Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ja...- wykrztusił po paru minutach.- Czemu nie powiedziałaś wcześniej?- szepnął z bólem.

Poczułam ukłucie, bo wiedziałam, że ta emocja nie zniknie z jego głosu ani na chwilę tego wieczoru.

- Nie mogłam. Ty nie wiesz, jakie to uczucie. Gdy jest się zwyczajnie... bezbronnym. Możesz robić jedynie to, czego się od ciebie oczekuje. Jestem od nich uzależniona- próbowałam to wyjaśnić.

- Mimo wszystko mogłaś mi powiedzieć. Pomógłbym ci...

- Jak?- przerwałam mu ostrzej niż zamierzałam.- Co byś zrobił?

To pytanie skutecznie zbiło go z tropu.

- Tu się nie da nic zrobić, Sebastianie. Ja po prostu muszę to przetrwać. Nie mam innego wyboru. Muszę dać sobie radę do osiemnastki. Potem wyjadę i odetnę się od nich. Wtedy będę wolna. Zacznę życie od nowa- mówiłam z przekonaniem.

- Jak bardzo od nowa?- spytał cicho.

- Słucham?

Nie rozumiałam tego pytania.

- Chodzi mi o to...- Oblizał wargi.-... Czy w twoim nowym życiu będzie miejsce dla nas? Dla mnie, Ashera, Mateo i Nico?

- Och, nie myślałam o tym. Ale... Ja teraz nie potrafiłabym już bez was żyć. Nie dałabym rady się odciąć. Chciałabym, żebyście byli w moim życiu- stwierdziłam.- Jestem słaba- parsknęłam.- Nie umiem postawić się rodzicom. Cały czas robię to, czego oczekują.

- Nie, to nie prawda- zaprzeczył.- Jesteś w chuj silna. Wiesz czemu? Niby człowiek w gorszej chwili umie dać sobie radę tylko z drugim człowiekiem, ale ty dajesz radę sama.

- To nie do końca tak- westchnęłam.- Nigdy nie byłam sama. Miałam Jaspera, a teraz mam was, więc...

- Ale, czy Jasper wiedział o tym, jak oni cię traktują?- zapytał.

Pokręciłam głową.

- Nie wiedział. Rodzice to przed nim ukrywali, a ja też się nie odzywałam.

- No właśnie... On by tak tego nie zostawił. I wcale nie mów, że masz nas.

- Ale...

- Tak jesteśmy przy tobie, ale tak naprawdę nic nam nie mówisz. Myślałem, że przynajmniej ja zasługuję na szczerość. Powiedziałem ci wszystko. WSZYSTKO. A ty? Nic mi nie mówisz. W ogóle się nie otwierasz. Żeby się czegokolwiek dowiedzieć musze cię zmuszać do mówienia- wyznał, a ja widziałam w jego oczach zawód.

- Nie chcę wam dorzucać swoich problemów, zwłaszcza że sobie radzę.

- Gówno sobie radzisz!- wrzasnął.

Wyrwałam się z jego ramion. Był tak zaskoczony tym gestem, że nawet nie zdążył mnie powstrzymać.

- Wiesz co? Masz rację! Nic o mnie nie wiesz! O mnie i o moim życiu! Dlatego, łaskawie, się w nie nie wpierdalaj!- Nie, no, ja też umiem krzyczeć.

- Jas...

- Naprawdę radzę sobie z rodzicami...

- To nie rodzice tylko jebani oprawcy- burknął.

-... i jedyne, czego potrzebowałam to jakieś wsparcie. Kilku przyjaciół dzięki, którym mogłabym o tym wszystkim choć na chwilę zapomnieć! Nie chcę, żeby nagle wszyscy zaczęli mi współczuć się nade mną litowali. Zawsze marzyłam o osobach, które po prostu przy mnie będą. Sprawią, że zapomnę, że się uśmiechnę. Przy których mogłabym być po prostu sobą!

Dokładnie, stałam na środku rynku i wrzeszczałam do jakiegoś chłopaka. Ja idealna Jasmine Raymond. Jeśli ktoś wyszedłby teraz z ratusza, to zastałby mnie w zupełnie nie perfekcyjnej sytuacji.

W tej chwili miałam to gdzieś.

Nawet jeśli tymi osobami mieliby być moi rodzice.

Wtedy pewnie zaczęłabym krzyczeć również na nich. Powiedziałabym im wszystko. Co o nich myślę. Jak mnie traktują. Że ich nienawidzę.

Teraz jednak skupiłam się na Sebastianie.

Gniewnym gestem wytarłam łzy, które nagle zebrały się w moich oczach. Nie zamierzałam znowu przy nim płakać. Nie teraz.

Brunet wstał i powoli ruszył w moją stronę. Nie odsunęłam się nawet, gdy stanął tuż przy mnie. Ani gdy wyciągnął rękę, żeby wytrzeć moje łzy.

Miałam nie płakać.

- Czemu taka jesteś?- szepnął.

- Jaka?

- Udajesz szczęśliwą i zadowoloną, ale prawda jest zupełnie inna. Udajesz, że masz na wszystko wyjebane, że nic cię nie rusza, a po prostu chciałabyś popłakać i się do kogoś przytulić. Jasmine...- Oczywiście, że zwróciłam uwagę na to, że użył mojego pełnego imienia.-... przy mnie nie musisz udawać. Możesz być sobą. Możesz uśmiechać się i śmiać. Ale możesz też być smutna i płakać. Możesz się do mnie przytulić. Ja będę przy tobie. Nie odejdę. Chcę, żebyś przynajmniej przy mnie nie musiała udawać i pokazała, jaka jesteś naprawdę.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że długo się wahałam. Bez zastanowienia wpadłam w ramiona bruneta. Chłopak szybko mnie objął. Przyciągnął mnie mocno do siebie. Płakałam, mocząc mu koszulę, ale on nie zwracał na to większej uwagi. Na szczęście. Bo gdyby mnie teraz odtrącił, załamałabym się bezpowrotnie.

- Wiesz, na tym całym balu nie miałem okazji, żeby z tobą zatańczyć- oznajmił, gdy się uspokoiłam.- Czy mogę zaprosić cię do tańca, panno Raymond?- zapytał, uśmiechając się przy tym szelmowsko.

Zachichotałam.

- Oczywiście.

Chciałam przyjąć taką samą pozycją jak podczas tańca z Anthonym, ale Sebastian pokręcił głową. Położył ręce na moich biodrach. Nie miałam, co zrobić ze swoimi dłońmi. Z braku lepszego pomysłu, oparłam je o braki chłopaka.

Sebastian zaczął się powoli kołysać.

- Jak będziemy tańczyć bez muzyki?- zaśmiałam się.

Szczerze. To nie był ten wymuszony śmiech, który często wydobywał się z moich ust podczas różnych bankietów. Ten był prawdziwy. I do niedawna przeznaczony tylko dla mojego brata. Ostatnio jednak trochę się pozmieniało.

- Nie potrzebujemy muzyki. Musisz się wsłuchać w melodię swojego serca. To będzie najpiękniejsza piosenka- szepnął.

Starałam się znaleźć tę melodię, o której mówił Rayn, ale zwyczajnie tego nie czułam. Przymknęłam oczy i jakoś próbowałam zajrzeć w głąb siebie, czy jak się na to mówi. I nic. Cisza.

Dlatego zaufałam Sebastianowi i dałam mu się poprowadzić. Na początku wyglądało to tak, że chłopak kołysał się ze mną w ramionach. Później postanowił przyśpieszyć.

Zaczął krążyć po całym rynku, a ja próbowałam za nim nadążyć, co nie było wcale takie proste. Chłopak co chwila podrzucał mnie do góry. Kręcił mną. Dziwiłam się, że sam nie pogubił się w tych wszystkich ruchach, bo ja sama zrobiłam to już na początku.

W końcu jednak postanowił się nade mną zlitować i się zatrzymał.

- Nie dość, że pięknie śpiewa to jeszcze świetnie tańczy. Gdzie wianuszek fanek, Sebastianie Raynie?- wydyszałam.

- Nie potrzebuję żadnego wianuszka. Wystarczy mi jedna- szepnął nachylając się.

Nie wiem, co mnie do tego popchnęło. Jego słowa czy może to, że naprawdę potrzebowałam teraz czyjejś bliskości. Przybliżyłam swoją twarz do jego i dosłownie wpiłam się w jego usta. Sebastian nie protestował. Zacisnął mocniej ramiona na mojej tali i przyciągnął mnie mocniej. Moje plecy wygięły się pod niewygodnym kątem, ale w tym momencie miałam to gdzieś.

Mogłam myśleć tylko o jego wargach na moich. Nie wiedziałam, co robić dalej. Zapoczątkowanie tego pocałunku było instynktowne. Nie myślałam o tym. Po prostu to zrobiłam. Ale teraz zdałam sobie sprawę, że nie do końca wiem, co robić dalej. Na szczęście Rayn wiedział.

Rozchylił moje wargi mocniej, wpychając mi język do buzi. Próbowałam go naśladować, żeby też czerpał z tego pocałunku taką przyjemność jak ja. Albo przynajmniej w połowie, bo ja nie miałam takiego doświadczenia.

Miałam wrażenie, że Sebastian uśmiecha się w moje usta, zdając sobie sprawę z moich nieporadnych prób naśladowania go.

Mimo to nie odpuszczał. Coraz bardziej pogłębiał nasz pocałunek. Nie był ostrożny i delikatny. Był mocny, pożądliwy i intensywny. Sebastian nie bawił się w jakieś podchody i od razu przeszedł do rzeczy, a ja nie miałam nic przeciwko.

Wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam delikatnie przeczesywać kosmyki. Brunet wydał cichy pomruk zadowolenia.

Napierał na mnie całą możliwą siłą.

Mimo mocy tego pocałunku Sebastian przekazywał mi również swoje wsparcie. Nie rozumiałam, jakim cudem to robi, ale czułam to nawet wyraźniej niż gdy mi to mówił. Wiedziałam, że będzie przy mnie, że będzie mnie wspierał, że mi pomoże, ale dopiero ten pocałunek mnie w tym wszystkim upewnił. To było coś w rodzaju przypieczętowania obietnicy.

W miejscach, gdzie nasze ciała się stykały, miałam wrażenie, że ktoś przykłada mi rozżarzone węgielki. Tyle, że to było przyjemne.

Czułam jego bliskość każdą komórką ciała. I nie chciałam jej tracić. Chciałam zostać w takiej pozycji na zawsze.

Ale niestety nie było mi to dane.

Przez dłuższy pocałunek, zaczęło mi brakować powietrza.

Z niechęcią odsunęłam się kawałek. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, na moje szybko bijące serce i przyśpieszony oddech. Sebastian też oddychał szybciej niż normalnie. Jego włosy były rozczochrane i nie było już ani śladu po idealnej fryzurze, w której przyszedł na bal. W tej wersji bardziej mi się podobał.

Oczywiście jako przyjaciel.

Patrzył na mnie roziskrzonym wzrokiem.

- Teraz jeśli cokolwiek będzie się działo, masz mi natychmiast powiedzieć, rozumiesz?- wykrztusił.

Pokiwałam głową.

W tej chwili byłam gotowa na wszystko.

- Nie, Jas, obiecaj mi to- poprosił.

- Obiecuję.

Już się zastanawiałam, kiedy zacznę tego żałować.

- Chcesz pojechać do mnie?- spytał nagle.

- Do twojego domu?- upewniłam się.

- Tak.

Przełknęłam ślinę. On był u mnie nie raz. I w sumie moi rodzice nie mogli się o tym dowiedzieć, bo mieli wrócić do Londynu.

A i tak coś musieliśmy zrobić. Nie mogliśmy cały czas stać na rynku i czekać aż ktoś wyjdzie z ratusza i nas zobaczy.

- No dobra.

***

Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie mieszka Sebastian. Ani jak wygląda jego dom. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.

Stałam przed drewnianym jednorodzinnym domkiem, który znajdował się na obrzeżach miasteczka. Dom nawet w ciemnościach wyglądał na ciepły i przytulny. Nie mogłam dostrzec szczegółów, bo jedynym źródłem był księżyc, na który złośliwie nasunęła się jakaś chmura.

Sebastian wziął mnie za rękę. Odebrałam to jako gest dodania otuchy tylko nie wiedziałam dla kogo. Dla mnie czy dla niego? Weszliśmy na ganek i chłopak otworzył drzwi, które zaraz po cichu zamknął.

- Zdejmij szpilki- szepnął, ściągając swoje buty.

Posłusznie zrzuciłam obcasy.

- Weźmiemy je na górę- stwierdził po chwili i wziął je, prowadząc mnie na schody.

Starałam się wejść po cichu, bo chłopakowi chyba nie zależało na robieniu hałasu. Weszliśmy do odpowiedniego pokoju i dopiero tam odważyłam się odetchnąć. Sebastian zapalił lampkę nocną.

Bez zastanowienia rzuciłam się na jego łóżko.

Zdecydowanie za mało moich ruchów przy nim było przemyślanych.

Wtuliłam twarz w poduszkę i nie zamierzałam się więcej ruszyć. Cała pościel pachniała Sebastianem, więc tym samym bezpieczeństwem i domem.

Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie miałam siły się podnieść.

- Co?- jęknęłam z poduszkę.

- Nic- zaśmiał się cicho.- Nie chcesz jakiś innych ubrań?- No dobra, podniosłam się i spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.- No chyba, że wolisz spać w tej sukni, ale ja też chcę się zmieścić na łóżku- dodał.

- Och, jasne.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju. Nie był ani duży ani mały. Coś po środku. I był bardzo przytulny. Bezowe ściany nadawały wnętrzu naturalnego ciepła. Brązowe szafy i biurko. W kącie stał stojak z gitarą, która czekała aż właściciel weźmie ją do ręki. Pokój był uroczo urządzony i aż biła z niego domowa i przyjazna atmosfera. Czyli taka jakiej zawsze brakowało w moim domu. Nie przyglądałam się szczegółom, bo w przyćmionym świetle lamki dało się niewiele zobaczyć.

Sebastian podszedł do szafy i wyjął z niej dwie koszulki jedną rzucił mi, a drugą zostawił sobie. Dla siebie wyjął również jakieś dresy. Przez chwilę przerzucał ciuchy w szafie, próbując coś jeszcze dla mnie znaleźć.

Chwyciłam koszulkę i przytuliłam ją do piersi. Czemu? Żebym ja to wiedziała...

- Wystarczy mi sama koszulka- powiedziałam cicho.

Sebastian spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie skomentował tego. Skinął głową i zaczął rozpinać guziki koszuli. Zanim zdążyłam się zorientować pozbył się oficjalnego stroju i przebrał w bardziej domowy.

Postanowiłam pójść za jego przykładem.

Wstałam i od razu się zorientowałam, że to nie będzie takie proste. Suwak sukienki ciągnął się przez całe plecy. No i, oczywiście, był z tyłu.

- Pomożesz mi?- zapytałam, odwracając się do niego tyłem.

Słyszałam cichy stęk podłogi, gdy do mnie podchodził. Sebastian chwycił suwak, ale wyczułam wahanie w tym geście. Powoli pociągnął go w dół. Po rozsunięciu go, trzymał ręce na moich plecach chwilkę dłużej niż by wypadało.

Oczywiście, nie wypomniałam mu tego. Jego dotyk był zbyt kojący.

Odsunęłam się od bruneta i zdjęłam sukienkę. Tym razem Sebastian nie zamierzał się odwracać. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w moje ciało. Jednym krokiem pokonał, dzielącą nas odległość.

Zesztywniałam, gdy przejechał palcem po moim brzuchu. Spojrzałam w dół, spodziewając się, co tam zobaczę. Na mojej skórze były ślady odciśniętej sukienki. Jak zawsze. Była za ciasna, ale ja i tak ją zakładałam. Dlatego teraz miałam takie jakby wgniecenie w skórze.

Odsunęłam się od bruneta i narzuciłam jego koszulkę.

Widziałam, że chce coś powiedzieć. Pokręciłam głową, dając mu do zrozumienia, że to bez sensu. I tak nic nie mógł zrobić. Chociaż...

Nie pogardziłabym uściskiem albo pocałunkiem.

Wskoczyłam do łóżka, nie czekając na chłopaka. Zagrzebałam się w kołdrze i przymknęłam oczy. Wszystko pachniało Sebastianem. Była to przyjemna woń, ale delikatnie dezorientująca. Nie mogłam zebrać myśli.

Zwłaszcza, gdy po chwili Rayn do mnie dołączył.

Nieznacznie się do niego przysunęłam. A on dobrze odebrał ten gest. Oplótł mnie ręką w tali i przyciągnął do siebie. Leżał na plecach, więc oparłam głowę o jego tors.

Przez cały czas po głowie chodziło mi jedno pytanie.

- Czy twój tata jest w domu?- spytałam ostrożnie.

- Tak.

- Aha.

nie no, ty chyba sobie żartujesz. Powiedziałaś „Aha"?! Co za idiotka! Jak można tak po prostu powiedzieć zwykłe „Aha". To słowa jest jakieś takie bezduszne.

- Jest w domu. Prawie cały czas tu siedzi. Z wykształcenia jest informatykiem. Od zawsze kochał tę pracę. Teraz chyba też to robi. Tyle, że z domu. Nie pracuje w żadnej firmie, robi jakieś prywatne zlecenia. Nie wiem dokładnie. Wiem, że pracuje, ale nie robi tego często. Tylko tyle, żeby zarobić na życie. Większość czasu spędza jednak na wycieczkach po klubach albo po łóżkach dziewczyn, które...- Odchrząknął.- Sama rozumiesz.- Miał rację rozumiałam. Nie rozumiałam tylko, dlaczego nie próbował się choć trochę kryć z takimi rzeczami przed synem.

- Czyli właściwie mieszkasz sam- stwierdziłam, wodząc palcem po jego piersi. Po prostu nie miałam, co zrobić z rękami!- Tak jak ja- szepnęłam cicho.

Westchnął.

- W sumie tak. Gorzej jak pojawia się z nimi- wykrztusił.- Wtedy zazwyczaj oboje są pijani, a ja wyrzucam te laski. Bo co innego ma robić?- spytał desperacko, jakby liczył, że ja znam odpowiedź.

- Nic. Dobrze robisz- zapewniłam go.

Nie wiem, jak ja bym się zachowała, gdyby coś takiego miało miejsce w moim domu. Moi rodzice nie byli przykładem pięknej, romantycznej relacji, ale przynajmniej byli sobie wierni. Tak przynajmniej myślałam.

- Jas... Obiecasz mi coś?

Znowu?

Byłam na granicy przytomności, więc tylko pokiwałam głową. Przymknęłam oczy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jestem aż tak zmęczona. Dopiero miękkie łóżko i obecność, tulącego mnie Sebastiana, sprawiły, że poczułam się senna.

- Zaczniesz się zdrowo odżywiać? Olejesz swoich rodziców i zaczniesz jeść tyle, ile powinnaś?- szepnął.

Pokiwałam głową, wtulając twarz w jego T-shirt.

Pierwszy raz zasypiałam całkiem spokojnie, bez strachu, że gdy się obudzę to, spotka mnie prawdziwy koszmar. Z takich, o których niektórzy tylko śnią.

Pierwszy raz zasypiałam z poczuciem bezpieczeństwa, które dawał mi Sebastian Rayn. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdyby ktoś mi powiedział, że będę się przy nim czuła bezpiecznie, że będę się do niego przytulać, że będzie mnie pocieszać, że będę przy nim zasypiać, że on po prostu przy mnie będzie, zwyczajnie bym tę osobę wyśmiała.

Zasypiając w jego ramionach, czułam, że po raz pierwszy jestem na swoim miejscu.

Tam, gdzie powinnam być.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro