Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy obudziłam się, leżałam na czymś, co się poruszało. Słyszałam podniesione głosy jakiś ludzi. Wszyscy krzyczeli, a wokół mnie pikały jakieś urządzenia.

Nad moją głową było pełno jasnych świateł, które raziły mnie w oczy. Poruszały się bardzo szybko. Nagle w kadr weszła mi czyjaś głowa. Nie wiem czyja. Nie znałam tej osoby. Pamiętam, że zaczęła krzyczeć. Dźwięk ten rozbrzmiał w moich uszach, wysadzając mi bębenki.

Nie miałam siły. Wszystko mnie bolało.

Przymknęłam powieki, licząc, że to pomoże przegonić moje męki.

Nie pomogło.

Jedyne co dawało mi ukojenie to ręka, która trzymała moją dłoń i gładziła ją kciukiem.

***

Za drugim razem obudziło mnie silne pulsowanie w brzuchu. Coś tu się nie zgadzało. Nie powinno boleć... Przecież nie miałam miesiączki...

Pomieszczenie było jasne. Bardzo jasne. Wszystko było białe. Spojrzałam w bok, gdzie zobaczyłam rozmazaną sylwetkę.

Chyba męską.

- Wypierdalaj stąd! Nie chcę cię tu widzieć! Po tym wszystkim nie masz prawa przy niej być!- usłyszałam stłumiony głos.

Był znajomy, ale nie mogłam rozszyfrować, do kogo należał.

- Ale...

Zalała mnie fala bólu. Ale innego, niż ten który mnie obudził. Ten pochodził bardzie ze środka.

Ten głos też znałam. Również nie pamiętałam, do kogo należy.

Ale pamiętałam, że kojarzy się z bólem. Że jego właściciel sprawia ból.

Przymknęłam oczy, bo stłumione wrzaski stawały się coraz głośniejsze, a ja nie byłam w stanie rozróżnić pojedynczych słów.

***

Gdy obudziłam się za trzecim razem, byłam bardziej świadoma wszystkiego, co się wokół mnie działo.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Wyglądało to na... salę szpitalną.

Byłam w szpitalu... Czemu?

Co się stało?

W pokoju były trzy osoby.

Tylko trzy...

Trzech chłopaków bliskich mojemu sercu, ale...

Zawsze jest jakieś „Ale"...

Nie było tego najbliższego.

Nie było Sebastiana.

- Co się stało? Czemu jestem w szpitalu?- wychrypiałam.

Miałam strasznie suche gardło. Nie, poprawka, to była Sahara.

Asher jakby się domyślając, chwycił szklankę z wodą, która stała na stoliku i przystawił mi ją do ust.

To powinien być Sebastian... Czemu go tu nie ma...?

Napiłam się kilka łyków, po czym skinęłam głową i szatyn odsunął szklankę.

- Dzięki.

Próbowałam się uśmiechnąć, ale poczułam ogromny ból. Skuliłam się, starając nie jęczeć zbyt głośno.

Nie chciałam wystraszyć przyjaciół.

Nie udało się.

Jak na dany sygnał, cała trójka dopadła do mnie.

Asher objął mnie ostrożnie ramieniem, szepcząc, że będzie dobrze.

- Idę po lekarza- rzucił Nico i po chwili go nie było.

- Nie, kwiatuszku, nie zamykaj oczu. Zostań z nami jeszcze chwilkę- prosił Asher. A mnie bolało coraz bardziej. Przymknęłam powieki.- Nie, Jasmine. Odpoczniesz później. Na razie nie zasypiaj. Pamiętasz naszą rozmowę... Nie, jednak nie. To zły przykład. A ten...

Czemu nie pozwalał mi zamknąć oczu? Ja chciałam się tylko zdrzemnąć...

Znowu zapadła ciemność.

***

Miałam dość budzenia się przez ogromny ból.

Na szczęście teraz było inaczej.

Gdy się obudziłam bolało o wiele mniej, niż wcześniej.

Tym razem było ciemno, a pokój oświetlała tylko lampka nocna, która stała na szafeczce przy łóżku.

Na fotelu leżał Asher. Z tego, co wywnioskowałam, była noc, więc czemu został? Powinien wrócić do domu i wyspać się tam normalnie.

- Jasmine, jak się czujesz?- spytał, natychmiast się podrywając.

- Już lepiej.- Tym razem udało mi się uśmiechnąć. Poczułam delikatne ukłucie, ale nie był to ból, który towarzyszył mi ostatnio.

- Dlaczego...- załamał mi się głos. Szatyn usiadł obok mnie na łóżku.- Dlaczego tu jesteś?

Asher zmarszczył brwi.

- A dlaczego miałoby mnie tu nie być?- zapytał zdziwiony.- Jasmine, jesteś moją przyjaciółką. To normalne, że w takiej sytuacji będę przy tobie. I nie tylko ja. Podzieliłem się z Nico i Mateo. Wymieniamy się nocami. Naprawdę sądziłaś, że zostawimy cię tu samą?

- Ja...- W moich oczach pojawiły się łzy.- Nie wiem. Nigdy... Zawsze byłam sama. Nie było nikogo, kto chciałby ze mną siedzieć.

Sanderson starł mi łzy kciukiem. Widziałam, jak drugą dłoń zaciska w pięść.

- Ale teraz jest inaczej- szepnął.- Teraz masz nas. Kwiatuszku, może spróbuj się jeszcze przespać, co? Musisz dużo odpoczywać i...- dodał.

- Nie- przerwałam mu.- Znaczy... Możemy porozmawiać?- spytałam z nadzieją.

Chłopak chwilę się wahał, po czym skinął głową. Ostrożnie pomógł mi usiąść. Odsunęłam się kawałek, żeby zrobić mu miejsce.

- Usiądź.

Wahał się, ale zajął miejsce obok mnie. Wsunął bark pod moje ciało, więc częściowo się o niego opierałam.

- Ile czasu byłam nieprzytomna?- zaczęłam. Na trudniejsze pytania czas przyjdzie później.

- Niecały tydzień. A uprzedzając twoje następne pytanie... Miałaś wypadek- wyjaśnił.- Wybiegłaś na ulicę i potrącił cię samochód.- Zadrżałam, co nie uszło uwadze Ashera, bo przykrył mnie szczelniej kołdrą. Tyle że ja nie drżałam z zimna.- Nie jechał szybko, więc nie masz jakiś poważnych obrażeń. Znaczy poważnych... No, wszystkich nas wystraszyłaś i każdy z nas zaliczył co najmniej dziesięć zawałów, ale... Na początku bardzo się martwiliśmy, wiesz? Nie było wiadomo, w jakim jesteś stanie i czy to coś bardzo poważnego. Miałaś szczęście- przyznał.- Skończyło się tylko na kilku połamanych żebrach, skręconej kostce i niegroźnym wstrząsie mózgu. Będziesz musiała teraz odpoczywać, ale twoje życie nie jest zagrożone, a wszystko nie długo wróci do normy. Nie będziesz miała żadnych pamiątek po tym wypadku- powiedział, próbując brzmieć radośnie, ale ja słyszałam, że tak naprawdę powstrzymuje łzy.

- Nie płacz, Asher, przecież sam powiedziałeś, że wszystko będzie dobrze- szepnęłam, przytulając się do niego. Delikatnie mnie zabolało, ale zignorowałam to.

Chłopak ostrożnie objął mnie raminiem.

- Teraz tak, ale...To co przechodziliśmy, czekając na to, co powie nam lekarz, gdy wyjdzie z sali operacyjnej... Nigdy więcej nie chcę tego przechodzić. To było okropne. Tak się martwiłem, że więcej cię nie zobaczę, że... Kwiatuszku, stałaś się dla mnie jak siostra. Nie zniósłbym twojej straty. Zwłaszcza, że... Jasper też niedawno odszedł. I też w wypadku samochodowym- wyznał, a ja wiedziałam, że mówienie sprawia mu coraz większy trud.- Zginął w wypadku samochodowym i gdy się dowiedzieliśmy, że ciebie potrąciło auto... Wszystko wróciło, wiesz? Ten ból gdy się okazało, że jego już nie ma. Bałem się, że lekarz wyjdzie i powie, że ciebie też już nie ma. Bałem się jak nigdy. Każdy z nas był w jakiejś własnej rozsypce. Każdemu z nas zawaliłby się świat. Już się walił. Stałaś się nieodłączną częścią naszego życia. Mateo siedział i płakał przez cały czas. Nicolas starał się go pocieszać, ale średnio mu szło, bo sam był w stresie. Wymyślił sobie bardzo kreatywne zajęcie, bo postanowił przejrzeć nasze zdjęcia i wybrać te, które wykorzystamy do alb...- zaciął się.- Nieważne. Zapomnij, że cokolwiek mówiłem- dodał szybko, a ja cicho się zaśmiałam.

- Jakaś niespodzianka?- zapytałam ze śmiechem.

- Można tak powiedzieć...

- Będę udawać zaskoczoną- obiecałam.

- To dobrze.

- A ty? Co ty robiłeś?

Podrapał się po karku.

- Cóż, moja reakcja może była ciut, odrobinkę przesadzona. Pojechałem po Sebastianie. Wyzywałem go i wytknąłem mu, że to wszystko jego wina. Darłem się na cały korytarz. W końcu jakaś pielęgniarka się do mnie dowaliła. Wtedy on wyszedł. Chyba zapalić. Tak mi się wydaje, bo gdy potem wrócił, był cały zrajany. Wyrzuciłem go stąd.- Westchnął.- Jemu naprawdę zależy na tobie. Przychodzi po parę razy dziennie i pyta, jak się czujesz. Nie wchodzi do środka ani nic. Przychodzi do nas, pyta się o ciebie i wychodzi. Chyba rozumie, że nie chcesz go widzieć, ale nie potrafi sobie odpuścić.

- A ty? Pogodziłeś się z nim?- spytałam.

- Naprawdę, kwiatuszku?- zapytał z niedowierzaniem.- Prawie umarłaś. Sebastian prawie przeleciał twoją przyjaciółkę, a ty się pytasz, czy się z nim pogodziłem?- Wzruszyłam ramionami.- Daliśmy sobie po mordzie i jest w porządku.

Pokiwałam głową. To chyba była zadowalająca odpowiedź.

- Sebastian tu przychodził?- Tak miałam opóźnioną reakcję. To wszystko przez wstrząs mózgu.

- Tak- westchnął.- Naprawdę zależy mu na rozmowie z tobą. Ja też z nim gadałem, ale nie powiem ci o czym. Sam musi ci to powiedzieć. Oczywiście, jeśli chcesz!- zastrzegł szybko.- Ja nie będę cię zmuszał. Jeśli powiesz, że nie to nawet przegonię stąd jego dupę, jak znowu przyjdzie.

Pokiwałam głową.

- Na razie nie chcę. Ale później? Chyba będę musiała porozmawiać z nim i Elsą- szepnęłam.- To bolało, wiesz? Naprawdę. Inaczej niż śmierć Jaspera. Ale strasznie bolało. Ty wiesz, co to oznacza.

- Tak, wiem- przytaknął.- A ty?

- Wiem- przyznałam, po czym dodałam:

- Chyba jednak wolałabym nie wiedzieć.

Przytuliłam się do niego i zasnęłam w jego objęciach.

Było inaczej niż z Sebastianem. Nikt nie mógł dać mi takiego uczucia, jak on, ale z Asherem też było dobrze.

On był moim prawdziwym przyjacielem. Na dobre i złe.

***

Gdy się obudziłam, otulały mnie czyjeś ramiona. Nie te znajome. To nie Sebastian. Nie było go przy mnie.

Bo niby czemu miałby być?

Pewnie teraz Elsa leżała w jego ramionach...

Poruszyłam się ostrożnie, bo w tej pozycji zaczynały mnie boleć żebra.

Asher natychmiast się obudził.

- Kwiatuszku? Wszystko w porządku? Co się dzieje?- zasypał mnie pytaniami.

- Nie... Wszystko dobrze- szepnęłam, poprawiając się. Chłopak podniósł się, żeby zejść z łóżka, ale w ostatniej chwili złapałam go za rękę.- Zostań.

Posłusznie położył się we wcześniejszej pozycji. Wtuliłam się w niego, starając się nie porównywać za bardzo jego ramion z tymi Sebastiana.

Nie szło mi najlepiej...

Na szczęście nie musiałam długo odciągać swoich myśli. Odciągnęło je coś innego.

- Idź stąd! Ona cię tu nie chce. I wiesz co? My na razie też nie mamy ochoty cię wiedzieć- usłyszałam oziębły głos Nicolasa.

Spojrzałam pytająco na Ashera. Ten w odpowiedzi zmarszczył brwi.

- Zrozum, że to nie jest najlepszy moment. Jest jeszcze bardzo osłabiona. Asher pisał nam, że w nocy się obudziła. Daj jej czas. Nie potrzebuje teraz więcej emocji- wyjaśnił chyba Mateo. Taki delikatny głos pasował tylko do niego.

- Proszę. Nie muszę z nią rozmawiać, ale chcę ją chociaż zobaczyć. Wiem, że źle zrobiłem, ale dajcie mi to wytłumaczyć. Muszę z nią porozmawiać- usłyszałam błagalny głos. Moje serce ścisnęło się z bólu.

- Wiesz, może się jeszcze prześpij, Jasmine- szepnął Asher, kładąc dłoń na mojej głowie i przyciskając ją do swojej piersi.

Strąciłam jego rękę. Chciałam słuchać dalej, mimo że głos łamał mi serce.

Chyba to już nie robiło większej różnicy...

- Ja... Wiem, że ona nie chce mnie widzieć. Rozumiem to. Ale muszę ją zobaczyć. Wiem, że się o nią troszczycie i dlatego nie pozwalacie mi wejść, ale ja już dłużej nie mogę. Muszę zobaczyć, czy na pewno wszystko w porządku. Mogę wejść, gdy będzie spała, tylko na chwilkę- prosił, a ja miałam ochotę wyjść tam i po prostu go przytulić.

Jednak nie siedział z Elsą, znaczy leżał... wiecie o co chodzi.

I wtedy pomyślałam o tym, co widziałam przed klubem. Nadal miałam ochotę tam iść. Tylko zmieniłam swój cel.

Miałam ochotę tak mu wpierdolić, żeby nie miał siły przelecieć żadnej innej laski.

- Nie teraz, Sebastian. Daj jej czas. Powiemy ci, jak będzie gotowa.

Drzwi się otworzyły i do środka weszli Mateo i Nico. Ponad ramieniem tego pierwszego zobaczyłam twarz Rayna. Jeszcze nigdy nie wyglądał tak źle. Jego policzki były zapadnięte, a twarz jakby poszarzała. W oczach odbijała się bezradność i ból. Cały ocean bólu.

I wtedy nasze oczy się spotkały. Zesztywniałam. Zapomniałam, jak się oddycha. Patrzyłam mu w oczy, zapominając o całym świecie. Nie mogłam przegapić delikatnego ruchu jego warg. Próbowałam dobrać jakieś słowa do tego ruchu, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

Zamknęłam oczy i odwróciłam twarz, wtulając ją w koszulkę Sandersona. Gdy przerwałam nasz kontakt wzrokowy, poczułam się, jakby cały świat nagle spadł mi głowę. Nagle zaczęłam wszystkiego być świadoma.

Drzwi się zatrzasnęły.

- O! Jak uroczo. Mogę się dołączyć?- zapytał uradowany blondyn, po czym bez ostrzeżenia wpakował się do łóżka po mojej drugiej stronie. Przesunęłam się troszkę, żeby zrobić mu miejsce.

- My przychodzimy, a ty już w jej łóżku. No, Asher, szybko działasz. Zupełnie jak...- zawahał się.

- Przymknij mordę. Sam też już z nią spałeś- szatyn wszystko uratował.- Święty się znalazł- prychnął pod nosem.

- Co jest?!- krzyknął Brown.- Czyli tylko ja z nią nie spałem? Jakim cudem? Kiedy wy...

- Trzeba było się ustawić w kolejce- mruknęłam, a wszyscy parsknęli śmiechem.- A tak na serio, to teraz przed długi czas będę miała wolne łóżko. Możesz wpadać- zaoferowałam chłopakowi.

- Przyjdę, przyjdę- obiecał.- Muszę to nadrobić. Jeszcze was przebiję.

- Nas może i tak, ale nie masz szans z...- Asher urwał gwałtownie.

Zaczynało mnie to denerwować.

- Możecie przestać?! Stało się i już! Miał do tego prawo! Nie byliśmy w związku, więc nie mieliśmy siebie na wyłączność! Ja też mogłam się z kimś całować, a nawet pójść do łóżka, tylko różnica byłaby taka, że wy się o tym nie dowiedzieliście. Wszystko co z nim przeżyliśmy, nagle nie przestanie istnieć, jeśli nie będziecie o tym mówić. Sebastian jest częścią naszego życia i tego nie zmienimy, więc przestańcie udawać, że nie istnieje. Jest naszym... przyjacielem- załamał mi się delikatnie głos, z czego nie byłam dumna, ale nie chciałam na to zwracać uwagi.- Jest naszym przyjacielem i nie możemy tak po prostu się od niego odwracać. Zrobił to, co chciał i to jego sprawa. Ja mam to gdzieś.- Wzruszyłam ramionami.

Nie rozpłaczę się teraz. Nie teraz. Popłaczę sobie później.

- Ale... Twój wypadek...- wyjąkał Mateo.

- O to chodzi?- parsknęłam.- To nie jego wina, przecież nie kierował tym samochodem. To moja wina, bo nie patrzyłam na drogę. Mogłam się rozejrzeć. Przestańcie go obwiniać- szepnęłam.- Przyjaźnicie się dłużej i dziwnie się czuję, gdy stawiacie mnie ponad niego- wyjaśniłam, opuszczając wzrok.

- Naprawdę o to chodzi?- spytał Asher.- Że jesteś dla nas ważniejsza?

- Tak...

- Jasmine- westchnął Sanderson.- Ja naprawdę myślałem, że wreszcie będziemy mieli kogoś mądrego w tej paczce, że wreszcie będzie ktoś, kto pomyśli.

- Jestem mądra- mruknęłam.

- Ta, w inny sposób- dodał Asher.- Chodzi o to, że ty... Nawet nie wiem, jak to wyjaśnić.

- Chodzi o to, że odkąd pojawiłaś się w naszym życiu, dla żadnego z nas nie ma ważniejszej osoby. Jesteś takim naszym małym skarbem, który chcemy chronić i dla którego poświęcilibyśmy wszystko. Bez wahania. Dla każdego z nas jesteś całym światem. Kochamy cię na swój sposób. Każdy z nas postawi cię zawsze na pierwszym miejscu. I tu nie ma żadnego myślenia o tym. To po prostu odruch. Musisz nauczyć się żyć z tym, że obok ciebie jest czwórka facetów, którzy w każdej chwili są gotowi wskoczyć za tobą w ogień. Jasmine, nasz mały kwiatuszku- rozpłynęłam się. Nicolas nigdy nie używał wobec mnie żadnych przezwisk albo zdrobnień.- Musisz zaakceptować to, że zawsze staniemy za tobą. Nawet jeśli będziemy musieli wybierać między sobą.

- Ja chcę was poróżnić- szepnęłam, czując napływające mi do oczu łzy.

- Nie masz się czym martwić. Zazwyczaj będziemy stawać za tobą wszyscy razem. I nie bój się. Sebastian rozumie, że my to wszystko robimy po to, żeby cię chronić- dopowiedział Asher.

- Nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę go widzieć- wyszlochałam. Nie mogłam już dłużej dusić tego w sobie.- To bolało. Tak cholernie bolało.- Wiem, że nie powinnam tego mówić, bo i tak odsunęli się od swojego kumpla dla mnie, ale nie miałam nikogo, z kim mogłabym o tym pogadać. Nawet nie mogłam zadzwonić do Elsy.- Myślałam, że... Że jestem dla niego wyjątkowa, że naprawdę coś dla niego znaczę.

Łzy swobodnie spływały po mojej twarzy. Wtuliłam się w Mateo, a on objął mnie ramieniem.

- On naprawdę tego żałuje- szepnął mi do ucha, a ja coś zrozumiałam.

Przepraszam, Jas...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro