OneShot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miał intensywnie niebieskie oczy, krótkie czarne włosy i kilkudniowy zarost. Świetnie wyglądał w kraciastej koszuli z kołnierzykiem i zwyczajnych, prostych spodniach. Żadnych pedalskich rurek albo wymyślnych wzorów. Nie - emanował prostą, pociągającą męskością. Zegarek na ręku, żaden niesamowicie modny model. Buty jak buty, ani drogie ani tanie vansy. I ruchy. Boże, jak on się poruszał. Sprawiał wrażenie człowieka, który ma mnóstwo czasu. Nie musi się spieszyć, żaden gest, krok ani spojrzenie nie były gwałtowne i ukradkowe, co jest tak typowe dla robiących karierę trzydziestolatków. Był pogodny, pewien siebie i uśmiechnięty. Zwykły, atrakcyjny facet, który ma poukładane w głowie. Dokładnie taki, jak...
-Ziemia do Filipa - Patryk brutalnie wyrwał mnie z zamyślenia.
-No co? - wzruszyłem ramionami.
-Człowieku, mógłbyś przynajmniej spoglądać na niego ukradkiem, a nie gapić się jak na obraz w galerii. Jesteśmy w barze, a nie gejklubie.
Patryk zawsze taki był. Odkąd go znałem, skrywał swoją tęczową tożsamość przed całym światem, a wszystko, co mogłoby go wydać, przyprawiało go o stan przedzawałowy. Nie mogłem głośno rozmawiać przy nim o facetach, nie mogłem gapić się na ładnych kolesi w barach, nie mogłem rzucać zabawnych pedalskich aluzji. Trochę mnie to bawiło, bo z nas dwóch to on wyglądał na geja. Wydawała go od razu mowa ciała i głos, sposób, w jaki intonuje. Nie był w tym odpychający, wręcz przeciwnie, zawsze mnie pociągał, ale ten rozdział dawno już zamknęliśmy. Przyjaźń - mieliśmy tylko i aż tyle.
-Wybacz. Co mówiłeś? - dopytałem, starając się nie zerkać już na czekającego przy ladzie przystojniaka.
-Ty nigdy nie słuchasz - oskarżył mnie.
-Bo rzadko mówisz ciekawe rzeczy - odparłem z uśmiechem, a on sarknął coś pod nosem i mówił dalej.
-Powiedziałem, że kasuję konto na Follow. Tam i tak nie da się poznać nikogo sensownego - jęknął.
-Da się, tylko trzeba mieć sporo cierpliwości - nie zgodziłem się - Fakt, mogę policzyć na palcach ludzi, z którymi pisałem na portalu i potem spotkałem w realu więcej niż raz, ale to nie znaczy, że tam ich nie ma.
-No to chyba się przede mną ukrywają, bo ja nie poznałem ani jednego! - Patryk jak zwykle tryskał swoim patrykowym optymizmem.
W duchu od dawna nazywałem go wiecznym singlem. To cała kategoria ludzi, których miałem okazję poznać. Nigdy nie mają chłopaka, choć zawsze z kimś kręcą. Za każdym razem, kiedy ich spotkasz, opowiadają, że "to nie było to" i że mają już na celowniku kogoś innego. Potem, kilka porażek później, oznajmiają ci uroczyście, że mają dość szukania po portalach i gejklubach i wolą skupić się na rozwijaniu swojego hobby, nauce, pracy i tak dalej. Kolejne dwa tygodnie i znowu mają profile na wszelkich portalach randkowych, i znowu zalewają cię opisami swoich nieudanych randek. Błędne koło, z którego mnie udało się na szczęście wyrwać.
Patryk mówił i mówił, a ja potakiwałem odruchowo i obserwowałem każde drgnięcie mięśnia na jego twarzy. I co z tego, że miał idealnie gładką cerę, piękne zielone oczy i pociągłą, przystojną twarz? Co mu po szczupłej sylwetce i dobrym stylu ubierania się? Pracował i studiował? Świetnie, ale to nic nie zmieniało. Patryk był wiecznym singlem, nosił w sobie jakąś okrutną skazę, coś, co odrzucało od niego facetów i co kazało jemu odrzucać tych nielicznych, którzy byli nim zainteresowani. Mógł jedynie to zaakceptować, ale na to się nie zanosiło. Ja z kolei nie chciałem uświadamiać mu smutnej prawdy, bo kto wie? Może i jego ideał czekał za rogiem, tylko trochę się zagapił.
-Znowu mnie nie słuchasz - warknął.
-Bo znowu klepiesz smuty - odparłem szczerze. Jeśli lata randkowania i kręcenia z gejami czegoś mnie nauczyły, to właśnie tego, że kochają pewność siebie i rozbrajającą szczerość. Patryk nie był wyjątkiem. Już kiedyś go na to wyrwałem i nie było wykluczone, że mógłbym dokonać tego ponownie.
-Tak wyglądają moje randki, wiesz? - westchnął zrezygnowany - Mówię do gościa, a on potakuje, ale w ogóle go nie obchodzi, co mam do powiedzenia, bo chce mnie tylko przerżnąć.
-Bo jesteś ładniutki - odparłem po swojemu, wywołując lekki uśmiech.
-...albo ja milczę, a gość nawija i nigdy nie jest to nic ciekawego. Opowiadają jak to się upili w weekend, albo plotą jakieś bzdury o Harrym Potterze. Czy ja naprawdę wymagam tak wiele? Chcę dobrego rozmówcy, kogoś, kto jest jakiś, kto ma w głowie trochę więcej niż pudelek, ruchanie i pracę.
Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, bo przerabialiśmy ten temat już wiele, wiele razy. Mogłem tylko się z nim zgodzić. Im byłem starszy i mądrzejszy, tym trudniej było mi znaleźć partnera do rozmowy, a co dopiero do wspólnego życia. Dlatego dałem sobie spokój, ale nie w taki sposób jak Patryk i jemu podobni. Po prostu odpuściłem na całej linii - nie obchodził mnie świat randek, portali i przygodnego seksu. Zachowałem tylko jeden profil na największym z portali, gdzie przeglądałem profile innych dla zabicia nudy. Ludzie mają Kwejka, a ja Follow.
-Twój ruch - powiedziałem krótko, chcąc zakończyć ponury potok marudzenia Patryka.
To była nasza tradycja - spotykaliśmy się co niedzielę w knajpce na Włodkowica (mojej ulubionej we Wrocławiu) i graliśmy w szachy. Ja udawałem, że Patryk jest dla mnie równym rywalem, a on udawał, że nie widzi jak się na niego gapię. Dobry układ.
-Nie mam dziś do tego głowy - przyznał - Trochę to potrwa.
-Nie spiesz się, idę się odlać, nie przestawiaj niczego, mam fotograficzną pamięć - ostrzegłem i poszedłem do toalety.
Przy pisuarze zawsze nachodzą mnie niespodziewanie błyskotliwe myśli. Tym razem uzmysłowiłem sobie, że Patryk zapomniał powiedzieć kilka rzeczy odnośnie randkowania i portali randkowych. Przede wszystkim nie oddają prawdziwej osoby. Ile to już razy trafiłem na zdjęcia przyjemnego dla oka, męskiego typka, który potem w rzeczywistości był piskliwy i giętki jak meduza? Ile razy ktoś kłamał na temat wieku, wzrostu, wagi, preferencji, inteligencji i celu poszukiwań? To prosta matematyka: załóżmy, że trafisz na 20 ciekawych profili. Pięciu nawet ci nie odpisze na wiadomość. Z tych, którzy odpisali tylko 5 zdecyduje się w końcu cię poznać, reszta będzie wymieniała te kretyńskie wiadomości jakby robili to tylko dla zabicia czasu. Z poznanej piątki dwóch spróbuje cię upić i zaciągnąć do łóżka, do swojego magicznego zakątka, potocznie zwanego „lokum". Pozostała trójka będzie miała bardzo mało wspólnego z tym, co widziałeś na internetowym profilu, a nawet jeśli okażą się interesujący, to wcale nie znaczy, że i ty wpadniesz im w oko. Rozmowa i spotkania z tylko osobami zajmuje mnóstwo czasu i oznacza sporo wysiłku. Mógłbyś przeznaczyć ten czas na coś innego: czytanie książki, naukę programowania, jogging, siłownię albo nawet oglądanie cholernego kwejka. Czas można marnować na milion sposób, czemu więc przeznaczać go na te żenujące niewypały zwane przez niektórych randkami?
-Robisz się zgorzkniały - mruknąłem do siebie.
-Co? - nawet nie wiedziałem, że tuż obok przy pisuarze stoi przystojniak, którego wcześniej podziwiałem przy barze.
-E... - zatkało mnie - Do siebie mówię.
-Szkoda - odparł i posłał mi coś, co w jego zamiarze było pewnie powabnym spojrzeniem, a potem to spojrzenie ześlizgnęło się na moje krocze.
„O kurwa" - pomyślałem - „Pedał. Ten głos mówi sam za siebie. Czy ja naprawdę mam tak słaby radar? I czemu, kurwa jego mać, czemu gość okazuje się pisuarowym podrywaczem, czemu nie może załatwiać takich spraw inaczej?".
Nie umyłem nawet rąk, spiesząc do Patryka, by opowiedzieć mu u całym zajściu. I czekała na mnie kolejna niespodzianka. Patryk grzebał w moim portfelu, który zostawiłem w kieszeni kurtki.
-To chyba jakieś żarty - westchnąłem z oddali i wtedy mnie zauważył. Pospiesznie odrzucił mój portfel na drugi koniec stolika.
-Stary... - nie wiedziałem za bardzo jak zareagować. On też nie wiedział, wyglądał na przerażonego. Jak zając zapędzony przez psa do rogu zagrody.
-Sorry za to, tylko coś sprawdzałem - spróbował jakoś się wytłumaczyć.
-Tak? - zapytałem z przekąsem - A co?
Chwila wahania. Zawsze był słabym kłamcą, a jeszcze gorzej szło mu z improwizowaniem.
-Jeśli potrzebujesz kasy, to powiedz. Nie mam ogromnych oszczędności, ale zawsze coś się znajdzie - zaproponowałem niby żartem, ale to wcale nie był żart. Patryk zresztą nie wyglądał na rozbawionego.
-Kurczę, tak mi głupio! Ty w ogóle nie wiesz, o co chodzi, myślisz, że chciałem cię okraść?
No właśnie. Myślałem, że Patryk chce mnie okraść? Sam nie wiedziałem, co myśleć.
-Ruszyłeś się? - skinąłem na szachownicę.
Zmieszał się, ale moja próba zmiany tematu nie przeszła.
-Słuchaj... - nie patrzył mi w oczy, ale zdecydowanie chciał mi coś powiedzieć i wiedziałem, że to będzie szczere. Co by o nim nie mówić, Patryk zawsze był w porządku wobec mnie.
-Wiesz co robiłem? - zapytał idiotycznie.
-A jak myślisz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Okej. Grzebałem ci w portfelu, bo takie jest moje zadanie - powiedział i na chwilę zamilkł, widocznie szukając słów.
-Acha - odparłem - No tak, to wszystko wyjaśnia. Od tego jesteś.
-Spadaj. Moje zadanie polega na tym, że mam się spotkać z jakimś znajomym i zabrać mu coś z portfela - uzupełnił wypowiedź o bezcenne szczegóły.
Patrzyłem na niego i po raz pierwszy od początku naszej znajomości kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć.
-Patryk. Z całym szacunkiem, ale co ty pieprzysz? - nie wytrzymałem.
-No wiesz, to jest zadanie na Kwazarze.
Moja mina musiała wyrażać spore zdziwienie, bo nagle go oświeciło:
-Ach, ty nie wiesz co to jest Kwazar, co nie?
-O ile wiem, w uproszczeniu to taki rodzaj gwiazdy - wyjaśniłem zupełnie poważnie.
-Głupi jesteś - rzucił od niechcenia. Gdybym dostawał złotówkę za każdym razem, gdy Patryk nazwie mnie głupkiem, to... sam nie wiem, ale na pewno miałbym bardzo dużo złotówek
-To jest nowy portal - łaskawie mnie oświecił.
-Dla pedałów? - upewniłem się.
-Nie tak głośno! - syknął i nerwowo się rozejrzał. Cały on.
-Czyli tak. I co ten portal ma wspólnego z moim portfelem? - nie mogłem się doczekać pointy tej historii.
-To jest trochę skomplikowane... - zmartwił się, a mnie kończyła się cierpliwość.
-Dobra, nieważne. Zapomnij. Skończmy partyjkę i spadajmy do domu - zaproponowałem. Naprawdę przestało mnie obchodzić, o co chodziło, a czułem, że i tak mi tego nie wyjaśni.
-Bo to jest trochę inny typ portalu - nie wytrzymał - Taki zamknięty. Musi cię tam ktoś zaprosić, a potem dostajesz jakieś zadanie do spełnienia, inaczej nie stworzysz sobie konta.
-I ten kwazar kazał ci grzebać w moim portfelu?
-Tak! - odparł zadowolony, że w końcu pojąłem.
-Popierdoliło cię - odparłem poważnie.
-Nie. To prawda. Moderatorzy przydzielają ludziom zadania.
-I jakiś moderator powiedział, że masz mi coś ukraść z portfela? Serio, Patryk? Serio? - bardziej mnie to rozbawiło niż zirytowało.
-Powiedział, że mam ukraść coś komuś, wybrałem ciebie.
-Och, co za zaszczyt!
-Daj spokój Filip. Wiedziałem, że w razie czego nie będziesz zły, a przecież oddałbym ci to skradzione coś jak już założą mi konto - wyjaśnił.
-No dobra - rozsiadłem się wygodniej w fotelu - A nie wpadło ci do głowy, żeby, no nie wiem, powiedzieć, że wykonałeś swoje „zadanie" i po prostu założyć to konto?
Pokręcił głową i zaczął mi tłumaczyć jak małemu dziecku.
-Oni to czasem sprawdzają.
-Sprawdzają, czy faktycznie siedzisz w knajpie i okradasz kumpla?
W końcu wyczuł ironię.
-Naprawdę sprawdzają. Musiałem podać datę i miejsce, w razie gdyby ktoś z portalu chciał zobaczyć, czy faktycznie tam będę i czy wykonam misję.
-Misję - powtórzyłem - Mówisz to wszystko poważnie, czy wkręcasz mnie w jakieś głupoty? Wiesz, to nie brzmi zbyt wiarygodnie.
-Wiem! - przyznał - I to jest najlepsze. Brzmi jak wymysł, ale to prawda. Istnieje portal, gdzie konto mogą założyć tylko nielicznie. Tylko ładni i inteligentni kolesie, powaga!
Ładni i inteligentni - to wzbudziło moją podejrzliwość, ale zachowałem to dla siebie.
-I nie mogłeś mi powiedzieć, o co chodzi? Wtedy po prostu pozwoliłbym ci coś zabrać z portfela i ten cały szpieg z krainy dreszczowców, którego na ciebie nasłali, zobaczyłby, że mnie okradasz. Bogowie...
-Właściwie masz rację - przyznał Patryk.
-No chyba, że założyli ci podsłuch albo podsłuchują cały lokal - dodałem.
-Myślisz, że by mogli?
-Jesteś ładniutki Patryk, ale rozumek masz mały. Czemu od razu mi wszystkiego nie powiedziałeś?
Trochę się zmieszał.
-To w sumie było całkiem rajcujące. Czułem się trochę jak szpieg - przyznał zawstydzony.
Fakt, musiałem przyznać, że to absurdalny, ale interesujący motyw. Ktoś miał dobry pomysł na rozwinięcie interesu.
-Ten portal jest darmowy? - zainteresowałem się.
-A myślisz, że bym płacił? - wysilił się na ironię.
-Jesteś trochę desperatem... - wzruszyłem ramionami.
-Goń się! - warknął, ale zaraz się uśmiechnął - Twój ruch. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem w domu był znalezienie owego nowego, ekskluzywnego portalu. Nie było to trudne. Strona główna była bardzo prosta. Kwazar przywitał mnie krótką notatką białych liter na czarnym tle.

Witaj na Kwazarze. Jeśli chciałbyś dołączyć do grona użytkowników, skontaktuj się z nami, załączając swoje zdjęcie. EMAIL.

Ciekawe. Żadnych zdjęć, żadnego logo, nic. Tylko ta prosta informacja. Postawili na najlepszy środek reklamy, czyli plotkujących gejów. Jeśli ja się dowiedziałem o istnieniu Kwazara, wiedział pewnie już każdy. Zastanawiałem się, co mogę napisać w takim mailu. Czy opowiadać o zabawnym zajściu z Patrykiem? Lepiej nie, jeszcze odmówią mu rejestracji, bo nie wypełnił „misji". Po godzinie i dwóch piwach uznałem, że traktuję to zbyt poważnie i po prostu wysłałem swoje zdjęcie z krótką informacją: „Poproszę jeden profil na wynos".
Zgadywałem, że dostają jakieś 100 maili dziennie, więc nieprędko odpowiedzą, a jednak naiwnie i trochę dziecinnie wierzyłem, że za chwilę otrzymam wiadomość zwrotną. Nie otrzymałem.

Czasami jesteśmy świadkami zjawisk, których nie potrafimy wyjaśnić. Czasami zachowujemy się absurdalnie, wbrew wszystkiemu, w co wierzymy i co o sobie wiemy. Czasami popełniamy błędy. Zdarza się też, że z pozoru nieistotne, błahe wydarzenie ma ogromny wpływ na nasze dalsze losy. Dla mnie wszystko zaczęło się pewnego grudniowego wieczoru, gdy mój kumpel namówił mnie na wspólny wypad do wrocławskiego klubu dla kochających inaczej. Nie bez powodu była to moja pierwsza od wielu lat wizyta w podobnym miejscu. Wiedziałem, że nic dobrego nie może mnie tam spotkać. Nie z moim nastawieniem i oczekiwaniami. Nie potępiam gejowskich klubów, niech sobie istnieją, niech nęcą swoich bywalców i oferują to, co mają do zaoferowania. Ja po prostu staram się stać z boku i udawać, że takie miejsca nie istnieją. A jednak - tamtej nocy, w skutek wielu zbiegów okoliczności, zgodziłem się pójść. Powodów było kilka: w ostatniej chwili odwołano domówkę, na którą się wybierałem. Zdążyłem już trochę wypić i zaczęła mi doskwierać pijacka samotność. Poza tym czułem przemożną potrzebę przepicia resztki pieniędzy, wałęsających się bez celu na moim koncie bankowym. Wszystko to sprawiło, że przed północą byłem już nieźle podchmielony i właśnie zamawiałem kolejne piwo. Było dokładnie tak jak przypuszczałem: głośna, taneczna muzyka, dziesiątki ocierających się o siebie, podpitych gejów, lesbijek i ich znajomych. Pijaństwo, pląsy na parkiecie, kolejki do toalety i wypchany po brzegi darkroom. Wszystkie tego typu miejsca są niemal identyczne i zawsze jest tak samo.
Powoli przemykasz schodami w dół, wkraczając do świata dźwięków, zapachów i dotyków. Spojrzenia obsiadają cię jak muchy Każdy z obecnych chce wiedzieć kto wchodzi i kto wychodzi. Błyskawicznie oceniają, czy jesteś atrakcyjny, czy przyszedłeś sam, jaki jest cel twojej wizyty. Czy szukasz tu przyjaciół, niezobowiązującego seksu, rozmowy, ucieczki w alkohol, czy innych rzeczy. Mam „szczęście" - wyglądam naprawdę nieźle i skupiam na sobie wiele spojrzeń. Nie próbuję się przechwalać, po prostu wiem, że tak jest. Sam od razu zacząłem odruchowo oceniać mijanych chłopaków. Młodsi, starsi, szczupli i brzuchaci, trzeźwi, pijani, naćpani. Smutni i tryskający humorem. Pośród tego tłumu udało mi się wypatrzyć młodego, pewnie dwudziestoletniego chłopaka tańczącego na samym środku parkietu w rytm czegoś, co można nazwać artystyczną przeróbką hitu Gagi, albo gównem. Obydwa opisy by pasowały.
Tańczył sam, ubrany w prostą białą koszulkę i czarne jeansy, czapeczka na głowie i vansy na stopach. Tunele w uszach, krótkie włosy i szczupła twarz o młodzieńczych rysach. Uroczy. Nie tylko ja tak twierdziłem, ale to właśnie ja postanowiłem go zdobyć. Nie wiem czemu - dla sportu, dla zasady, czy pod wpływem alkoholu zmieszanego z testosteronem. Czy powód ma znaczenie?
Dopadłem go, kiedy zamawiał drinka. Nie musiał czekać w kolejce, nie z jego urodą.
-Cześć - powiedziałem krótko.
-Cześć - odparł znużony. Ilu wcześniej próbowało swoich sił tamtej nocy?
-Można cię podrywać? - zapytałem po swojemu. Tak jak mówiłem - pewność siebie i bezczelna bezpośredniość. Bądź twardy, trochę zabawny i pajacowaty, ale przede wszystkim musisz kipieć pewnością siebie.
Od razu wiedziałem, że się udało. Kupił to, niemal słyszałem dźwięk zamykanej klatki, gdy się uśmiechnął i rzucił mi pełne zaciekawienia spojrzenie. Był mój, to się czuje. Teraz wystarczyło niczego nie zepsuć. Nie planowałem zaciągać go do łóżka, ani w sobie rozkochiwać, po prostu zawsze lubiłem „zdobywać" chłopców. Było w tym coś pierwotnego i wydawało się dziwnie słuszne.
-Zatańczysz? - wykrzyczał mi do ucha. Muzyka była zdecydowanie za głośna na rozmowy.
Nie czekając, złapał mnie za ramię i popłynęliśmy na parkiet, odprowadzani zazdrosnymi spojrzeniami.
***-Jesteś bardzo pewien siebie - przyznał, kiedy paliliśmy papierosy na schodach przed klubem. -Wiem - przyznałem krótko. Nie było tu czego dodawać. -To nie znaczy, że dam się zaprowadzić do ciebie i przerżnąć - zauważył z uśmiechem.-Niczego takiego nie zamierzałem robić - przyznałem zgodnie z prawdą.-Oczywiście, że nie - odparł z przekąsem. Źle go oceniłem, nie był tylko ładnym pustakiem. Za spojrzeniem niebieskich oczu czaiła się inteligencja. -Po co tu przychodzisz? - zapytałem, sugerując tonem, co sam myślę o tym miejscu. -A ty? - odbił piłeczkę.-Kumpel mnie zaprosił, a byłem już podpity i nieopatrznie się zgodziłem. Pomyślałem, że przynajmniej coś wyrwę.-Znowu ta bezpośredniość - skomentował i wyrzucił peta. -Nie martw się, jestem też miły i opiekuńczy - odparłem kpiarsko. -Nie wątpię - zgodził się - To taka forma ucieczki od nudy, tak? Niech zgadnę: nie wierzysz, że zdołasz znaleźć sobie partnera, więc włóczysz się bez celu albo rozpoczynasz w necie nic nie znaczące rozmowy dla zabicia czasu. Bardzo się pomyliłem?Zaimponował mi. Przejrzał mnie po kilku minutach rozmowy. Przystojny, inteligentny i z charakterem. Nie sądziłem, że ta noc tak się skończy. Z drugiej strony, przecież jeszcze się nie skończyła...-Nie chcesz przejść się do jakiejś knajpy na rynku i porozmawiać w spokoju? - zaproponowałem. -Brzmi nieźle - przyznał po chwili ociągania - Masz mój numerek do szatni, przynieś kurtki i pójdziemy od razu. Byłem grzeczny. Udałem się schodami w dół, a on odprowadził mnie słowami:-Zapamiętaj sobie: to był jedyny numerek, na jakiś możesz dziś liczyć.Nie mogłem nie wybuchnąć śmiechem.***-Powiedziałem mu z wyrzutem, że mógł mnie chociaż zaprosić do trójkąta.
Roześmiał się.
-Naprawdę? I co on na to?
-Żebym wskakiwał do łóżka.
Znowu wybuch szczerego, miłego dla ucha śmiechu. Śmiał się normalnie, jak facet, nie jak panienka.
-Naprawdę? - nie dowierzał - Twój były zrywa z tobą, a dzień później zaprasza kolesia i się z nim pieprzy w pokoju obok?
-Tak - potwierdziłem. Nie kłamałem, dokładnie tak wyglądało moje ostatnie zerwanie. Ta historia zawsze szokowała ludzi bardziej, niż zszokowała mnie.
Siedzieliśmy w pustym barze już dobre dwie godziny. Rozmawialiśmy o wszystkim, czasem milczeliśmy. To był dokładnie tym typ milczenia, o jakim można marzyć. Po prostu patrzyliśmy na siebie i próbowaliśmy powstrzymać uśmiechy. Jedna z tych sytuacji, kiedy spotykasz kogoś i masz wrażenie, że znasz go od lat. Oderwanie od rzeczywistości, endorfinowy skok na banji.
-Mam propozycję - uśmiechnął się chytrze -zagrajmy w grę.
-W jaką grę? - zdziwiłem się - Jestem dobry w szachy, ale akurat zostawiłem w innych spodniach.
-Też lubię szachy, ale o tym pogadamy innym razem. O tym co masz w spodniach też. Będziemy grali w pięć pytań. Zadajemy je na przemian i odpowiadamy bez zawahania. Jeśli się zawahasz, będę wiedział, że kłamiesz.
-I jak jest cel tej błyskotliwej gry? - pozostawałem nieufny.
-Nie wiem, poznanie się? Wyciągnięcie z ciebie brudnych sekretów?
-Mam swoje brudne sekrety, czemu nie. Ty też pewnie niejedno mógłbyś opowiedzieć.
Uśmiechnął się niewinnie i lekko przechylił głowę na bok. Było w nim coś uroczego, a raczej bardzo wiele uroczych detali składających się w widowiskową całość.
-Gotów? - zapytał.
-Gotów - potwierdziłem.
-Ile masz lat?
-Dwadzieścia cztery.
-Naprawdę? - zdziwił się - Nie dałbym ci.
-Nie śmiem prosić - odparłem z powagą.
-I do tego lubi suche żarty - ucieszył się - Chodzący ideał. Ja mam dwadzieścia jeden i lubię starszych.
-Nie zadałem ci takiego pytania - zauważyłem.
Wzruszył ramionami.
-Chciałem żebyś wiedział, Filip.
-Lubię, kiedy wymawiasz moje imię - przyznałem.
-Filip, Filip, Filipek.
-Bez zdrobnień.
-Poważny, dorosły, wielki, męski Filip. Lepiej?
-Lepiej. Wiesz, że jeszcze mi się nie przedstawiłeś? - zauważyłem, sam nieco zdziwiony.
-Damian. To było twoje pytanie?
-Chyba tak - pogubiłem się.
- Spotykasz się z kimś, Filip?
-A jak myślisz? - uniosłem brew.
-Myślę, że dawno temu sobie odpuściłeś, świadom, że to nie ma sensu. A podświadomie cały czas liczyłeś na coś w rodzaju tego wieczoru.
-Nie jesteś zbyt skromny - zauważyłem.
-Muszę być?
Nie musiał. Byłem zupełnie świadom procesów zachodzących w moim mózgu, wiedziałem, że w tej chwili pływa sobie w zupie hormonalnej i żadne logiczne argumenty nie sprawią, że będę lubił tego chłopaka choćby odrobinę mniej. Byłem oczarowany, zmiażdżony jego urodą, inteligencją i zachowaniem. Każda kolejna wymiana zdań tylko pogłębiała ten efekt. Przypuszczałem, że u niego jest podobnie, chyba, że był naprawdę dobrym aktorem. Spotkałem kilku takich.
-Jak to się stało, że mieszkam we Wrocławiu od sześciu lat i dopiero teraz cię poznaję? - zapytałem trochę retorycznie, a trochę ciekaw jego komentarza.
-Nie wiem, Filip - rozłożył ręce w geście bezradności - Może dlatego, że nie używam portali randkowych i rzadko bywam w branżowych miejscach, bo jebią starym chujem?
Pokochałem go za tamte słowa.
-Teraz mam co prawda konto na Kwazarze, ale dopiero od kilku dni.
-Naprawdę? Ty też? Mój znajomy dopiero co je zakładał. W ramach zadania, kazali mu ukraść mi coś z portfela!
Roześmiał się głośno, jego głos wypełnił całą knajpę i zwabił ukradkowe spojrzenie barmanki.
-A Ty jakieś miałeś zadanie? - zainteresowałem się.
Przez chwilę się wahał, wyraźnie widziałem jak ze sobą walczy.
-To głupie, nie powiem ci, bo uznasz, że jednak jestem trochę za bardzo popieprzony.
-Powiesz mi - odparłem natychmiast.
-Widzisz Filip, po tylu randkach z idiotami odwykłem od inteligencji i bezpośredniości. No dobrze... - i znowu to szamotanie się z własnymi myślami - Moderator kazał mi zatańczyć.
Uniosłem brew.
-Tylko tyle? - zdziwiłem się.
-...na środku skrzyżowania.
-O....
-....bez butów!
Wybuchnął śmiechem, w czym zresztą mu akompaniowałem. Bez problemu wyobraziłem sobie bosego Damiana wywijającego cudaczne kroki na środku ulicy.
-Obserwował cię? - zapytałem, gdy już odzyskałem nieco kontroli nad oddechem.
-Nie wiem - odparł i znowu zaczął się śmiać - Ale konto mam!
-I jest naprawdę lepiej niż na dotychczasowych portalach? - ucieszyłem się, że dostanę informację z pierwszej ręki.
-Sam nie wiem, chyba tak. Na razie miejsce jest świeże i nie ma wielu typowych problemów.
-Na przykład „hasło za hasło" albo „nic o mnie beze mnie"? - zgadłem.
-Uwielbiam te teksty. Mój znajomy zawsze robi zrzut ekranu, kiedy trafi na ciekawy profil i zapisuje sobie na dysku.
-To jak kolekcjonowanie motyli - zauważyłem.
-To jest ciekawsze niż motyle, trzeba przyznać. Poza tym gdyby motyle umiały pisać, pewnie tworzyłyby lepsze profile.
-Bogowie, tak lubię szydzić z pedałów, a teraz mam towarzysza - uradowałem się.
-Mam tak samo jak ty - zanucił.
Sączyliśmy piwo za piwem, tymczasem powoli zbliżała się trzecia. Obsługa rzucała nam bardzo wymowne spojrzenia, które Damian zdawał się zupełnie ignorować. Pewnie było jeszcze wiele otwartych knajp w pobliżu rynku, a jeśli nie, byłem gotów włóczyć się z nim po ulicach, byle tylko noc trwała i trwała.
-Jest późno, trzeba iść - powiedział nagle, jakby czytając mi w myślach. Przez bardzo krótki moment miałem wrażenie, że dokładnie to zrobił, że jesteśmy tak kompatybilni, że po prostu wie.-Daj mi swój numer - rzuciłem zasmucony..
Zamyślił się, czyniąc przesadny, teatralny gest.
-Mógłbym ci dać mój numer, ale mam lepszy pomysł. Mój nick na Kwazarze to Entropia. Napisz tam do mnie i wtedy zobaczymy, co będzie dalej.
-Nie mam profilu na tym całym Kwazarze - odparłem bezradnie - Daj spokój, po co się bawić w takie podchody?
-Myślałem, że jesteś znudzony oklepaną formułą randek - zauważył - Potraktuj to jak zabawę. Wiem, że to trochę głupie, ale z drugiej strony to taka mała przygoda. To jak?
Zastanowiłem się chwilę.
-A jeśli nie uda mi się założyć profilu?
Wzruszył ramionami.
-Będzie mi bardzo przykro.
Rozzłościł mnie, ale zaraz się opanowałem. Musiałem przyznać mu rację, to było ciekawe. Żądał, żebym udowodnił, że mi na nim zależy. Jeśli oznacza to rejestrowanie się na jakimś głupim portalu, to czemu nie? Zawsze to jakaś odmiana od utartego schematu. Poza tym, jak trudne mogło być założenie profilu na Kwazarze?
-To popieprzony pomysł - skomentowałem - Ale podoba mi się. Tylko co, jeśli nie założę profilu? Znajdę cię w klubie?
-Chodzę tam raz na kilka miesięcy, więc to odpada. Musisz się bardzo postarać z tym profilem.
Bardzo chciałem się postarać. W tamtym momencie zdecydowałem, że założę ten profil za wszelką cenę, choćbym miał zatrudniać hakerów, którzy rozpieprzą cholerne serwery Kwazara.
-Myślę, że to dobra chwila na zakończenie rozmowy - oznajmił, wstając - Zobaczymy się, jak już założysz profil.
Nic nie odpowiedziałem. W zasadzie żadne słowa nie oddałyby wtedy tego, co czułem. W końcu, po całej wieczności, odnalazłem bratnią duszę i okazało się, że nasza dalsza znajomość miała zależeć od kaprysu losu. Było to jednocześnie podniecające i naprawdę popieprzone. Popieprzone w bardzo fajny sposób. Patrzyłem, jak zakłada kurtkę i rusza do wyjścia. Otworzył drzwi, ale zdecydował się jednak wrócić. Zmienił zdanie?
Podszedł i nachylił się nade mną, a potem wyszeptał do ucha najwspanialsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałem.
-Załóż ten jebany profil, Filip.
Poczułem jego ciepły oddech, jego przyjemny, seksowny zapach. A chwilę później już go nie było.
Siedziałem przy stoliku w pustej knajpie, a moim jedynym towarzyszem był monstrualny wzwód.-Wydaje mi się, że przesadzasz - przyznał Patryk, zupełnie nieświadomy, że zmatuję go w trzech ruchach. Patrzył na gońca. Jeśli się nim ruszy - będzie po wszystkim jeszcze w jednej kolejce. Cholera, naprawdę był kiepski w te klocki.
-Oczywiście, że przesadzam. Poznajesz kogoś, spodoba ci się i nie myślisz już do końca racjonalnie. Tylko to sprawia, że bierzemy śluby i płodzimy dzieci - zgodziłem się.
-Nie o to chodzi - odparł i zrobił efektowną pauzę, popijając wystygłą kawę - My raczej ślubu nie weźmiemy, dzieci też nieprędko spłodzimy. Po prostu koleś spodobał ci się, bo mocno obniżyłeś wymagania. Przez długie jesienne wieczory oglądałeś nudne profile i pisałeś z aroganckimi dziwakami, a kiedy trafia się ktoś w miarę normalny, błyszczy na ich tle trzy razy mocniej.
Może i nie znał się na szachach, ale głupi nie był.
-Możesz mieć rację, ale to chyba nie powód, żeby dawać sobie spokój, nie?
Zrezygnował z gońca i ruszył do ofensywy wieżą, kupując sobie nieco czasu.
-Jasne, że nie. Skoro jest taki miły, uroczy i och, ach, jak mówisz, to się za niego bierz. Poza tym jest dla ciebie motywacją do założenia profilu na Kwazarze, a to na pewno zbliży cię do poznania fajnych facetów.
-Taaa... - zamyśliłem się - Kwazar. Wątpię, by tam było inaczej. To, że wszyscy są młodzi i ładni, to jeszcze nie dowód na ich wartościowość.
-Wieczny pesymista z ciebie - stwierdził Patryk.
-A z ciebie koszmarny szachista - odgryzłem się.
-Ja przynajmniej nie zaprzeczam. Dostałeś już zadanie?
-Tak - ucieszyłem się ze zmiany tematu - Tylko najpierw musiałem wypełnić ten idiotyczny kwestionariusz.
-Kwestionariusz? - zdziwił się.
-No tak. Wiesz, wpisać wszystkie dane na temat wyglądu, preferencji, zainteresowań i tak dalej.
-A skąd ty go wziąłeś?
-Noo.. - zmieszałem się - Moderator mi go przysłał. To nie jest standardowa procedura Kwazara?
-Raczej nie, ja nic takiego nie dostałem. Ruszaj się!
Biedny Patryk. Nie miał pojęcia, że pospieszając mnie, tylko przyspiesza swoją klęskę. Bez zastanowienia przesunąłem królówkę do przodu.
-A jakie masz to zadanie? - zainteresował się.
-Mam się z nim spotkać w jakiejś restauracji.
-Spotkać się? Z kim, z moderatorem Kwazara?
Przytaknąłem.
-Po co? Chce cię przelecieć? Ja takiego zadania nie dostałem - odparł urażony.
-Może nie lubi blondynów - sarknąłem - Napisał, że po prostu ma ochotę jakoś się rozerwać, a ja i tak nie miałem planów.
-Wiesz chociaż jak wygląda?
-A jakie to ma znaczenie? - odbiłem piłeczkę - Przecież mam tylko zjeść z nim kolację, a nie się pieprzyć.
-A co, jak okaże się przystojny, bogaty i seksowny?
-Polecę mu ciebie, Patryk.
-Bardzo zabawne - ze złością zbił mi piona - To dziwne zadanie. Z tego co wiem, zwykle to są jakieś zabawne rzeczy, żeby ludziom się dobrze kojarzyło.
-A co jest złego w zjedzeniu z kimś kolacji?
-W sumie nic - wzruszył ramionami - A po kolacji wrócisz do domu i od razu napiszesz do tej swojej miłości od pierwszego wejrzenia?
-Gówno, nie miłość. Fakt, zakładam konto tylko po to, żeby do niego napisać, tak się umówiliśmy. Potem mogę to skasować w cholerę.
-Ja bym nie kasował, fajnie tam. Mam już ustawione trzy randki - przyznał bez cienia zażenowania. Trochę podziwiałem tą jego cechę.
-Wiesz jak bym to skomentował więc nie będę mówił na głos - odparłem znużony.
-Niektórzy przynajmniej się starają kogoś znaleźć - oskarżył mnie - Jaki nick ma ten twój fagas?
-Sam jesteś fagas. Entropia.
Jak na komendę, wyciągnął smartfona i wymacał palcem wszelkie niezbędne adresy i hasła. Obserwowałem go przez minutę i wyglądał jak małpka za kratami zoo, która dostała nową zabawkę.
-Cholera, ładny! Masz gust. Lepiej się spiesz, bo mogę go dorwać przed tobą - uśmiechnął się złośliwie.
Błyskawicznie przestawiłem gońca.
-Szach mat - odparłem beznamiętnie.
Wcześniej wydawało mi się to zupełnie naturalne i nawet rozrywkowe, ale kiedy już siedziałem w restauracji, czekając na moderatora Kwazara, zaczynałem się czuć naprawdę nieswojo. Miałem przecież się spotkać z zupełnie anonimowym dla mnie kolesiem. Nie wiedziałem o nim nic - czy ma 20, czy 50 lat, czy jest szczupłym przystojniakiem, czy zarośniętym niedźwiedziem z olbrzymim brzuchem. Co, jeśli spróbuje mnie upić i zaciągnąć do łóżka, albo jeśli mu się nie spodobam i nie aktywuje mi konta na Kwazarze? Im dłużej o tym myślałem, tym trudniej było mi usiedzieć przy stoliku. Nerwowo spoglądałem na drzwi za każdym razem, gdy ktoś wchodził. Czy ten wysoki blondyn to mój moderator? A może ten facet z wąsikiem w czarnym płaszczu?
Jak zwykle w stresie, sięgnąłem po alkohol. Wypiłem już dwa piwa, a moja „randka" spóźniała się dobre pól godziny. Może nie przyjdzie i po prostu przyzna mi to głupie konto? Byłoby idealnie. A może jest wstydliwy i od trzydziestu minut obserwuje mnie przez szybę z ulicy? Kto wie. Zanotowałem w myślach, żeby nigdy już nie umawiać się w ciemno. Jednak, nie robiłem tego dla przyjemności, chodziło jedynie o znalezienie Entropii, potem mogłem kasować konto w cholerę.
Czułem się trochę jak głupek i postanowiłem, że po trzecim piwie będzie trzeba się zbierać do domu. Zachęcony tą myślą, opróżniłem kufel prawie natychmiast i już ruszałem do wieszaka po kurtkę, gdy drzwi restauracji otworzyły się i wszedł mój kwazarowy moderator. Wiedziałem, że to on, bo od razu spojrzał mi w oczy.
No dobra - pomyślałem - Światła, kamera, akcja.
Wróciłem do stolika i uścisnęliśmy sobie dłoń. Nie wiedziałem, czy faktycznie jestem już tak pijany, czy po prostu pan moderator był nieziemsko przystojny. Wszystko się w nim zgadzało, wszystko było dopasowane, skrojone, kompatybilne i tworzyło idealną całość. Leniwe gesty, subtelna mimika twarzy, prosty, elegancki ubiór. Miał na sobie czarny sweter, prosty złoty zegarek, lekko opinające jeansy i modne nike. Mógł być lekko starszy ode mnie, ale naprawdę niewiele. Ciemne oczy ze spokojem błądziły po gwarnym wnętrzu restauracji i szybko przywołały kelnera. Był szczupły, dobrze zbudowany i wyglądał właściwie trochę jak model. Czy to naprawdę on, czy jakiś żart, wynajęty do tego celu aktor?
-Wybacz spóźnienie, mieliśmy małą awarię serwera i musiałem na szybko pokombinować - przeprosił, podnosząc wzrok znad karty menu.
-Nie szkodzi, jakoś sobie poradziłem - wskazałem pusty kufel po piwie. Starałem się na niego nie gapić, ale to było takie trudne! Rzadko onieśmielał mnie czyjś wygląd i zachowanie, ale ten koleś sprawił, że kuliłem się w sobie. W każdym jego ruchu i słowie czaiła się olbrzymia pewność siebie, emanował nią od pierwszej chwili.
Weź się w garść - powtarzałem sobie w duchu - Zjecie coś, pitu pitu i wracasz do domu szukać Entropii. Taki jest plan. Plan jest ważny, trzeba się go trzymać.
-Pewnie cię zastanawia, czemu tu siedzimy - wyczytał mi z myśli.
-Inni dostają zadania typu „zatańcz na środku ulicy" albo „buchnij coś z portfela kumpla", a ja jem kolację z moderatorem - wyjaśniłem coś, co przecież doskonale wiedział.
-To tańczenie na środku ulicy to akurat mój pomysł. Poznałeś chłopaka, który miał to zrobić?
Znowu. On naprawdę czytał w myślach, nie do wiary.
-To przez niego w ogóle zakładam profil - przyznałem.
Po co mu to mówisz? Jedz, pij, pogadaj o pogodzie i do domu!
-No widzisz - ucieszył się - Jeszcze nie masz konta, a kwazar już łączy cię z innymi. Właściwie to masz już aktywowane konto, zrobiłem to przed wyjściem - poprawił się.
-O... dzięki - odparłem z ulgą. Zeszło ze mnie ciśnienie, zupełnie jak z przekutego balonu. Miałem konto, mogłem napisać do Damiana zaraz po powrocie do domu. Pozostało mi spędzić nieco czasu z przystojnym i całkiem miłym facetem. Naprawdę nie wyglądało to źle.
Zamówił kaczkę pieczoną z czymś w sosie jakimś, pierwszy raz słyszałem taką nazwę potrawy. Do tego lampka wina. Było oczywiste, że przywykł do dobrej kuchni w dobrych knajpach.
-Jak wam idzie z portalem? - zapytałem na chybił trafił. Chyba oczekiwał zainteresowania z mojej strony?
-Zależy co masz na myśli - odparł dość trzeźwo - Czy mamy dużo zgłoszeń? Mamy. Czy wyrabiamy technicznie? Póki co jest całkiem nieźle. Czy jest z tego kasa? Jest.
-Dużo was jest? - nie dawałem mu chwili wytchnienia. Wolałem pytać, niż sam być pytany.
-Jest pięciu moderatorów, jest grafik, są dwaj informatycy i ja - odparł, delektując się zapachem wina, która podał mu kelner.
-Nie jesteś moderatorem? - zdziwiłem się.
-Nie. Jestem pomysłodawcą, administratorem i w zasadzie właścicielem Kwazara.
Właścicielem. Facet, który ma dostęp do wszystkich kont na portalu zobaczył moje zdjęcie, przeczytał ankietę i wyciągnął mnie na kolację. No, no, ciekawe.
-Mogę być bezpośredni? - upewniłem się.
-Wiem, że jesteś, trochę cię już znam - odparł zadowolony. Miał dołeczki, kiedy się uśmiechał.
-Czemu ja? - wręcz wybuchłem tym pytaniem.
Lekko się zmieszał i musiał zebrać myśli, by odpowiedzieć.
-W takim razie ja też będę bezpośredni - oznajmił - Nie bardzo mam czas na przeglądanie zgłoszeń, robię to tylko wtedy, kiedy mam wolną chwilę, w ramach pomagania moderatorom. Chłopaki i tak mają mnóstwo pracy. Nie mam czasu na nic prócz pracy i szklaneczki whisky wieczorem. Pomyślałem sobie: Robert, musisz przystopować. Zrób sobie przerwę, poznaj kogoś. Spędź miło wieczór, odpręż się, świat się nie zawali. No i sam widzisz, jesteśmy - wzruszył ramionami.
-To nie była odpowiedź na moje pytanie - zauważyłem.
Znowu uśmiech i dołeczki. Jasna cholera, musiał wiedzieć, że wygląda dobrze. Wiedział to, umawiając się ze mną. Na pewno zależało mu na zrobieniu odpowiedniego wrażenia. Ale po co? Żeby się ze mną przespać? Żeby puścić plotkę po portalu, dla reklamy?
-W porządku - uspokoił mnie - Pomyślałem, że dla odmiany spędzę miło czas z jakimś nowym użytkownikiem, bez żadnych podtekstów, podkreślam. Wybrałem ciebie, bo wiedziałem, że da się z tobą pogadać i nie oszukujmy się, przyjemnie zawiesić na tobie oko. Ale to tylko zadanie rejestracyjne, nic więcej, słowo.
Wszystko co mówił zdawało się mieć sens. Może był po prostu bardzo zapracowanym i bardzo samotnym człowiekiem?
-Nie mam żadnych pretensji, po prostu byłem ciekaw - odparłem trochę zgaszony.
-Wiem - potwierdził - Zanim zaczniesz budować sobie w głowie taki obraz, od razu zaprzeczę: nie jestem wykończonym nerwowo pracoholikiem. Po prostu lubię poznawać ludzi, to świetnie stymuluje budowę połączeń między neuronami. Ale ty to wiesz, Filip, bo interesujesz się kogniwistyką. Mam rację?
-Masz rację - przyznałem zmieszany. To było bardzo dziwne - ja nic o nim nie wiedziałem, a on wiedział o mnie dokładnie tyle, ile napisałem w tej cholernej ankiecie, czyli całkiem sporo.
Jakoś się przemogłem i postanowiłem być po prostu sobą. Admin czy nie, to tylko człowiek. Nieważne, że jego konto bankowe mogłoby zjeść moje w charakterze chudego śniadania. Nieważne, że był przystojny, młody i inteligentny, a do tego absurdalnie pewny siebie. Filip Jarzej zawsze jest sobą, będzie i teraz.
-Wiesz co, jestem kiepski w gadaniu o mnie, a poza tym już sporo wiesz. Opowiedz mi coś o sobie - zaproponowałem.
Wtedy wziął głęboki oddech i wszystko się zmieniło. Zaczął mówić o swoim życiu, o swojej szkole, przyjaciołach, planach na przyszłość, byłych facetach i portalu. Często się zatrzymywał, by przywołać zabawną anegdotkę albo poznać moje zdanie na jakiś temat. Za murem wykutym z pewności siebie kryl się naprawdę wrażliwy, porządny facet. Mógłbym go polubić. Robert - bo byliśmy już na ty - wypijał jedną lampkę wina za drugą, co tylko podkreślało jak wiele mamy ze sobą wspólnego. Jeśli po pierwszych zdaniach odczuwałem jeszcze jakąś presję - teraz już zniknęła bez powrotu.
Czas płynie szybko, gdy pijemy i dobrze się bawimy. W pewnym momencie rozgadany Robert spojrzał na zegarek i pokiwał z wrażenia głową.
-Tym razem naprawdę przesadziłem - ocenił - Jest już przed dziesiątą. Naprawdę świetnie mi się z tobą siedzi, ale z samego rana ruszam do Warszawy na dość istotne spotkanie. Sponsor, sam wiesz.
Wiedziałem. O dziwo, było mi nawet trochę przykro, że nasze spotkanie dobiegło końca. Nie sądziłem, by było mi dane zobaczyć go jeszcze kiedykolwiek.
-Nie ma sprawy, też mam coś do zrobienia - odparłem zgodnie z prawdą. Chciałem jeszcze tego wieczoru zrobić bardzo wiele rzeczy z panem entropią.
Pożegnaliśmy się już przed budynkiem, kiedy wsiadał do taksówki.
-Właśnie coś mi wpadło do głowy - powiedziałem nagle w ostatniej chwili.
-Co takiego?
-Żeby się zarejestrować na kwazarze, trzeba mieć osobę polecającą, prawda? - zmarszczyłem brwi.
-Prawda, ale zrobiłem dla ciebie wyjątek. To źle? - przejął się.
-Nie, jasne, że nie. Fajnie mieć chody. Nie obrażę się jak dorzucić mi do tego permanentne konto premium, bo pewnie macie cos takiego - zażartowałem.
-Jasne, jutro rano ci je klepnę - odparł zupełnie poważnie i uścisnął mi dłoń, po sekundzie znikając w taksówce. Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć.
-O rany - powiedziałem sam do siebie, stojąc samotnie na chodniku - Powinienem sobie znaleźć sponsora, albo dwóch.
Kiedy taksówka zniknęła mi już z oczu, tylko jedno było ważne i pilne. Chciałem jak najszybciej zalogować się na portalu i znaleźć Damiana. Od naszego spotkania minął już ponad tydzień więc równie dobrze mógł o mnie zapomnieć, jak i codziennie upijać się z tęsknoty. Po raz pierwszy w życiu żałowałem, że mój prymitywny telefon nie obsługiwał żadnych aplikacji ani przeglądarek. Żałowałem jeszcze przez niecałe pół godziny, aż dojechałem na swoje ukochane Pilczyce i dopadłem laptop.
Wszystko się zgadzało. Powitał mnie komunikat wylewnie podkreślający jaki ważny jestem dla załogi serwisu i zapewniający, że życzą mi wszystkiego co najlepsze. Do tego najlepiej, gdybym natychmiast wydał nieco hajsu na konto premium.
Zignorowałem wszystko, co zignorować się dało i natychmiast wpisałem w wyszukiwarce najważniejsze słowo na świecie. Entropia.
Kwazar odpowiedział mi chłodnym, okrutnym komunikatem: nie znaleziono profilu.Nienawidziłem Patryka i kochałem go. Jednym prostym gestem dopuścił się świństwa, ale i mnie uratował. Gdyby jego paskudne cechy charakteru nie kazały po raz kolejny zrobić mi na złość, nigdy więcej nie spotkałbym Damiana. Patryk jednak był pod takim wrażeniem mojej opowieści i urody Entropii, że umówił się z nim na Kwazarze! Za moimi plecami, tylko po to, żeby mnie potem wyśmiać. To była właśnie ta część, za którą go nienawidziłem. Ponieważ jednak Damian nie chciał go wcale poznawać, Patryk opowiedział o znajomości ze mną i wziął od niego numer telefonu - tak na wszelki wypadek, gdybym palnął na mojej kolacji z adminem coś tak głupiego, że nie dostanę konta na portalu. Ja konto dostałem, ale Damiana nie było już wtedy na kwazarze. Wydawało mi się to strasznie absurdalne, ale nie miało większego znaczenia, bo właśnie marzłem pod fontanną na Placu Solnym w oczekiwaniu na Damiana. Ciekawiło mnie czy się zmienił, ale ile można się zmienić przez dwa tygodnie? Głupi pomysł. Znowu zacząłem się stresować, jak stresuję się zawsze, czekając na swoją „randkę". Nawet jeśli był to ktoś taki jak Entropia. Ciągle go tak nazywałem w myślach, z jakichś powodów wydało mi się to zabawne, ale i słuszne.
Pojawił się znikąd. W jednej chwili gapiłem się tępo na topniejący śnieg pod nogami, w następnej były tam jego czerwone vansy. Oraz reszta Damiana. Uśmiechnięta, ubrana w czarną pikowaną kurtkę, czerwoną czapeczkę i rurki. Roziskrzone oczy czujnie mnie obserwowały, ale nie odezwał się ani słowem. Nie odzywałem się też ja. Zaciągałem się tylko papierosem i patrzyłem na niego. Czas stał się zupełnie odległą, abstrakcyjną koncepcją.
Po kilku chwilach poczułem jednak, że warto zacząć rozmowę. Przecież miałem mu tyle do powiedzenia. Od czego zacząć? Czy on miał ten sam problem?
-Cieszę się, że jesteś - powiedział cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Też się cieszę, że jestem - zgodziłem się.
-Jesteś straszny - roześmiał się.
I znowu milczenie. Przyjemne, błogie i pełne przyjemnego napięcia, ani odrobinę krępujące. Jebana magia.
-Ruszymy się gdzieś? - zapytał w końcu i nieco się do mnie zbliżył.
-Gdzie chciałbyś iść? - zapytałem, patrząc prosto w piwne oczy. Nasze twarze były tak blisko siebie, że czułem ciepłe powietrze, które wydychał. Mógłbym go wtedy pocałować. Albo kazać mu czekać. Wybrałem drugą opcję, wiedząc jak bardzo go rozczaruję.
-Lubisz się droczyć, co? - odparł, lekko unosząc kąciki ust.
-Droczenie się jest jak dla mnie trochę mało męskie - odparłem - Dobra, zamarzam, chodźmy gdzieś się rozgrzać.
Roześmiał się i dopiero wtedy zrozumiałem jak dwuznacznie to zabrzmiało.
***-Dziwna sprawa, daję słowo, nie usuwałem tego konta. Wyświetlił mi się komunikat, że wystąpił jakiś błąd i że dostęp do konta zostanie wkrótce przywrócony. I tak jest do tej chwili - wzruszył ramionami.-Wierzę ci. To zabawne, zupełnie jakby świat nie chciał, żebyśmy się poznali - odparłem rozbawiony.Tak dobrze było znowu go widzieć, słuchać jego głosu i obserwować jego ruchy. Już nie pozwolę mu zniknąć. Tego wieczoru postanowiliśmy napić się gorącej kawy i nie miałem nic przeciwko temu. Chciałem pamiętać każdą chwilę, alkohol mógłby w tym przeszkodzić.-Może to nie świat nie chce nas ze sobą połączyć, tylko Kwazar - odpowiedział żartem.Przeszło mi wtedy przez myśl, bardzo krótko, że cos w tym mogło być. Może zawieszone konto Damiana to nie przypadek? Absurd, szybko porzuciłem ten pomysł. -Mogę ci coś powiedzieć? - zapytał, pochylając się do mnie nad stolikiem.-Dawaj, ogierze - zgodziłem się konspiracyjnie.-Każdego dnia przez te dwa tygodnie czekałem i czekałem. Weźmiesz mnie za świra, ale odświeżałem skrzynkę na portalu co chwila. Zacząłem się bać, że nic z tego nie będzie.-To nie czyni cię świrem - zapewniłem - To urocze. -Tak, ale widzieliśmy się raz w życiu i ... - zmieszał się, po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy - Bałem się, że już się nie spotkamy. Potem byłem na siebie wściekły, że wtedy nie dałem ci numeru tylko bawiłem się w te głupie podchody. Wahałem się, czy to powiedzieć, ale przecież on był szczery i zasłużył na to samo.-Miałem dokładnie tak samo jak ty. Ciągle chodziło mi to po głowie, to trochę dziwne, wiem, ale miło, że miałeś tak samo. Po raz pierwszy poczułem przy nim lekkie skrępowanie. Czy nie powiedzieliśmy za dużo? Czemu zachowywaliśmy się jak kochliwe nastolatki? -Może po prostu powiem to na głos - zaproponował nagle - Lubię cię, Filip. Właściwie to nie potrafię przestać o tobie myśleć. Lubię z tobą rozmawiać, lubię na ciebie patrzeć i przechodzą mnie dreszcze na samą myśl o twoim dotyku.Bum. Stało się. Zrobił to, przełamał wszelkie bariery. Odkrył karty i czekał na moją reakcję.Nagle wybuchłem śmiechem. Nie mogłem się opanować, co doprowadziło go do prawdziwej rozpaczy.-Przepraszam - zdołałem w końcu wydusić - Po prostu pomyślałem, że to wszystko idzie za łatwo. Wszystko jest zbyt idealne, wiesz?-Też tak to widzę - przyznał i na jego twarz powrócił ciepły, zadziorny uśmieszek - Nie odpowiedziałeś. Teraz powinieneś powiedzieć, że też mnie lubisz, że chcesz mnie mieć i zabrać do swojej sypialni. Czy on się kiedyś zatrzyma? - pomyślałem. Wydawało mi się, że to ja jestem bezpośredni, ale Damian pokazał dziś zupełnie nowy poziom. -Uważasz, że to byłoby w porządku?-Nie - zaprzeczył szybko - Ale wiem, że tego chcesz i chcę tego ja. Nie potrafię dłużej czekać, nie kontroluję się przy tobie.Moje serce biło we wzmożonym tempie. To się działo za szybko, za szybko... -Będę się kontrolował za nas dwóch - odparłem z dumą co wywołało u niego atak śmiechu.-No dobrze, masz rację. To by nie było właściwe. W takim razie może odprowadzę cię dziś do domu , a następnym razem ty mnie?-Brzmi uczciwie. I tak już wystygła mi ta kawa.***Mieszkał niedaleko rynku, w akademiku na grunwaldzie. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim, co wpadło nam do głowy, tyle chciałem mu powiedzieć i tyle chciałem wiedzieć o nim samym. Przecież nie wiedziałem prawie nic - co studiuje, skąd przyjechał, jakie ma plany na przyszłość, jakie filmy ogląda i czy lubi psy. On też nic o mnie nie wiedział. Łączyła nas tylko chemia uderzających do głowy hormonów. Na wszystko przyjdzie pora, uznałem. W końcu stanęliśmy pod bramą akademika. Czas zwolnił, chcąc nam chyba dać jeszcze chwilę radości przed bolesnym rozstaniem. Jak miałem wrócić do siebie, a potem rano wziąć się za pracę, jeśli nie będzie go u mojego boku? Czemu, do cholery, nie zabrałem go do siebie? Rano miałbym z kim wypić kawę, a w nocy...-To moje okno - wskazał.-Bardzo ładne - pochwaliłem. -Głupek - sprzedał mi szturchańca. Pięknie, zachowujecie się jak dwie dzierlatki, pomyślałem. Żarty, żarciki i zero działania. Chuj.Pocałowałem go nagle i brutalnie, bez żadnych ceregieli i wstępu. Nasze usta zwarły się silnie i od razu objął mnie za szyję. Całowaliśmy się całą wieczność. Jego język wyczyniał niesamowite rzeczy. Tańczył i splatał się z moim, a jego ręce szybko zbłądziły do moich pośladków. Najlepszy pocałunek w życiu.-Łał... - powiedział krótko kiedy już udało nam się od siebie oderwać. -Często to słyszę - rzuciłem zaczepnie i znowu mnie uderzył. -Idę! - postanowił i mówił poważnie. Od razu wyciągnął klucze i zniknął w bramie. Cały czas nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, ale nic już nie mówiliśmy.Pozostał mi tylko spacer mroźnymi ulicami Wrocławia z monstrualną erekcją. Zaczynałem podejrzewać, że tak właśnie kończą się wszystkie spotkania z Entropią. W domu czekała na mnie niespodzianka. Właściwie, to czekała pod blokiem.
-Cześć - usłyszałem za plecami, gdy otwierałem bramę i tak się przestraszyłem, że upuściłem klucze. Głośny, brzęczący dźwięk odbił się echem od betonowych płyt osiedla.
-Nie chciałem cię przestraszyć - przeprosił Robert.
Stał przede mną, przystojny jak poprzednio, z błyskiem w oku, w długim czarnym płaszczu.
Na początku nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, ale udało mi się w końcu sklecić najważniejsze pytanie.
-Co tu robisz? - wypaliłem.
Uśmiechnął się i ledwie dostrzegalnie zachwiał. No tak, poczułem przecież woń alkoholu.
-Trochę się podchmieliłem - wyjaśnił, wzruszając ramionami.
-Nie o to mi chodziło. Skąd ty wiedziałeś, gdzie mnie szukać? - sprecyzowałem.
-A - uśmiechnął się - To proste, wystarczy znać adres IP.
-To wcale nie jest takie proste - zaprzeczyłem.
-No nie jest, ale jestem w tym dobry.
Złapałem głębszy oddech i powoli wypuściłem powietrze, żeby się uspokoić.
-Czemu tu jesteś? - ciągnąłem.
-Mówiłem już, popiłem i poczułem się samotny. Miałem kolację z klientem i jakoś pomyślałem o tobie.
No pięknie.
-To trochę jakby... straszne - przyznałem - Wyszukujesz mój adres w Internecie i pojawiasz się nagle, choć widziałem cię raz w życiu.
Zastanawiał się chwilę.
-Masz rację, to popieprzone. Przepraszam - skruszył się - Pojadę do domu - ruszył w stronę czarnego bmw.
-No co ty, kurwa, chcesz w tym stanie prowadzić!?
-W tą stronę przyjechałem i jestem cały - odparł zbity z tropu.
I wtedy mnie to uderzyło. Miałem przed sobą diabelnie inteligentnego faceta, którego kieszenie wypchane były kasą, a dni ciężką pracą. A jednak, koniec końców był tak samotny, że nowo poznany ja byłem najbliższą mu obecnie osobą. Zasmuciło mnie to i trochę przestraszyło. Zawsze byłem miękki, zbyt miękki.
-Chcesz wejść? Zrobię ci kawy.
Nie musiałem powtarzać. Pobiegł tylko do auta i wyciągnął nienapoczętą butelkę jakiejś drogiej szkockiej.
***Obudziłem się z potwornym kacem. Powieki ważyły chyba z tonę i chwilę zajęło mi ich uniesienie. Pokój zalewało ostre poranne światło, w powietrzu unosił się zapach papierosów i przetrawionego alkoholu. Leżałem plackiem na brzuchu z twarzą wciśniętą w poduszkę. Obok mnie chrapał Robert. Byłem nagi. To akurat nic dziwnego, bo zawsze sypiam nagi. Jeszcze nie byłem gotów przejmować się sytuacją. W końcu, heroicznym wysiłkiem, dźwignąłem się z łóżka i odnalazłem rzucone w kąt pokoju białe bokserki. Potem poszło z automatu: toaleta, lodówka i schłodzony sok pomarańczowy, papieros i kawa. Robert spał. Siedziałem na krześle pod ścianą, dokładnie naprzeciwko śpiącego gościa. Leżał na boku, zwrócony twarzą w moją stronę i chrapał cicho. Nie wyglądał już tak atrakcyjnie jak wcześniej. Miał lekko zarośnięte barki i plecy, jego nos w komiczny sposób wykrzywił się pod naciskiem dłoni, na której opierał głowę. Też był nagi. Widziałem szerokie ramiona i plecy, szczupłe, zarośnięte pośladki i czarne od włosów nogi. Nie był zbyt atrakcyjny bez ubrania, w każdym razie nie dla mnie. Zgadywałem, że bardzo wielu facetów by się ze mną nie zgodziło, ale przecież każdy ma swój gust. No dobra - uznałem - Czas zacząć się przejmować. Co właściwie pamiętałem z nocy? Rozmawialiśmy i w końcu dałem mu się namówić na drinka, a potem kolejne. Powiedziałem mu o Damianie, a on opowiadał mi o swoich nic nie znaczących, przelotnych romansach. O tym jak lecieli na jego kasę, a potem zostawiali, wygrzani w jego blasku. O tym, że ludzie są fałszywi, o bratnich duszach, o swoim nowym projekcie, o rodzicach, o swoim cholernym kocie. Gadał i gadał, żłopiąc szkocką jak herbatę. Miał twardy łeb. Gdy ja byłem już porządnie napruty, on zdawał się być dokładnie tak samo wcięty jak kilka godzin wcześniej pod blokiem. Tak, jakby alkohol nie robił już na nim wrażenia. W pewnym momencie powiedział mi, że od razu mnie polubił. Że gdy tylko zobaczył maila z prośbą o przyznanie profilu na Kwazarze, wiedział, że musi mnie poznać. A potem mnie pocałował. Dalej wszystko było mocno zamazane i niejasne. Spaliśmy nadzy w jednym łóżku - niezła poszlaka, ale chyba tylko on wiedział, co naprawdę zaszło, o ile zaszło. Dopiłem kawę i jeszcze raz omiotłem wzrokiem jego ciało. Odbijało blask słońca, co wyglądało dość estetycznie, ale i tak nigdy bym się z nim nie przespał. Może po alkoholu było tak samo. Oby.Poszedłem do kuchni by przegryźć jakąś kanapkę i pomyślałem, że to wielka szkoda. Będę musiał oszukiwać Damiana praktycznie od samego początku naszej znajomości. Jasne - nie mieliśmy siebie na wyłączność i teoretycznie mogłem robić, co chciałem, ale przecież daliśmy sobie z nim dość jasno do zrozumienia, że za sobą szalejemy. A teraz ta wpadka. Bezmyślna, głupia, gówniarska. Kiedy ja się nauczę?Pod prysznicem napadły mnie zaginione sceny z nocy. Tak, zdecydowanie się pieprzyliśmy. Robert nalegał i nalegał, aż miałem dość odmawiania, a byłem tak pijany, że było mi właściwie wszystko jedno. Chyba nawet wmówiłem sobie, że chcę. Seks był słaby, nieporadny. Zamroczeni alkoholem i nikotyną robiliśmy co w naszej mocy, ale niestety - było po prostu źle. To był ten rodzaj seksu, który chcielibyście wymazać ze swojego życiorysu i bardzo szybko o nim zapominacie. Pomyłka, potknięcie, głupota. Taka właśnie była ta noc. Gdy wyszedłem spod prysznica nagi, przepasany ręcznikiem, Robert miał już na sobie płaszcz. W jego ręku zabrzęczały klucze samochodu.-Pomyślałem, że nie będę ci zawracał głowy - odpowiedział na mój pytający wzrok. -Spoko - tylko na tyle się zdobyłem. -I pamiętaj: naprawdę masz ładny tyłek.Zamurowało mnie. -Co?-No wiesz, żaliłeś się w nocy, że nie podoba ci się twój tyłek. Moim zdaniem jest świetny, pozbądź się tego kompleksu - wyjaśnił i poklepał mnie po osłoniętych ręcznikiem pośladkach.Poczułem się jak uczestnik programu z ukrytą kamerą. Tu nic nie miało sensu. -Ee... spoko - po raz kolejny popisałem się elokwencją. Tak bardzo chciałem się go już pozbyć z domu. Niech już zniknie! Niech dowód mojej pomyłki i głupoty w końcu zniknie mi sprzed oczu!-No, lecę. Udanego dnia - powiedział i spróbował mnie pocałować, ale zdążyłem się uchylić. Zaskoczyło go to. -No, jak chcesz... - mruknął zmieszany - Do zobaczenia - rzucił i wyszedł.-Do zobaczenia? - powtórzyłem zdziwiony.
-A co powiesz na to? - wskazałem jedną z półek na wystawie sklepu.
-Masz na myśli te kajdanki? - Damian zgadł bez pudła.
-Nie mów, że cie nie kusi - uśmiechnąłem się szelmowsko.
-Świntuch z ciebie - odparł i odpowiedział uśmiechem.
-Przecież wiem, że chcesz. Poza tym co może być lepszym prezentem gwiazdkowym niż przypięty do łóżka chłopiec w samych slipach?
Udawał, że się namyśla.
-A kto kogo przypina?
-To się jeszcze ustali - odparłem i mocno go pocałowałem. Wigilia była już za pasem i zanim rozjedziemy się do rodzinnych domów, chciałem spędzić z Damianem niezapomnianą noc. Od naszego drugiego spotkania minął dopiero miesiąc, ale wszystko działo się błyskawicznie. Choć nikt nie powiedział tego oficjalnie, Damian praktycznie u mnie mieszkał. Bardzo rzadko nocował w swoim akademiku i bardzo rzadko wychodził z domu. Byliśmy całkowicie samowystarczalni - i choć wiedziałem, że taki stan zakochania nie trwa wiecznie - póki co nasze wzajemne towarzystwo w zupełności mi odpowiadało.
-Na pewno nie chcesz, żeby to była niespodzianka? - wahał się.
-Znasz mnie, kociaku. Jestem praktyczny i wolę razem z tobą wybrać coś, co obu nam sprawi frajdę. Po co łazić i zastanawiać się co by tu kupić drugiemu, skoro można to zrobić tak?
-Zawsze racjonalny - sarknął- Dobra, ale ja płacę.
-Niby czemu? - żachnąłem się.
-Bo wtedy będę miał prawo do zakucia cie jako pierwszy - odparł z uroczym, niewinnym uśmiechem.
-Kurwa, właśnie dostałem erekcji - przyznałem, zgodnie z prawdą.
Przysunął się do mnie i zaczął szeptać mi do ucha.
-Tym zajmiemy się jak tylko wrócimy do domu.
Ciepły oddech na karku i obietnica czekającej mnie rozkoszy przyprawiły mnie o ciarki. Kochałem tego gościa. Naprawdę go kochałem, ale jeszcze nie chciałem mówić tego głośno.
-Hej - usłyszałem zza pleców. Odwróciłem się i aż trudno mi było uwierzyć.
-Świat jest mały - stwierdził Robert. Jak zwykle dobrze się prezentował, ale jego widok wcale mnie nie ucieszył. Zorientowałem się, że Robert pytająco patrzy na Damiana.
-A, poznajcie się - zatrybiłem w końcu - To jest Robert, a to Damian. Opowiadałem ci o nim, to dla niego założyłem konto na kwazarze - wyjaśniłem.
-Czyli wam się udało - ucieszył się - Bardzo mi miło, że moja praca przynosi jakieś korzyści przynajmniej innym ludziom.
Przez chwile było dość niezręcznie. Staliśmy we trzech w alejce centrum handlowego i gapiliśmy się na siebie, nie wiedząc co powiedzieć.
-No, muszę się zbierać - odparł w końcu Robert, ostentacyjnie spoglądając na zegarek. Nie dało się nie zauważyć, że to Rolex.
-Było miło - rzuciłem, siląc się na uśmiech.
-Co to był za gość? - zapytał Damian, kiedy już zostaliśmy sami.
-Ten gość? To założyciel Kwazara, to mnie wtedy zaprosił na tą kolację.
-Naprawdę? - zdziwił się Damian - Dziwny typ.
-E, bez przesady - starałem się uciąć temat. Nie opowiedziałem Damianowi o pamiętnej pijackiej nocy i miałem nadzieję, że nie będę nigdy musiał.
-No mówię ci. Patrzył na ciebie jak na kawał mięcha - Damian nie dawał za wygraną.
-Przesadzasz - rzuciłem krótko.
-Na pewno nie. Patrzył na ciebie dokładnie tak, jak patrzę ja - bronił się mój chłopiec.
Spojrzałem mu w oczy, uśmiechnąłem się pobłażliwie i pocałowałem go najczulej, jak potrafię.***-A ten ma na imię Maks i umówiliśmy się na wieczór walentynkowy - Patryk niemal wcisnął mi swój telefon w twarz.
-Ładny - rzuciłem na odczepne - Ale nie byłeś już umówiony z tym, jak mu tam...
-Kamilem - podpowiedział.
-No tak.
-Im więcej randek tym większa szansa na udane walentynki - wyjaśnił.
-I wyrobisz z czasem?
-Pewnie - odparł, niedowierzając mojej naiwności - Z Kamilem umówiłem się na kino o szesnastej. Jak wszystko pójdzie dobrze, wyskoczymy do klubu, a jak nie, to się zmyję i poznam Maksa.
-Dziwne imię. Maks. To taki przez iks, czy ka es?
-A co za różnica? - zdziwił się.
-Zawsze sądziłem, że Maxy przez iks są szpanerami.
-To rodzice nadają imię - nie zgodził się.
-A jeśli dali mu Maks przez ka es, a on udaje, że jest przez iks? - nie dawałem za wygraną.
-Jesteś jeszcze bardziej nieznośny niż zwykle - uciął.
Westchnąłem i opadłem na oparcie fotela. Ta partia zdecydowanie mi nie szła. Patryk zbił mi już dwa gońce i wieżę, a ja nadal nie tknąłem jego figur. Nie chciało mi się patrzeć na szachownicę, nawet widok Patryka jakoś niespecjalnie cieszył. Czułem się fatalnie.
-Co ci jest? - zapytał, gdy w końcu przesunął królówkę.
-Nic - syknąłem trochę zbyt wrogo.
-Nadąsany jak dziecko - odciął się. Miałem ochotę go wyzywać. Powiedzieć mu, co myślę o jego walentynkowych wymysłach i jego Maksie przez iks. Jakoś to w sobie stłumiłem.
-Nie układa ci się z Damianem? - zgadł.
-Masz mnie - przyznałem. Nie chciałem już dłużej tego w sobie dusić.
-A co się dzieje? - zapytał z autentyczną troską.
-Zjebałem - odparłem - Wszystko było świetnie do połowy stycznia, a potem nagle coś się zmieniło. Damian zaczął się dziwnie zachowywać. Gryźliśmy się o byle co, a do tego przyznał, że widuje się ze swoim byłym.
-To on ma byłego? - zdziwił się Patryk. Zazwyczaj był dobrze poinformowany o tym, co dzieje się w moim życiu.
-Wcześniej o nim nie wspominał, a teraz nagle okazali się wielkimi przyjaciółmi. Wkurza mnie to. Nie sam fakt, że mają kontakt, tylko że Damian kilka razy wystawił mnie, bo umówił się z tamtym gościem.
-Pogadajcie o tym, jakoś wszystko ułożycie.
-Gadaliśmy. Skończyło się kłótnią, a na koniec opowiedziałem mu, że przespałem się z Robertem.
Patryk z wrażenia przewrócił kilka pionów.
-Powiedziałeś mu!? Po co!? - oburzył się.
-Sam nie wiem... od samego początku chciałem mu powiedzieć, być fair. A wtedy akurat byłem wściekły i nie mogłem tego dłużej trzymać w tajemnicy.
Patryk patrzył na mnie jak na upośledzonego i nie odzywał się.
-Wiem, wiem - uciąłem komentarze - O dziwo, Damian całkiem dobrze to przyjął. To znaczy, trzasnął drzwiami, ale następnego dnia wrócił i już było w porządku. Od tamtej pory nawet prawie się nie kłócimy. Tylko, że on nadal dziwnie się zachowuje. Raz jest nakręcony do granic możliwości, a za chwilę milknie i robi się ponury. Nie wiem o co chodzi, ale on coś ukrywa - wzruszyłem ramionami.
-Romansik z byłym? - Patryk od razu podchwycił temat.
Zastanawiałem się przez chwilę, ale koniec końców, lepszego spowiednika nie miałem.
-Przyznam ci się do czegoś, ale nie nazywaj mnie świrem, dobra?
-Dobra, mów - Patryk nachylił się nad stołem. Zupełnie już zapomnieliśmy o szachach.
-Parę dni temu przejrzałem jego wiadomości w komórce - wyrzuciłem z siebie, czując jednocześnie wstyd i złość na samego siebie. Spodziewałem się ogromu przekleństw i niedowierzań, ale Patryk po raz kolejny mnie zadziwił.
-Znalazłeś coś ciekawego? - zapytał po prostu, obojętnym tonem.
-No... dużo pisze z tym byłym. Z wiadomości wynika, że oni się widują znacznie częściej, niż mi mówi. Czasem zmyśla, że idzie robić ze znajomymi projekt na studia, innym razem ma urodziny zmyślonej znajomej. Tak naprawdę, widuje się z byłym.
Patryk przygryzł wargę. Naprawdę go to zmartwiło. Nie sądziłem, że aż tak przejmie się moim losem, z drugiej strony to tylko sprawiało, że czuję się jak ofiara.
-I co z tym zrobisz? - dociekał.
-Nie wiem - rozłożyłem ręce w rozpaczy - Naprawdę nie wiem. Jeśli powiem mu to wprost, to może być koniec.
-Albo robisz problem z czegoś, czego w ogóle nie ma. Może tylko sobie wmawiasz...
-Nic sobie nie wmawiam! - rzuciłem ze złością - Mój chłopak nagle nie ma dla mnie czasu, znika pod byle pretekstem i namiętnie pisze z byłym. Co tu można sobie wmówić?!
Kilka osób w knajpie obejrzało się na mnie. Poczułem się jak w jakimś kiepskim filmie. Patryk sprawiał wrażenie zaskoczonego i trochę zasmuconego.
-Nie denerwuj się - uspokajał - Z doświadczenia wiem, że im szybciej to wyjaśnisz, tym lepiej. Nie ma co tego przeciągać, patrz jak to na ciebie wpływa...
Ale było za późno na argumenty i dyskusję. Byłem wściekły na samego siebie i na własną niemoc, ale ta wściekłość spłynęła na Patryka, bo miał pecha być wtedy ze mną.
-Jasne, kurwa. Będę przyjmował porady na temat związków od ciebie! - warknąłem - Ty nawet nie byłeś nigdy z nikim tak blisko jak ja z Damianem i sądząc po twoich planach na walentynki, nigdy nie będziesz.
Patrzył na mnie osłupiały, a ja nie mogłem już wykrztusić żadnego słowa. Żałowałem, że musiał tego słuchać i jeszcze bardziej mnie to rozwścieczyło.
-Lecę - rzuciłem, zrywając się z fotela - Zatrzymaj szachy, oddasz mi kiedyś przy okazji.
Pospiesznie zdjąłem z wieszaka kurtkę i wyszedłem. Patryk nie próbował mnie zatrzymywać.

Bez pośpiechu spacerowałem ulicami Wrocławia. Dym z papierosa mieszał się z drobnym śniegiem, opadającym na brudne chodniki nieustannie od kilku dni. Było zimno i wietrznie, ale nie zważałem na to. Hipnotyzowały mnie mijające mnie żółte i czerwone światła samochodów, wpatrzeni w drogę kierowcy, rytmicznie pracujące wycieraczki. Mijani ludzie zdawali się nie mieć twarzy, byli tylko dwukolorowymi plamami czarnych płaszczów i różowych twarzy. Miałem wrażenie, że to ze mnie się tak śmieją, gdy przechodzili obok. Cały świt po cichu szydził ze mnie, z mojej porażki. Z karykatury związku, jak dobiegał dziś końca. Z mojej naiwności, z tego jak się oszukiwałem i jak mnie oszukano.
Odpalałem jednego papierosa za drugim, nie mając nic lepszego do roboty, a chciałem dać dłoniom jakieś zajęcie. W końcu, zapalniczka odmówiła posłuszeństwa i szedłem po prostu z nieodpalonym papierosem w gębie. Ktoś użyczył mi ognia, ale jego słowa ominęły mnie jak wiatr.
Było zimno i ciemno, a ja kroczyłem jakby na spotkanie z przeznaczeniem, na rynek. Na plac solny, gdzie przy fontannie z mosiężnym smokiem czekał na mnie Damian.
Nie łudziłem się. To miała być nasza ostatnia rozmowa. I tak nie widywaliśmy się już prawie wcale, najwyżej raz w tygodniu, co i tak kończyło się kłótnią. Teraz mieliśmy tylko oficjalnie to zakończyć. Zbliżał się proces zapominania, zlizywania ran i mozolnego wmawiania sobie, że następnym razem pójdzie lepiej. Gówno prawda, myślałem. Jeśli to nie wyszło, nie wyjdzie już nic. Ciekawiło mnie, czy Damianowi kołaczą się w głowie podobne myśli. Pewnie nie. On mnie nie rzucał - on mnie wymieniał na kogoś innego. Dla niego miał to być tylko nieprzyjemny kwadrans, po którym wróci do domu i przytuli się do swojego byłego, czy tam obecnego.
A gdzie wrócę ja? Komu się wypłaczę? Nagle uświadomiłem sobie, że nie mam wielu znajomych, a jeszcze mniej takich, którym chciałbym się spowiadać. Właściwie nie było nikogo takiego poza Patrykiem, do którego wolałem się nie odzywać.
W miarę jak zbliżałem się do rynku, moje nogi stawały się cięższe. Zwalniałem, chcąc choćby odrobinę odwlec to co nieuniknione. Mimo wszystko, to był Damian. Jeszcze chwilę temu nie widzieliśmy poza sobą świata. A potem wszystko tak pięknie się spieprzyło. Moja wina, jego wina - co za różnica?
***Zatrzymałem się na skraju placu. Pośród budek z kwiatami, przy fontannie, stał Damian. Od razu go poznałem, mimo kaptura i sypiącego śniegu. Przypomniało mi się drugie spotkanie z nim, kiedy umówiliśmy się właśnie pod tą fontanną. Dlatego wybrał ją dziś, chcąc skończyć to tam, gdzie się zaczęło. Symboliczne, zupełnie w jego stylu. Zebrałem się w sobie i podszedłem.-Cześć - uśmiechnął się blado. -Cześć - odparłem beznamiętnie. -Słuchaj... - zaczął, ale szybko brakło mu słów. -Jeśli chcesz, to po prostu zróbmy to szybko. Było miło, minęło, siema - rzuciłem z lekką irytacją. -Nie! - zaprzeczył szybko - Nie chcę tak kończyć. Wiesz... lubię cię - dodał, patrząc mi w oczy. Był taki śliczny. Tyle razy gładziłem tą twarz, całowałem tą szyję i usta, patrzyłem na drgające pod powieki oczy, gdy spał. Teraz nie miałem już prawa do tego wszystkiego. Ta myśl paliła mi wnętrzności. -Przepraszam, że tak wyszło - zaczął na nowo - Po prostu.... Tak się stało. Nie planowałem tego, nawet nie trzymałem kontaktu z Arturem, nie lubiłem go. A potem nagle do mnie napisał i wszystko jakoś samo...Mówił, walcząc z samym sobą o każde słowo, a ja obserwowałem jak płatki śniegu wirują, opadając mu na ramiona i kaptur. Patrzyłem na parę z jego ust. Patrzyłem na białe zęby. Czułem, jakby powoli, ale nieubłaganie zasypiał. -Możemy pójść gdzieś się napić - zaproponowałem, kiedy znowu się zaciął.-Nie, lepiej nie. Pogadajmy tu i... no wiesz. -Wiem - wzruszyłem ramionami. -Nie udawaj, że to dla ciebie takie proste - poprosił drżącym głosem - Wiem, że nie jest. Znam cię, Filip. I chciałbym jakoś to naprawić, ale się nie da. -Czemu do niego wróciłeś? - rzuciłem nagle, zaskakując samego siebie. Mściwa, wściekła strona mnie powoli dochodziła do głosu. -Nie wiem - przyznał z dobijającą naiwnością - Po prostu odezwał się i zaproponował piwo. Pomyślałem, że czemu nie, przecież spędziłem z nim kawał czasu. A potem znowu zaprosił, na domówkę u siebie, a potem do knajpy i tak to szło... I w końcu powiedział, że... Nie chcesz tego słuchać, prawda? - zapytał z nadzieją.-Chcę - odparłem lodowato. -Powiedział, że to było głupie mnie rzucać i że żałuje. I że oddałby wszystko za drugą szansę. -Romantyczny jak w serialu - zakpiłem.-Daj spokój, Filip. Czemu w ten sposób? Wziąłem głęboki oddech, usiłując się uspokoić. Było mi naprawdę zimno, ale to nie miało wówczas znaczenia.-Dobra. Skoro to nasze ostatnie spotkanie, to powiem co mam do powiedzenia - oznajmiłem.Skulił się w sobie. Widziałem to, znalem go wystarczająco dobrze, a on znał mnie. I nagle zmieniłem zdanie.-Poznaliśmy się przypadkiem, wszystko szło szybko i idealnie więc nie ma co się dziwić, że nie wyszło. Mogliśmy to przewidzieć. -Tak, ale to moja wina... - spuścił wzrok.-Niczyja wina - zaprzeczyłem, choć wcale tak nie myślałem. Nagle wypełniły mnie ciepłe uczucia. Nie mogłem tak po prostu patrzeć, jak Damian pogrąża się w smutku. Nie mogłem go dobijać. Nie jego.-Po prostu na tym skończmy - zaproponowałem - Będziemy obaj mieli fajne wspomnienia. Bez obwiniania się i tak dalej. Tyle. Wysiliłem się nawet na lekki uśmiech.-Filip... - spróbował, ale uciszyłem go gestem ręki.-Nie szkodzi - odparłem beznamiętnie - Muszę lecieć.Słyszałem za plecami jego wołanie, ale żadna siła na świecie nie mogła mnie już zatrzymać. Ruszyłem przed siebie, w losowym kierunku. Byle najdalej.Obijałem się o ludzi i wpadałem w sam środek kałuż. Śnieg wpadał mi za kołnierz i oblepiał twarz, ale ja nadal pędziłem przed siebie. Gdy dotarłem na najbliższe podwórko, zwymiotowałem. ***Minął miesiąc. Moje życie powoli wracało do swojego dawnego stanu. Wstawałem, biegłem na tramwaj do pracy, wracałem, piłem, czytałem, jadłem, srałem, kładłem się spać. Zapomniałem o Kwazarze i pozbyłem się z mieszkania wszystkiego, co przypominało mi o Damianie. Sypiałem na kanapie w salonie, bo łóżko zbyt mocno się z nim kojarzyło. Próbowałem kilka razy umówić się z Patrykiem, ale nie odbierał telefonów i nie odpisywał na wiadomości. Czy był zły? A może sposób, w jaki wygarnąłem mu prawdę, załamał go? Mogłem się tylko domyślać. Wypełniałem czas czym popadnie, bo każda wolna chwila natychmiast zmieniała się w samoudrękę i myślenie o niedawnych wydarzeniach. Chodziłem ze znajomymi na miasto i śmiałem się z ich żartów, w środku czując jednak pustkę. Pocieszałem się myślą, że to tylko kolejne zerwanie, że za pół roku to będzie jak zły sen, że wszystko minie. Hormony w moim mózgu się ustabilizują, zacznę patrzeć na świat obiektywniej. Wszystko to jednak było na nic. W połowie kwietnia przygarnąłem szczeniaka ze schroniska. To był mój rozpaczliwy gest zapełnienia pustki, jaką zostawił po sobie Damian. Niestety - Damian nie sikał na dywan, nie rozgryzał mi butów i był towarzyszem rozmów. Szczeniak tylko biegał chaotycznie po pokojach szukając kolejnych ofiar dla rosnącej szczęki. Nazwałem go kwazar, wydało mi się to zabawne. Kwazar, według pracowników schroniska, miał wyrosnąć na labradora, ale mnie wyglądał raczej na skundlonego goldena. Czas pokaże, myślałem. Choć nie był takim towarzyszem, jakiego potrzebowałem, z czasem wywiązała się między nami więź i spędzałem wieczory czytając książki, a on leżał mi na kolanach zwinięty w kulkę. Byłem mu potrzebny, to nieco poprawiało mi samopoczucie. Pewnego wieczoru, gdy bezskutecznie usiłowałem przywołać do siebie kwazara, z ciemności wyłoniła się tajemnicza postać. Była tajemnicza bardzo krótko, bo rozpoznałem Roberta, gdy tylko zbliżył się do latarni. Kwazar, jak na komendę, natychmiast do niego podbiegł i zaczął skakać, domagając się uwagi. Robert przykucnął i uradowany zapewnił mu porcję pieszczot.-Cześć - powiedziałem, gdy już stanąłem obok nich. Nie próbowałem pytać co tu robi, ani jak mnie znalazł. Było mi naprawdę wszystko jedno. -Słodki jest - przyznał uradowany Robert - Jak się wabi?-Kwazar - odparłem lekko rozbawiony.Robert skwitował to salwą śmiechu i obiecał, że mój pies stanie się teraz maskotką całego portalu. Potem zaprosił mnie na lampkę wina do pobliskiej restauracji. Nawet nie wiedziałem, że taka istnieje, ale on przecież wiedział wszystko o wszystkim. Odprowadziłem Kwazara do domu i poszliśmy delektować się półwytrawnymi rarytasami. To znaczy - on się delektował, a ja obojętnie pochłaniałem kolejne porcje alkoholu. -Pewnie się zastanawiasz, co tu robię po tym długim czasie? - w końcu przeszedł do sedna. -Przeszło mi to przez myśl. -Myślę, że ucieszy cię to, co chcę ci powiedzieć. -Tak? To mów. Przyda mi się trochę radości. Ignorował mój sarkazm i pozostawał uśmiechniętym sobą. Elokwentny, dowcipny, przystojny - po prostu Robert. -Nie będę udawał, że nie wiem o waszym rozstaniu - rzucił nagle i chyba nie udało mi się ukryć zaskoczenia, bo mówił dalej, próbując mnie uspokoić.-Pamiętaj, że jestem właścicielem Kwazara. Wiem jaki jest Damian, wiem jaki jesteś ty. To nie miało szans, Filip, po prostu nie miało. Musiało się skończyć. -Ale skąd wiesz, że się rozstaliśmy? - dociekałem. -Znam różne sztuczki. Poza tym, co za różnica? Liczy się fakt, że jestem tu dla ciebie. Chcę pomóc - odparł z rozbrajającym uśmiechem. Co za różnica, no jasne. Włamał mi się na facebook? Przechwycił rozmowy telefoniczne? Śledził? Co za różnica! Parsknąłem śmiechem. -Jesteś zdrowo popierdolony - przyznałem bez złości. Przełknął i to. -Po prostu się o ciebie troszczę. Wiem, że to wygląda trochę... dziwnie. To dlatego, że od pierwszej chwili wiedziałem to, co wiem nadal.-Co takiego? - odparłem i wychyliłem jednym haustem całą lampkę wina. -Że jesteś idealny - odparł szybko - To znaczy, najbliższy ideałowi, jak to tylko możliwe. Mam dostęp do wszystkich profili Kwazara i tylko ty naprawdę mi się podobasz. Wszystko w tobie jest świetne: wybuchowy charakter, zazdrość, lenistwo i to ujmujące ulubowanie do autodestrukcyjnych zachowań. -Nie mógłbyś wymienić choćby jednej mojej zalety? - poprosiłem rozbawiony. Wino przyjemnie szumiało mi w głowie i grzało całe ciało. -Chodzi mi to, że wiem jaki jesteś, Filip. Znam cię. Wszystko, co robisz w sieci, zostawia ślad, a ja wszystkie je badałem i wyłoniła się całość, osoba. Ty. -Chcesz powiedzieć, że szpiegowałeś wszystko, co robiłem w sieci? - nie mogłem uwierzyć, że to mówię. -Nie - stanowczo pokręcił głową - To nie jest szpiegowanie. Widzisz, Filip, mamy dwudziesty pierwszy wiek. To już nie jest tak, jak kiedyś. Prywatność nie istnieje, godzimy się ją oddać w zamian za coś innego.Obserwowałem jak jego własna mowa ładuje go niesłychanym zapałem. Takiego daru oratorskiego nie powstydziłby się pewien sam Adolf. W końcu uderzyła mnie świadomość, z kim tak naprawdę mam do czynienia. -Nie szpiegowałem cię - powtórzył - Ja po prostu cię poznawałem. Pomyśl. To tak, jakbyśmy codziennie rozmawiali, ale nie musiałeś nawet kiwnąć palcem, bym wiedział o wszystkim, co chcesz mi przekazać!-W tej chwili chciałbym ci przekazać tylko jedno - odparłem, siląc się na spokój. -Co? - uśmiechnął się w oczekiwaniu.-Jesteś popierdolony człowieku - warknąłem, zrywając się z krzesła - Zacznij medytować, jarać trawę albo brać leki. Na razie! -Czekaj - nakazał - Usiądź - dodał już łagodnie, a ja z jakiegoś powodu go posłuchałem. -Możesz mnie brać za zwariowanego stalkera i robić z tym, co chcesz, ale najpierw mnie wysłuchaj. -Dobra - zgodziłem się - Masz pięć minut, potem dzwonię na policję. Nie wiedzieć czemu, rozbawiła go ta groźba. -Pomyśl, Filip - zaczął spokojnym, mentorskim tonem - Jesteś młody, ale już wiesz, czego chcesz od życia. Masz cele, ale nie wiesz jak je osiągnąć. Znam to - położył sobie rękę na sercu - Sam przez to przechodziłem, ale nie miałem wówczas nikogo do pomocy. Musiałem walczyć sam. Ty masz mnie. -Mam tylko siebie samego - uciąłem krótko - I to mi wystarcza. Przecież my się ledwo znamy! - rzuciłem rozpaczliwie. Pozwoli zaczynałem rozumieć, że nie dotrze do niego żaden, nawet najcelniejszy argument.-Bzdura - zaprzeczył - Ja znam cię dobrze, a ty mnie poznasz bardzo szybko. Nie mam wiele do ukrycia, a moje życie jest jak otwarta księga. Po prostu spróbuj. Nagle mnie olśniło. Mój mózg, zupełnie poza moja uwagą, połączył fakty. -To ty zablokowałeś profil Damiana, kiedy przyznałeś mi mój, prawda? - zapytałem zadowolony.-Prawda - odparł bez wahania, trochę mnie rozczarowując - Wiedziałem, że to nie ma sensu więc chciałem to uciąć w zarodku. -Skąd mogłeś to wiedzieć? - nie ustępowałem. -Nazwijmy to intuicją. Ja naprawdę rzadko się mylę, jeśli chodzi o ludzi. A Damian, niestety, jest przezroczysty. Ładny, ale bardzo niewiele w nim niespodzianek. -Mi zrobił całkiem niezłą niespodziankę - zauważyłem. -To prawda, przykro mi. Właśnie przed czymś takim próbowałem cie chronić -wyjaśnił.Trawiłem chwilę nowe informacje, w czasie gdy kelner dolewał nam wina. -Wiesz co - odezwałem się w końcu - Mógłbym cię nawet polubić. Gdybyś tylko nie szpiegował mnie obsesyjnie i oddał mi moją prywatność. No i gdybyś nie był taki dziwny. Nie można tak po prostu szpiegować kogoś, a potem powiedzieć, że jesteśmy sobie przeznaczeni - wyjaśniłem.-A niby czemu nie? - zapytał retorycznie i właściwie to mnie zatkało. Czemu nie?Nie wiem, czy była to wina spożytego alkoholu, czy po prostu w tym całym chaosie był jakiś sens. Patrzyłem na Roberta i wiedziałem, że mówi szczerze. Może i był trochę popieprzony, ale za to naprawdę chciał dla mnie jak najlepiej. Choć on jeden. -To jest naprawdę dziwny start znajomości - zauważyłem. -Obiecuję, że od tej pory będzie już dużo normalniej, Filip - znowu położył rękę na sercu i roześmiał się. ***-Kwazar, do kurwy nędzy! - warknąłem i pogroziłem pięścią kępce krzaków, w którą wbiegł mój niby-labrador. Tak naprawdę miał geny goldena i wyżła, od razu było to widać. Kiedy przygarnąłem go na wiosnę, był jeszcze kulką sierści i pisków, teraz wyrosło z niego już spore psisko, a minęły przecież ledwie trzy miesiące. Pewnie rósł w oczach, gdyby tylko skupić na nim uwagę odpowiednio długo. -Kwazar! Noga! - wrzeszczałem co sił, ale psiak był zbyt zajęty zakopywaniem czegoś w błocie.-Super, teraz będę cię musiał kąpać - syknąłem z udawanym żalem - Jak się spóźnię, to ty będziesz przepraszał Roberta - pogroziłem. Na sam dźwięk imienia Roberta, Kwazar pogalopował do mnie jak po sznurku. Nie dało się ukryć - to on był jego prawdziwym panem, a ja tylko maszynką do karmienia, kąpania, wyprowadzania na spacery i zbierania kup. Powędrowaliśmy do windy i ledwie kilka minut później zamykałem już drzwi mieszkania Roberta, spiesząc się by go spotkać Roberta przed wejściem o opery. Taksówka już czekała pod budynkiem, ale i to nie gwarantowało, że się nie spóźnię. Robert prawdopodobnie zupełnie by się nie przejął i zamiast opery, poszlibyśmy wystrojeni na frytki w taniej sieciówce. Winda, jak zwykle, zacięła się więc zbiegłem ze schodów niemal łamiąc nogi. W połowie drogi zapiszczał mi telefon, ale nie było teraz czasu na smsy. W połowie drogi do krawężnika telefon znowu dał mi się we znaki, tym razem dzwoniąc. Numer nie był zapisany na mojej liście, ale pamiętałem go aż nazbyt dobrze. -Damian? - niemal krzyknąłem do słuchawki. -Filip, cześć. Słuchaj, możemy pogadać?
-Trochę się spieszę - odparłem, gestem prosząc kierowcę taksówki o chwilę cierpliwości.
-Będę się streszczał. Chodzi o Artura.
Włosy zjeżyły mi się na karku na samo wspomnienie tego imienia.
-Co się stało?
Przez chwilę telefon milczał. Potem Damian powiedział dziwnym głosem:
-On mnie oszukał. Robił to dla kasy, naprawdę, przysięgam.
-Co? - nie zrozumiałem - Co robił dla kasy?Załamany głos Damiana przeszedł w szloch.
-Artur mi powiedział, bo uznał, że tak nie można... Kłamał przez ten cały czas, ale się opamiętał...
Kompletnie nie rozumiałem jego bełkotu, a czas uciekał.
-Damian, możesz pogadamy innym razem? Spieszę się - spróbowałem.
-Filip! - odpowiedział błagalny głos Damiana - On mu płacił. Ten admin Kwazara jakimś cudem znalazł Artura i zapłacił mu, żeby mnie tobie odbił!
Gdybyśmy żyli w filmie, upuściłbym telefon na chodnik, a czas znacząco zwolniłby swój bieg.
-Płacił mu za każdy miesiąc kiedy jesteśmy razem. Żebym przypadkiem nie wrócił do ciebie ani się z tobą nie kontaktował. Na początku mu nie wierzyłem, ale teraz sam nie wiem...
Nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem tak, jak głupek, z telefonem przy uchu, z ręką na drzwiach taksówki.
-Możemy się spotkać? Przy fontannie, dziś, zaraz. Ja już tu jestem... I będę siedział, dopóki nie przyjdziesz... - Damian dalej mówił przez łzy.
Rozłączyłem się i wsiadłem do taksówki. Oddech miałem miarowy, minę obojętną.
-Dokąd jedziemy? - zapytał kościsty taksówkarz z wąsikiem.
Chciałem mu podać adres, ale nie dałem rady. Zamiast tego, gapiłem się tępo prosto w jego twarz.
Dokąd teraz ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro