Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uczyłam się do sprawdzianu z biologii, gdy rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Na początku zastanawiałam się, czy po prostu go nie zignorować. Jednak osoba, które dzwoniła nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Wstałam z podłogi, na której rozłożyłam podręczniki i lawirując między wszystkim, co leżało na podłodze, ruszyłam do salonu, gdzie zostawiłam komórkę.

Chwyciłam telefon i zobaczyłam na wyświetlaczu kontakt podpisany „Mama". Rodzice nigdy nie dzwonili gdy nie było żadnego ważnego powodu, a nie pamiętałam, żebym ostatnio coś przeskrobała. Odebrałam i powoli, z wahaniem przystawiłam telefon do ucha.

- Tak, mamo?

- Dlaczego tak długo nie odbierałaś?- Jak zawsze musiałam najpierw zebrać ochrzan.

- Miałam włączony tryb nie przeszkadzać, bo się uczyłam- skłamałam. Wiedziałam, że to jedna z niewielu odpowiedzi, jakie mogą ją zadowolić.

- W porządku. Ja...- zawahała się. To się nigdy nie działo, więc natychmiast spięłam się, nie wiedząc co usłyszę.- Chodzi o Jaspera- wyjaśniła słabo.

Moje serce przyśpieszyło.

- Pojechał do sklepu- zauważyłam szybko.- Zaraz powinien wrócić- powiedziałam, spoglądając na zegarek. Było już dość późno i chłopak w sumie powinien być już w domu. Nawet nie zwróciłam na to uwagi, zbyt zajęta nauką.

Na pewno się z kimś spotkał i po prostu chciał z tym kimś porozmawiać.

- Wiem- przyznała cicho kobieta.- Gdy wracał jakiś pijany kierowca wjechał w jego samochód. Jasper nie zdążył zareagować. Wjechali w siebie na czołówkę. Jasper, on...- usłyszałam cichy szloch-...nie przeżył.

- Nie, nie, nie, nie- powtarzałam jak w amoku, jakby moje słowa mogły sprawić, żeby to się nie wydarzyło. Żebym się obudziła z tego koszmaru, bo prawda była taka, ze zasnęłam nad książkami, ucząc się do późna.

- Kochanie, niedługo przyjedziemy z tatą do mieszkania. Na razie jesteśmy w szpitalu. Będziemy... nie wiem, za ile. Trzymaj się- i po tych słowach się rozłączyła.

Osunęłam się na podłogę po najbliższej ścianie. Wpatrywałam się w przestrzeń pustym wzrokiem.

Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogłam. Nie mogłam uwierzyć w to, że już nigdy nie zobaczę brata.

Znałam cały ten mechanizm. Najpierw będę wypierać tą wiadomość. Wierzyć, że tak się nie stało. Później się załamię. Dopiero później przyjmę to do informacji i postaram się jakoś żyć. Chociaż, czy życie bez niego miało sens?

Jasper odkąd pamiętam był przy mnie. Był dla mnie wszystkim. Potrzebowałam go.

Jasper nie żyje.

Powtarzałam to w głowie jak mantrę. Dopiero po tym, jak zabrzmiało to po raz tysięczny, z moich oczu poleciały łzy. Spływały po moich policzkach jak małe wodospady. Co czułam? Nie umiałam tego nazwać. Smutek, żal, rozpacz, rozczarowanie, zawód, ból. To nie było do końca to. To było coś mocniejszego. Większego. Te słowa nie mogły tego wyrazić. Nie mogły opisać tego bólu i pustki, które czułam w sobie.

Zdecydowanie czułam za bardzo. Za mocno odczuwałam wszystkie te emocje i milion innych. Jedna gorsza od drugiej.

Jasper nie mógł mnie zostawić. Po prostu nie mógł i tyle. Mój brat nie mógł tak po prostu odejść. Zbyt wiele osób go lubiło. Zbyt wiele osób go potrzebowało.

Gdy emocje zaczęły się kotłować wreszcie nie wytrzymałam. Wrzasnęłam na całe gardło. Mój krzyk był przepełniony bólem i rozpaczą. Nie obchodziło mnie to, że sąsiedzi mogli mnie usłyszeć. W tym momencie w sumie nic mnie nie obchodziło. Świat mógł się kończyć, a ja miałam to gdzieś.

Bo w tej chwili walił się mój własny świat. Jasper był dla mnie czymś w rodzaju filara. Był moją podstawą. Potrzebowałam go, żeby żyć.

Chciałam, żeby był przy mnie. Jak w każdym gorszym momencie. Chciałam, żeby mnie przytulił, głaskał po włosach, szeptał kojące słowa, które zawsze mi pomagały. Nie mogłam pogodzić się ze świadomością, że już nigdy tego nie zrobi. Nigdy nie usłyszę jego głosu. Nigdy mnie nie przytuli. Nigdy nie poczuję ciepła jego ciała. Nigdy się nie pośmiejemy. Nigdy ni wytłumaczy mi matematyki. Nigdy nie będzie go obok. Nigdy go nie zobaczę.

Nigdy...

Ten głos w głowie cały czas podpowiadał mi, czego jeszcze razem nie zrobimy. Mogłabym wymieniać te wszystkie rzeczy w nieskończoność.

Na czworaka poczłapałam do łóżka, bo tyłek zaczął mnie boleć od siedzenia na podłodze. Chociaż chwilowo to był mój najmniejszy problem i ból. Zwinęłam się w kłębek na swoim łóżku, tuląc do siebie bluzę, która chłopak zostawił u mnie po dzisiejszych wygłupach.

Łzy nadal leciały mi strumieniami, a ja zastanawiałam się, czy kiedykolwiek się wyczerpią. Czy kiedyś skończą się łzy? To pytanie narodziło następne. Czy kiedyś skończy się limit łez przeznaczonych na Jaspera? Czy kiedyś ból po jego stracie zniknie? Albo przynajmniej stanie się lżejszy? Czy nauczę się żyć bez niego? Czy kiedykolwiek myśleć o nim, nie będę czuła bólu tylko będę doceniała wspólne chwile? Czy kiedyś o nim zapomnę?

Gdy wyczerpały mi się znaki zapytania i nigdy, to zaczęłam wyobrażać sobie, co czuł Jasper gdy umierał. Czuł ból? Czy to była szybka śmierć? Czy myślał o mnie? A może o Olive? Albo o swoich kumplach?

Nawet nie pamiętam kiedy łzy utuliły mnie do snu. Niestety nawet on nie przyniósł ukojenia.

***

Rozejrzałam się dookoła mnie był las, a ja sama stałam na drodze. Bardzo mocno padało ledwie mogłam cokolwiek dostrzec.

Ale nagle z obu stron dostrzegłam światła samochodów. Patrzyłam raz w jedną stronę, raz w drugą. Chciałam uciec z drogi, ale nie mogłam. Moje nogi były jak sparaliżowane. Jeden z samochodów przemknął obok mnie, po czym przejechał naprzeciw legły pas ruchu. Usłyszałam dźwięk klaksonu sekundę zanim usłyszałam huk, a oba samochody stanęły w płomieniach.

Usłyszałam cichy głos szepczący moje imię. Odwróciłam się, nie mogąc patrzeć na wraki.

- Jasmine.- Głos był niewiele głośniejszy od szeptu.

Ale wiedziałam do kogo należy. Mój wzrok powędrował w stronę Jaspera, który stał naprzeciwko wraków. Pomiędzy nimi znajdowałam się tylko ja. Chłopak gdy dostrzegł, że na niego parzę, zaczął się cofać.

- Nie!- krzyknęłam.

***

Zerwałam się z łóżka. Byłam cała spocona, płakałam, a jakby tego było mało, ledwo mogłam złapać oddech. Sięgnęłam po szklankę z wodą, która zawsze stała na stoliku nocnym. Wypiłam całą zawartość jednym haustem.

Wiedziałam, że już nigdy nie będę w stanie wymazać tego widoku z pamięci.

Tego ranka nie miałam nawet siły na łzy. Wstałam i poszłam do łazienki. Gdy spojrzałam w lustro miałam wrażenie, że widzę ducha. Oczy miałam przekrwione od długiego płaczu, a wyglądu nie poprawiały granatowe cienie pod nimi. Powiedzieć, że moje włosy były w nie ładzie, to tak jakby nic nie powiedzieć. Mimo, że były związane to za dużo z tego kucyka nie zostały. Każdy kosmyk był w inną stronę. Skóra była nienaturalnie blada. Kolorem przypominała kartkę papieru.

Ale jedno musiałam przyznać, nadal mnie nie zawodziła. Nigdy nie wyskakiwały mi pryszcze. Można było powiedzieć, że mam cerę idealną, której zawsze zazdrościły mi koleżanki. I mimo tego okropnego traktowania przez ostatnią noc nadal trzymała się całkiem nieźle.

Weszłam pod prysznic i puściłam lodowatą wodę, mając nadzieję, że trochę mnie otrzeźwi. Gdy pierwsze krople zaczęły spływać po mojej skórze poczułam delikatną ulgę. Chciałam razem z tą wodą zmyć z siebie te wszystkie okropne emocje, które towarzyszyły mi od wczoraj. Chciałam choć na chwilę oderwać się od tego bólu. Znieczulić go chociaż na chwilę.

Niestety gdy tylko wyłączyłam wodę zalała mnie fala rozpaczy. Wiedziałam, że powstrzymywanie łez nie jest dobre. Jasper często to mówił, ze jak sobie popłaczę to będzie lepiej, że łzy nie są oznaką słabości i nikt nie powinien się ich wstydzić.

Ruszyłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie czegoś do jedzenia. A że mieszkanie było urządzone tak, że mieliśmy salon z aneksem kuchennym, to miałam idealny widok na to drugie pomieszczenie, w którym dostrzegłam rodziców. Oparłam się o blat wyspy, oddzielającej dwa pomieszczenia, przyglądając się rodzicom i szukając jakichkolwiek oznak, że przeszli wczoraj chociaż w połowie to, co ja.

Oczywiście nic takiego nie znalazłam. Rodzice siedzieli obok siebie na kanapie. Tata robił coś w laptopie, a mama rozmawiała przez telefon. Oboje wyglądali idealnie. Nie mieli spuchniętych ani podkrążonych oczu, w przeciwieństwie do mnie. W przeciwieństwie do mnie prezentowali się idealnie.

Sięgnęłam do szafki, żeby wyjąć z niej płatki, ale gdy w pierwszej kolejności dostrzegłam ulubione Jaspera zamknęłam szafkę z hukiem. Dopiero wtedy rodzice zauważyli moją obecność.

- Jutro będzie pogrzeb więc doprowadź się do stanu przyzwoitości- rzuciła oschle matka. Bez słowa pokiwałam głową i wróciłam do pokoju.

Nagle przeszedł mi apetyt na śniadanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro