Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam w mieszkaniu i wpatrywałam się w okno. Resztę dnia, który spędziliśmy w domku nad jeziorem, pamiętam jak przez mgłę. Po rozmowie z Sebastianem nie funkcjonowałam normalnie. Cały czas odtwarzałam w głowie nasz pocałunek. I to, co mi mówił.

Nawet teraz gdy siedziałam w domu i czekałam na spotkanie z Anthonym. Cały czas myślałam o Sebastianie. Gdy wstałam, jadłam śniadanie, szykowałam się do wyjścia, a nawet teraz, gdy siedziałam i gapiłam się sufit, jakby tam miała być napisana odpowiedź.

Jedyne co tam zraz będzie napisane to słowa Rayna, które wyryje mój wzrok, bo mózg mi nie odpuszczał i cały czas to powtarzał.

Na wszystko. Na cały świat. Na wszystko co najlepsze. A ja chciałbym ci to wszystko dać. Podarować ci gwiazdy. Sprawić, żebyś przestała się bać. Dać ci miejsce, które mogłabyś nazywać prawdziwym domem. Wskrzesić Jaspera. Dla ciebie podpisałbym pakt z diabłem.

Tak powiedział, a ja nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Czemu? Przecież to tylko słowa.

Nie dla mnie. Dla mnie znaczyło to o wiele, wiele więcej. Ale co dokładnie? Nie wiem.

W końcu wstałam i ruszyłam do drzwi. Musiałam ruszyć dupę i iść na spotkanie z Anthonym, jeśli nie chciałam się spóźnić. Otworzyłam drzwi, a za nimi stał...

Nie no, to jakiś głupi żart.

...Sebastian.

Z A J E B I Ś C I E.

- Em... Cześć. Po co przyszedłeś?- Uśmiechnęłam się niezręcznie.

Brunet zmierzył mnie wzrokiem. I się wyszczerzył.

- Dla mnie się tak wystroiłaś?- zapytał, uśmiechając się złośliwie.

Nie.

Ale przecież ci tego nie powiem.

- Wiesz, Sebastian, trochę się śpieszę- wyznałam, popychając go w drzwiach. Wyszedł z mieszkania, a ja zamknęłam drzwi. Zamknięcie ich na klucz było idealnym pretekstem do niepatrzenia na niego.

- Gdzie?- spytał podejrzliwie, a ja mogłam się założyć, że zmarszczył przy tym brwi.

- Na spotkanie...

- Z kim?- Okej, był wściekły.

Odwróciłam się, żeby zobaczyć, że mruży ze złością oczy.

- Bo wątpię, żeby to była Elsa. Dla nie byś się tak nie stroiła- powiedział.

- Jestem dziewczyną, to normalne, że noszę sukienki- parsknęłam, a później się zorientowałam, że brzmi to jak ten trend z TikToka „Jestem...więc to normalne, że..."

Ale Sebastian tego nie załapał.

A szkoda. Mogłoby być ciekawie.

- Sebastian, proszę cię, później.- Położyłam ręce na jego torsie i spojrzałam na niego prosząco.

Widziałam, jak toczył wewnętrzną walkę.

- Ale...

- Pogadamy później, obiecuję- rzuciłam i ruszyłam do wyjścia z bloku, zostawiając za sobą zagubionego chłopaka.

***

Była za pięć jedenasta, kiedy zjawiłam się przed kawiarnią, którą wybrał Anthony. Z zewnątrz wyglądała naprawdę ładnie. Chłopak już na mnie czekał. Z dużym bukietem białych róż.

- Dzień dobry?- zaczęłam niepewnie, nie do końca wiedząc, jak powinnam się z nim przywitać.

Anthony zaśmiał się, a ja patrzyłam na niego zaskoczona.

- Och, przepraszam. Ze mną nie musisz być oficjalna. Wystarczy zwykłe „Cześć". To dla ciebie.- Wyciągnął kwiaty w moją stronę.

Chwyciłam bukiet i powąchałam go. Ślicznie pachniał.

- Dzięki- posłałam mu delikatny uśmiech.

- Może mówmy do siebie imionami, co? Tak będzie łatwiej- zaproponował.

Przytaknęłam. To był dobry pomysł.

Weszliśmy do kawiarni. Anthony otworzył mi drzwi i odsunął krzesło. Zachowywał się jak prawdziwy gentelman, ale... no właśnie, zawszy było jakieś ale. Ja nie lubiłam czegoś takiego. Umiałam sama zrobić te rzeczy i zwyczajnie ich nie rozumiałam. Wiadomo, dobre wychowanie i inne gówna, no ale bądźmy szczerzy, w tych czasach kobiety wolały być samodzielne, w tym ja.

Dlatego uwielbiałam towarzystwo moich przyjaciół. Dla nich byłam równa. Nie patrzyli na to, że jestem dziewczyną. W większości przypadków, bo zdarzały im się przejawy nadmiernej troski. Ale to było zrozumiałe. W sensie, jakby któryś z nich przechodził gorsze chwile, to też by go wspierali i byli przy nim. Ale jeśli chodziło o żarty i jakieś delikatne przepychanki, to nie dostawałam forów.

Niewychowana banda autystycznych idiotów. Nikogo oczywiście nie obrażając! No, może oprócz nich...

Zamówiłam sobie kawę i tarte w owocami.

Było dość niezręcznie, bo żadne z nas nie wiedziało, jak zacząć rozmowę. A ja z moją początkową wpadką, nie zamierzałam odezwać się pierwsza.

Kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie, zatrzymując wzrok na Anthonym sekundę dłużej, niż powinna.

Nie skomentowałam tego, ale widziałam, jak chłopak zmarszczył brwi.

Nie wierzę, że nie był do tego przyzwyczajony.

- Czemu ona się tak gapiła?- spytał szeptem, nachylając się nad stołem.

A ja prawie zakrztusiłam się powietrzem.

On był jakiś zacofany w rozwoju?

- Żartujesz sobie?- Zaśmiałam się.

- Nie.

- Przecież to oczywiste- prychnęłam. Zaczęłam mieć gdzieś zasady dobrego wychowania. Machnęłam dłonią w stronę jego sylwetki.- Widziałeś się z lustrze? Większość dziewczyn, które byś spotkał, oglądałaby się za tobą. Jesteś... przystojny.- Nie, w ogóle nie potknęłam się na tym słowie. No, może odrobinkę. Anthony uśmiechnął się delikatnie na moje słowa. Kretyn.- To oczywiste, że dziewczyny oglądają się za tobą, licząc, że może je zauważysz i że może coś z tego będzie. Plus jeszcze ten garnitur. Roztaczasz wokół siebie aurę bogatego dupka, a to jeszcze bardziej je nakręca- wyjaśniłam.

Czemu musiałam to powiedzieć? Trzeba było powiedzieć, że nie wiem.

- Och. No, ale i tak nie mają szans- stwierdził po chwili.

Teraz to ja uniosłam brwi.

- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Po naszej rozmowie odniosłem wrażenie, że nie chcesz tego ślubu.

- No tak, ale to wiesz... Teraz się nie znamy i tak dalej. Może gdybyśmy więcej o sobie wiedzieli, to może coś by z tego wyszło? Jakby... może byśmy się dogadali i mogli przynajmniej... Nie wiem, zaprzyjaźnić się?- plotłam bez sensu, nie chcąc wyjść na tą złą i negatywnie nastawioną.

W sumie nią byłam, ale nie musiałam tego okazywać. Anthony też nie miał tu zdania, więc znajdował się w podobnej sytuacji co ja. Jemu także nie przypadł do gustu ten pomysł, ale potrafił być dla mnie uprzejmy. Skoro on daje radę, to ja też powinnam.

- Jasmine- przerwał mi, patrząc na mnie z rozbawieniem.- Kocham inną.

- Och- zmieszałam się.

Podrapał się po karku.

- Tak, bo...

- Jak ma na imię?- Tym razem to ja się wcięłam.

Twarz chłopaka rozświetlił uśmiech.

Chciałabym, żeby ktoś tak reagował na myśl o mnie.

- Clare. Ja... Kocham ją odkąd byłem mały. Ona zawsze przy mnie była i jakoś to uczucie pomiędzy nami. Ono chyba było od zawsze, ale dopiero niedawno to sobie uświadomiliśmy. A potem dowiedziałem się o tej umowie. Teraz wiem, że nie chcę nikogo oprócz niej.- Słuchałam go uważnie, delikatnie się krzywiąc. Zazdrościłam wszystkim, którzy mieli taką miłość. Chłopak musiał dostrzec moją minę, bo odrobinkę zbladł.- Ty też na pewno jesteś super dziewczyną i tak dalej, ale nie mieliśmy czasu się poznać. No i, z nią mam kontakt od dawna- zaczął tłumaczyć.

- Spokojnie. Rozumiem i nie mam nic przeciwko temu. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że mogłeś doświadczyć takiego uczucia- powiedziałam spokojnie, posyłając mu delikatny uśmiech.

- Wiesz... Nie chcę się pomylić ani cię urazić, ale odniosłem wrażenie, że ty też masz taką osobę, dla której jesteś ważna i... w niej zakochana- wyznał nieśmiało.

Spięłam się.

Czy on dostrzegł coś, czego ja nie widziałam?

I wtedy pomyślałam o Sebastianie. O naszych pocałunkach, wspólnie spędzonych nocach, rozmowach, o tym jak mnie przytulał i obdarowywał czułymi gestami...

Nie. Stop. To tylko przyjaciel.

- Przykro mi to stwierdzić, ale chyba ci się zdawało. Nie mam chłopaka- szepnęłam, spuszczając wzrok.- I dziewczyny też nie- dodałam szybko, uświadamiając sobie, jak to mogło zabrzmieć.

- Nie zawsze jesteśmy świadomi swoich uczuć i chcemy je pokazywać tak dosłownie. Albo to zwyczajnie potrzebuje czasu- oznajmił.

Czemu on mi daje porady sercowe?!

­- No może.- Odchrząknęłam.- Nie chcę poganiać, ale o czym chciałeś porozmawiać, gdy zaproponowałeś mi spotkanie? Bo raczej nie chodziło o żadne porady sercowe.

- No tak. Sprawa wygląda tak. Ja jestem jedynym synem swoich rodziców. Nie mam żadnego rodzeństwa, więc to ja przejmuję cały majątek po ich śmierci. Albo i wcześniej, jeśli tak zadecydują. Tyle, że u nas nie idzie tylko o dziedziczenie jakiegoś domu i kilku zer na koncie. Tu chodzi o dużo więcej. Nasze nazwisko nie jest zbiegiem okoliczności. Moja rodzina dziedziczy... jakkolwiek głupio to brzmi- zastrzegł, a ja zacisnęłam wargi, spodziewając się, co usłyszę. Oczywiście, że domyśliłam się skąd to nazwisko- imperium McDonald's. Wszystkie te restauracje przejmę ja. To ja będę musiał pilnować, żeby wszystko szło tak, jak powinno, żeby nikt nas nie kopiował. Będę musiał pilnować wszystkich statystyk i wyników sprzedaży i zysków. I z tego jest sporo kasy, zdaję sobie z tego sprawę, że będę bogaty. Ale ja tego nie chcę. Właściwie Clare też tego nie chce. Oboje chcielibyśmy mieć spokojne życie. Nie potrzebujemy wielkiego bogactwa. I miałem na początku taki plan, żeby zgodzić się na ten ślub. Odbębnić wszystkie te formalności i przez pewien czas utrzymywać się w przyjaznych stosunkach. A potem ogarnęlibyśmy jakąś awanturę i potem rozwód. Oczywiście nie zostawiłbym cię z niczym. Hojnie bym wynagrodził ci to, co dla mnie zrobiłaś. Dałbym ci dom i tyle pieniędzy, że już nigdy nie musiałabyś się martwić o wydatki. Mogłabyś sobie z kimś innym ułożyć życie na nowo. Ale Clare uświadomiła mi, ze to byłoby nie w porządku wobec ciebie. Dlatego mam inny plan- oznajmił.

A ja próbowałam nadążyć nad wszystkim, co mówił. Chciał mnie wykorzystać, ale przy okazji zadbać o moją przyszłość.

- Jaki?- zapytałam słabym głosem.

- Sfingowanie śmierci- odparł.

Otworzyłam szerzej oczy.

- Czyjej?- zapytałam z niedowierzeniem.

- Mojej. I może Clare, żeby nie drążyli tego, że nagle zniknęła- wyjaśnił.

Pokiwałam głową.

- Udalibyśmy, że zginęliśmy w wypadku samochodowym. Wyjedziemy i ukryjemy się, dopóki sprawa nie ucichnie. A potem będziemy żyć normalnie.

- To... to może się udać- przytaknęłam.- Tylko musicie mieć naprawdę dobry argument, dlaczego znaleźliście się w tym samochodzie razem. Ktoś wie op waszym uczucie?- zapytałam, bo to był dość ważny szczegół.

- Nie, ukrywaliśmy się z tym- odpowiedział.

- W porządku. Czy jej rodzina też ma jakieś wpływy? Jest wysoko postawiona? Tak jak twoja?- dopytywałam.

Jak tylko mi powiedział o tym, co planuje, włączył mi się jakiś tryb planowania. To wydawało się być ciekawe i miało dotyczyć mojej przyszłości. Chciałam być tego częścią i mieć w tym swój udział.

- Właściwie to nie- wyznał cicho.- Dlatego moi rodzice nigdy by się nie zgodzili na związek z nią. Bo Clare jest zwykłą dziewczyną. Jej rodzina nie jest biedna, ale nie są też bardzo bogaci. Są dość... przeciętni.

- Czyli może jednak nie powinniście wzbudzać sensacji? Zrobić to po cichu, żeby nikt nie wiedział, że to akurat ona była z tobą? Ale żeby jej rodzice wiedzieli, żeby nie było, że nie wiedzą, co się dzieje z ich córką?- Leciałam z pomysłami na prawo i lewo. Miałam straszny mętlik w głowie.- Ale... Nie wiem.- Wyrzuciłam z frustracji ręce w górę.

Anthony zaśmiał się z mojej reakcji.

- Co?

- Nic. Po prostu nie masz czym się przejmować.- Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.- Wszystko mamy już wymyślone. Jest cały plan. I nawet data, więc mogliśmy to tak po prostu wykonać, ale chciałem, żebyś wiedziała. Chciałem cię uprzedzić, że coś takiego będzie miało miejsce.

- W porządku.- Skinęłam głową.

- Nie wydasz nas, prawda?- rozległ się głos za moimi plecami.

Rzuciłam wzrokiem na chłopaka, ale to wystarczyło, żebym wiedziała wszystko. Jego oczy błyszczały.

Odwróciłam się i zobaczyłam śliczną dziewczynę, która się do mnie uśmiechała. Posłałam jej uśmiech.

- Nie. To byłyby mi strasznie nie na rękę- przyznałam.- Jasmine. To jesteś Clare, tak?

Nie umiem tego określić, ale od tej dziewczyny od początku biła jakaś taka pozytywna aura. Coś co sprawiło, że nie przejmowałam się w jej obecności, że palnę coś głupiego. Mogłam zachowywać się normalnie, bo ona wydawała się taka... odmienna od tego świata, w którym chodziło tylko o pieniądze. Była zwyczajna. Czyli taka jaka ja zawsze chciałam być.

- Dokładnie- mówiąc to, wpakowała się na kolana chłopaka i złożyła szybki pocałunek na jego ustach. Odwróciłam na chwilę wzrok, bo to wydawało się dość intymne.

- Mam nadzieję, że wam nie przeszkodziłam, ale naprawdę chciałam bardzo cię poznać- wyznała podekscytowana.

Rozpierała ją energia.

Zaśmiałam się.

- Nie, nie przeszkodziłaś. Anthony właśnie kończył mi wszystko tłumaczyć. Odkąd mi o tobie powiedział, zastanawiałam się, czy będę miała okazję cię poznać- przyznałam.

- Co myślisz o tym planie? Nie przeszkadza ci to?- spytała, a ja widziałam, że naprawdę się przejmuje. Jak można było jej nie lubić?- Oczywiście wynagrodzimy ci to. Anthony ostatnio pokazywał mi jakiś czek, który dostaniesz, ale nie powiem ci, ile wynosił, bo nie doliczyłam się tych wszystkich zer. Dostałam oczopląsu- zaśmiała się nerwowo.

- Też nie przepadasz za tymi wszystkimi umowami i zerami za liczbami, które wszystko definiują?- spytałam nagle.

- Tak!- pisnęła, ale zaraz się speszyła i dyskretnie rozejrzała po lokalu. Nikt nie zwracał na nas uwagi.- Dlatego tak podoba mi się pomysł tej ucieczki. Będziemy mogli z Anthonym żyć normalnie. Bez tego ciągłego stresu i presji.

- Mam nadzieję, że wam się uda- powiedziałam szczerze, bo naprawdę im tego życzyłam. Zaraz jednak przypomniałam sobie jej wcześniejsze słowa.- Czekajcie... Jaki czek?

- Nie chcemy zostawiać cię na lodzie. Zwłaszcza, że spodziewam się, że twoi rodzice mogą się ciebie wyprzeć, jeśli ich plan nie wypali. Oczywiście nie jestem pewien, czy tak będzie i nie chcę ich obrażać ani...- dodał szybko.

- Nie, masz rację. Faktycznie mogli by to zrobić- przyznałam.- Ale to nie znaczy, że potrzebuję od ciebie pieniędzy.

- Zrozum tu nie chodzi tylko o niego- wtrąciła Clare.- Ja to wymyśliłam, bo głupio mi, że przeze mnie sypie ci się przyszłość. Chciałam ci to jakoś wynagrodzić.

- Sypie? Przez ciebie?- zaśmiałam się.- Sypała mi się właśnie przez to małżeństwo. Clare, nawet nie wiesz, jak ja go nie chciałam. Jesteś dla mnie darem od losu.

- Uff- odetchnęła z ulgą, która wydawała się szczera.- Serio się cieszę, że nie masz niczego przeciwko, bo chyba bym nie zniosła, gdybym zniszczyła twoje plany.

- Nie mam nic przeciwko.- Nachyliłam się, a ona zrobiła to samo.- Tylko opiekuj się dobrze moim niedoszłym mężem.- Mrugnęłam do niej.

- Tak jest, pani kapitan!- Zasalutowała dla żartów.

Uwielbiałam tą dziewczynę.

Reszta spotkanie minęła nam w naprawdę przyjemnej atmosferze. Głównie dlatego, że odzywałyśmy się tylko ja i Clare. Rozmawiałyśmy o babskich tematach. Oczywiście nie mogła nie poruszyć tematu mojej drugiej połówki. Wyjaśniłam jej nieco, jak wgląda sprawa pomiędzy mną, a Sebastianem. Wydawała się zachwycona. Od razu podkreśliła, że jesteśmy uroczy i ma nadzieję, że będzie z tego coś więcej, a jak pokazałam jej nasze zdjęcie, to myślałam, że zacznie skakać po kawiarni z ekscytacji. Cały czas powtarzała, że super do siebie pasujemy.

Na koniec wymieniłyśmy się numerami, obiecując sobie, że będziemy w kontakcie. Przytuliłyśmy się na pożegnanie, a ja tchnięta przez tak cudowną atmosferę całego spotkania, objęłam również Anthony'ego.

***

Wróciłam do domu naprawdę szczęśliwa. Nie spodziewałam się tylko, że cudowny początek dnia nie oznacza, że reszta będzie przyjemna. Ten dzień miałam zapamiętać na długo.

Jako jeden z tych najgorszych. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro