Rozdział 1: Początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To był dzień jak każdy inny na Górze Kwiatowo - Owocowej, kiedy problem Liu'er zaczął się ujawniać.


Pogoda była jak zwykle idealna - słoneczna i ciepła, z kilkoma puszystymi białymi chmurami i lekkim wietrzykiem. Liu'er i Wukong cieszyli się dniem na świeżym powietrzu, po prostu bawiąc się i wygłupiając. Jedząc owoce z drzew, i pijąc z krystalicznie czystego strumienia.


Tylko dwie małpy cieszące się swoim towarzystwem.


W tej chwili oboje grali w grę podobną do zabawy w chowanego; stworzyli ją razem. Oboje ukrywali się i skradali, a kiedy jeden z nich został znaleziony, gra szybko przeradzała się w walkę zapaśniczą, aż jeden z nich został ogłoszony zwycięzcą lub obie małpy pozostały na ziemi bez tchu ze śmiechu.


Liu'er użył swojej magii, aby ukryć się w cieniach najwyższych gałęzi drzew, skąd z łatwością mógł zobaczyć las poniżej. Nie liczyło się to jako oszustwo. Po prostu wykorzystywał otoczenie i swoje moce na swoją korzyść.


Słyszał Wukonga z daleka, przemierzającego las jak słoń. Szczerze mówiąc, czy ta druga małpa w ogóle próbowała zachować ciszę? Chociaż nawet gdyby tak było, nie miałoby to znaczenia - Liu'er i tak by go usłyszał. W rzeczywistości, słyszał, że złota małpa właśnie się do niego zbliżała. Więc Liu'er wymknął się z cienia i skoczył między drzewami, prawie bezgłośnie, gdy ruszył w stronę Wukonga.


Kiedy Liu'er przemierzał korony drzew, jego oczom ukazało się złote futro i natychmiast zanurkował w cień pnia drzewa przed nim. Czekał w ciemnej otchłani, wstrzymując oddech, gdy patrzył, jak Wukong ląduje na gałęzi, na której przed chwilą stał. Złota małpa rozejrzała się wokół, a jego wyraz twarzy wyrażał głębokie skupienie, gdy mruknął pod nosem:


- Gdzie ty jesteś...?


Liu'er zakrył usta dłonią, starając się nie chichotać, gdy patrzył, jak Wukong wznosi się ponad gałęziami poniżej, jakby Liu'er prawdopodobnie ukrywał się pod nim. Kiedy tak naprawdę powinien był patrzeć za siebie.


Wukong jeszcze go nie zauważył, więc Liu'er skorzystał z okazji i zaatakował. Wukong wrzasnął, gdy Liu'er ściągnął go z drzewa, przez co spadli przez gałęzie na ziemię poniżej. Siłowali się przez chwilę, oboje pokryci gałązkami, liśćmi i źdźbłami trawy, zanim Liu'er przygwoździł Wukonga do ziemi z triumfalnym uśmiechem.


- Wygrałem.


- Pssh, nie prawda. - Wukong zaśmiał się. - Nie ujawniłem jeszcze mojego tajnego ataku!


Liu'er przewrócił oczami, ale zdecydował się zgodzić na farsę Wukonga. Z zaciekawieniem przechylił głowę.


- Oh naprawdę? Czyli, co takiego?


Wukong uśmiechnął się złośliwie.


- Musisz się nachylić. To tajemnica.


- Doskonale cię słyszę, Peaches. - Liu'er poruszył sześcioma uszami, aby podkreślić swoje zdanie.


Uśmiech Wukonga się poszerzył.


- Nie powiem, jeśli tego nie zrobisz.


Liu'er jęknął, po czym się pochylił, a ich twarze dzieliło teraz zaledwie kilka cali.


- Co?


- Bliżej.


Liu'er pochylił się bliżej i przekręcił głowę nieco w bok, tak że jego uszy otarły się o futro na policzku Wukonga.


- Co to za...


Nagle Liu'er wrzasnął i cofnął się, gdy Wukong otworzył usta i polizał bok jego twarzy. Spadł ze złotej małpy, która głośno rechotała, gdy usiadł i uniósł ramiona w geście zwycięstwa.


- Wygrałem!


Choć nieco zniesmaczony, Liu'er nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego ustach, gdy zachichotał, a potem zaczął się śmiać.


- Jesteś obrzydliwy!


- Tak. - Wukong uśmiechnął się złośliwie do drugiej małpy. - Ale i tak mnie kochasz.


Śmiech Liu'era uwiązł mu w gardle i zakaszlał, próbując pozbyć się łaskotania, które się pojawiło. Ale uczucie tylko się nasiliło, wywołując atak kaszlu, gdy Liu'er z trudem łapał oddech.


Charkanie przykuło uwagę Wukonga, a jego śmiech przygasł, gdy spojrzał na przyjaciela z lekkim zaniepokojeniem.


- Hej, wszystko w porządku?


Liu'er skinął głową i odchrząknął. Zakaszlał jeszcze raz, a kiedy to zrobił, coś wyleciało mu z ust i wylądowało na otwartej dłoni. Zaniepokojony spojrzał w dół i zobaczył, że był to pojedynczy, malutki, bladoróżowy płatek kwiatu.


Wukong roześmiał się.


- Fuuuj! Liu'er, musisz poczekać, aż owoc dojrzeje, żeby go zjeść!


Liu'er był zdezorientowany; nie jadł żadnych kwiatów owoców. Być może połknął płatek podczas zabawy?


Uznając, że płatek to nic poważnego, Liu'er na razie odpuścił.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Myślał, że to jednorazowa sytuacja. Wypadek.


Jednak w miarę jak dni zmieniały się w tygodnie, miesiące, a ostatecznie w lata, płatki wciąż się pojawiały. Na początku to było nic. Kiedy Liu'er odkaszlnął po raz drugi (po tym, jak Wukong żartobliwie nazwał go „ważką" ze względu na jego sześć uszu w kształcie jej skrzydeł), Wukong nawet nie pamiętał, kiedy zdarzyło się to po raz pierwszy i po raz kolejny żart o Liu'er jedzącym kwiaty.


Ale Liu'er pamiętał.


Wtedy też to zlekceważył, ale później był trochę bardziej ostrożny. Można by pomyśleć, że zauważyby połknięcie płatków kwiatów, prawda?


A kiedy zdarzyło się to po raz trzeci (Wukong zasnął z głową na kolanach Liu'er pewnego leniwego popołudnia, a Liu'er postanowił odgarnąć luźne pasma złotego futra z policzka Wukonga), Liu'er zdał sobie sprawę, że coś musi być nie tak. Zastanawiał się, czy powinien komuś powiedzieć - maszałek Liu był dość biegły w magii leczniczej. Może mogłaby mu pomóc.


Ale jeśli powie marszałkowi Liu - lub komukolwiek innemu, jeśli już o tym mowa - istniała szansa, że dotrze to do Wukonga. I nie chciał, żeby Wukong pomyślał, że coś jest z nim nie tak. 


Ponieważ nic się złego nie działo.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Płatki się pogorszyły. Odkrztuszał je codziennie, dwa lub trzy na raz. Zauważył zaniepokojone spojrzenia, jakie rzucał mu Wukong, i to sprawiło, że jeszcze bardziej uważał, aby Wukong nie zauważył żadnego z płatków. Wukong miał w tej chwili o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż dziwna choroba Liu'er. Złota małpa miała plany; uważał się za równego bogom i on i nowo utworzona grupa mędrców planowali ujawnić swoją obecność.


Cokolwiek się stanie, Liu'er pozostanie u boku Wukonga. Ufał mu i poszedłby za nim, dokądkolwiek by się udał.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Sun Wukong został schwytany przez siły Niebios, i Góra Kwiatowo - Owocowa została zaatakowana. Bogowie podpalili dom małp, paląc wszystkie drzewa i paląc ziemię, aż stała się czarna jak nocne niebo. Liu'er robił, co mógł, aby chronić wyspę, ale jego uporczywy kaszel pogorszyły się tylko przez kłęby trującego dymu. Przysiągłby, że czuje, jak jego płuca wibrują przy każdym oddechu; czuł, jak każdy podmuch powietrza unosi się w górę i w dół jego gardła, a dym dawał wrażenie, że miał go udusić. Palił go w oczy i gardło, aż Liu'er opadł na dłonie i kolana, kaszląc i z trudem łapiąc powietrze.


Wielu członków oddziału Małpiego Króla zginęło tej pamiętnej nocy.


Jednak nawet gdy ogień przygasł, a dym już dawno opadł, kaszel Liu'er ani razu się nie poprawił. Sucha chrypka pozostała, a tępy ból i dziwne uczucie trzepotania nie zniknęły. Kiedy kaszlał, czasami z ust wypadały mu całe kwiaty, i wtedy zdał sobie sprawę, co najwyraźniej w nim rosło:


Kwiaty brzoskwini.


Ale dlaczego? Nie przepadał za owocami brzoskwiń, a nawet nie lubił ich szczególnie. Tym, który miał praktycznie obsesję na punkcie owoców pestkowych, był...


Wukong.


Ostry kaszel wyrwał się z piersi Liu'er, więc przyłożył rękę do ust, krztusząc się. Gdy kaszlał, czuł, jak coś wypływa z tylnej części gardła, oślizgłe i metaliczne w smaku, gdy przesuwało się po jego języku i wypadało z ust.


Odsunął rękę i zobaczył cały kwiat, mały i delikatny, spoczywający na jego dłoni. Był błyszczący i wilgotny, a jego bladoróżowe płatki były zabarwione na czerwono na krawędziach.


Były poplamione krwią.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Minęły wieki, a wszystkie spędzone w tęsknocie na Górze Kwiatowo - Owocowej, gdy Liu'er czekał, aż Wukong wróci do domu. Każdy dzień spędzał, próbując opiekować się ocalałymi członkami oddziału, a każdą noc kładł się albo w łóżku Wukonga, albo pod gwiazdami, a ciche szeleszczenie jego oddechu kołysał go do snu.


Ale minęło pół tysiąca lat, zanim Sun Wukong w końcu powrócił.


Liu'er jako pierwszy zauważył jego przybycie. Któregoś popołudnia właśnie wychodził z wodospadu, gdy do jego uszu nagle dotarł słaby rytm bicia serca, którego nie słyszał od wielu, wielu dziesięcioleci. Zajęło mu chwilę zarejestrowanie tego dźwięku, a kiedy zdał sobie sprawę, co słyszy, nie mógł w to uwierzyć.


Pobiegł w dół góry, przeskakując korzenie i kamienie, podążając wzdłuż rzeki do krańca wyspy. Kiedy przedarł się przez linię drzew i dotarł do miękkiego, białego piasku plaży, spojrzał w niebo i nie zobaczył nikogo innego jak jego. Małpiego Króla we własnej osobie, który zeskoczył ze swojej spiralnej chmury i wylądował na miękkim piasku swojego królestwa; miejsca, które długo oczekiwało na powrót swego władcy.


- Wukong!


Liu'er rzucił się na złotą małpę, która przyjęła go z otwartymi ramionami i radosnym śmiechem. Obaj padli na ziemię, a Liu'er wtulił twarz w szyję Wukonga, ciesząc się ciepłem i znajomym zapachem złotej małpy.


- Wróciłeś! - Zawołał.


Ramiona Wukonga mocno ściskały Liu'er.


- Wróciłem. - Potwierdził Wukong i ukrył twarz we włosach Liu'er. - Och, tęskniłem za tobą. - Wymamrotał w futro Liu'er, a jego ciepły oddech połaskotał prawe uszy małpy i sprawiały, że zatrzepotały.


- Mam ci tak wiele do opowiedzenia.


Liu'er pozwolił sobie cieszyć się uściskiem jeszcze przez kilka sekund, zanim w końcu się odsunął. Wstał i pomógł Wukongowi stanąć na nogi, mocno trzymając jego dłoń w swoich. Uśmiechnął się z uwielbieniem i powiedział:


- Musisz mi wszystko opowiedzieć.


I tak też Wukong zrobił. Opowiedział Liu'er o tym, jak został wrzucony do pieca Lao Tzu i jak nie udało im się go zabić, potem Wukong został uwięziony pod górą przez samego Buddę i pozostawiony do marudzenia, dopóki nie zostanie uwolniony lata później przez ludzkiego mnicha.


- Tak, więc miałem z nim pojechać w podróż i tak dalej - Wyjaśnił Wukong, leżąc na kolanach Liu'er, a gdy ten delikatnie iskał jego skórę głowy. - Ale już po pół dnia naszej przygody zostaliśmy zaatakowani przez bandytów! I wiesz, co zrobiłem?


- Nie. Co zrobiłeś? - Liu'er dopytał, rozkoszując się dotykiem miękkiego futra Wukonga pod palcami.


- Zabiłem ich! - Wukong odpowiedział, jakby to była oczywista rzecz. - A Tripitaka się na mnie wkurzył! Więc odszedłem. Jeśli uważa, że ​​uda mu się przedostać do Indii, nie zabijając nikogo ani niczego, może życzę powodzenia.


Liu'er zastanawiał się spokojnie nad opowieścią Wukonga. Nie był zachwycony pomysłem Wukonga wyruszającego na jakąś głupią wyprawę. Oddział Małpiego Króla potrzebował go tutaj, na Górze Kwiatowo - Owocowej. Liu'er go tutaj potrzebował.


- Więc... wracasz? - Zapytał cicho, mając cichą nadzieję, że Wukong powie nie - oczywiście, że nie. Tu był jego dom i tu powinien był pozostać.


- No cóż... - Czoło Wukonga zmarszczyło się, a jego wyraz twarzy był zaniepokojony, gdy odwrócił się od pytającego spojrzenia Liu'er. - Właściwie to najpierw poszedłem i rozmawiałem ze Smoczym Cesarzem, zanim tu wróciłem. I powiedział mi, że powinienem dać Tripitaka drugą szansę.


- Och. - Liu'er wymamrotał i poczuł łaskotanie w tylnej części gardła. Przełknął je. - No cóż, kogo obchodzi, co myśli Smoczy Cesarz?


- Wiem i też tak pomyślałem. - Zapewnił go Wukong, ale wyglądał na niepewnego. - Tylko że... w drodze powrotnej spotkałem Guanyin, a ona powiedziała mi to samo. Powiedziała, że ​​nie powinienem z niego rezygnować przez jedną kłótnię. A poza tym rzeczywiście uwolnił mnie spod góry, więc... czuję, że jestem mu coś winien, wiesz?


Nie, Liu'er nie wiedział. Nie rozumiał, dlaczego Wukong podążał za głupim śmiertelnikiem tylko dlatego, że ten wyświadczył mu przysługę. Nie wiedział, dlaczego Wukong wybrał jakiegoś tam mnicha zamiast Góry Kwiatowo - Owocowej. Zamiast jego.


- Ale... nie możesz po prostu...


Protest Liu'er został przerwany, gdy dostał ataku kaszlu. Wukong natychmiast usiadł i odwrócił się do niego twarzą z wyraźnym zaniepokojenie, gdy położył dłoń na ramieniu Liu'er.


- Wszystko w porządku? - Wukong zapytał go cicho.


Liu'er nie mógł zrobić nic więcej, jak tylko skinąć głową, zaciskając mocno dłoń na ustach, gdy poczuł, jak płatki lądują na jego języku.


- Myślałem, że twój kaszel już minął. - Wukong zmarszczył brwi, zdziwiony. - Minęły lata.


Liu'er nie mógł odpowiedzieć. Gdyby odsłonił usta i wypluł płatki, Wukong by to zobaczył. I nie mógł na to pozwolić, bo wtedy Wukong wiedziałby, że coś jest nie ta, ale nic się nie działo, wszystko było...


- Nie martw się. - Powiedział Wukong, poklepując Liu'er po plecach, zanim wstał. - Wrócę, zanim się obejrzysz, okej? Obiecuje."


A potem zniknął, oddalając się na swojej spiralnej chmurze, zanim Liu'er zdążył powiedzieć słowo.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Liu'er czekał. I czekał.


I czekał.


Kwiaty stały się gorsze. Osłabł, oddychał ciężko przy każdym kroku. Codziennie wypluwał kwiaty i miał już dość brzoskwiń. Już sam widok drzew owocowych na wyspie wprawił go w zły nastrój.


Z biegiem czasu zdał sobie sprawę, z czym powiązane są te kwiaty.


To powinno być oczywiste od początku. Powinien był wiedzieć, kiedy pierwszy płatek spadł z jego ust.


Przyczyną jego choroby był Sun Wukong.


Nie wiedział jak i dlaczego, ale w jakiś sposób jego... uczucia do Wukonga zamanifestowały się fizycznie w jego ciele. A wraz z upływem czasu jego uczucia rosły, podobnie jak kwiaty. A kiedy Wukong odszedł... sytuacja znacznie się pogorszyła.


Liu'er nie wiedział, jak pozbyć się kwiatów, ale wiedział, że musi. I wierzył, że Wukong może to naprawić. Może jakoś, samo przebywanie w pobliżu Wukonga sprawiłoby, że wyschną i umrą, jak niespodziewana burza śnieżna w wczesny wiosenny dzień. A wtedy Wukong zostanie i ponownie zatroszczy się o swoich ludzi - swoich wiernych poddanych, którzy walczyli o przetrwanie bez ochrony króla.


Ale Liu'er nie mógł po prostu czekać na powrót Wukonga. Kwiaty były coraz gorsze z każdym dniem i obawiał się, że jeśli Wukong zbyt długo pozostanie w swojej podróży, to kwiaty o różowych płatkach uduszą go od środka.


Nie miał wyboru. Liu'er wyruszył z Góry Kwiatowo - Owocowej w poszukiwaniu pomocy u ukochanego przyjaciela.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Liu'er Mihou nigdy nie przypuszczał, że jego życie zakończy się w ten sposób. Za tysiąc... nie, za milion lat nigdy by nie pomyślał, że Sun Wukong go zdradzi.


Przeklęci bogowie. Do diabła z ich kapryśnymi umysłami i zawiłymi karami. I niech diabli tego mnicha. Gdyby nie wypaczył umysłu Wukonga, i uczynił go niczym więcej niż uległą marionetką, która podąża za wolą swego pana, wtedy plan Liu'er nie potoczyłby się w ten sposób. Wukong by go posłuchał i wrócił do domu.


Ale nie. Nie, Wukong i jego nowi „kompani" musieli najpierw zdobyć jakieś głupie pisma. Ale Liu'er nie miał czasu czekać, aż Wukong zakończy swoje zadanie. I tak, gdy napięcie było wysokie i żadna małpa nie chciała się wycofać, ich spór przerodził się w śmiertelną walkę.


Walkę, która zakończyła się tym, że Liu'er był tam, gdzie był teraz. Leżąc plecami na ziemi, nie mogąc oddychać z powodu płatków i krwi, które uwięzły mu w krtani. Wukong leciał z góry, a koniec jego niesławnej laski był wycelowany prosto w głowę Liu'er. Liu'er nie mógł mówić, bo gdyby mógł, powiedziałby jedną rzecz:


„Kocham cię..."


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Wiele, wiele lat później, kiedy Macaque wyczołgał się z Zaświatów, dzięki magii tej wiedźmy, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było odetchnięcie głęboko świeżym powietrzem. Gardło go bolało od tej czynu, ale każda inna część jego ciała również, więc nie myślał wtedy zbytnio o tym fakcie. Był o wiele bardziej skupiony na tym, żeby uciec jak najdalej stąd.


Gdziekolwiek tutaj było. Oczywiście Wukong nie miał na tyle przyzwoitości, aby pochować go na Górze Kwiatowo - Owocowej. W jego dom.


Ale to już nie był jego dom, prawda? Nie, ta wyspa była domem Liu'er Mihou - niebiańskiej małpy, która była zbyt ufna i miła. Zbyt pełna nadziei i zbyt chętna do pójścia za królem bez cienia wątpliwości.


Ale Macaque nie byłby taki. Podczas wielu lat kary w Diyu*, miłość Liu'er do Małpiego Króla zgasła, zastąpiona przez ból i urazę. Przez nienawiść.


Jedyną dobrą rzeczą w przebywania w Diyu był fakt, że nie było już kwiatów. Nie wiedział, czy choroba w ogóle będzie w stanie za nim podążać aż do zaświatów, ale był pewien, że nie przeszkodzi mu w powrocie do świata żywych. Ponieważ nie było powodu, aby kwiaty teraz rosły - w jego sercu nie pozostało żadne uczucie dobroci dla Sun Wukonga.


Najwyraźniej jakiekolwiek siły istniały we wszechświecie, które w ten czy inny sposób kontrolowały życie każdej żywej istoty (nie chciał wierzyć w Los), nie podobało mu się to. Jak na zawołanie Macaque poczuł drapanie w gardle, i z jego piersi wydobywał się nierówny kaszel. Zaskoczyło go to na tyle, że potknął się i zatrzymał, gdy przyłożył rękę do ust. Poczuł, że coś suchego przykleja mu się do języka, więc wypluł to na rękę. Czy to był brud z czasu spędzonego w płytkim grobie? Może robak?


Ale kiedy Macaque spojrzał na to, co odkaszlnął, wydawało się, że jego nowo bijące serce zaraz się zatrzyma.


Tam, na jego dłoni, leżały trzy małe płatki kwiatów.


Nie.


To nie miało sensu. Macaque założył - naprawdę miał nadzieję - że nie będzie już musiał się przejmować tymi kwiatami. Więc dlaczego... dlaczego one wciąż...


Ale wtedy Macaque zauważył coś o tych płatkach i ulga zalała jego organizm, uspokajając niepokój krążący w jego wnętrznościach. Płatki były suche i zwiędłe, a ich niegdyś żywy różowy pigment został teraz zastąpiony matowym, ponurym żółtym. Były stare - gotowe rozpaść się w pył przy najlżejszym dotyku.


Nie były świeże. Co oznaczało, że musiały pozostać w jego płucach z czasów, gdy...


Nie.


Macaque potrząsnął głową, wyciągając rękę i pozwalając, aby wiatr poniósł płatki w otwarte niebo. Nie zamierzał już o tym myśleć. O bezmyślnych marzeniach i głupich nadziejach. O tęsknocie i stracie.


O zdradzie.


Nie, nie miał już zamiaru o tym wszystkim myśleć.


Te kwiaty były problemem Liu'er. Nie Macaque.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Jednak niezależnie od tego, jak bardzo się starał, Macaque po prostu nie mógł trzymać się z daleka. Zaledwie tydzień po zmartwychwstaniu, jego wędrówka zaprowadziła go z powrotem na wyspę, którą kiedyś nazywał domem. Nie wiedział, co spodziewał się zastać po powrocie, ale brak tego, co pozostało, wprawił go w rozpacz. Niegdyś liczna gromada skurczyła się do garstki zwykłych, starych małp. Nie było już yaoguai. Nawet marszałkowie i generałowie.


Niebezpieczeństwo grożące oddziałowi było jednym z powodów, dla których Macaque w ogóle wyruszył za Wukongiem. Potrzebowali powrotu króla. Aby ich ocalić. Macaque miał nadzieję znaleźć Wukonga i dać mu powód, sprowadzić go z powrotem do domu, gdzie będzie mógł chronić swoich poddanych i opiekować się nimi oraz ponownie rządzić z Macaque u swego boku.


Oczywiście, Sun Wukong zawiódł go na więcej niż jeden sposób.


Podmuch wiatru dotarł do uszu Macaque i spojrzał w górę, gdzie zobaczył małą białą chmurę wylatującą z góry i pędzącą w jego stronę z niesamowitą szybkością. A skoro o wilku mowa... Małpi Król musiał wyczuć mroczną magię Macaque z odległości wielu kilometrów i przybył, żeby to zbadać.


Macaque wiedział, że powinien odejść, ale z jakiegoś powodu jego stopy wrosły w piaszczystą plażę. Mógł tylko tak stać z zaciśniętymi rękami i wymachującym ogonem, gdy Wukong dotarł do plaży i zeskoczył z chmury na piasek poniżej. Król wyglądał na gotowego do walki, a Macaque zauważył, że nie ma przy sobie swojej legendarnej laski.


Ach, no tak... Macaque słyszał coś o tym kilka dni temu, kiedy próbował się odnaleźć w tym dziwnym nowym świecie. Wyglądało na to, że Wukong ostatecznie zdradził wszystkich swoich zaprzysiężonych braci.


Kiedy wzrok Wukonga zatrzymał się na Macaque, złota małpa zamarła. Zrobił się blady jak prześcieradło, jakby zobaczył ducha. Może właśnie to mu się wydawało, że widzi. Przecież Macaque nie powinien wracać. Powinien nadal przebywać w zapomnianej dziurze w ziemi i cierpieć każdą karę, jaką Dziesięciu Królów może sobie wyobrazić za dotknięcie tego głupiego mnicha i jego bandy wyjętych spod prawa wyrzutków.


Macaque zauważył lekkie drżenie rąk Wukonga, i słyszał, jak serce złotej małpy bije szybko w piersi, gdy wziął drżący oddech. Macaque miał wrażenie, że będzie chory, gdy Wukong... uśmiechnął się, jakby nigdy nic.


- Liu'er? - Małpi Król odetchnął, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jakby zastanawiał się, co za dziwny, cudowny, łaskawy zwrot losu sprowadził z powrotem do niego ukochanego przyjaciela.


Macaque nie mógł nic na to poradzić. Zaśmiał się. Gorzki śmiech, który przemknął przez jego usta, szybko przekształcił się w niemal pozbawiony emocji chichot, a on rozkoszował się uczuciem zadowolenia, które rozkwitło w jego klatce piersiowej, gdy wyraz twarzy Wukonga opadł. Na cokolwiek Wukong liczył, Macaque nie miał zamiaru mu tego dać.


- Nie. - Powiedział w końcu Macaque i posłał Wukongowi dziki uśmiech. - Już nie. Liu'er nie żyje. I to ty go zabiłeś.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Ich interakcja szybko przerodziła się w walkę. Albo smutną wymówkę. Macaque atakował, ale Wukong... nie zadał ani jednego ciosu. Blokował i robił uniki, i odskakiwał, aż w końcu przygwoździł Macaque do ziemi, trzymając go jedną ręką za gardło.


- Odejdź. - Warknął Wukong. - Już.


I tak też Macaque zrobił, wślizgując się w cień ze złowrogim śmiechem, który, jak wiedział, działał Wukongowi na nerwy. Walkę nazwałby zwycięstwem. Nie dlatego, że pokonał Małpiego Króla - niestety nie. Ale były trzy rzeczy, które ogólnie sprawiły, że uznał to za zwycięstwo w swojej książce.


1: nie zginął podczas próby. 2: zdenerwował przy tym Wukonga - wyraz smutku na twarzy kamiennej małpy przez długi czas sprawiał Macaque radość. I 3:


Nie było żadnych kwiatów.


Oczywiście, wiedział, że w jego sercu nie ma już miłości do tej głupiej małpy; nie po jego śmierci - po zamordowaniu go przez Wukonga. Ale sama świadomość, że kwiaty nie będą go już dłużej nękać... była ulgą, o której nie wiedział, że jej potrzebował.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Następnym razem, gdy Macaque i Wukong spotkali się twarzą w twarz, było to z powodu ludzkiego dziecka. Tak, Macaque wiele słyszał o nowym „uczniu" Wukonga i dowiedział się z pierwszej ręki, że dzieciak był równie głośny i irytujący jak sam Małpi Król.


A jednak w ciągu tego krótkiego czasu, jaki Macaque spędził z ludzkim dzieckiem, zaczął go lubić tolerować. Prawie poczuł się źle, że go oszukał, ale jeśli Macaque miał uwolnić się od Lady Bone Demon... potrzebował całej mocy, jaką tylko mógł zdobyć.


I zrobi wszystko, co konieczne, aby to osiągnąć. Nie chciał znaleźć się ponownie w szponach Diyu. Nie, kiedy miał coś do powiedzenia na ten temat.


Ale oczywiście Wukong przybył, aby uratować sytuację. Macaque nie spodziewał się po nim niczego innego, Sun Wukong zawsze był nadopiekuńczy w stosunku do tych, których uważał za swoich. Macaque o tym wiedział.


Kiedyś należał do Wukonga.


Macaque nigdy by się do tego nie przyznał, ale... widok gniewu na twarzy Wukonga bolał. Podczas gdy ostatnim razem, gdy spotkał Wukonga, wyglądał na zranionego, ale jednocześnie pełnego nadziei (pełen optymizm, ta kamienna małpa taka właśnie była), teraz był tylko gniew i zdrada. Podobnie jak wtedy, gdy Macaque zaatakował pielgrzymujących braci Wukonga.


I tak, podobnie jak wtedy, gdy setki lat temu podczas tej legendarnej podróży, zawalczyli.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Tym razem nie uznał tej walki za wygraną. Jasne, po raz kolejny przeżył to spotkanie, ale nie bez szkody. Dzieciak miał okropny cel laską, i mimo że go nie zabił - nie zrobił nic więcej, jak tylko zostawił paskudnego siniaka - fantomowe bóle, które wywołał, przywołały stare wspomnienia, z którymi Macaque nie był gotowy sobie poradzić.


Uciekł ze szczytu góry, prześlizgując się niezauważony przez cienie i gruzy jak złodziejski szczur. Po dotarciu do dojo wynurzył się z mile widzianej ciemności sali treningowej i natychmiast padł na kolana z nierównym kaszlem. Gardło go paliło, ślepe prawe oko piekło, jakby ktoś przekłuł je gorącym pogrzebaczem, a głowa miał wrażenie, że za chwilę pęknie. Łzy napłynęły mu do oczu, gdy wbił pazury w drewniane deski podłogowe. Cholera...


Nie, to nie było zwycięstwo w jego książce. Dlaczego w ogóle zwrócił się do MK? Powinien był wiedzieć - wiedział, że w ten sposób wciągnie go z powrotem w zasięg Wukonga. W płonące światło Wukonga, które kiedyś ogrzało jego futro, ale teraz tylko palił jego cienie i pozostawiał słabym i bezbronnym.


Potrzebuje jego mocy, próbował sobie wytłumaczyć. Żeby uciec od Lady Bone Demon.


Macaque miał odruch wymiotny, gdy poczuł coś w gardle i zakaszlał, wypluwając płatek kwiatu. Spadła na podłogę między jego rękami, i strach ponownie ożył w jego żołądku. Kolejny płatek. Ale nie mogły wrócić. Nie mogły wrócić. To nie było możliwe, to...


Macaque wziął głęboki, drżący oddech, próbując uspokoić swoje bijące serce. Płatek był pożółkł i zwiędły, podobnie jak poprzednie. Był stary; pozostałość po dawno utraconym życiu. Coś co został w jego ciele od kiedy...


Kiedy umarł.


Wszystko w porządku. Miał się dobrze. Kwiaty były martwe. Musiał tylko usunąć je ze swojego organizmu. Nie mogły go skrzywdzić.


Potem nie opuszczał swojego dojo przez tydzień.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Pozostałe martwe kwiaty usunęły się w ciągu następnych kilku tygodni, i Macaque odkryli, że oddychanie stało się o wiele łatwiejsze, gdy Wukong opuścił miasto na swoje „wakacje". (Oczywiście Macaque wiedział, że to nie wakacje. Kiedy wytężył słuch, usłyszał Małpiego Króla przechadzającego się całą noc po Górze Kwiatowo - Owocowej. Czymkolwiek Wukong się martwił, Macaque się tym nie przejmował; miał swoje własne zmartwienia, z którymi musiał się uporać.)


Jednak kaszel nie ustępował. W żadnym wypadku nie było to wyniszczające - bardziej irytujące niż cokolwiek innego. Macaque odepchnął więc swoje obawy na dalszy plan i zaczął korzystać z drugiej szansy na życie.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Macaque nigdy nie powinien był organizować tego głupiego teatru cieni. Ale... potrzebował pieniędzy. To była najbardziej irytująca rzecz w życiu; wymagało to wiele wysiłku i ciężkiej pracy. A jeśli już musiał pracować, to pomyślał, że powinien przynajmniej zająć się czymś, co kocha.


Chociaż niezależnie od tego, czy wyszedł i pracował, czy ukrył się w swoim dojo, przypuszczał, że nieuniknione było, że Demon Lady Bone w końcu go odnajdzie. Ta lodowata stara wiedźma była wściekła z powodu zdrady Macaque (którą tak naprawdę powinna była przewidzieć) i wysłała swoją marionetkę, by sprowadziła go z powrotem w jej szpony. I wyraziła się jasno w swoich poleceniach:


„Jeden błąd, jedna porażka w jakikolwiek sposób, a wymażę pamięć o Tobie. A teraz przynieś ich do mnie, mój wojowniku."


I tak bez większego wyboru Macaque zrobił, co mu kazano. Podążył za Małpim Królem i jego nowo odkrytą grupą pielgrzymów, gdy przemierzali kontynent, szukając czegoś, co powstrzymałoby Lady Bone Demon. A gdyby tak się złożyło, że podsłuchał ich plany i dowiedział się, że planują odbudować Płomień Samadhi, i zdecydował, że wolałby wziąć go dla siebie, cóż... Lady Bone Demon nie musiała o tym wiedzieć.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Jeśli Lady Bone Demon nie widziała nadchodzącej drugi raz zdrady z jego strony, to tak naprawdę w ogóle go nie znała. Ale cóż, lód powoli pochłaniający całe jego ciało był całkiem dobrym sposobem na zmotywowanie niechętnego „wojownika" do zrobienia tego, co mu kazano. Musiała pomyśleć, że Macaque tym razem z pewnością wykona jej rozkazy.


...jasne, nie.


Kiedy przeklęty lód zniknął i Macaque był wreszcie, wreszcie wolny, jego pierwszym odruchem była ucieczka. Zostawić ten bałagan za sobą i znaleźć dziurę, w której może się schować, dopóki Dzień Sądu Ostatecznego nie minie, i mieć nadzieję, że potem będzie coś, dla czego warto żyć.


Ale czysty, niezachwiany optymizm MK potrafił przekonać nawet najbardziej pesymistycznych i zgorzkniałych ludzi. Albo małpy. Tak więc Macaque przyłapał się na pomaganiu pielgrzymom w ich głupiej wyprawie i mała część jego duszy, głęboko w środku, miała nadzieję, że wygrają; że pokonają Lady Bone Demon i uratują świat.


Bo jeśli tego nie zrobią... Macaque wiedział, że z rąk tej wiedźmy czeka go los znacznie gorszy niż śmierć.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Macaque znał Wukonga. Znał go od długiego, długiego czasu. Więc oczywiście wiedział, że Wukong często się powstrzymywał podczas walki. Często robił to z przyjaciółmi, a najwyraźniej nawet z przyjaciółmi, którzy stali się wrogami, o ile ich ostatnie kilka spotkań było czymś oczywistym; Macaque wiedział, że Wukong powstrzymywał się podczas ostatnich kilku starć.


Niestety, Wukong, z którym teraz walczył - opętany przez Lady Bone Demon - nie okazał mu tej samej uprzejmości.


„Wspaniały plan" MK zakładał, że Macaque będzie trzymał Wukonga na dystans, podczas gdy MK odzyska swoją laskę, i razem ich mała grupa zmierzy się z mechem Lady Bone Demon i... co, wygra?


Tak, marne szanse. Nie mieli szans - Macaque o tym wiedział i albo MK też o tym wiedział, albo był po prostu głupi. Cholera, Macaque nie tyle trzymał Wukonga na dystans, co po prostu odwracał jego uwagę. Szczerze, był zaskoczony, że w ogóle przeżył tak długo; ta walka była zbyt podobna do ich ostatniej dużej bitwy. Tej, w której zginął Macaque.


Macaque nie wierzył w przeznaczenie, ale jeśli rzeczywiście istniało, jego wymysły wydawały się raczej ironiczne. W jednej chwili udawało mu się ledwo uniknąć ataków Wukonga, a w następnej dłoń opętanej małpy zacisnęła się na jego gardle niczym imadło. Jakiekolwiek głupie przekonanie, że dwie niebiańskie małpy są na równych prawach, natychmiast zniknęło, jak opadły liść podczas wichury.


Macaque z trudem oddychał, drapiąc palce na szyi. Dłoń Wukonga przypominała boa dusiciela, powoli i bezlitośnie miażdżąc jego tchawicę stalowymi palcami.


- Cz-czekaj... - Macaque zdołał wydusić. Miał wrażenie, że jego gardło płonie. - Wu...


Coś wyleciało z krtani Macaque i zakrztusił się. Wypluł to, i każda myśl o jego tragicznej sytuacji natychmiast została zapomniana, gdy zobaczył małą różową plamkę lądującą na rękawie Wukonga.


Nie. To niemożliwe. Nie było mowy.


Ale nie można było temu zaprzeczyć. Pojedynczy płatek kwiatu brzoskwini przykleił się do tkaniny szaty Wukonga, a jego jasnoróżowy kolor ostro kontrastował z ciemnoniebieskim materiałem. Jego obecność była równie otępiająca jak uderzenie młotkiem sędziego; samo jego istnienie było dowodem na to, że wszystkie wysiłki Macaque, mające na celu pozostawienie uczuć za sobą, poszły na marne. Nieważne, ile razy powtarzał sobie, że nienawidzi Sun Wukonga - powtarzał to w myślach każdej nocy jak modlitwy skazańca w drodze na szubienicę...


To po prostu nie była prawda.


Cholera... cholera, cholera, cholera!


Powinien był wiedzieć. Martwe płatki opadły, ale kaszel nigdy go nie opuścił. To powinien być dla niego znak, że nawet po tym wszystkim, przez co przeszedł z rąk Sun Wukonga...


Nadal kochał tę głupią małpę.


Macaque miał ochotę umrzeć, ale wiedział, że sam siebie okłamuje - już raz doświadczył śmierci i z całą pewnością, nie chciał jej doświadczyć ponownie. Ale to nie tak, że miał wybór. Ręka, która aktualnie zaciskała się na jego gardle, pieczętowała jego los.


I wtedy Macaque zdecydował: lepiej późno niż wcale, prawda? Może, po tych wszystkich tysiącach lat, może powiedzenie prawdy dałoby mu pozory spokoju, jakiego nigdy nie zaznał. Może Diyu byłby w jakiś sposób bardziej znośny, gdyby w końcu mógł uwolnić się od tego mrocznego wyznania ze swojej duszy.


Przywołując całą swoją siłę, Macaque spojrzał w puste, pozbawione emocji oczy Wukonga i szepnął:


- Ja... ja kocham...


Nagle wszechobecne łaskotanie zniknęło z gardła Macaque, a uścisk Wukonga rozluźnił się, pozwalając Macaque zaczerpnąć desperacko potrzebnego powietrza. Zanim ciemnowłosa małpa zdążyła zrobić cokolwiek innego, Małpi Król podskoczył w powietrze, zabierając go ze sobą. Wukong poleciał z powrotem do Lady Bone Demon niczym jastrząb z myszą w szponach.


Kiedy Wukong w końcu wylądował na szczycie góry, przed jaskinią Lady Bone Demon, rzucił Macaque na ziemię niczym śmieci i ruszył w stronę MK, który wciąż walczył o uwolnienie swojej laski z lodu. Macaque nie mógł nic zrobić, tylko leżeć tam, gdzie upadł, i walczyć o złapanie oddechu. Miał wrażenie, że jego myśli pędzą z prędkością tysiąca mil na godzinę, a jednocześnie w jego czaszce panowała ogłuszająca cisza. Po prostu... nie było mowy. To niemożliwe.


Dlaczego?


Macaque wziął głęboki oddech i wypuścił go, gniewnie potrząsając głową. Nie mógł o tym teraz myśleć.


Teraz, nadszedł czas, aby uratować świat. Później upora się ze swoimi uczuciami.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Po walce wróciło mu łaskotanie w gardle.


Lady Bone Demon została pokonana. Walka została wygrana. Świat został uratowany. Bohaterowie postanowili uczcić swoje zwycięstwo miłym, ciepłym posiłkiem, delektując się nim przy ognisku z przyjaciółmi.


W każdym razie większość z nich była przyjaciółmi.


Macaque, zawsze samotnik, czaił się w cieniu drzew na skraju obozu. Nikt nie zwracał na niego uwagi i to było w porządku. Zresztą i tak nie chciał teraz rozmawiać. Miał na głowie znacznie pilniejsze sprawy.


W jego umyśle panował chaos wyczerpania po przypływie adrenaliny, zmieszany z... cóż, szokiem wywołanym nowym odkryciem.


Kwiaty wróciły.


Macaque rzucił okiem na Wukonga. Małpa o złotym futrze siedziała przy ognisku, leniwie zwijając ogon za sobą, gdy wpatrywał się w pomarańczowe płomienie. Szybkie przeszukanie tłumu ujawniło, że MK siedział samotnie na krawędzi klifu, a Macaque postanowił podrażnić się z dzieciakiem. Uważał, że MK jest o wiele bardziej znośny niż reszta grupy, a poza tym - było to lepsze niż przebywanie teraz sam na sam ze swoimi myślami.


Macaque po cichu wsunął się w ciemność i wynurzył się z cienia MK. Pochylił się nad ramieniem dzieciaka, powąchał parę z miski w jego rękach i uśmiechnął się.


- Będziesz to jeszcze jadł?


MK podskoczył, wyraźnie zaskoczony pojawieniem się Macaque.


- Och, cóż. - Wyjąkał. - Właściwie ja...


- Zachował to dla mnie.


Wukong potrafił być cicho jak Macaque, kiedy chciał, i tym razem właśnie tak było, podkradając się po drugiej stronie MK. Warknął, siadając obok swojego następcy i wyrywając miskę z rąk dzieciaka. Posłał Macaque zarozumiały uśmieszek.


- Wiesz, bo jestem jego mentorem.


I po tym Wukong zaczął jeść jedzenie z miski jak dzikus. Macaque skrzywił się. Nawet jeśli był głodny, brak manier Wukonga niemal natychmiast zabił jego apetyt. Skrzyżował ramiona i westchnął.


- Wciąż ten sam Wukong. Robi, co chce, nie zważając na innych.


To było dokładnie to, co powiedział, żeby zdenerwować Wukonga i Macaque nie mógł powstrzymać trzepotania podniecenia w piersi, gdy Wukong postawił miskę na ziemi i wstał, by stanąć twarzą w twarz z ciemnowłosą małpą.


- Ach, tak? - Odparował Wukong, z rękami na biodrach, wychylając się w przestrzeń osobistą Macaque. - Jasne, będę o tym pamiętać, gdy następnym razem będziesz spiskować z wrogiem i prawie doprowadzisz nas wszystkich do Ś-M-I-E-C-I!**


Macaque mentalnie palną się w twarz. Oczywiście musiał po prostu szaleć za tym idiotą.


- Uhh, wiecie, że jesteście tacy sami, prawda? - MK wtrącił się pomocnie.


Jak on śmie?


- WCALE NIE JESTEM DO NIEGO PODOBNY! - Obie małpy krzyknęły synchronicznie, zwracając się do dzieciaka z niemal identycznym wyrazem głębokiej obrazy.


MK opadł pod ich spojrzeniami, skurczył się na swoim miejscu i odwrócił wzrok z zakłopotaniem. Macaque, natychmiast zdając sobie sprawę z ironii sytuacji, cofnął się z zawstydzonym prychnięciem. Odwrócił się, żeby odejść, mimo wszystko, chciał tylko porozmawiać z MK. Z nikim innym. I definitywnie nie z Małpim Królem.


- Hej! - Krzyknął Wukong. - A ty dokąd?


Macaque mrowiło w gardle i z trudem powstrzymywał kaszel.


- Nie wiem. - Powiedział chłodno i praktycznie mógł usłyszeć, jak sierść Wukonga zjeżyła się z oburzenia. - Pewnie gdzieś, gdzie będę mógł spiskować.


Wukong wyglądał, jakby z jego uszu miała zaraz wydostać się para, ale Macaque rażąco go zignorował i zamiast tego rzucił MK spojrzenie z ukosa.


- Do zobaczenia, MK.


I z tymi słowami Macaque wsiąkł w cień, uciekając, zanim pozostała dwójka zdążyła przemówić. Pojawił się ponownie wśród drzew po drugiej stronie obozu, przysiadł na górnych gałęziach, gdzie nikt nie spojrzałby przypadkowo. Wiedział, że powinien po prostu odejść, ale... zamiast tego obserwował Wukonga.


Złotowłosa małpa siedziała obok MK i oboje obserwowali zachodzące słońce ze krawędzi klifu. Macaque usłyszał marną wymówkę Wukonga dotyczącą przeprosin, jakie składał dzieciakowi, i parsknął; Wukong nigdy go nie przeprosił. Wukongowi nigdy nie było przykro. Nigdy nie przejmował się, gdy jego działania raniły innych.


Macaque był tego dwukrotnie żywym dowodem.


Ale wtedy Macaque przyszło do głowy pytanie - takie, o którym wcześniej nie myślał - i zamarł. Czy Wukong... usłyszał go? Kiedy walczyli... czy Wukong słyszał wyznanie Macaque?


Macaque potrząsnął głową. Nie było mowy. Wukong był opętany; to niemożliwe - cóż, mało prawdopodobne - aby pamiętał cokolwiek z tego doświadczenia. I jeśli ich argumentacja przed chwilą była czymś uzasadnionym, w takim razie można było bezpiecznie założyć, że Wukong nie pamięta, co powiedział Macaque.


Macaque wiedział, że powinien poczuć ulgę... ale tak nie było.


Z cichym, sfrustrowanym warknięciem zeskoczył z drzewa i niemal bezgłośnie wylądował na ziemi około sześć metrów*** poniżej. Szok już minął, a jego miejsce zajął gniew. To było śmieszne.


Nie, to było niemożliwe.


Mieszanka niedowierzania i gniewu zalała pierś Macaque; nie było mowy, żeby kwiaty wróciły. Zapomnieć o tym, co powiedział, kiedy dosłownie dusił się na śmierć - nie żywił do Wukonga żadnych uczuć poza nienawiścią i czystą złośliwością. Nawet po tym, jak współpracowali, żeby powstrzymać Lady Bone Demon, na samą myśl o Wukongu sierść Macaque jeżyła się, a jego pierś płonęła ze złości. Zapomnieć o ich głupich przekomarzaniach, to było nic innego jak durna zabawa Macaque i bycia miłym dla MK.


Nic więcej.


Ale kwiaty w jego wnętrzu miały inny pomysł. Tym razem Macaque nie mógł powstrzymać kaszlu, a wraz z nim pojawił się kolejny delikatny płatek, który sfrunął na ziemię u jego stóp. Miał łagodny odcień różu i był miękki w dotyku; świeży.


Żywy.


Macaque nadepnął na mały różowy płatek, rozcierając go czubkiem buta o ziemię. Wykręcił stopę, rozdzierając delikatną małą rzecz, aż stała się nie do poznania wśród martwych liści na ziemi. Pod gniewem bulgoczącym w piersi Macaque kryło się ciemniejsze i zimniejsze uczucie. A jemu się to nie podobało. Wywołało to dreszcze wzdłuż kręgosłupa i oblał go zimny pot. Ścisnęło go w gardle, sprawiając, że oddychanie było dla niego tak samo trudne, jak kwiaty. Macaque wiedział, co to za emocja, ale nie chciał jej nazywać. Nadanie temu nazwy nadało by temu treść. Nadanie temu imienia dało temu władzę nad nim.


̶N̶a̶z̶y̶w̶a̶ł̶o̶ ̶s̶i̶ę̶ ̶S̶t̶r̶a̶c̶h̶.̶



🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸

Notka od tłumacza:

*Diyu - to królestwo zmarłych lub „piekło" w mitologii chińskiej. Jest luźno oparty na połączeniu buddyjskiej koncepcji Naraki oraz tradycyjnych chińskich wierzeń. 


**W oryginale Wukong również nie umiał przeliterować słowa „Dead" - powiedział „D-E-D", więc zrobiłam specjalnie błąd w przeliterowaniu. A dla dociekliwych, tak, w serii też zrobił ten błąd.

***Oryginalnie autorka przedstawia odległość w stopach, więc zmieniłam na metry, bo europa.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro