Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdybym wiedziała jaki koszmar będzie mnie czekał w domu nigdy przenigdy nie zdecydowałabym się na opuszczenie bezpiecznego posłania i, tym samym, ramion Sebastiana.

Bo prawda była taka, że to ja pierwsza wstałam. Więc oczywiście moim zadaniem było obudzenie pozostałych. Przez chwilę wpatrywałam się w ich spokojne twarze. Podczas snu wyglądali słodziutko.

Zastanawiałam się, ile dziewczyn dałoby się zabić za taki widok.

Zaczęłam skakać po nich, z braku lepszych pomysłów na pobudkę.

- Daj żyć, kobieto- jęknął Asher.- To był błąd, że wzięliśmy cię do łóżka.

- Spierdalaj, Jasmine- mruknął zaspany Nico.

Jedynie Sebastian rozbudził się na tyle, żeby jakoś zareagować. Chwycił mnie za biodra i ściągnął z blondyna, którym akurat wtedy się zajmowałam. Położył mnie na swoim brzuchu i mocno objął ramionami tak, że nie mogłam się ruszyć.

- A teraz bądź dobrą dziewczynką i idź spać- szepnął, zamykając oczy.

- Nikt nie mówił, że jestem dobra- wyszeptałam mu do ucha.- Puść mnie albo zaliczymy powtórkę z wczoraj- ostrzegłam.

Zaśmiał się.

- Ty wiesz, że tak mnie tylko zachęcasz?

- Asher- powiedziałam cichutko, manipulując głosem tak by brzmiał jakbym była przerażona.- Bo Sebastian chce mnie...

Nie zdążyłam dokończyć, bo szatyn zerwał się jak oparzony i wyrwał mnie z objęć Rayna.

Dobrze wiedzieć na przyszłość, że to działa.

- Nie leżcie za długo. Ja wracam do domu- powiedziałam, gdy w końcu udało mi się wygramolić z łóżka (co wcale nie było takie proste).- Zadzwonię wieczorem- rzuciłam, będąc przy drzwiach. Chyba żaden z nich mnie nie usłyszał, bo wszyscy z powrotem smacznie spali.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

***

Otworzyłam drzwi od mieszkania, ale od początku czułam, że coś było nie tak. Coś się zmieniło.

Ruszyłam do salonu, ale gwałtownie zatrzymałam się w połowie drogi. Na kanapie siedział...

Mój ojciec.

Spanikowałam.

Co on tu robił? Nie powinno go tu być. Na pewno ma jakieś ważne spotkanie czy delegację.

Na pewno ważniejsze ode mnie.

Mężczyzna spojrzał na mnie.

William Raymond jak zawsze wyglądał idealnie. Granatowy garnitur uszyty na miarę. Włosy zaczesane do tyłu. Pozycja, która pokazywał pewność siebie i władzę.

Cały wręcz ociekał perfekcją.

- Katherine, chodź tu. Zobacz, kto postanowił wrócić do domu- rozkazał.

Dokładnie, nie poprosił, tylko rozkazał. Po chwili kobieta weszła do pomieszczenia. Nie różniła się od męża. Śliczny kombinezon, na pewno drogiej marki i czerwone szpilki. Na twarzy miała tonę tapety. Z gracją zajęła miejsce obok partnera.

Zdecydowanie od nich odstawałam. Miałam na sobie te same ubrania co wczoraj, włosy rozczochrane po całej nocy i ani grama makijażu.

- Gdzieś ty była?- syknęła matka.- I to jeszcze w- gestem omiotła mnie całą- takim stanie?

Cała pozytywna energia, z którą się obudziłam i zbierałam ją przez cały ranek w towarzystwie przyjaciół, nagle wyparowała.

Starałam się opanować narastającą wściekłość. Jak śmiała mówić o tym jak ja się ubieram, skoro ona cały czas zachowywała się jakby była na jakimś wybiegu? Oczywiście, wyglądała perfekcyjnie, tego nie mogłam jej zarzucić, ale ja nie byłam idealna. Mimo, że bardzo tego chcieli. To Jasper był złotym dzieckiem i tym, którym mogli się pochwalić. Ja zawsze stałam w jego cieniu.

Chciałabym, żeby tu był. Obronił mnie przed ostrymi słowami rodziców. Stanął w pierwszej linii ich ostrzałów. Żeby po ich wyjeździe mnie pocieszał, mówiąc, że oni są nieważni i, że jestem idealna w swojej nieidealności i to jest piękne, że nie jestem sztuczna.

Wzięłam głębszy oddech, żeby się uspokoić.

- Byłam na krótkim spacerze- odparłam.- Nikt mnie nie widział- zapewniłam.

- I myślisz, że cię to tłumaczy? Nie możesz wychodzić w takim stanie. Pamiętaj, musisz zadbać o honor rodziny. Nie chcemy się, przecież za ciebie wstydzić- powiedziała z naciskiem.

Jakby to była jakaś niespodzianka.

- Rozumiem- przytaknęłam.- Po co przyjechaliście?

Co było na tyle ważne, żebyście odwiedzili swoją znienawidzoną (z wzajemnością) córkę?

- Za dwa tygodnie w Spinland odbędzie się bal charytatywny. Przygotuj się do niego odpowiednio, żebyś mogła godnie reprezentować naszą rodzinę i nie zawstydzić nas- oznajmił ojciec.- To będzie dla nas bardzo ważne spotkanie, więc musisz pokazać się z jak najlepszej strony.

- My wiemy, że takich nie masz, ale musisz przynajmniej udawać, że jest inaczej- odezwała się kobieta i wstała, ruszając do drzwi. Mijając mnie zatrzymała się przy mnie i zjechała mnie wzrokiem. Prychnęła.- Doprowadź do tego czasu swoją sylwetkę do lepszego stanu. Ostatnio sobie popuściłaś.

Do moich oczu napłynęły łzy. Zacisnęłam powieki, ale ona nie mogła tego zobaczyć. Ojciec ruszył za nią i razem opuścili mieszkanie.

Otworzyłam oczy, ale nadal nie pozbyłam się łez.

To bolało. Byłam chuda jak patyk, wręcz wychudzona. Wiele osób uważało, że mam anoreksję. W tym Sebastian. Cały czas miałam przed oczami jego spojrzenie pełne bólu, gdy spojrzał na mój brzuch. Nie okłamywałam go wtedy, mówiąc, że wcale się nie odchudzam, że to się robi tak naturalnie.

Ale na wszystko miała wpływ moja matka. To ona pilnowała, żebym utrzymywała idealną figurę i cały czas wydzielała mi porcje. Nie umiem wyliczyć, ile razy nachylała się do mnie przy stole i szeptała, że mi już wystarczy tego jedzenia.

Znowu pomyślałam o Sebastianie. O tym, jak się martwił. Jak opowiadał o tym, że anoreksja zabrała mu siostrę. Nie chciałam go zawieść. Nie chciałam, żeby musiał po raz drugi przez to wszystko przechodzić. Dlatego ostatnio zaczęłam więcej jeść. Wpychałam w siebie na siłę trochę więcej niż zawsze. I udało się. Przybrałam na wadze jakieś trzy kilogramy, ale to nie zrobiło jakiejś dużej różnicy na mojej sylwetce. A przynajmniej tak myślałam.

Do dziś. Dopóki moja matka nie uświadomiła mi, że jednak to widać i, że bardzo przytyłam.

Usiadłam na podłodze, a po moich policzkach popłynęły łzy. Ostatnio zbyt często sobie na to pozwalałam. Na poddanie się, odpoczynek, płacz... cokolwiek. Powinnam walczyć. Jasper by tego chciał. Dla niego też starałam się odżywiać zdrowo. Przy nim nigdy nie siadałam sama na podłogę i nie płakałam. Przy nim nie miałam żadnych powodów do płaczu. Zawsze wszystko załatwiał i mnie pocieszał. Mogłam do niego przyjść porozmawiać, a on zawsze znajdował dobre rozwiązanie.

Ale teraz go nie było. Teraz musiałam sobie poradzić sama.

W końcu podniosłam się i zrobiłam kilka ćwiczeń. Od czegoś w końcu musiałam zacząć dbanie o figurę.

Zmęczona usiadłam na łóżku i zasnęłam.

***

Obudziłam się, gdy było jeszcze ciemno. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Trzecia dwadzieścia sześć.

Poszłam do łazienki.

Miałam krew na majtkach. Naprawdę teraz brakowało mi już tylko okresu, który zawsze przechodziłam wyjątkowo ciężko.

Zupełnie o tym nie myślałam. Od śmierci Jaspera przestałam myśleć o takich przyziemnych rzeczach. Później sprawdziłam to w kalendarzu. Przeliczyłam dni i okazało się, że miesiączko spóźniła mi się prawie dwa tygodnie.

Nalałam sobie wody do szklanki i wróciłam do pokoju. odblokowałam telefon i zobaczyłam, że mam jedenaście nieodebranych połączeń.

Dwa od Mateo i Nico.

Trzy od Ashera.

I cztery od Sebastiana.

I setkę wiadomości z pytaniami, czy żyję, czy coś się stało, czy wszystko w porządku. Weszłam na grupkę i wystukałam krótką wiadomość z informacją, że wszystko dobrze.

Ciekawe, który będzie na tyle głupi, żeby uwierzyć...

***

Gdy obudziłam się po raz drugi, nie zrobiłam tego z wyboru. Obudził mnie okropny ból brzucha. Zwinęłam się kulkę, próbując powstrzymać łzy cisnące się mi do oczu.

Chciałam wstać i pójść po tabletkę, ale gdy spróbowałam się ruszyć, poczułam jeszcze silniejszy skurcz. Łzy spłynęły mi po policzkach.

Nagle usłyszałam szczęk kluczy. Moją pierwszą myślą było, że wrócili rodzice... Tylko po co mieli to robić?

- Jas?! Jesteś tu?- rozległ się krzyk.

Sebastian.

Odetchnęłam z ulgą.

- U siebie- odkrzyknęłam cichutko.

Musiał mnie usłyszeć, bo po chwili drzwi do mojego pokoju się uchyliły. Chłopak zatrzymał się na sekundę, oceniając sytuację. Gdy dostrzegł mnie leżącą na łóżku, natychmiast ruszył się z miejsca. Usiadł obok mnie i położył sobie moją głowę na kolanach. Szczelnie opatulił mnie kołdrą.

Troskliwie starł łzę, spływającą po mojej twarzy.

- Co się stało?- spytał cicho.

- Brzuch- szepnęłam.- Boli.

Wydawało mi się, że usłyszałam ciche przekleństwo. Pogłaskał mnie po głowie.

- Ktoś cię... uderzył?- wykrztusił. Wypowiedzenie tego zdania sprawiło mu dużą trudność.

Delikatnie pokręciłam głową. Delikatnie się rozluźnił. Jednak nie całkiem, jakby nie wykluczał opcji, że mogłam go okłamać.

Wsunął rękę pod kołdrę i zaczął wodzić nią po moim brzuchu.

- Wyprostujesz się? Tak nic nie mogę wyczuć- poprosił.

Ledwo przytomna z bólu, chwyciłam go za dłoń. Nie odepchnęłam jej jednak. Przytuliłam się do niej, jakby to mogło zmniejszyć mój ból.

- Nie... to przez... miesiączkę...- wydusiłam z przerwami. Nagle, bez ostrzeżenia, spadła na mnie kolejna fala bólu. Skuliłam się jeszcze bardziej. Sebastian cały czas głaskał mnie po głowie, próbując mnie niezdarnie przytulić, jakby chciał zabrać ode mnie trochę tego cierpienia. Jego obecność i tak była dla mnie ważna.- Przyniesiesz mi... tabletkę? Jest w... półce nocnej...

Rayn nie puszczając mnie, nachylił się i wyjął z szuflady pudełeczko z lekarstwem. Pomógł mi się odrobinę podnieść, po czym podał mi tabletkę i szklankę wody, która stała na półeczce.

Szybko połknęłam lek i popiłam wodą. Wróciłam do poprzedniej pozycji. Brunet głaskał mnie po głowie, szepcząc kojące słówka.

- Zaśpiewasz mi?

Skinął głową.

- Jakieś specjalne życzenia?

- Nie- szepnęłam.

- But no more worries, rest your head and go to sleep. Maybe one day we'll wake up and this'll all just be a dream. Now hush, little baby, don't you cry. Everything's gonna be alright. Stiffen that upper lip up, little lady, I told ya...

Uśmiechnęłam się delikatnie, słysząc ten wers z ulubionej piosenki mojego brata. Jasper często nucił melodię z Mockinbird, gdy myślał, że go nie słyszę.

Nie wiem, czy Sebastian wybrał tę piosenkę świadomie czy nie, ale ten wybór wydawał się idealny. Poczułam się przez chwilę jakby Jasper znowu był przy mnie i to on usypiał mnie słowami tej piosenki.

Kiedy miałam gorszy okres (czyli głównie gdy łapały mnie bóle miesiączkowe), mój brat zawsze był przy mnie. To on mnie przytulał.

- Dobranoc, kochanie- szepnął.

Potem zapadłam w spokojny sen w ramionach chłopaka, który dawał mi oparcie.

***

Do trzech razy sztuka.

To była moje pierwsza myśl po przebudzeniu. Trzecim. I to jednego dnia. Mówi się, żeby próbować, bo za trzecim razem na pewno będzie lepiej. Więc otworzyłam oczy z nadzieją, że teraz przebudzenie będzie przyjemniejsze.

I faktycznie było. Chociaż miałam wrażenie, że ostatnio trochę za często budzę się w łóżku z jakimś chłopakiem. Lub kilkoma. O tyle dobrze, że wiedziałam z jakim. I w jakim łóżku.

Ale to nie zmieniało faktu, że musiałam z nimi poważnie porozmawiać o mojej przestrzeni osobistej. Ale to później. Najpierw sprawy bieżące.

No dobra, wcale nie będzie żadnego później. Nie powiem im o tym, bo polubiłam to. Nigdy nie lubiłam spać sama, a odkąd znalazłam grupę chłopaków, którzy pchali mi się do łóżka (szczególnie jeden brunet), czułam się cudownie. Jasper pozwalał mi spać ze sobą, ale mi głupio było cały czas go o to prosić. Robiłam to, bo zwyczajnie się bałam. Tego, że nagle pojawią się rodzice. Że zostanę sama. W nocy gdy leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit dwa razy mocniej odczuwałam wszystkie lęki i samotność.

Ale odkąd w moim życiu pojawili się: Sebastian, Asher, Mateo i Nicolas, nie byłam taka samotna. Miałam ich. Moich przyjaciół. Moje małe marzenie. Mój sekret (bo, oczywiście, rodzice o tym nie wiedzieli).

Czułam przy sobie ciepło ciała Sebastiana. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że boję się obudzić. Bałam się, ze otworzę oczy, a jego nie będzie. Że mnie zostawił. Albo, że to, że do mnie przyszedł było snem. Zwykłą projekcją wyobraźni, która próbowała walczyć z samotnością na wszelkie możliwe sposoby.

Przytuliłam się do niego mocniej. Chyba chciałam się upewnić, że nagle nie zniknie. Tak się nie stało. Chłopak wymamrotał coś przez sen i mocniej mnie objął.

To było też coś, co doceniałam. Nasze ciała w pewnie sposób do siebie pasowały i oddziaływały na siebie. Sebastian dobrze wiedział, kiedy ma objąć mnie mocniej, a kiedy poluźnić uścisk. W momencie, w którym się w niego wtulałam jego pierwszym odruchem było przytulenie mnie, a jeśli już to robił, zrobienie tego mocniej.

Zawsze dobrze wiedział, jak wyważyć ilość bliskości, której potrzebuję w danym momencie. Starałam się wierzyć, że tu chodzi o mnie, a nie o jego doświadczenie w sprawie dziewczyn, które na pewno miał spore.

Z radością uświadomiłam sobie, że ból ustał, więc spróbowałam się wyswobodzić. Z marnym skutkiem. Rayn nawet przez sen był niezwykle uparty. Przy każdym moim ruchu jego ramię odrobinę mocniej zaciskało się na mojej tali.

W końcu zrezygnowałam i zmęczona opadłam na poduszki. Przymknęłam oczy i starałam się wsłuchać w jego spokojny oddech. Przylegałam do jego klatki piersiowej, więc czułam każde uderzenia serca. Biło powoli, ale pewnie.

No dobra, znudziło mi się to.

Gdy po raz kolejny otworzyłam oczy, zobaczyłam, że brunet już nie śpi. Wpatrywał się we mnie wnikliwym spojrzeniem. Miałam wrażenie, że przewierca się przez ze mnie, chcąc odkryć wszystkie moje tajemnice. Odwróciłam spojrzenie, bo nie mogłam znieść jego wzroku.

Byłam ciekawa, czy domyśli się, że nie wszystko jest tak dobrze, jak im napisałam.

- Co się wczoraj stało?- zapytał.

Czyli jednak coś zauważył. Kurwa. I co ja mu powiem?

- To wszystko przez miesiączkę. Mówiłam ci- wyjaśniłam, mając nadzieję, że nie będzie dopytywał.

Oczywiście, że zaczął coś podejrzewać.

- Nie, nie o to chodzi.- Pokręcił głową.- Nie umiem tego nazwać, ale... Wiem, że coś jest nie w porządku, okej? Czuję, że coś się wydarzyło, że coś jest nie tak. I tu nie chodzi tylko o...- zawahał się- ... babskie sprawy.

Parsknęłam śmiechem.

- Co?

- Nie masz problemu ze spaniem ze mną w jednym łóżku, rozmawianiu ze mną o anoreksji, dbaniu o moje odżywianie, a nawet całowaniem mnie, a kiedy przychodzi, co do czego to nie umiesz powiedzieć po prostu miesiączka?- powiedziałam rozbawiona.

- No, tak jakoś...- przyznał zmieszany, ale po chwili spojrzał na mnie z wyrzutem.- Zmieniasz temat.

Wcale nie...

- Nieprawda!- zaprzeczyłam. Spojrzałam mu w oczy, żeby uwierzył w moją prawdomówność, ale ugięłam się pod jego oskarżycielskim wzrokiem.- Naprawdę nic. Wszystko w porządku.

- Nie okłamuj mnie- poprosił.

- Nie okła...

- Nie uważasz, że to trochę głupie? Że wstydzisz się mi czegoś powiedzieć. Ja ci powiedziałem wszystko. O mojej siostrze, mamie, tacie. Wiesz wszystko, a przynajmniej więcej niż ktokolwiek. Więc czemu nie możesz zrobić tego samego? Nie uważasz, że ja jestem jedyną osobą, której naprawdę możesz to powiedzieć, bo nie będę cię oceniał i zachowam to dla siebie- wyjaśnił, a ja słyszałam w jego głosie urazę.- Jeśli bardzo nie chcesz nie mów, luz. Ale ja bym skorzystał. Czasami robi się lepiej jeśli komuś opowiesz o swoich lękach i ciężkich chwilach.

- Wczoraj przyjechali rodzice- przyznałam cicho. Powiem mu. Powiem mu wszystko.- Właściwie wpadli tylko na chwilę. Powiedzieli mi, że za dwa tygodnie odbędzie się jakiś ważny bal charytatywny.- Nagle coś sobie uświadomiłam.- Czekaj! Przecież te bale są co roku! Przychodzą na nie wszyscy mieszkańcy Spinland. No, przynajmniej powinni- dodałam, widząc jak się krzywi.- Tyle, że ten miał być jakiś wyjątkowy. Rodzice powiedzieli mi, że to bardzo ważne, więc pewnie to będzie dotyczyło ich firmy. I niby przyjechali tylko na chwilkę, ale mnie to strasznie wytrąciło z równowagi. Każde spotkanie z nimi sprawia, że chęci do życia są zerowe. A miałam taki dobry humor po poranku z wami.

- Miło to słyszeć.- Uśmiechnął się. zaraz jednak spoważniał.- To wszystko?

Skinęłam głową.

Nie zamierzałam mu mówić o komentarzach matki w moją stronę. Zamierzałam być jej posłuszna, a gdyby Sebastian się dowiedział na pewno by na to nie pozwolił.

- Zawsze podczas takich spotkaniach skupiali się na Jasperze. Jego chwalili, mówili mu, co robi nie tak i wytykali błędy. Ja stałam w cieniu. Właściwie specjalnie to robił. Przejmował na siebie obelgi rodziców, wiedząc jak każde złe słowo wpływa na moja psychikę. Zawsze byłam tym gorszym dzieckiem i starałam się pokazać im, że też jestem coś warta. Chciałam zrobić coś, cokolwiek, żeby mnie pokochali. Teraz rozumiem, że to nigdy nie było możliwie, ale kiedyś miałam taką nadzieję.- Odetchnęłam.- A teraz kiedy go zabrakło, skupili się na mnie. Nie było nikogo, kto by się za mną wstawił. Pokazał im, że nie jestem zupełną porażką i nie wyliczył moich sukcesów. Dopiero teraz zobaczyłam, jak trudne zadanie przejął na siebie Jasper. A to wszystko dla mnie.

- Nie tylko dla ciebie się poświęcał. Dla mnie też robił wiele dobrego. Nigdy nie myślał o sobie. Tylko o innych. Rodzina była dla niego najważniejsza.- Parsknął nie wesoło.- A mówiąc rodzina mam na myśli ciebie, mnie, Mateo i Nico. Czasami mówił mi, że rodzice nigdy nie byli dla niego rodzicami bardziej szefami? Kimś kto wydaje polecenia, oczekuje perfekcji i najlepszych wyników. Oni... wysysali z niego życie.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że Jasper też mógł to wszystko źle znosić. Zawsze szedł z wysoko uniesioną głową, niepokonany przez nikogo.

Ale może faktycznie dla niego też nic nie było takie proste...

Nie wiedziałam jak źle na jego psychikę wpłynęli na niego ludzie, którzy mieli być rodzicami, wsparciem, miłością i troską, a stali się zwykłymi tyranami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro