Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez cały tydzień siedziałam w mieszkaniu na zmianę śpiąc i zwijając się z bólu. Tyle, że nie byłam sama. Przez cały ten czas, któryś z chłopaków był przy mnie. Często przychodzili całą czwórką, a gdy robiło się późno zostawał jeden.

Najczęściej Sebastian.

Ku niezadowoleniu Ashera.

I mojej radości.

Sanderson przestał cały czas się opierać, gdy wreszcie zauważył, że pomiędzy mną a brunetem pojawiło się coś w rodzaju więzi. Ufaliśmy sobie bezgranicznie. Chłopak umiał dać mi odpowiednie wsparcie i bliskość. On najlepiej wiedział, jak trzeba się mną zająć w tej sytuacji. Podejrzewałam, że w większości momentów działał instynktownie, ale jego ramiona, ciche kołysanki i usta na moim czole, sprawiały, że od razu czułam się lepiej.

Teraz nie było inaczej. Pożegnałam się ze wszystkimi i rzuciłam się na łóżko. Po chwili dołączył do mnie Sebastian.

Zapomniałam wspomnieć, że ten kretyn zaczął wchodzić do mojego domu jak do siebie. Wiedział, że trzymam klucze pod doniczką i zdecydowanie za często robił z nich użytek.

Chociaż z jednej strony mi się to podobało. Dzięki temu to mieszkania nie wydawało się takie puste i bez życia. Moi przyjaciele już zdążyli wprowadzić kilka zmian. Takie jak delikatne przestawianie mebli, inny układ produktów w kuchni (który faktycznie sprawdzał się lepiej od tego poprzedniego), a największą zmianę przeszedł mój pokój. Głównie dlatego, że tam rodzice nigdy nie zaglądali. Od każdego z nich zdążyłam pożyczyć jakieś ubrania. Dokładnie bluzy(moje ulubione) i kilka koszulek, które walały się po całym pomieszczeniu.

- Nauczysz mnie grać na gitarze?- Wskazałam głową na instrument, który stał w rogu pokoju. Przez ostatni czas Sebastian prawie u mnie mieszkał, więc jego gitara też. Chłopak bardzo często na niej grał. Uczył się nowych piosenek, a ja po prostu słuchałam. Jeśli akurat wtedy bolał mnie brzuch udawało mi się trochę wyciszyć i uspokoić.

To był cholernie przydatny instrument.

Jeśli się miało Sebastiana Rayna w pakiecie.

- Możemy spróbować- zgodził się.

Już po godzinie prób i jęków instrumentu wiedziałam, że to był jeden z najgorszych pomysłów w moim życiu.

Ja i gitara? Najgorsze duo ever.

- Ona brzmi jakby była chora- jęknęłam, oddając gitarę brunetowi.

- Nie- zaprzeczył, a ja popatrzyłam na niego jak na idiotę. Naprawdę tego nie słyszał? Wiedziałam jak źle to brzmiało.- Jakby umierała.

Walnęłam go w ramię i parsknęłam śmiechem. Sebastian jeszcze przez chwilę próbował udawać poważnego, ale w końcu zrezygnował. Jego twarz rozświetlił uśmiech.

- Może ty zagrasz?- zaproponowałam.- Jeśli jeszcze raz mi pokarzesz, to może szybciej zrozumiem.- Uśmiechnęłam się słodko i zrobiłam maślane oczka.

- Nie licz na to- parsknął, ale posłusznie przejął gitarę.

Miał rację. Nic by mi to nie dało, ale chciałam jeszcze raz usłyszeć jego cudowną grę. Sposób w jaki spod jego palców wydobywały się śliczne dźwięki, wydawał się hipnotyzujący. Zawsze gdy grał zapominałam o świecie i myślałam tylko o nim. Gdy piosenka się kończyła, byłam brutalnie wyrywana ze swojej bańki. Ze świata Sebastiana, którym dzielił się ze mną poprzez muzykę.

- Nie możesz być tego taki pewien- droczyłam się z nim.

Rayn przewrócił oczami, ale zaczął delikatnie sunąć opuszkami palców po strunach.

- If you treat me right, baby, I'll give you everything. Talk to me, I need to hear you need me like I need you. Fall for me, I wanna know you feel how I feel for you, love. Before you, baby, I was numb, drown the pain by pouring up. Speeding fast on the run, never want to get caught up. Now you the one that I'm calling. Swore that I'd never forget, don't think I'm just talking.*

Jego głęboki głos przeniknął mnie całą. Czułam, że tonę w tej muzyce. I nie chciałam tego cofać. Chciałam zatonąć. Znaleźć się pod powierzchnią.

Być tam z Sebastianem.

Z nim wszystko było łatwiejsze.

***

Przez całe jebane dwa tygodnie prawie nic nie jadłam. Sebastian, który siedział u mnie przez prawie cały ten czas, patrzył na mnie podejrzliwie. Zawsze zwalałam to na ból brzucha. Chyba nie do końca mi wierzył, ale przecież nie zamierzał mnie karmić.

I teraz stałam przed lustrem. Wróciłam do dawnej sylwetki. Byłam wychudzona, to było bardzo widać. Ostatnio udało mi się przytyć, nie tak, żebym była gruba. Tylko tyle, że wyglądałam- wreszcie- na zdrową. Ale nie. Dla niej wciąż byłam niewystarczająco chuda.

Założyłam sukienkę, którą przysłała mi matka jakieś trzy dni temu. Była śliczna. Odkrywała ramiona, na gorsecie miała mnóstwo koronek i malutkich diamencików, które mieniły się w świetle. Na dole była rozkloszowana, a delikatny materiał układał się pięknie. Wyglądało to prawie tak jakbym unosiła się nad ziemią. Całą kreacja była w kolorze fiołków. I był tylko jeden problem.

Nienawidziłam sukienek. Sukienek i spódnic.

Ale czy kogoś to obchodziło? Nie. Miałam być po prostu idealna. Miałam ładnie wyglądać. W głowie rozbrzmiały mi słowa piosenki Dollhouse:

Places, places. Get in your places. Throw on your dress and put on your doll faces
Everyone thinks that we're perfect. Please don't let them look through the curtains. Picture, picture, smile for the picture. Pose with your brother, won't you be a good sister? Everyone thinks that we're perfect. Please don't let them look through the curtains.

Kiedyś puściła mi ją Elsa i zaczęła mówić, że ta piosenka idealnie mnie opisuje. Wtedy obróciłam to wszystko w żart, ale teraz gdy o tym myślałam, wiedziałam, że miała rację. Uśmiechałam się do zdjęć, udając idealną.

Spojrzałam jeszcze raz na sukienkę. Góra przylegała tak mocno, że ledwo mogłam oddychać. Cieszyłam się, że przynajmniej dół jest szerszy, bo inaczej moja kreacja byłaby bardziej jak druga skóra niż ubranie. Jednak wiedziałam, dlaczego matka zdecydowała się na taką, a nie inną suknię. Uważała, że mam grube nogi, a rozkloszowany dół mógł ukryć moje niedoskonałości jak to ujęła podczas naszej rozmowy przez telefon. Wtedy tylko grzecznie potakiwałam.

Teraz czułam na nią wściekłość. I gorycz do samej siebie, że cały czas się na to zgadzałam. Powinnam cos zrobić. Przerwać tą szopkę. Pokazać, że nie jesteśmy idealni. Ale nie mogłam tego zrobić. Jeszcze nie teraz.

Zrobiłam bardzo mocny makijaż, taki jak nakładała moja mama. Zero naturalności. Tona tapety. Powinna być zadowolona. Nakładając te wszystkie warstwy korektora, podkładu i pudru, naprawdę odnosiłam wrażenie, że zakładam maskę.

Twarz dziewczyny, którą wcale nie jestem. Dziewczyny, która jest perfekcyjną córką, uczennicą, a kiedyś jeszcze siostrą.

Na próbę uśmiechnęłam się do lustra. Starałam się to przećwiczyć, bo rodzice na pewno będą oczekiwać zdjęć. Powściągliwy uśmiech, ale widoczny i tak, żeby było widać- równie idealne jak ja cała- zęby.

Jedyne na, co miałam ochotę w tej chwili to zerwanie z siebie tej sukni. Przebranie się w bluzę Jaspera lub Sebastiana i jakieś jeansy. Chciałam zadzwonić do Rayna, żeby przyjechał, powiedział, że nie muszę być idealna, nie muszę udawać, jestem piękna. Żeby mnie przytulił, a może nawet pocałował, dodając w ten sposób odwagi... Stop! Co? Jaki pocałunek? To można wykreślić z listy. Chciałabym, żeby zagrał mi coś na swojej gitarze. Żebym mogła zasnąć ukołysana przez piękną melodię, wydobywającą się spod jego palców.

Ale nie. Nie mogłam zrobić niczego z tych rzeczy.

Musiałam iść na ten głupi bal. Zazwyczaj na takich spotkaniach czułam się jak zwierzę w zoo. Wystawione na widok, do podziwiania przez ludzi. Ku ich radości i pokazaniu, że ma się takie cudowne rzeczy.

No właśnie, rzeczy. Czułam się tam jak rzecz wystawiona na pokaz. Chyba bardziej pasowałoby porównanie do muzeum niż zoo. Byłam eksponatem w muzeum państwa Raymond. I to wyjątkowo nieudanym.

Wyszłam z mieszkania i ruszyłam w stronę ratusza, gdzie miało odbyć się przyjęcie. Rodzice na szczęście nie upierali się, żebyśmy pojawili się tam razem. Miałam do nich dołączyć chwilę przed rozpoczęciem całego teatrzyku.

Stanęłam przed drzwiami ogromnego ratusza i odetchnęłam kilka razy.

Pora na przedstawienie.

Może zacznę rozważać aktorstwo zamiast medycyny? Byłam w tym coraz lepsza. Na pewno wielu reżyserów doceniłoby osobę, która tak dobrze umiała panować nad emocjami.

Przywołałam na twarz uśmiech i weszłam w paszczę lwa.

*Słowa są z piosenki Falling Trevora Daniela

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro