Rozdział 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Musimy jej wreszcie to dać! Nie możemy tego dłużej ukrywać!- Krzyki wybudziły mnie ze snu. Byłam otumaniona przez leki przeciwbólowe i nie potrafiłam stwierdzić, do kogo należy głos.- Powinna wiedzieć- dodał ciszej.

- Jeszcze nie teraz- syknął ktoś.- Jest w szpitalu, na razie musi się oszczędzać. Nie potrzebuje tak silnych emocji.

- Ja... ja się chyba z nim zgadzam. Na razie nie ryzykujmy- wtrącił ktoś nie śmiało.

Jak mnie frustrowało to, że nie wiem, kto mówi! Najchętniej otworzyłabym oczy. Wtedy wszystko stałoby się jasne. Ale jeśli to zrobię, to na pewno rozmowy nagle umilkną.

Lepiej udawać, że śpię.

- Ale nie możemy tego ukrywać! Obiecaliśmy mu, że się dowie!- wykłócał się któryś z nich.

- Wiemy. Ale powiedział, że mamy to zrobić, jak będzie gotowa. Jak będzie się dobrze czuła. Szpital chyba nie świadczy o dobrym samopoczuciu.

- A ty? Powiesz coś wreszcie?- spytał ktoś zdenerwowanym głosem.

- Musi się dowiedzieć. Obiecaliśmy mu to, więc dotrzymamy słowa- stwierdził ktoś, ale głos wydawał się być o wiele bliżej od tych poprzednich.- Myślę, że jest gotowa. Ale to jak wyjdzie ze szpitala. Jeszcze parę dni.- Poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i gładzi ją kciukiem.

Nie, nie ktoś. Wszędzie rozpoznałabym te dłonie. To był Sebastian.

Nachylił się i złożył delikatny pocałunek na mojej skroni.

Znowu odpłynęłam.

***

Tydzień później siedziałam w domu pod uważną kontrolą i opieką przyjaciół.

- Oszukujesz!- krzyknął do mnie Asher.

- Nieprawda!- odkrzyknęłam, pokazując mu język.

Graliśmy w Monopoly, a chyba każdy zdaje sobie sprawę, jak wygląda ta gra...

Ale wcale nie oszukiwałam!

- To ja się tak nie bawię- mruknął obrażony szatyn.

Poprawiłam się na torsie Sebastiana, który robił za moją poduszkę. Chłopak zrezygnował z gry, mówiąc, że woli popatrzeć, jak ja ogrywam naszych przyjaciół. Stwierdził, że nie będzie się pogrążać wygraną. Już widzę, ze on wygrywa...

W swoich snach.

- Nie wierć się tak- syknął mi do ucha brunet.

- Trzeba było tu nie siadać- prychnęłam.

Sebastian wyglądał, jakby przez chwilę rozważał zmianę miejsca, ale ostatecznie zrezygnował. Objął mnie ramieniem w tali i więcej się nie odezwał.

Między nami było... dziwnie. Ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Nie było źle, ale ciężko było powiedzieć, co tak właściwie miedzy nami było. W szpitalu wyznaliśmy sobie miłość, ale to było spontaniczne i wywołane dużymi emocjami, towarzyszącymi nam po moim wypadku. Sebastian nie wracał do tej rozmowy, a ja nie pałałam do tego, żeby pierwszą poruszyć ten temat. Cierpliwe czekałam, aż on to zrobi.

Chociaż miałam powoli tego dość.

Sytuacja wyglądała tak, że byliśmy dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi. Nie zawsze było to widać, ale można było dostrzec to w czułych gestach, którymi czasem obdarowywał mnie chłopak. Łapał mnie za rękę, przytulał, obejmował ramieniem, pozwalał siadać na swoich kolanach, a gdy czasami udało nam się wyrwać chwilę sam na sam, to pojawiały się czułe pocałunki.

Ale nic więcej.

Całowaliśmy się raczej okazjonalnie, czyli zdecydowanie za rzadko. Czułam, że Sebastian też się tym irytuje, ale ostatecznie nie byliśmy parą. Nie wiem, czy chłopakowi odpowiadał taki układ, czy po prostu nie przypadła mu do gustu wizja związku, ale nie śpieszył się, jeśli chodzi o następne kroki.

Byliśmy kimś więcej niż przyjaciółmi. Teraz zaczęłam dostrzegać w jego oczach więcej emocji, gdy na mnie patrzył.

Chciałabym, żeby temat wrócił i Rayn zapytał się mnie, czy zostanę jego dziewczyną. Odpowiedź była prosta. TAK.

Więc czemu nic nie robił?

- Nie umiesz przegrywać- rzuciłam z uśmiechem do obrażonego Sandersona.

Już miał mi coś odpowiedzieć, gdy rozległ się dzwonek w moim telefonie. Spojrzałam na ekran i jęknęłam w duchu.

Mama.

Czego chce?

Sebastian musiał wyczuć zmianę mojego nastroju, bo pochylił się i szepnął mi do ucha:

- Co się stało, kochanie?

Zadrżałam. Kochanie. No i, co ja miałam zrobić? Wysyłał mi coś w rodzaju sprzecznych sygnałów. Najpierw zachowuje się, jakbyśmy byli tylko przyjaciółmi, a potem mówi do mnie „kochanie" i całuje mnie, gdy nasi kumple wychodzą.

Pokazałam mu wyświetlacz telefonu.

- Kurwa- burknął, po czym spojrzał na mnie.- Obierasz?

- Chyba muszę- wzruszyłam ramionami.

- Słuchaj, jeśli chcesz, to ja mogę z nimi porozmawiać- zaproponował.

Parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie tę rozmowę. Z której strony padłoby więcej wyzwisk?

- Lepiej nie.- Wstałam.- Zaraz wracam- rzuciłam do reszty i zamknęłam się w swoim pokoju.

- Halo?- Odebrałam.

- No wreszcie! Ile można czekać! Co jest tak ważne, że nie można odebrać telefonu od matki, co?!- zapytała, a ja już wyczułam, że to będzie ciężka rozmowa. Nie żeby którakolwiek była łatwa.

- Zostawiłam go w torebce- wymyśliłam na poczekaniu.

- Nie wiem, czy już dotarła do ciebie ta informacja- zaczęła oficjalnie- ale Anthony McDonald nie żyje- powiedziała oschle. No tak, co ją rusza jakaś śmierć.- Chyba zdajesz sobie sprawę, co to oznacza.

- Ślubu nie będzie- mruknęłam.

- Dokładnie! Chcieliśmy zapewnić ci z ojcem dobrą przyszłość, ale oczywiście musiało się schrzanić! A to wszystko przez ciebie. Gdybyś okazywała większe zadowolenie i doceniła to, co dla ciebie robimy, do niczego by nie doszło- syknęła. Obwinia mnie za wypadek samochodowy na drugim końcu kraju. Uroczo.- W ogóle nie doceniasz tego, co dla ciebie zrobiliśmy! Poświęciłam najlepsze lata kariery na twoje wychowanie, a ty co?! Już pomijając, że wszystko to poszło na marne- prychnęła.- To była twoja jedyna szansa, żeby coś osiągnąć! A teraz? Teraz będziesz nikim! Staniesz się zerem! Jak dobrze, że twój brat nie musi patrzeć na to, jak się staczasz- westchnęła.

Ten komentarz naprawdę zabolał. Co innego gdy mnie wyzywała, byłam przyzwyczajona. Ale wzmianki o Jasperze nadal bolały.

- A! I jeszcze jedno! Co to ostatnio była za scena?! Nie próbuj zwracać na siebie uwagi! Potrącił cię samochód. Następnym razem uważaj, jak łazisz, bo nie zamierzam się za ciebie wstydzić- warknęła i się rozłączyła.

A ja wpatrywałam się w telefon.

Ona zarzuciła mi śmierć Anthony'ego!

Cudowna matka.

Ruszyłam do drzwi, żeby dołączyć z powrotem do przyjaciół.

- Dajmy jej to dzisiaj!- wycedził Asher.- Wyszła ze szpitala i odpoczęła. Jest gotowa- naciskał.

- Może lepiej jeszcze zaczekać?- zaproponował Mateo, a ja wyczułam wahanie w jego głosie.

- Asher ma rację- wtrącił się Sebastian.- Zróbmy tak, że wy wyjdziecie i ja jej to dam. W końcu to mi Jasper go przekazał. Najlepiej będzie, jeśli przeczyta to w samotności- stwierdził, ale zanim rozległy się protesty, odezwał się ponownie.- Ja zostanę. Poczekam i zobaczę, czy będzie chciała, żebym został na dłużej. Czy będzie mnie potrzebować.

Wyszłam z pokoju i ich rozmowa ucichła. Założyłam ręce na piersi.

- O co chodzi?- zapytałam.- Podobną rozmowę odbyliście w szpitalu- dodałam, gdy nikt nie kwapił się do odpowiedzi.- Powiedzcie mi wreszcie.

- Podsłuchiwałaś?

- Jaa? Niee- przedłużyłam samogłoski.- po prostu nie miałam siły otworzyć oczu- uśmiechnęłam się niewinnie.

Sebastian pokręcił głową z niedowierzaniem. Ale się uśmiechał.

- Moja dziewczynka- zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem.

Twoja...?

- To my się chyba zbieramy- oznajmił Asher, ciągnąc do drzwi dwóch kumpli.- Na razie, kwiatuszku! Super było!- Cofnął się w drzwiach.- Jeszcze się odegram.

Sebastian stanął naprzeciwko mnie i położył dłonie na moje ramiona.

- Spójrz na mnie- szepnął, a ja posłusznie uniosłam wzrok.- Wiem, że nie powinniśmy tego przed tobą ukrywać, ale Jasper nas o to poprosił. Uważał, że tak będzie lepiej. Gdyby nie jego prośba, powiedziałbym ci od razu. Uznał, że mamy poczekać, aż będziesz gotowa. No, ale to nie ja ci powinienem to wszystko wyjaśniać.- Sięgnął po kopertę, która leżała na stoliku kawowym i mi ją podał.- Proszę. Przeczytaj to w samotności. Jakby coś się działo, to będę obok. Po prostu krzycz.

Popchnął mnie w stronę mojego pokoju. Zanim weszłam, spojrzałam na niego ostatni raz. Drzwi zostawiłam lekko uchylone. Usiadłam wygodnie na łóżku i gwałtownie rozerwałam kopertę.

I to wystarczyło, żeby w moich oczach zabłyszczały łzy. Cała kartka była pokryta ręcznym pismem mojego brata.

Ale jak? Jakim cudem mógł zostawić mi list, skoro zginął tak nagle?

Otarłam łzy i zaczęłam czytać.

Kochana siostrzyczko!

Wyznam Ci szczerze, że nie mam zielonego pojęcia, kiedy będziesz czytać ten list. Nie wiem, kiedy chłopcy postanowią Ci go przekazać. Powiedziałem im tylko, że moją poczekać, aż będziesz gotowa. Czyli nie wiem kiedy.

Ironią losu jest to, że powierzyłem ten list Sebastianowi. Myliłaś się, jeśli myślałaś, że nie widziałem niechęci, jaką do niego pałałaś. Nie lubiłaś go najbardziej, ale starałaś się to ukryć. Dla mnie. Jednak ja znam Cię lepiej, niż mogło by Ci się wydawać.

Dlatego sam nie mogę uwierzyć w to, że właśnie jemu przekazałem mój list, licząc, że do Ci go w odpowiednim momencie. Nie wiem, czy wiesz, a jeśli nie to nie zamierzam za dużo zdradzać, ale on przeżył ciężkie chwile, które, moim zdaniem, pomogą mu wybrać odpowiedni moment. Mam nadzieję, że się nie pomyliłem.

Wiem, że pewnie mnie nie posłuchasz, ale chciałbym, żebyś poznała ich bliżej. Zdaję sobie sprawę, że w twoich oczach są bandą tępych, nieodpowiedzialnych, skrajnych i zboczonych idiotów. I wiesz co? Masz rację. Ale za to ich kocham. Są moim przyjaciółmi i nie przeszkadzają mi ich niedoskonałości.

Pamiętaj, że każdy jest perfekcyjny w swojej nie perfekcji. To jest w nas piękne.

Zwłaszcza w Sebastianie. Nie wiem, czemu, ale odnoszę wrażenie, że świetnie byście się zrozumieli i mogli wspierać na zmianę.

Trzymam się też nadziei, że chłopcy spełnili moja prośbę i nie odpuścili i zaopiekowali się Tobą. Poprosiłem ich o to, żeby mieli Cię na oku. Tak na wszelki wypadek. Chciałbym, żebyś dała im szansę. Nie wiem, jak teraz wyglądają Wasze relacje. Czy chociaż rozmawiacie? Czy może Wam się udało i zbliżyłaś się do nich? Mam nadzieję, że jest to ta druga wersja. To cudowni ludzie i ma nadzieję, że uda Ci się to dostrzec.

Zwłaszcza Sebastian. Jeśli będziesz miała okazję, proszę, poznaj, jaki jest naprawdę.

Jeśli jest będzie Ci ciężko, pamiętaj, że zawsze możesz się do nich zwrócić o pomoc. Nie odmówią Ci. Mam wrażenie, że moja śmierć będzie też dla Was szansą na zbliżenie się. będziesz potrzebowała kogoś bliskiego, a oni będą przeżywać to samo, co Ty, mimo że znali wcześniej moje plany. Może żałoba Was zbliży. Chciałbym, żebyście byli dla siebie kimś więcej. Żebyście dali sobie wzajemne wsparcie.

A tak w ogóle to przydałaby się jakaś kobieta w paczce.

Ale może na razie wystarczy nich? Chyba dotarł do Ciebie przekaz. Pora, żeby wyjaśnić Ci parę rzeczy.

Na początku chcę Cię przeprosić. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Przepraszam, że cię poddałem. Przepraszam, że cię zostawiam. Przepraszam, że złamałem dane Ci obietnice. Wiem, że miałem pomóc dostać Ci się na Twoją wymarzoną uczelnię (Nico na pewno chętnie Ci pomoże!). Teraz to już odrobinkę nieaktualne.

Nawet nie wiesz, jak ciężko mi to pisać, wiedząc, że gdy będziesz to czytać, to mnie nie będzie obok, żeby Cię pocieszyć i przytulić. Mam nadzieję, że będzie przy Tobie ktoś inny. Ktokolwiek.

Zacznijmy od tego, że to nie był wypadek. Tego dnia nic nie działo się bez powodu. A już na pewno mój wyjazd. Planowałem to od dawna, a padło akurat na ten dzień, bo wypadek można było zwalić na pogodę. Padało. Można było wszystko podciągnąć pod stracenie kontroli nad pojazdem czy inne podobne gówno.

Nic nie było przypadkowe.

Zrobiłem to specjalnie. Ja...

Nie chcę tego pisać, ale muszę. Chciałem popełnić samobójstwo. I jeśli to czytasz, to znaczy, że się udało, a mnie już nie ma. Zniknąłem, zostawiając Cię samą. Jestem egoistą. Wiem. Inaczej nie zdecydowałbym się na ten ruch.

Nie wiem, czy już do tego doszło czy nie, mam nadzieję, że nie. Rodzice zamierzają podpisać jakiś papier, przez który utkniesz w związku małżeńskim z jakimś bogatym dupkiem z dobrej rodziny. Próbowałem wytłumaczyć rodzicom, że to złe. Sporo się o to kłóciliśmy, ale nie chcieli zrezygnować. Nie udało mi się.

Przegrałem. Przegrałem tę walkę i dlatego postanowiłem ze sobą skończyć.

Wiem, że to głupie. Myślę tylko o sobie i o tym jak ja się czuję. Ale to tak strasznie bolało. Poczucie, że Cię zawiodłem. Powinienem być teraz z Tobą i walczyć, ale nie mam siły. Mam nadzieję, że uda Ci się znaleźć jakąś lukę w umowie i jakoś z tego wybrniesz.

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam.

Nawet jeśli powtórzę to milion razy, to to nie będzie wystarczające. Zawiodłem Cię. I to podwójnie.

Jestem słabym bratem, ale mam nadzieję, że uda Ci się mi wybaczyć.

Zrozum, że nie miałem wyjścia. Zwyczajnie nie dawałem rady. Gdy patrzyłem na Ciebie, gdy byłaś taka szczęśliwa... Nie mogłem przyjąć do wiadomości tego, że rodzice zamierzają oddać moją małą siostrzyczkę w ręce jakiegoś typa. Nie umiałem się z tym pogodzić, a już nic nie mogłem zrobić. Gdy opowiadałaś o wymarzonych uczelniach, łamało mi się serce, bo wiedziałem, że nigdy na nie, nie pójdziesz, bo zaraz po osiemnastce staniesz przed ołtarzem. I już. To będzie koniec.

Nie będziesz mogła powiedzieć „Nie".

Chciałbym, żeby dało się to jakoś odwrócić i żebyś znalazła miłość na jaką zasługujesz. Na chłopaka, który się Tobą zaopiekuje. Chciałbym go poznać, pójść z nim na piwo, zbić mu mordę... Zrobić to wszystko, co należy do zadań starszego brata, ale wiem, że nie będę miał okazji.

Może jeśli poznasz lepiej chłopaków, to może zaiskrzy coś z którymś z nich?

Boże, chroń mnie od tego. Mój kumpel z moją siostrą... Schodzę na zawał nawet w zaświatach. Moja mała siostra miałaby mieć chłopaka? Jakoś tak... Dziwnie się z tym czuję.

Ale jak już piszę takie dziwne rzeczy, to jedna w tę czy we w tę, nie zrobi różnicę.

Pasowalibyście do siebie z Sebastianem.

Twój Jasper

PS.

Mam nadzieję, że nie jesteś w tym sama i jednak dogadałaś się z chłopakami.

Kocham Cię, siostra. Pamiętaj o tym.

Ryczałam na całego. Nic nie mogło powstrzymać łez, lecących z moich oczu.

On...

On się zabił.

Mój brat się zabił.

Jasper popełnił samobójstwo.

Zaplanował to wszystko.

To nie był przypadek.

To on spowodował ten wypadek samochodowy.

Mój brat...

A wszystko przez naszych rodziców. Przez to, że nie mogli odpuścić tego związku.

Ale nie powinien tego robić. Powinien tu być. Wspierać mnie. To powinien być on, nie jego kumple. Zwłaszcza, że nigdy do ślubu nie dojdzie. Dogadałam się z Anthonym i wykiwaliśmy naszych rodziców.

Szkoda, że Jasper tego nie dożył.

Ale czy gdyby żył, zaprzyjaźniłabym się z Mateo, Nico i Asherem? Czy poczułabym coś więcej wobec Sebastiana?

Nie żałowałam tego wszystkiego. A on miał rację. Jego śmierć była dla nas pewnym sygnałem, który sprawił, że się wspieraliśmy. Poznaliśmy się bliżej. Bez tego nadal bym ich nie lubiła.

Przynajmniej nie byłam w tym sama. Jasper wszystko zaplanował. Zadbał o to, żebym po jego śmierci nie została sama. Wiedział, że przyjaźnię się z Elsą. Równie dobrze wiedział, że ona nie będzie w stanie mi dać tak dużego wsparcie po jego śmierci, jakiego potrzebowałam. To mogły dać mi tylko osoby, które przeżywały to samo co ja.

Tylko oni mogli mnie zrozumieć.

Moim ciałem wstrząsnął szloch.

Sebastian wpadł do mojego pokoju.

Dopadł do mnie jednym susem i wziął mnie w ramiona.

- Ćśś, Jas...

- On... on się zabił- wykrztusiłam miedzy napadami płaczu.- Jasper p-popełnił... s-samobójstwo- szlochałam.- To wszystko... przez mnie. Gdyby... nie ja, nic... by się nie wydarzyło.

- Kochanie, przestań się zadręczać. To był jego wybór. To nie twoja wina. To on podjął taką decyzję- powiedział stanowczo, chwytając mój podbródek i unosząc go tak, żeby spojrzeć mi w oczy.- Rozumiesz?

Pokręciłam gwałtownie głową.

- On się zabił przeze ze mnie, Sebastian!- krzyknęłam, wyrywając się z jego objęć. Wypadłam na środek pokoju i włożyłam ręce we włosy.

Brunet od razu znalazł się przy mnie i chwycił moje nadgarstki.

- Przestań.- Ale ja nie chciałam go słuchać. Zaczęłam się wyrywać i szarpać. Cały czas kręciłam głową, jakby to miało sprawić, że to, co przeczytałam, nie okaże się prawdę.- Jasmine!- podniósł głos. Spojrzałam na niego. Jego mina wyrażała zagubienie, a oczy przerażenie i desperację.- Proszę, przestań. Zrobisz sobie krzywdę.

Opuściłam głowę, a z moich oczu trysnęło jeszcze więcej łez. Opadłam na kolana. Ukryłam twarz w dłoniach.

Czemu mi to zrobił? Czemu nie mógł tu zostać? Czemu nie mógł walczyć razem ze mną? Czemu nie mógł ze mną po prostu porozmawiać?!

- To wszystko przeze mnie- zaczęłam mówić, zabierając ręce i układając je na kolanach. Wyprostowałam się i zamknęłam oczy. Czułam obok siebie obecność Sebastiana.- Jasper dowiedział się o pomyśle rodziców o wiele wcześniej niż ja. Próbował coś zrobić. Nie chciał dopuścić do tego ślubu- wyjaśniłam powoli ze stoickim spokojem, który trochę mnie przerażał. Nie było już śladu po spanikowanej dziewczynie, którą byłam przed chwilą. Nagle wszystkie emocje jakby... wyparowały.- Nic nie wskórał. Rodzice nie zamierzali odpuścić, a on nie mógł się z tym pogodzić. Zawsze najbardziej pragnął mojego szczęście. Wiedział, że się załamię, gdy się dowiem, bo to nie było życie dla mnie. Chciałam wyjechać na studia. Poznać ludzi, którzy staliby się dla mnie rodziną. Taką z wyboru. Rodziną, która chciałabym mieć przy sobie. Chciałam się zakochać. Poznać tego jednego faceta, który zawróci mi w głowie. Chciałam chodzić na imprezy i na randki, nie przejmując się tym, co pomyślą o mnie inni. Chciałam robić swoje własne błędy i się na nich uczyć. Gdy skończyłabym studia, chciałabym wyjechać, podróżować. Wyobrażałam sobie, że zaliczę z przyjaciółmi i, miałam nadzieję, chłopakiem podróż dookoła świata. Potem razem z moją miłością znaleźlibyśmy nasze miejsce na ziemi. Mielibyśmy dom, wzięlibyśmy ślub. Potem dzieci. Chciałabym mieć dzieci, wiesz? Mimo wszystkiego, co zrobili mi rodzice. Teraz przynajmniej wiem, jaką matką nie chciałabym być. Tak wyobrażałabym sobie swoje życie. Nigdy nie chciałam, żeby było idealne. Chciałam, żeby było moje.- Otworzyłam oczy. Sebastian patrzył na mnie w milczeniu.

- I będziesz miała to wszystko. Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby twoje marzenia się spełniły. Pójdziesz na studia. Na pewno znajdziesz tam przyjaciół. Potem pojedziesz w podróż. Jesteś śliczna i inteligentna, na pewno spotkasz chłopaka, który cię pokocha. Z wzajemnością- ostatnie słowa wypowiedział z trudem.

Pokręciłam głową.

- Nie chcę chłopaka.

- Czemu? Przecież mówiłaś...

- Bo już go znalazłam. Nie chcę nikogo oprócz ciebie, idioto- parsknęłam.- Czemu stoimy w miejscu? Czemu nie możemy o tym porozmawiać? Sebastian, to nie jest tylko przyjaźń. To co jest pomiędzy nami to coś więcej. Ja...

- Wiem. Wiem, Jasmine, ale...- zawahał się.

- Ale?- zachęciłam go.- Och, ja ci się nie podobam. Wcale mnie nie kochasz- stwierdziłam, gdy przez dłuższą chwilę milczał.

- Co?! Nie!. Oczywiście, że nie! Jesteś idealna i kocham cię, Jas- pogładził mnie kciukiem po policzku.- Na świcie nie ma żadnej dziewczyny, z którą wolałbym spędzać czas bardziej niż z tobą. Bardziej chodzi o to, czy ty chcesz mnie. Bo co ja ci mogę zaoferować? Nie pochodzę z wpływowej rodziny. Nie mam żadnych kontaktów. Nie jestem bogaty. Nie mam nic, co mogę ci dać- szepnął z bólem.

- Nieprawda- zaprzeczyłam natychmiast.- Możesz dać mi swoją miłość. To że będziesz. Swoje wsparcie. Bezpieczeństwo i dom. Poczucie, że dla kogoś jestem najważniejsza.

- Tylko tego chcesz?- zapytał z niedowierzaniem.

- Tylko tego mi zawsze brakowało- wyznałam cichutko.- A tak serio to lista się zwiększy, więc nie masz, o co się martwić- zażartowałam.

- W takim razie...- Chłopak wyciągnął do mnie rękę, która ujęłam. Pomógł mi się podnieść. Stanęliśmy naprzeciwko siebie.- Jasmine Raymond, czy zostaniesz moją dziewczyną?

- Tak.

I uśmiechnęłam się. Tak szeroko jak jeszcze nigdy.

Wpadłam w jego objęcia, wierząc, że teraz wreszcie będzie dobrze. Że wszystko się ułoży.

Że przejdziemy przez to razem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro