poznać ich bliżej. Oni starają się być dla ciebie mili- stwierdził łagodnie.

To też wiedziałam. Gdy czasami udało mu się wreszcie mnie namówić na to wyjście to jego przyjaciele byli dla mnie w porządku. Czasami mnie zagadywali. Pytali jak tam w szkole, jak tam się czuję, czy Jasper mi za bardzo nie dopieka.

Może faktycznie problem był w tym, że to ja nie chciałam ich poznać. Od razu wyszłam z założenia, że ich nie lubię i nigdy nie polubię.

- No dobra- westchnęłam.

Chłopak rozpromienił się. Lubiłam ten jego uśmiech. Był wyjątkowy. Od zawsze przeznaczony tylko dla mnie. Mój brat spotykał się z wieloma dziewczynami. Jednak żadna z nich nie była na poważnie. Większości łamał serca. Ja byłam dla niego wyjątkiem. Przy mnie był zawsze i zawsze mnie wspierał. Przytulał i śmiał się. No i, ten uśmiech. Pełen braterskiej miłości, aprobaty, rozbawienia i pobłażliwości dla młodszej siostrzyczki jak często mnie nazywał, zwłaszcza przy swoich przyjaciołach.

- Ale po drodze zajdziemy na lody- zastrzegłam, gdy był już w drzwiach. Zatrzymał się i spojrzał w okno.- Jest maj. Oczywiście, że jest ciepło.

Uśmiechnął się do mnie.

- Wiem, ale nie chcę, żeby moja mała siostrzyczka się przeziębiła.- Po tych słowach wyszedł.

A ja wiedziałam, że mam maksymalnie piętnaście minut na wyszykowanie się do wyjścia. Założyłam krótkie czarne spodenki i zieloną bluzę, która była na tyle długa, że nie było widać spodenek. Chyba należała do Jaspera. Po drodze szybko przeczesałam włosy. Zgarnęłam z łóżka telefon i słuchawki, po czym wyszłam z pokoju. założyłam czarne trampki i usiadłam pod drzwiami, czekając na chłopaka.

Po chwili wyłonił się ze swojego pokoju ubrany w swój sportowy strój, czyli krótkie dresowe spodnie i zwykły czarny T- shirt. Wyciągnął rękę w moją stronę i pomógł mi wstać.

Gdy wyszliśmy z bloku, Jasper spojrzał na zegarek.

- Możemy na te lody pójść gdy będziemy wracać? Nie chcę się spóźnić- powiedział przepraszająco.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Jasne.

Zarzucił swoje ramię na moje barki. Ruszyliśmy ulicą w stronę szkoły. Po drodze opowiadałam chłopakowi, o tym co się działo u mnie w szkole.

- Znowu mam problem z matmą- wyznałam cicho na koniec.

Popatrzył na mnie zatroskany.

- Jeśli dziś znajdziemy czas postaram ci się to wytłumaczyć. Jeśli nie, zrobimy to jutro- zapewnił.

- Dzięki.- Wtuliłam się w jego bok.

Weszliśmy na teren szkoły. Jak przystało na prestiżową szkołę teren boisk był spory. Na tym terenie znajdowały się boiska do: piłki nożnej, koszykówki, siatkówki, piłki ręcznej i tenisa. Dodatkowo stoliki do ping- ponga i bieżnia wokół boiska do koszykówki. Wszystko idealnie zadbane. Żadnych śmieci walających się gdzie popadnie i grafiti na słupkach.

Ruszyłam za Jasperem do grupy chłopaków, czekających na boisku do piłki nożnej. Powłóczyłam nogami. Pewnie wyglądało to tak jakbym szła tam za karę. To nie do końca tak było, ale nie odbiegało za bardzo od prawdy, bo nie lubiłam spędzać czasu w tym towarzystwie.

Mimo, że mojemu bratu bardzo zależało na tym, żeby dogadała się z jego przyjaciółmi, ja nie potrafiłam się przełamać. Nie było konkretnego powodu, dla którego ich nie lubiłam. Tak po prostu.

- Hej, Jasmine- przywitał się ze mną Asher.

- Cześć- odburknęłam.

- Jak tam dzisiaj szkole?

- W porządku.

Przeszłam obok grupki witających się chłopaków i usiadłam za tą białą linią, która oznaczała koniec boiska. Nie znałam na to prawidłowej nazwy mimo, że piłka nożna należała do zamiłowań mojego brata.

Włożyłam słuchawki i w ciszy przyglądałam się grającej grupie. Na murawie znajdowało się sześciu chłopaków. Oprócz Jaspera byli jeszcze: Asher Sanderson, Nicolas Williams, Mateo Brown i Sebastian Rayn.

O ile nie lubiłam tych chłopaków to nieraz rozczulałam się nad ich historią. To jak się poznali i jaka przyjaźń ich połączyła było cudowne. Często gdy nie mogłam spać prosiłam Jaspera, żeby opowiedział mi to jeszcze raz.

Zaczęło się od tego, że mój brat i Asher zaprzyjaźnili się już w podstawówce. Mówili, że Mateo przyłączył się do nich w pierwszej klasie. I to też nie z przypadku. Zawsze byłam zdania, że Jasper miał wielkie serce. Razem z Williamsem pomogli Mateo gdy ten miał złamaną nogę i chodził o kulach. Tego dnie przyczepili się do niego jacyś starsi uczniowie. Chcieli zabrać mu kasę. Chłopak nie oddał jej, więc postanowili go pobić. Wtedy pojawili się oni. Pomogli mu. No i z tego nawiązała się przyjaźń. Wspierali go kiedy miał nogę w gipsie. Wtedy nie lubiłam przyjaciół Jaspera. Takie podejście miałam od zawsze, ale zebrało się we mnie jakieś współczucie i gadałam kilka razy z chłopakiem. Nawet podpisałam się na jego gipsie. Teraz wszyscy żartują, że podmienili mnie na ten czas. Z Sebastianem historia jest trochę gorsza. Matka chłopaka nie żyje, a ojciec jest alkoholikiem. Rayn nie dawał sobie rady i zaczął brać narkotyki. Gdy raz znaleźli go nieprzytomnego pod jakimś klubem oczywiście musieli zainterweniować. Zanim wszystko doszło do jakiegoś porządku było dużo krzyków i kłótni. Sebastian nie rozumiał, że oni chcą mu tylko pomóc. Po kilku szczerych rozmowach przekonał się do nich i zasilił ich paczkę. Jeśli chodzi o Mateo... On się kiedyś przypałętał. Wyprowadził się z Londynu i teraz mieszka tu z babcią. Natomiast jeśli chodzi o Nicolasa... Cóż, Jasper nie lubił się tym chwalić. Był wtedy w pierwszej klasie liceum. To było niedługo po tym, jak poznali Sebastiana. Chłopak miał wtedy gorszy okres i znowu wpadł w dołek. Poszedł do jakiejś ruiny i upił się. Gdy przyjaciele go znaleźli był jeszcze w miarę przytomny. Nie znam szczegółów, ale wiem, jak to się skończyło. Dołączyli do niego. Na szczęście zanim zdążyli doprowadzić się do stanu nieprzytomności, znalazł ich Nicolas. Wziął ich przyjaciół do swojego domu i doprowadził do porządku, ukrywając przed wszystkimi prawdę. Nie powiedział nikomu o wydarzeniach z tamtego dnia.

Podziwiałam to, co łączyło tych chłopaków. W szkole zawsze było wszystko porządku. Ale to często były kłamstwa. Przechodzili przez trudne chwile i gorsze okresy. Każdy z nich je miał. Ale zawsze mieli wtedy siebie. Wspierali się i nie opuszczali.

Patrząc na tą paczkę, która miała za sobą te gorsze jak i lepsze chwile, pozwoliłam sobie na marzenia, którym rzadko pozwalałam dojść do głosu. Ale jeśli faktycznie miałabym o czymś marzyć to byłoby to właśnie taka paczka przyjaciół. Osoby, z które by mnie wspierały i przed którymi mogłabym się w pełni otworzyć.

To było coś, czego zawsze zazdrościłam Jasperowi.

- Uwaga!- Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś krzyk. Odwróciłam się i zobaczyłam, że piłka od koszykówki leci prosto we mnie. Spięłam się. W ostatniej chwili ktoś stanął przede mną i złapał piłkę. Nie umiałam stwierdzić, kto to, dopóki stał przodem. Osoba odrzuciła piłkę i kucnęła obok mnie.

- Wszystko w porządku?- spytał troskliwie Asher.

Powoli pokiwałam głową.

- Tak, jasne.- Szybko się otrząsnęłam. Posłałam mu słaby uśmiech.- Dzięki.

- Asher zasłużył dziś na miano bohatera- krzyknął kpiąco Sebastian.

- Jak tam, siostrzyczko?- zapytał Jasper.

- Dobrze- odpowiedziałam.

- Jeśli już uratowałeś Jasmine, to wracajmy do gry- krzyknął Nicolas.

Chłopcy wrócili do gry, a ja wpatrywałam się w trawę pokrywającą boisko. Czułam się dość... skonsternowana. I nie chodziło wcale o głupie komentarze chłopaków. Wiedziałam, że nie mieli nic złego na myśli i takie dogryzanie było zupełnie normalne i w żadnym razie nie miało być złośliwe.

Dziwnie się czułam z tym, że Asher złapał tą piłkę. Nie zrozumcie mnie źle. Cieszę się, że to zrobił, ale trochę mnie to zaskoczyło. Nie musiał tego robić. Byłam dla niego tak naprawdę obcą dziewczyną, która go nie lubiła. Jakimś cudem zobaczył tą piłkę i w kilka sekund zdążył przebiec przez pół boiska, żeby ją złapać?

Bo niby czemu miałoby mu zależeć?


Witajcie w pierwszym rozdziale mojej nowej powieści! Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do ostatnich rozdziałów!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro