Rozdział 3: Czas na herbatę z przyjaciółmi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Macaque wrócił do domu późnym wieczorem, a następny tydzień upłynął mu dość spokojnie. Kaszlał, chodził na zakupy spożywcze, kaszlał, pracował nad książką, kaszlał i drzemał, kiedy tylko mógł.


Wspomniał, że kaszlał? Tak, jego stan zdecydowanie pogarszał się; kropelki krwi stawały się coraz częstszym zjawiskiem, a ilość płatków była większa. Ale nie mógł nic na to poradzić, poza wyznaniem swojej miłości do Wukonga, co oczywiście nie wchodziło w grę. I nie wiedział nic o swojej chorobie poza tym, co powiedziała mu Sandy.


Skoro już mowa o Sandy'm... może Macaque powinien go odwiedzić. Ale Macaque tak naprawdę nie miał powodu do odwiedzin; została mu jeszcze jedna torebka herbaty (trzymał ją na wypadek, gdyby nie udało mu się więcej dostać), ale może mógłby powiedzieć, że się skończyła? Nie mógł tak po prostu się pojawić bez powodu. To było coś, co robili przyjaciele, i... Macaque nie wiedział, czy ich dwójkę można nazwać już przyjaciółmi.


Tak więc w niedzielny poranek Macaque został w domu, nadrabiając zaległości w obowiązkach domowych. Nie miał zamiaru ich odkładać na później, ale był zajęty innymi sprawami (takimi jak znalezienie alternatywnego lekarstwa na swoją przypadłość; zaczął gorączkowo, ale bardzo poważnie rozważać, czy wypicie trutki na chwasty zabiłoby kwiaty w jego ciele). Zresztą kilka dni temu skończyły mu się czyste ubrania, więc najlepiej było po prostu zacisnąć zęby i zabrać się do pracy.


Macaque nucił pod nosem, sortując brudne pranie; pochodziła z musicalu, który pewnego wieczoru wystawiano w teatrze kilka przecznic dalej, gdzie zwykł wystawiać swój teatrzyk cieni. Nie poszedł tam i nie widział przedstawienia, ale doskonale go słyszał z dachu swojego budynku.


Może powinien udać się na spektakl osobiście, zanim... cóż, na wypadek, gdyby nie zostało mu już dużo czasu. Bo kto wiedział, ile mu jeszcze zostało? Może jakimś cudem znalazłby lekarstwo i nie musiałby się już martwić nieznaną datą ważności swojego życia. Wtedy nie musiałby się martwić listą rzeczy, które chciał zrobić, zanim ponownie umrze.


Wyciągając brudną parę dżinsów z kosza na pranie, sprawdził kieszenie i ze zdziwieniem coś znalazł. Wyciągnął to i stwierdził, że była to zatłuszczona szmata poplamiona zaschniętą krwią. Och, no tak. Na łodzi Sandy użył jej do oczyszczenia krwi, kiedy...


Macaque uśmiechnął się do siebie. Wyglądało na to, że miał teraz powód do odwiedzin.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


- Panie Maquack!


Sandy zauważyła Macaque, zanim Macaque zauważył go. Gigant przebywał na pokładzie swojej łodzi i podlewał kilka liściastych roślin w pobliżu dziobu. Wyszedł na przeciw Macaque, gdy małpa weszła na trap.


- Wspaniale jest cię znowu widzieć! Co Cię tu sprowadza?


Macaque wyciągnął z kieszeni szmatkę (teraz czystą i starannie złożoną) i podał ją Sandy'emu.


- Chciałem ci to zwrócić.


- Och! Dziękuję! - Sandy wziął szmatę i odłożył ją na skrzynkę z narzędziami. - Jestem wdzięczny.


- Nie ma problemu. - Odpowiedział od niechcenia Macaque. A potem stał tam, nie wiedząc, jak kontynuować rozmowę.


Na szczęście, Sandy przybył na ratunek.


- Chcesz przejście po pokładzie? Podlewam tylko rośliny. Właśnie miałem udać się do ogrodu na piętrze.


Macaque skinął głową. Może podczas, gdy Sandy zajmie się swoim ogrodem, Macaque będzie mógł zapytać go coś więcej o tę tak zwaną chorobę Hanahaki.


Sandy posłał mu wesoły uśmiech i ruszył w stronę tyłu łodzi z konewkąś w ręku. Macaque poszedł za nim i razem weszli po schodach na wyższy poziom tarasu. Tam, na rufie łodzi, znajdował się duży dźwig, a po lewej stronie mały balkon na szczycie ciemnoniebieskiego kontenera, tuż obok małego żółtego kontenera. Balkon zajmowały dwie skrzynki do sadzenia roślin i kilka doniczek, a wszystkie były przepełnione bujną, żywą roślinnością. Gdyby Macaque nie wiedział, pomyślałby, że Sandy to jakiś duch roślinny, a nie wodny demon.


- Cieszę się, że zdecydowałeś się wpaść. - Powiedziała Sandy, zabierając się do podlewania każdej rośliny. - Poszukałem trochę więcej informacji na temat Ha... no cóż, twojej choroby.


Macaque skinął głową. Dobra. Czyli przechodzili od razu do sedna.


- Co możesz mi więcej powiedzieć?


- W porządku. Cóż... Hanahaki... - Sandy zawahała się. – J-Jest w porządku, że mówię temu po imieniu, prawda?


Macaque zaśmiał się.


- Oczywiście, że możesz.


Sandy skinęła głową.


- Dobra. Nie wiedziałem, czy to tajemnica albo...


- Och, to tajemnica. - Zapewnił go Macaque chłodno (groźnie). - Ale w pobliżu nie ma nikogo poza twoimi kotami.


- No cóż, nigdy nie wiadomo. - Odpowiedziała żartobliwie Sandy. Skończywszy podlewanie roślin doniczkowych, przeszedł do skrzynek z sadzarkami. - Czasami przyłapuję moje koty na podsłuchiwaniu. Kto wie, jakimi sekretami dzielą się ze swoimi kocimi przyjaciółmi?


Choć była to niesamowicie kiepska próba żartu, Macaque i tak się zachichotał.


Sandy uśmiechnęła się.


- Chciałem tylko rozluźnić atmosferę. - Podszedł do drugiej skrzynki i tam też zaczął podlewać. - Cóż, myślę, że zacznijmy od początku. Hanahaki. Nazwa w zasadzie oznacza chorobę wymiotowania kwiatami.


- Jak miło. - Mruknął sucho Macaque.


Sandy zachichotała.


- Tak, wiem. Po chińsku nazywa się to także huā tǔ bìng.


Macaque zmarszczył nos ze zniesmaczenia.


- Kwiatowa ślina?


- Tiaa. - Odpowiedziała Sandy. - Nazwa jest dość dosłowna. - Kiedy skończył podlewać rośliny, milczał przez chwilę, ale potem odłożył konewkę i odwrócił się. Macaque natychmiast zauważył, że na twarzy olbrzyma pojawiło się zaniepokojenie.


- Byłem trochę... wprowadzony w błąd, kiedy ostatnio rozmawialiśmy. O tym, jak wyleczyć chorobę. Poczytałem jeszcze trochę... - Sandy spojrzał na podłogę, gdy zaczął wykręcać sobie ręce. - Z tego, co udało mi się znaleźć, miłość musi być odwzajemniona romantycznie. Platoniczna miłość i przyjaźń nie wystarczą.


Przetworzenie tych słów zajęło sekundę, ale kiedy to nastąpiło, serce Macaque spadło do samego żołądka. Zatem nie tylko musiał się przyznać, ale Wukong miał to odwzajemnić?


Tak, nie ma szans.


Czy to tyle? Wyznać, i zostać zaakceptowanym i być kochanym, albo... umrzeć? Ponieważ... ponieważ nieważne, jak bardzo Macaque kochał Wukonga - nawet jeśli wiedział, że nie powinien - wiedział także, że nie ma szans, aby Wukong kiedykolwiek je odwzajemnił. Nie po tym wszystkim, co Macaque zrobił Wukongowi i jego braciom-pielgrzymom... Biorąc pod uwagę sposób, w jaki zakończyła się ich śmiertelna walka, było jasne, że nie ma odwrotu. Wukong nienawidził Macaque na tyle, że zabił go z zimną krwią. I to był cud, że Wukong jeszcze nie odesłał go z powrotem do grobu, z którego wypełzł.


Nawet gdyby Macaque w jakiś sposób zdobył się na odwagę i powiedział Wukongowi, że go kocha, Wukong nigdy nie odwzajemniłby tego uczucia.


Macaque zachichotał pusto.


- No cóż, to chyba tyle. Nic nie mogę zrobić. - Choć jego głos był chłodny i pewny, ręce Macaque zaczęły drżeć, więc wepchnął je do kieszeni, zanim Sandy mógł cokolwiek zobaczyć. Gardło miał nieprzyjemnie ściśnięte, jakby utworzyła się w nim grudka, z którą musiał się zmagać, by móc mówić. - Wukong... nienawidzi mnie.


Wyraz twarzy Sandy'ego zmienił się w smutek.


- W sumie, to może nie być prawda. N-Nigdy nie wiadomo...


- Nie. - Powiedział cicho Macaque, przerywając mu. Znał Wukonga - znał go kiedyś - lepiej niż ktokolwiek inny. - Nie, jestem pewien. Jedyną rzeczą, którą Wukong by we mnie kochał, byłoby widzieć mnie martwym.


Niebieski olbrzym wyglądał na załamanego, i Macaque szczerze czuł się trochę źle, że tak szybko go sprowadził do parteru. Nazwij to pesymizmem, jeśli chcesz - Macaque nazywał to realizmem. Po prostu mówił prawdę.


Wukong zabił go już raz i prawdopodobnie zrobiłby to ponownie, gdyby miał szansę. Po prostu... nie było z tego odwrotu. Nawet jeśli Macaque mu wybaczy (a nie wiedział, czy jest już na to gotowy), jego krew nadal na zawsze splamiła dłonie Wukonga.


Kiedy Wukong na niego patrzył, co widziała złota małpa? Starego przyjaciela? Starego wroga? Żal? Błąd?


Kiedy Macaque patrzył na Wukonga, dostrzegał straconą szansę. Ale czy kiedykolwiek naprawdę była szansa na... coś więcej między dwiema małpami? A może Macaque był po prostu marzycielem i miał próżne nadzieje na coś, co nigdy nie nastąpi?


- Cóż, skoro tu jesteś. - Zaczęła Sandy, przerywając ponurą ciszę. - Chcesz zobaczyć mój ogródek herbaciany? Myślę, że mógłbyś dowiedzieć się trochę więcej o tym, co uprawiam, i mógłbym dać ci więcej próbek do wypróbowania.


Macaque rozważył ofertę i skinął głową. To brzmiało miło. To przynajmniej na jakiś czas odwróci jego myśli od zbliżającej się śmierci.


Sandy uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu, zanim poprowadził do żółtego kontenera transportowego. Otworzył przesuwane drzwi i gestem zaprosił Macaque do środka. Macaque tak też zrobił, spychając swoje niewygodne i niepożądane uczucia tak głęboko w sobie, że mogły tam zgnić i nawet by się nie przejął.


Gdzie mogły zgnić, tak jak i on, gdy jego czas w końcu nadejdzie.


Wewnątrz kontenera transportowego znajdowało się coś, co Macaque mógł jedynie nazwać sekretną oazą. Prostokątny pokój był starannie zaaranżowany, z półkami z roślinami doniczkowymi podłączonymi do skomplikowanych systemów nawadniających. Wzdłuż tylnej ściany rosły doniczkowe drzewa owocowe; cytryna, pomarańcza, brzoskwinia i śliwka, wraz z kilkoma lekko przerośniętymi krzewami herbaty. Było też kilka małych stołów warsztatowych, na których leżały różne ścinki roślin i sprzęt ogrodniczy, taki jak kielnie* i sekatory.


To było jak laboratorium szalonego naukowca, tyle że... dla roślin.


- To tutaj uprawiam rośliny, których używam do produkcji moich herbat. - Wyjaśniła Sandy. - W ten sposób, mogę zadbać o to, aby miały optymalne warunki do rozwoju.


- To... imponujące. - Tylko tyle Macaque był w stanie powiedzieć. Chociaż imponujące, to mało powiedziane.


Na szczęście Sandy przyjęła to jako komplement.


- Aaww, dziękuję! Włożyłem dużo pracy w tę konfigurację, ale nigdy wcześniej nikomu jej nie pokazywałem. To coś w rodzaju mojej małej świątyni, wiesz. Nie chcę, żeby została zlekceważona.


- To... dlaczego mnie tu zaprosiłeś? - Zapytał zdziwiony Macaque.


Sandy posłała mu delikatny uśmiech.


- Ponieważ wyglądasz, jakby przydał ci się teraz spokój. I nie ma dla mnie nic spokojniejszego niż ogrodnictwo. - Poklepał delikatnie Macaque po ramieniu, następnie podszedł do pierwszego zestawu półek. - Chodź tutaj, przedstawię cię kilku moim ulubionym.


Przedstaw mnie? Macaque pomyślał ze zdumieniem, dołączając do Sandy'ego. Do roślin?


Sandy z dumą wskazała na dolną półkę, wyłożoną czymś, co wyglądało jak zwykła trawa, ale pachniało cytrynami.


- To jest trawa cytrynowa. - Wyjaśniła Sandy.


Ma sens. Macaque pomyślał i kiwnął głową.


- Ona dobrze łagodzi stres, ale może również pomóc złagodzić ból. - Sandy wskazała ręką w dół półki, gdzie trawa zmieniła się w cienkie łodygi o fioletowych kwiatach. - A tam na dole jest lawenda. Jej zastosowanie przypomina trawę cytrynową, ale może również łagodzić bóle głowy i poprawiać sen.


- Może powinienem spróbować tego. - Zauważył Macaque. Wiedział mnóstwo o bólach głowy i nieprzespanych nocach; jego  ̶z̶a̶u̶r̶o̶c̶z̶e̶n̶i̶e̶  klątwa była dla niego główną przyczyną ich obu.


- Z przyjemnością dam ci próbkę herbaty! - Sandy odpowiedziała radośnie, po czym skierowała uwagę Macaque na drugą półkę. - Tutaj rośnie kilka klasyków. Rumianek i mięta pieprzowa. Wiadomo, że rumianek leczy chorobę lokomocyjną i nudności, a mięta pieprzowa może również pomóc w bólach głowy, a także zwiększyć energię.


Kwiaty rumianku miały białe płatki i słodki, przyjemny zapach, ale zielonolistna mięta pieprzowa była niemal przytłaczająco ostra i Macaque wzdrygnął się nieco na ten zapach. Sandy zdawał się nie zauważyć tego, gdy wskazał na najwyższą półkę.


- A tutaj jest mój ulubiony. W każdym razie w tej chwili. Jest tak wiele różnych rodzajów herbat, że nie mogę pokochać tylko jednej! - Sandy zachichotała.


Macaque stanął na palcach, żeby zerknąć na najwyższą półkę i zobaczył, że kwitła tam roślina o kwiatach w żywych kolorach. Każdy płatek wyglądał, jakby został częściowo zanurzony w ciemnofioletowym tuszu, pozostawiając białą podstawę każdego płatka w miejscu połączenia z zielonymi liściastymi łodygami. Co dziwne, kwiaty pachniały w ogóle.


- Co to jest? - Zapytał Sandy'ego.


- Kwiaty butterfly pea (klitoria ternateńska). - Odpowiedziała Sandy. - Pochodzi z Azji Południowo-Wschodniej. Odkryłem to kilka miesięcy temu, przed... - Radosny uśmiech Sandy'ego nagle stał się wymuszony. - Cóż, no wiesz. Wiesz?"


Macaque w milczeniu pokiwał głową.


- Lady Bone Demon.


Sandy wzdrygnął się, ale zakrył to klaśnięciem rąk.


- W każdym razie! To moja ulubiona herbata. Chcesz wiedzieć dlaczego?


- Dlaczego? - Podpytał Macaque, zgadzając się z rażącą zmianą tematu rozmowy przez giganta. Najwyraźniej nikt nie chciał rozmawiać o tym, co wydarzyło się podczas panowania kościstego ducha, a Macaque to nie przeszkadzało.


- Bo jest niebieska! - Sandy zaśmiała się wesoło. - Wiem, że to głupi powód, żeby ją lubić, ale czasami trzeba po prostu cieszyć się prostymi przyjemnościami w życiu. Kiedy skończymy, zaparzę nowy dzbanek i będziesz mógł spróbować. Co, ty na to?


Macaque skinął głową z lekkim uśmiechem.


- Brzmi dobrze.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Pod koniec wizyty Macaque dowiedział się o herbacie więcej, niż kiedykolwiek chciał się dowiedzieć. Ale było miło. Sandy był osobą, z którą miło było spędzać czas. Wodny demon praktycznie promieniował ciepłem i radością, gdziekolwiek się pojawił. A teraz, kiedy Macaque stał przy barze, Sandy pracowała w kuchni. Niebieski olbrzym dodał płatki suszonych kwiatów do zaparzacza do herbaty i włożył go do uroczego imbryka z motywem kota, po czym postawił wodę na herbatę i obserwował czajnik w oczekiwaniu.


- Woda musi się zagotować, ale nie wrzeć. - Wyjaśnił informacyjnie demon wody. - Jeśli woda będzie za gorąca, spali herbatę i sprawi, że napój będzie gorzki.


- Interesujące. - Mruknął Macaque. Właściwie nie wydało mu się to zbyt interesujące, ale z przyjemnością słuchał. To było lepsze niż siedzenie samotnie w domu.


- Ach! - Sandy sapnęła, zaskakując małpę. - Gotowe! - Zdjął czajnik z palnika i szybko nalał go do imbryka. Następnie położył pokrywkę, odstawiła czajnik z powrotem i chwyciła mały minutnik z motywem kota, który leżał na kuchence.


- Lubię parzyć tę herbatę dokładnie przez cztery minuty. - Powiedział Sandy, odkładając minutnik na blacie pomiędzy nim a Macaque. - Nie za krótko i nie za długo. W ten sposób smak będzie odpowiedni.


- Cokolwiek powiesz, wielkoludzie. - Ogon Macaque machał leniwie za nim, gdy opierał się o blat. - Nie znam się zbyt dobrze na herbacie, ale twoja nie jest nawet w połowie zła.


- Potraktuję to jako komplement. - Sandy uśmiechnęła się.


Gdy czekali, aż herbata będzie gotowa, wśród nich zapadła przyjemna cisza. Macaque słyszał koty w „kocim kąciku", jak to nazywała Sandy. Wszystkie koty spały, a ich urocze chrapanie i mruczenie sprawiło, że serce Macaque zrobiło się ciepłe i miękkie. Sandy powiedział mu, że udały się na „popołudniową drzemkę".


- Wiesz. - Zaczęła Sandy, odwracając uwagę Macaque od kotów. - Ja... słyszałem o innym lekarstwie na chorobę Hanahaki.


Macaque wyprostował się, jego ogon znieruchomiał, a serce zamarło na ułamek sekundy.


- Co? D-dlaczego nic nie powiedziałeś? - Zapytał, szczerze mówiąc, czując się trochę zdradzony.


- No cóż... - Sandy nerwowo załamywał ręce, gdy jego wzrok padł na kontuar pomiędzy nimi. - Ponieważ nie ma o tym zbyt wiele. Podobno, przeprowadzono pewne badania, aby sprawdzić, czy kwiaty można usunąć chirurgicznie. Choroba ta jest jednak tak rzadka, że ​​nie ma żadnych faktycznych dowodów potwierdzających tę tezę, a lekarze nie chcą przeprowadzić operacji. W każdym razie żadnych godnych zaufania. - Mruknęła Sandy. - Nie wspominając już o tym, że nie ma prawdziwego dowodu na to, że to działa. Kwiaty mogą po prostu odrosnąć.


Macaque rozmyślał nad informacją, którą przekazała mu Sandy. Gdyby udało mu się usunąć kwiaty, może miałby szansę na przeżycie. Był niebiańską małpą - miał większe szanse na przeżycie ryzykownej operacji niż większość ludzi. Poza tym, nawet jeśli kwiaty wrócą, Macaque będzie miał czas - czas, żeby wszystko naprawić. Czas na ponowne poznanie Wukonga i może...


I może zbudują coś więcej, niż mieli wcześniej. A potem, jeśli kwiaty znów powrócą, może Macaque w końcu będzie na tyle silny, aby wyznać swoje uczucia. I może... tylko może... Wukong czułby to samo.


- Znalazłam kilka raportów o ludziach, którzy rzekomo przeszli operację. - Kontynuowała Sandy, wyrywając Macaque z rozmyślań. - I mówili, że kwiaty zniknęły i nie wróciły, ale... już nic nie czuli.


Macaque zamarł.


- ...Co masz na myśli?


- Stracili wszelkie emocje do osoby, którą darzyli uczuciem. - Wyjaśniła Sandy. - Wszystkie romantyczne uczucia zniknęły, ale zniknęły także wszelkie uczucia platoniczne, a nawet uczucie nienawiści. Po zabiegu nie czuli nic, niezależnie od tego, ile wcześniej znaczyła dla nich ta druga osoba. Niezależnie od tego, czy byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi, czy nawet bratnimi duszami... nic nie pozostało.


- ... Nic? - Macaque powtórzył cicho.


Sandy uroczyście skinęła głową.


Ale... Wukong był dla Macaque wszystkim w pewnym momencie swojego życia. Nie mógł po prostu... odpuścić go. Nawet po całym tym bólu, zdradzie i wszystkim pomiędzy... było tego po prostu za dużo. I nie mógł pozwolić, żeby to po prostu zniknęło. Ponieważ przed urazą było uczucie szczęścia. Towarzystwa.


Miłość, zarówno platoniczna, jak i romantyczna.


I choć gorzkie uczucia urazy i krzywdy często nękały umysł Macaque, uczucia te istniały tylko dzięki jego miłości. Tylko dlatego, że Wukong tak wiele dla niego znaczył, w ogóle rozwinęły się w nim uczucia nienawiści, złości i żalu.


A gdyby to wszystko zniknęło...


Wtedy nic by mu nie zostało.


- Szczerze... - Macaque położył dłoń na sercu, wbijając pazury w materiał koszuli. - Ja... ja nie chcę, żeby te uczucia odeszły. J-Ja wiem, że nienawidzę Wukonga i... i że powiedziałam, że nigdy mu nie powiem, co czuję, ale... gdyby te uczucia zostały mi odebrane, to zostałbym z niczym... - Głos mu się załamał, a potem zachichotał gorzko. - Bogowie, jestem w strasznej rozsypce. W jednej chwili narzekam, a w n-następnej...


Łzy napłynęły do ​​kącików oczu Macaque, więc pochylił głowę, aby ukryć fakt, że zaraz będzie płakać. Sandy podeszła do lady, i zanim Macaque w ogóle zorientował się, co się dzieje, olbrzym przyciągnął go do delikatnego uścisku.


Macaque potrzebował chwili, aby przetworzyć to, co się działo, i jego pierwszym odruchem było odsunięcie się. Prawie mu się to udało, ale... z jakiegoś powodu został.


Zazwyczaj... nie był taki. Macaque zawsze był spokojny, opanowany i odpowiedzialny. Był mistrzem w pokazywaniu ludziom tylko tego, co chciał, żeby zobaczyli - jakich uczuć chciał, żeby byli świadkami. Był performerem zarówno na scenie, jak i za kulisami. Oczywiście, zdarzały mu się wpadki tu i ówdzie, ale nigdy...


Nigdy tak nie było.


Z jakiegoś powodu Macaque czuł, że może odpuścić. Porzuć starannie zbudowaną fasadę, którą zawsze nosił, i... choć raz pozwól na uczucia. Tutaj, w ramionach Sandy'ego, ukryty przed resztą świata, odpuszczenie wydawało się możliwe - tylko na chwilę.


Macaque oparł czoło o pierś Sandy'ego, a ramiona olbrzyma delikatnie ścisnęły go w uścisku. Słyszał serce Sandy'ego, mocne i miarowe w jego piersi. Czuł głęboki, spokojny oddech drugiej osoby - wdech i wydech. Wdech. Wydech.


Macaque próbował naśladować ten rytm, ale jego oddech był szybki i nierówny. Zaszeleściło mu w płucach i utknęło w gardle, gdy oczy zaszły mu wilgocią, a dolna warga zadrżała. Zamrugał wściekle i po chwili wahania otworzył usta, aby przyznać się do czegoś na tyle cicho, że tylko Sandy mógł to usłyszeć.


- Ja chcę to czuć. - Macaque załkał. - Nawet jeśli to mnie zabije.


Sandy nie odpowiedział, ale Macaque nie potrzebował tego. Obecność giganta była więcej niż wystarczająca. Sama obecność kogoś, z kim mógł o tym porozmawiać, gdy trzymał to dla siebie przez tak długi czas... czuł się, jakby z jego ramion zdjęto ogromny ciężar.


Macaque potrzebował krótkiej chwili, aby się (mniej więcej) uspokoić, zanim się wycofał. Sandy natychmiast się odsunął, a Macaque nigdy by się do tego nie przyznał, ale było mu przykro, że uścisk się skończył.


Sandy posłała Macaque poważne spojrzenie i powiedziała:


- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, to jestem tu.


Cienista małpa skinęła głową i otarł łzy z oczu, po raz kolejny poczuł wdzięczność za obecność wodnego demona. Jaki traf pobłogosławił życie Macaque, że ​​pojawiła się w nim osoba tak cudowna i doskonała jak Sandy? Łagodny niebieski olbrzym był jakby wcieleniem dobroci i Macaque był wdzięczny, że w ogóle miał okazję go spotkać.


Nawet po tym, jak Macaque wielokrotnie atakował Sandy'ego i resztę podczas ich podróży... Kiedy Macaque zdecydował się rozpocząć nowy rozdział, wodny demon powitał go z otwartymi ramionami.


Coś otarło się o łydkę Macaque, na co podskoczył. Zaskoczony spojrzał w dół i zobaczył, że to nie kto inny jak Mo. Kot obudził się w którymś momencie załamania Macaque i mruczał, patrząc na małpę dużymi, pełnymi uwielbienia oczami, jakby chciał powiedzieć: „Ja też tu jestem dla ciebie. Nie martw się."


Serce Macaque topniało na widok małego kotka o niebieskim futerku i leniwie zastanawiał się, czy powinien adoptować własnego kota. Może mógłby porozmawiać o tym z Sandy; zapytać, czy zna jakieś schroniska w okolicy.


- Och! - Sandy sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon. - Wymieńmy się numerami. Masz telefon, prawda?


- Tak.


Macaque wyciągnął telefon i otworzył kontakty (które były praktycznie puste, z wyjątkiem numeru jego redaktora książki i numerów kilku pobliskich lokali gastronomicznych z dostawą). Podał go Sandy'emu, a gigant napisał na ekranie kilka słów, po czym go oddał. Macaque spojrzał na swój telefon i zobaczył, że dodano nowy kontakt:


Sandy (przyjaciel)


Macaque spojrzał na drugiego demona, zaskoczony.


- J-jesteśmy przyjaciółmi?


- Oczywiście! - Sandy rozpromienił się. - Nie zapraszam byle kogo do mojego ogródka herbacianego. - Ale potem jego uśmiech zbladł i został zastąpiony wyrazem zdenerwowania. -To znaczy, jeśli chcesz być przyjaciółmi.


Macaque uśmiechnął się - szczerym uśmiechem.


- Tak. Bardzo chętnie.


Krok pierwszy - socjalizacja. Załatwione.


Krok drugi – znaleźć przyjaciół. Załatwione. Cóż... W trakcie.


Nagle zadzwonił minutnik, zaskakując oba demony bardziej, niż chcieliby przyznać. Sandy wróciła do kuchni i zdjął pokrywkę z imbryka. Wyjął zaparzacza, włożył go do zlewu, po czym sięgnął do szafki i wyciągnął dwie filiżanki.


- Ta herbata ma całkiem fajny trik. - Powiedział podekscytowany Sandy, nalewając do filiżanek bogaty, szafirowo niebieski płyn. - Pozwól, że ci pokażę.


Sandy postawiła przed Macaque filiżankę parującej gorącej herbaty, po czym wyjął cytrynę z kosza z owocami przy zlewie i nóż z szuflady.


- Smak tej herbaty sam w sobie jest dość łagodny. Jest jak słaba zielona herbata. Ale dodaj trochę soku z cytryny... - Przekroił cytrynę na pół i wycisnął trochę soku do filiżanki. - I nie tylko smak się zmienia.


Macaque patrzył, jak krople soku z cytryny uderzają w powierzchnię herbaty. To było jak krople atramentu lądujące w szklance wody i napój zmienił kolor z błękitu oceanu na żywy fiolet.


- Ta-da! - Sandy wyglądał na całkiem dumnego z siebie, jakby właśnie wykonał zgrabną magiczną sztuczkę. - Widzisz, napój zmienia kolor w zależności od poziomu pH. A po dodawaniu miodu... - Chwycił z jednej z szafek słoik miodu. - Rozjaśni także kolor, a liście hibiskusa sprawią, że herbata będzie mocno różowa. Całkiem niezłe, co? - Dodał odrobinę miodu do fioletowej filiżanki herbaty i zamieszał, po czym cofnął się z majestatycznym gestem. - Proszę bardzo. Smacznego!


Macaque wpatrywał się w piękny fioletowy napój; nigdy wcześniej nie widział fioletowej herbaty i stwierdził, że mu smakuje. Chociaż jeszcze jej nie próbował.


- Więc, yyy, na co ta herbata? - Zapytał, próbując nawiązać swobodną rozmowę po emocjonującym momencie, który właśnie przeżyli. - W czym pomaga?


- Och! To lek na stres! - Sandy wyjaśniła pomocnie. - Wiadomo, że zmniejsza objawy lęku i poprawia nastrój. Uważam, że jest to szczególnie odświeżające po długim dniu pracy.


Macaque upił łyk fioletowego napoju. Było lekki i kwiatowo; trochę za słodki jak na jego gust, ale Wukongowi prawdopodobnie by się to smakowało. Złota małpa zawsze lubiła słodycze.


I wtedy łaskotanie w gardle Macaque stało się nieco zbyt silne. Do tej pory podczas wizyty udało mu się stłumić wszelką potrzebę kaszlu, ale tylko spokojna myśl o drugiej małpie wystarczyła, aby wywołać mrowienie w gardle i bolesne pieczenie. Nie mógł się powstrzymać się od zasłonięcia rękawem.


Sandy sięgnął do kieszeni i wyciągnął chusteczkę, którą podał małpie. Macaque przyjął to z wdzięcznym skinieniem głowy i splunął na szmatkę kropelką krwawego śluzu i płatków. Skrzywił się na ten widok, a jego policzki zarumieniły się ze wstydu, gdy wymamrotał:


- Przepraszam.


- Wszystko w porządku. - Zapewniła go Sandy. - Ale, eee... jak się czujesz?


Macaque wiedział, o co tak naprawdę pyta Sandy: jak daleko zaawansowana jest jego choroba?


- ...jest coraz gorzej. - Przyznał cicho Macaque.


Cierpliwy uśmiech Sandy'ego stał się nerwowy.


- Czy... Czy masz zamiar... powiedzieć Małpiemu Królowi?


Milczenie Macaque było jasną odpowiedzią. Widział, że Sandy była zmartwiona jego odmową przyznania się, ale... po prostu nie mógł tego zrobić. Tak czy inaczej umrze. Przynajmniej w ten sposób umrze z godnością.


Sandy nadal się uśmiechała, ale było to wymuszone.


- No cóż, zanim zapomnę, pozwól, że przyniosę ci jeszcze trochę herbaty i zabierzesz ją d domu. - Gigant odwrócił się i otworzył jedną z szafek, która była całkowicie wypełniona torebkami z herbaty. Złapał kilka, po czym wrócił do baru i odłożył je. - Oto kilka herbat lawendowych, skoro mówiłeś, że chcesz je wypróbować. I kilka herbat imbirowych. One są, eee, są bardzo dobre na ból gardła i stany zapalne. Może... może one ci pomogą.


Macaque skinął głową w podziękowaniu i sięgnął po filiżankę. Miał nadzieję, że herbata zmyje metaliczny posmak z jego języka. Zatrzymała go jednak Sandy, która delikatnie ujął dłoń Macaque w swoją. Wyraz twarzy Sandy'ego był niemal błagalny, gdy powiedział ostrożnie:


- Proszę. Odwiedź mnie jeszcze.


- ... Okej. - Szepnął Macaque.



🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸

Notka od tłumacza:

W sumie zabawne, bo sama polubiłam herbatę butterfly pea ze względu na jej kolor i osobiście polecam ją z miodem i cytryną, jest bardzo dobra! Do jednego imbryka wystarczy około 4-6 kwiatów, w zależności jak duży imbryk macie :3


*Kielnia – inaczej saperka ogrodowa lub łopatka.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro