Rozdział 4: U Pigsy'ego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W miarę upływu dni i powoli mijających tygodni stan Macaque się pogarszał. Nie chodził już na żadne „spotkania" z grupą, bez względu na to, jak bardzo MK go dręczył; nie mógł ryzykować spotkania z Wukongiem i przyspieszenia swojej nieuniknionej śmierci.


MK w dalszym ciągu przynosił mu jedzenie raz lub dwa razy w tygodniu, i Macaque zauważył rosnącą troskę dzieciaka o niego. Przeszedł od witania małpy wesołymi pozdrowieniami i głupimi dowcipami do pytania, czy wszystko w porządku - czy jest chory. Jego pogarszający się stan zdrowia musiał być widoczny albo z powodu podkrążonych oczu, albo przez ochrypły głos.


Tak, Macaque był chory. Ale nic nie można było na to poradzić. Dlatego też nie powiedział MK prawdy. Zamiast tego powiedział dzieciakowi, że był zajęty, miał problemy ze snem lub że to po prostu alergia.


- Niebiańskie małpy mogą dostać alergii? - Zapytał go zaskoczony MK.


- Oczywiście. - Odpowiedział Macaque, wzruszając ramionami. - I teraz na przykład dostałem alergii na twoje wścibstwo. Także, sio.


W końcu Macaque przestał otwierać drzwi, gdy MK zapukał. Gdy zdarzyło się to po raz pierwszy, MK otworzył drzwi i wszedł do środka, ale szybko wyszedł po przemyśleniu tego kroku (prawdopodobnie z powodu strachu, którego się nabawił ostatnim razem, gdy to zrobił). Zaczął więc kłaść torbę z ramenem wewnątrz przy drzwiach i odchodził.


Po tym Macaque zaczął zamykać drzwi.


Ale potem MK zaczął zostawiać jedzenie na progu przy drzwiach, z doczepioną karteczką z małymi rysunkami przedstawiającymi coś, co według MK mogłoby spodobały się Macaque, i notatki, w których pisał, że wszyscy się o niego martwią. Macaque zastanawiało, co tak właściwie w nim dzieciak widział; przede wszystkim nie był zbyt miły dla MK, ale dzieciakowi nadal na nim zależało. Nawet teraz, kiedy Macaque systematycznie izolował się od dzieciaka, MK nadal pokazywał, że mu zależy i zostawiał darmowe jedzenie oraz małe notki, w których życzył mu powrotu do zdrowia.


Macaque nie zasługiwał na kogoś takiego jak MK w swoim życiu.


Ale pewnego popołudnia, kilka tygodni po tym, jak Macaque zaczął zamykać za sobą drzwi, MK przyszedł i nie zostawił jedzenia na progu. Zamiast tego zapukał, stanął na progu i czekał.


I czekał.


Macaque próbował go przeczekać. Nie chciał dzisiaj rozmawiać. Bolało go gardło po nocy spędzonej na harkaniu i wymiotowaniu kwiatów oraz krwawej śliny do toalety, i był wyczerpany. Dlaczego dzieciak nie mógł po prostu zostawić jedzenia pod drzwiami i odejść? Macaque i tak nie miał ochoty jeść.


Po pół godzinie, Macaque otworzył w końcu drzwi, gdy dzieciak nadal stał jak sierota pod jego drzwiami.


- MK. - Małpa go powitała, mając nadzieję, że dzieciak nie zauważy jego ochrypłego głosu. - Co tam?


- Macaque! - MK zawołał, wyglądając, jakby właśnie zobaczył tęczę w pochmurny dzień. - Dawno się nie widzieliśmy! Jak się masz? Co robiłeś? Dlaczego nie było cię na naszych spotkaniach? Tęsknimy za tobą!


Dzieciak mówił z prędkością tysiąca mil na godzinę, a Macaque z ledwością nadążał za tym, co dokładnie mówił. Odchrząknął i starał się powstrzymać odruch wymiotny, czując krew i płatki kwiatów na języku.


- Co chcesz, dzieciaku?


MK stał przez chwilę zaskoczony niczym jeleń na drodze, który zobaczył światła reflektorów i zajęło mu sekundę na odpowiedzenie.


- Och! Właściwie to przyszedłem zapytać, czy masz ochotę na słynny Ramen u Pigsy'ego. Wiesz, światowej sławy, super smaczny, po prostu najlepszy.


Było jasne, że dzieciak próbował przekonać go do tego pomysłu. Macaque nie miał ochoty nic jeść, ale... mógł po prostu wypić sam bulion i wyrzucić makaron.


- Pewnie.


Spojrzał na dłonie MK, ale nie miał nic przy sobie. Zdezorientowany zerknął przez ramię MK, zastanawiając się, czy zostawił jedzenie w tuk-tuk.*


- Świetnie! Ale, eee, właściwie... - MK nagle wyglądał na zdenerwowanego, patrząc nieśmiało na Macaque i stykając ze sobą palce wskazujące. - Ramen jest w barze u Pigsy'ego.


Zmęczony umysł Macaque potrzebował sekundy, żeby przetworzyć słowa MK


- Hę?


- No, dzisiaj mamy spotkanie u Pigsy'ego, po zamknięciu, - Wyjaśnił szybko MK. - i chętnie przyniósłbym ci po prostu jedzenie, ale inni wciąż o ciebie pytali, i szczerze, ja też się nieco martwiłem. Nie otworzyłeś nawet drzwi, gdy przez ostatnie kilka razy wpadałem.


- Taaa... - Macaque potarł kark, odwracając wzrok z poczuciem winy i westchnął. - Przepraszam, dzieciaku. Nie czułem się najlepiej.


Uśmiech MK zniknął, zastąpiony przez troskę w dużych sarnich oczach.


- Jesteś chory?


- Nie. - Macaque odpowiedział szybko. - Nie, że oczywiście nie. Po prostu... czułem się nieco nieswojo, i tyle.


- To się nazywa bycie chorym. - Zauważył sucho MK.


- Nie, to nie jest... - Macaque odchrząknął i przełknął krwawą ślinę i ledwie powstrzymał wzbierającą żółć w krtani. Westchną znów, opuszczając wzrok. - Jestem po prostu... zmęczony, MK.


- Och... Ok. - MK powiedział powoli. - Więc... pomyślałem, że może wpadłbyś na chwilę i spędzilibyśmy razem trochę czasu. Nie widzieliśmy się od pewnego czasu, i...


MK zamilkł, ale wyraz jego twarzy jasno wskazywał na to, że co chciał powiedzieć: był zmartwiony. Stanem Macaque.


To jedynie sprawiło, że Macaque poczuł się jeszcze gorzej. Nie chciał przestraszyć dzieciaka, po prostu... dużo się działo. I nie chciał, żeby ludzie się o niego martwili - nie żeby wierzył, że ktokolwiek z nich w ogóle by to zrobił, nie licząc MK czy Sandy'ego. Ale nadal - nie potrzebował niczyjego współczucia. Czy żalu.


Pogodził się ze swoim losem. Nie potrzebował, żeby ktoś się o niego martwił i wtykał nos w jego sprawy. Ale... nie chciał też, żeby dzieciak się o niego martwił bardziej niż zazwyczaj.


- W porządku. - Macaque zgodził się z niechęcią. - Niech będzie.


MK przez chwilę był zdumiony zgodą ze strony Macaque, ale zaraz jego zaskoczenie zmieniło się na szeroki uśmiech pełen triumfu.



- Świetnie! Chcesz jechać ze mną? Mogę cię podwieźć! - Wskazał gwałtownie kciukiem za siebie, wprost na żałosną wymówkę, którą nazywał pojazdem jeżdżącym.


Macaque nawet nie musiał myśleć o swojej odpowiedzi.


- Absolutnie nie.


Pewność siebie na twarzy MK zniknęła, zastąpiona przez wzrok zbitego szczeniaczka, ale Macaque nie dał się na to złapać. Słyszał krzyki pieszych, które wywoływała jazda MK i nie raz widział go jak leciał w powietrzu niczym nietoperze z piekła rodem.


Wymiotował prawie całą noc i nie był pewien, czy ma jeszcze cokolwiek do zwrócenia, ale definitywnie nie chciał tego sprawdzać.


Macaque wywrócił oczami, ale na jego wargach pojawił się cień uśmiechu.


- Jedź sam. - Powiedział do dzieciaka. - Ogarnę się i spotkamy się na miejscu.


-Okej... - MK jęknął, ale wciąż nie wyszedł. Patrzył w dół, pocierając czubkiem tenisówki o chodnik.


Macaque skrzywił się.


- Co?


- Nie zamierzasz... po prostu powiedzieć mi, że przyjdziesz, a potem w ogóle się nie pojawić, prawda? - MK zapytał go ostrożnie.


Auć. Chociaż nie było to nie uzasadnione podejrzenie ze strony dzieciaka, to nadal zabolało.


- Przyjdę. – Macaque zapewnił. – Obiecuje.


MK zmarszczył brwi, ale potem wyciągnął rękę z wyciągniętym małym palcem.


- Na mały palec?


Macaque przechylił głowę i dramatycznie ściągnął brwi, jakby nie do końca rozumiał ów gest.


- Co takiego?


MK prychnął z niedowierzaniem.


- Wiesz, co to obietnica na mały palec, Macaque!


Małpa próbowała utrzymać pokerową grę, ale po sekundzie, czy dwóch, uśmiechnął się.


- Tak, tak. - Wyciągnął rękę i splótł swój mały palec z palcem MK. – Przysięgam na mały palec.


MK rozpromienił się i dla pewności pociągnął Macaque za palec, po czym je rozłączył.


- Okej! To do zobaczenia wkrótce!


Macaque leniwie zasalutował do MK i poczekał, aż dzieciak odjedzie, nim zamknął drzwi. Kiedy został kompletnie sam, potrząsnął rękoma, żeby uspokoić zdenerwowanie, a jego ogon machał nerwowo na boki. Wszystko było w porządku. Musiał tylko pojawić się, zjeść trochę jedzenia, i pokazać wszystkim, że nic mu nie jest, żeby przestali się o niego martwić.


Nie chciał, żeby ktoś dowiedział się, że coś z nim nie tak - Okej, Sandy wiedziała, ale to był wypadek. Nie chciał, żeby ktokolwiek inny się dowiedział, bo to było zawstydzające. Czuł się... upokorzony, że był w tak irracjonalnym stanie. Potężny, przebiegły i zimny jak skała Six-Eared Macaque*, umierający powolną i żałosną śmiercią, bo był zadurzony w swoim dawnym kumplu?


Jak już raz powiedział, wolałby umrzeć z godnością. A nie tak, jak ostatnim razem.


Zresztą, to nie tak, że ktokolwiek mógł coś zrobić. Nie było dla niego ratunku.


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Po przebraniu się w czysty zestaw ubrań (czarne spodnie, koszule, marynarkę i buty; wszystko czarne, z wyjątkiem wytartego czerwonego szalika, który nosił dla wygody), Macaque wszedł w cień i teleportował się do alejki za Ramen u Pigsy'ego, nim zdążył zmienić zdanie. Natychmiast przywitał go zapach śmietników i swoją śmierdzącą zawartością. Macaque skrzywił się zasłaniając nos i usta. Nie był szczególnie głodny, mimo że po nocy spędzonej na modlitwie przy porcelanowym tronie i w jego żołądku nie pozostało nic, ale ów odór definitywnie nie pomagał.


Może mógłby po prostu usiąść w kącie i spędzić trochę czasu z innymi, a to wystarczyłoby jako kontakt towarzyski, żeby MK zszedł mu z głowy na jakiś czas. Nie chciał jeść.


Kiedy Macaque przygotowywał się do wyjścia, zaczęła padać mżawka, więc teraz uniósł ramiona w górę, schował ręce w kieszenie i wzdrygnął się, gdy większe krople skapnęły na jego uszy. Kiedy Macaque wyszedł na ulicę przed Pigsy'm, zauważył, że różowy neon był zgaszony, a gdy minął róg, przyuważył zasunięte rolety w oknach. Roleta w drzwiach była opuszczona do około połowy z wiszącą tabliczką „ZAMKNIĘTE".


Macaque zawahał się. Wiedział, że MK powiedział, że spotkanie będzie po zamknięciu, ale... czy powinien tak po prostu wejść? Widział światło wpadające spod drzwi i słyszał dźwięki po drugiej stronie: nóż siekający warzywa na drewnianej desce do krojenia, bulgotanie zupy w garnku i przyjacielską pogawędkę MK i jego dziwacznych przyjaciół. Nawet RedSon tam był, ku małemu zaskoczeniu Macaque.


I oczywiście Małpi Król. Macaque nie powinien był być zaskoczony obecnością złotej małpy, miał świadomość, że inni lubili Wukonga znacznie bardziej niż jego.


Deski podłogowe zaskrzypiały, gdy rozległy się kroki w stronę drzwi, a smocza dziewczyna - Mei - westchnęła dramatycznie.


- Naprawdę, MK? Znowu sprawdzasz?


Głos MK dobiegł tuż obok zza drzwi.


- Chcę tylko sprawdzić, czy już jest. Obiecał na mały paluszek, że się zjawi.


Och. Mówili o nim? Macaque cofnął się o krok od drzwi i powstrzymywał się od zmęczonego warknięcia. Szczerze mówiąc, nie chciał tu być, ale MK miał rację, obiecał na mały palec.


Nagle pod otwartą częścią drzwi pojawił się MK, a jego oczy rozeszły się, gdy zobaczył ciemnowłosą małpę stojącą po drugiej stronie.


- Macaque!


MK wyprostował się - a właściwie, to próbował. Zamiast tego uderzył głową w do połowy zamkniętą metalową roletę drzwi z solidnym BAM, na co Macaque drgnął.


Z wnętrza restauracji natychmiast rozległo się wołanie kilku głosów.


- MK!


- Dziecko!


Drzwi zatrzasnęły się, gdy MK z jękiem bólu upadł na ziemię, chwytając się przy tym za głową rękami. Macaque zrobił niepewny krok w jego stronę, nie wiedząc co zrobić. Zza drzwi było słuchać mnóstwo kroków, które zbliżyły się i następne co zarejestrował Macaque, to podnoszącą się roletę, gdzie stał niewielki tłum zmartwionych osób.


Pigsy pochylił się i poklepał MK po ramieniu, a Małpi Król uklęknął przy dzieciaku z wyraźnym niepokojem.


- Wszystko w porządku, kolego? - Zapytała małpa.


- Taa. - Pisnął MK, a jego oczy zaszły łzami z bólu. - Taa, wszystko w porządku. Po prostu... byłem podekscytowany.


Pigsy jęknął, wstając i pomógł MK stanąć na nogi.


- Musisz być bardziej ostrożny, dziecko! Nie wiem, ile jeszcze ci zostało szary komórek!


- Hej! - MK jęknął. - Bądź milszy!


- Wiesz, świniak ma rację, Makaroniarzu.* - Red Son parsknął złośliwie i dźgnął MK w bok. - Już niedługo w tej twojej przepastnej czaszce zostanie sam makaron.


- Hej! - MK trzepnął RedSon w dłoń. – Odwołaj to!


- Zmuś mnie.


- Chłopcy, chłopcy. - Mei stanęła pomiędzy nimi, zanim wdali się w bójkę. - Oboje jesteście piękni. A teraz odsuńcie się i pozwólcie smutnej, zmokłej małpie wejść do środka, proszę.


Macaque skrzywił się. Może i był mokry od deszczu, ale nie był smutny. MK nagle przypomniał sobie, że Macaque w ogóle tam jest i odwrócił się do małpy z szerokim uśmiechem.


- Macaque! Przyszedłeś!


- Tak. - Macaque pomachał niezręcznie. - Hej. Eee... wszystko okej?


- Tak tak! - MK powiedział, machając lekceważąco ręką. – Jestem Ej-Okej! Super duper!


Macaque ani trochę mu nie wierzył, ale nie miał zamiaru kłócić się o to kłócić z MK. Wolał po prostu wejść do środka i uciec przed deszczem, zanim całkowicie przemoknie. Pigsy odszedł, wracając ponownie do kuchni, a MK, Mei i Red Son odusnęli się z przejścia, czekając aż małpa wejdzie.


Ale Wukong wciąż tam był, kucając w przejściu, jakby zapomniał, gdzie się znajduje. A Macaque nie miał zamiaru przeciskać się obok niego, żeby dostać się do środka. Nie, nie chciał zbliżać się do Wukonga o ile mógł.


Wukong zamrugał głupio, patrząc na Macaque, kompletnie zdezorientowany, czemu jeszcze nie wszedł, zanim zdał sobie sprawę, że blokuje przejście. Szybko wstał i odsunął się od drzwi.


- Przepraszam. - Wymamrotała złota małpa, patrząc uparcie w podłogę, pocierając dłonią kark.


Macaque zacisnął pięści w kieszeniach, gdy w milczeniu uspokajając się i wszedł do środka, zostawiając zimne deszczowe ulice za sobą, żeby wejść do ciepłej domowej ochrony małej knajpki z ramen. Macaque odsunął się na bok, żeby MK mógł zamknął całkowicie drzwi, a cienista małpa stała nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.


Wukong również stał obok i uśmiechnął się niepewnie do Macaque.


- Hej.


Słabe łaskotanie w gardle Macaque, które pojawiało się zawsze w obecności Sun Wukonga, było teraz bardziej bolesne niż zazwyczaj, przez podrażnienie krtani spowodowane wymiotowaniem całą noc. Jego gardło paliło boleśnie i jedyne, na co mógł się zdobyć, to niewielkie skinienie głowy w odpowiedzi na powitanie Wukonga.


Uśmiech Wukonga przygasł, ale na szczęście MK pojawił się natychmiast, żeby przerwać niezręczną atmosferę. Odwrócił się i przytulił Macaque, czym go lekko przestraszył.


- Cieszę się, że ci się udało przyjść! Jestem pewien, że wiesz że jedzenie u Pigsy'ego jest najlepsze, ale poczekaj aż spróbujesz na świeżo! Tylko poczekaj aż spróbujesz!


Żołądek Macaque skręcił się na myśl o jedzeniu - nie sądził, żeby mógł przystać na coś więcej niż tylko bulion. Więc kiedy MK i Wukong odeszli, kierując się w stronę stołów i miejsc siedzących po drugiej stronie pokoju, Macaque z wahaniem podszedł po cichu do kuchennego blatu. Patrzył, jak Pigsy dodaje miskę pokrojonego w kostkę tofu do dużego, bulgoczącego garnka, po czym miesza i szybko wącha.


- Potrzebuję więcej oleju chili... - Pigsy mruknął do siebie. Odwrócił się od palnika i zamarł, a jego oczy rozeszły się w zaskoczeniu, gdy dostrzegł wpatrującą się w niego małpę.


- Hej. - Zagadnął niezręcznie Macaque, starając się nie poruszyć pod uważnym spojrzeniem świńskiego demona. - Przepraszam, ale... czy mógłbym prosić o sam bulion? - Odchrząknął, próbując złagodzić swędzenie w środku. - Nie mam dziś ochoty na makaron.


Pigsy uniósł pytająco brew, ale ku zaskoczeniu i uldze Macaque, wzruszył tylko ramionami.


- Jasne. – Sapnął. – Nie ma problemu.


Macaque skinął głową w podziękowaniu i wycofał się, pozwalając demonicznemu szefowi kuchni wrócić do pracy. Macaque odwrócił się w stronę pokoju, gdy miał już problem z głowy.


Uczony, Tang, siedział przy kontuarze i obserwował pracę Pigsy'ego dopytując, czy mógłby skorzystać z szybkiego testu smaku (co spotkało się ze zdecydowanym „nie"). Przy pierwszym stole, najbliżej drzwi, Bai He i Sandy siedzieli na ławce opartej o ścianę, a Mei i Red Son siedzieli naprzeciwko nich. Mei pokazywała Red Son wideo na swoim telefonie, podczas gdy Sandy i mała gospodyni gruchały do ​​Mo, który pławił się w całej miłości i uwadze.


Przy drugim stole siedzieli Wukong i MK. Małpi Król leżał rozciągnięty na ławie, jego ogon machał leniwie w powietrzu słuchając, jak MK gada o jakimś nowym komiksie, który kupił. To pozostawiło dwie opcje siedzenia dla Macaque:


Bar lub stół Wukonga.


Nie chciał siedzieć przy barze. Po pierwsze, wiedział, że gdy Tang pokona lęk przed mroczną aurą Macaque, to zacznie nękać małpkę informacjami o Małpim Królu oraz Podróży na Zachód. Po drugie, nie miał zamiaru tam siedzieć i czuć na sobie jastrzębiego spojrzenia Pigsy'ego, choć był zdziwiony, że świński demon w ogóle pozwolił mu wejść do jego restauracji i nie chciał ryzykować swojego szczęścia.


Macaque żałował, że nie może usiąść przy pierwszym stole, ale na obu stołkach ktoś już siedział, a stół był całkowicie zajęty, Bai He i jej kula zajmowały koniec ławki, podczas gdy Sandy zapychał całą resztę miejsca przy stole. Gdyby Macaque próbował się tam wcisnąć, utknąłby pomiędzy Sandy'm i Wukongiem. I nie chciał siedzieć obok Wukonga.


Tak więc zostało tylko miejsce obok MK. Lubił dzieciaka i zrobiłby wszystko, żeby ignorować Wukonga na drugim końcu stołu. Nie wyglądało również na to, żeby którekolwiek z nich chciało w ogóle się odezwać do tego drugiego, więc nie mogło być źle.


Będzie dobrze.


MK podniósł wzrok, gdy Macaque dotarł do stołu, i uśmiechnął się do skwaszonej małpy.


- Macaque! Tutaj, usiądź obok mnie! - MK dla pewności poklepał stołek obok siebie, a Macaque przewrócił oczami, siadając obok nadpobudliwego nastolatka.


- Cieszę się, że ci się udało! - MK wybuchnął. - I wiem, że właściwie powiedziałeś wcześniej, że jestem złym kierowcą, ale chcę, żebyś wiedział, że rozbiłem się tylko raz w drodze do domu!


- Gratulacje. - Macaque parsknął rozbawiony. - Ale, yyy, nadal nie sądzę, że w najbliższym czasie pozwolę ci się gdziekolwiek zawieźć. Bez urazy.


MK sapnął z wyrazem zaskoczenia, przyciskając dłoń do piersi.


- Uraza przyjęta! - Zwrócił się do Małpiego Króla, jakby szukał wsparcia. - Małpi Królu, Macaque uważa, że ​​jestem kiepskim kierrrowcąąą!


Wukong podniósł wzrok znad telefonu, zdając sobie sprawę, że został zapędzony w róg bez wyjścia i uśmiechnął się niepewnie.


- Cóż... to znaczy... widzisz, dzieciaku, to jest, emmm... - Usiadł i bezradnie wzruszył ramionami. - Musisz się... jeszcze wiele się nauczyć?


Choć Wukong sformułował to tak uprzejmie, jak tylko mógł, jego protegowany wyglądałm, jakby jego mentor napluł mu w twarz.


- Ja... c-co... jak... co... - MK bełkotał, a Macaque zastanawiał się, czy dzieciak nie wpadnie w szał.


Nagle MK wstał ze swojego miejsca i spojrzał gniewnie na dwie niebiańskie małpy.


- Wiecie, kto nie uważa, że ​​jestem złym kierowcą? - Powiedział głośno. - Pigsy! Dlatego ja pójdę spędzić czas z nim zamiast z wami!


Zaraz - czy MK płakał? Macaque i Wukong obserwowali w martwej i dezorientującej ciszy, gdy dzieciak odwrócił się na pięcie i odszedł szturmem w stronę kuchni ze łzami w oczach. Rany. Wyglądało na to, że poruszyli... cóż, drażliwy temat.


- Czy... wszystko z nim okej? - Macaque zastanawiał się na głos. Jednak był zaskoczony, gdy nadeszła odpowiedź.


- Awww, nie przejmuj się. - Odpowiedział Wukong nonszalanckim ruchem ręki. - Czasami zachowuje się trochę dramatycznie. Podobnie jak ktoś, kogo znam.


Macaque popełnił błąd, odwracając się, żeby spojrzeć na Wukonga, który patrzył wprost na niego z wszystko wiedzącym uśmieszkiem, zupełnie jak zawsze to robił lata wstecz w słoneczne dni na Górze Kwiatowo-Owocowej. Oddech natychmiast uwiązł Macaque w krtani i zasłonił ręką usta, gdy z jego gardła wydostał się ostry mokry kaszel.


Cholera... Macaque pomyślał ze złością. Nie tutaj. Nie teraz!


Zgiął się wpół, dalej kaszląc, gdy poczuł smak krwi na języku. Usłyszał piskliwy zgrzyt nóg od taboretu przesuwającego się po podłodze, a w następnej chwili, Macaque poczuł jak ktoś delikatnie poklepuje go po ramieniu. Udało mu się podnieść wzrok i zobaczyć stojącą nad nim Sandy'ego. Niebieski olbrzym posłał mu zmartwione spojrzenie, gdy pocierał plecy Macaque.


- Głębokie oddech. - Poinstruowała go cicho Sandy. - Uspokój swój umysł.


Macaque zrobił, co mu kazano, i udało mu się wziąć drżący oddech. Powietrze sfrunęło mu do gardła i musiał walczyć z chęcią ponownego kaszlu. Macaque oddychał powoli, a jego wzrok przesunął się z Sandy'ego na Wukonga. Małpa siedząca naprzeciwko niego patrzyła z wyrazem... obawy.


Macaque spojrzał na Sandy, w milczeniu prosząc o pomoc, ale Sandy tylko posłała mu zachęcający uśmiech i mrugnął okiem, czego Wukong nie mógł, gdy ten odchodził do swojego stołu. Macaque patrzył, jak odchodzi, i wtedy zauważył, że Bai He na niego patrzyła. Na twarzy małej dziewczynki malowało się zmartwienie, z ręką opartą na kuli, jakby była gotowa wstać i podejść, żeby sprawdzić, co u cienistej małpy. Macaque posłał jej słaby uśmiech, aby zapewnić ją, że wszystko u niego w porządku, a ona zamrugała, nim odwzajemniła gest pokazując przy tym ząbki.


- Nic ci nie jest?


Macaque wzdrygnął się na nagłe pytanie i niemal instynktownie odkaszlnął. Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Wukonga - druga małpa nadal go obserwowała, ze zmarszczonymi brwiami i wargami wykrzywionymi w zatroskanym grymasie.


Uspokój się, Macaque warknął do siebie. Nie kaszl.


Wciąż smakując krew i czując coś na języku, Macaque zakrył usta szalikiem i splunął. Subtelne spojrzenie ujawniło kilka krwisto różowych płatków w czerwonym materiale, na co się skrzywił. Otarł usta szalikiem i puścił go; umyje go później, a jeśli Wukong będzie obrzydzony, tym lepiej.


Ale kiedy ponownie podniósł wzrok, zobaczył, że Wukong nie wydawał się ani trochę zniesmaczony; po prostu wyglądał na zmartwionego.


Pomimo, że był tym bardziej racjonalnie myślącym, w piersi Macaque zakołysał mały promyk nadziei. Wiedział, że nie należy robić sobie nadziei, ale... to nie nienawiść była teraz na twarzy Wukonga. Nie, to było zmartwienie - obawa. Nikt nie troszczy się o wroga, prawda? Wiedział, że Wukong... kiedyś go nienawidził, ale... może, tylko może... teraz tak nie było.


To była taka maleńka szansa. Maleńka jak ziarenko piasku. I Macaque nie wiedział dlaczego - dlaczego właśnie teraz, ze wszystkich momentów, teraz poczuł nadzieje, ale...


Może mógłby się przyznać?


Nie zaszkodzi spróbować.


Może mógł po prostu... po prostu powiedzieć te słowa. Nie musiał wypowiadać ich głośno; na tyle głośno, aby druga małpa usłyszała. Nie musiał robić scen. I może te cicho wypowiedziane słowa wystarczą, aby kwiaty zniknęły.


Nie, nie. Sandy powiedział, że ​​miłość musi być odwzajemniona, przypomniała mu bardziej pesymistyczna część jego umysłu. Jedyne, co zyskasz, to się ośmieszysz.


Cóż... nigdy nie wiadomo, Macaque argumentował w milczeniu. Jeśli i tak umrę... to co mi szkodzi?


Twoja duma, odparował jego umysł. Twoja godność.


Szczerze mówiąc... to była niewielka cena za szansę na przeżycie.


W takim razie, po prostu to powiem.


Macaque zacisnął w dłoń w pięść na szaliku, a jego wzrok utkwiony był uparcie w blacie stołu. Jeśli spojrzy na Wukonga, wiedział, że nie będzie w stanie wydusić z siebie słowa.


- Ja...


...no dalej.


Chciał po prostu to z siebie wyrzucić - przyznać się i mieć już za sobą rozczarowanie. Wiedział, że to niemożliwe - cóż, praktycznie niemożliwe, żeby Wukong lubił go w ten sam sposób, ale gdyby tylko udało mu się wydusić z siebie słowa, to może...


Ale słowa uwięzły mu w gardle, tak jak wiele razy wcześniej na Górze Kwiatowo-Owocowej. Uwięzione za kwiatami, które zbyt bały się pozwolić mu przemówić i wolały go udusić, niż pozwolić powiedzieć prawdę, w obawie przed odrzuceniem.


Było dokładnie tak samo jak wcześniej, kiedy jeszcze mu zależało. Kiedy jeszcze miał nadzieję.


Wtedy, kiedy jeszcze żył.


Macaque puścił szalik i położył ręce na kolanach, zaciskając pięści tak mocno, że pazury boleśnie wpiły mu się w dłonie. Czuł na sobie wzrok Wukonga, czekającego z niecierpliwością, aż przemówi.


Ale nie miał nic do powiedzenia.


- ... to nic takiego. - Mruknął Macaque, wpatrując się w drewniany blat z taką złością, że zdziwił się, że nie zapalił się on samoistnie.


Wukong rzucił w stronę Macaque dziwne spojrzenie, a Macaque zesztywniał w oczekiwaniu aż Wukong się odezwie. Powie coś.


Zanim jednak zdążył to zrobić, zza kontuaru rozległ się dźwięk dzwonka i Pigsy z dumą oznajmił:


- Kolacje podano!


MK wybiegł z kuchni z tacą wypełnioną miskami parującego, gorącego ramenu. Macaque martwił się, że dzieciak je upuści, ale MK fachowo podszedł do pierwszego stołu i położył miski przed każdą z siedzących tam osób. Ostatnią miskę postawił przed Red Son.


- Dodałem ekstra płatki chili i ostry sos specjalnie dla ciebie. – Powiedział do demona ognia i mrugnął.


- Dziękuję. - Powiedział gburowato Red Son, a gdyby Macaque go nie znałby, to przysiągłby, że widział rumieniec na policzkach młodego demona. - Ale wątpię, czy jest wystarczająco ostre dla mojego wyrafinowanego gustu.


Mei uśmiechnęła się, pochyliła do przodu i szturchnęła Red Son w bok, gdy MK odszedł.


- Ramen może nie jest wystarczająco pikantny, ale co z serwującym? - Szepnęła mu do ucha.


- Hę? Hę?


Kucyk Red Son stanął w płomieniach i odepchnął od siebie Mei tak mocno, że spadła z krzesła ze złowieszczym śmiechem.


- ZAMILCZ, WIEŚNIAKU!!!


- Hej! - Pigsy warknął. - Żadnego ognia w moim barze! Nie pozwolę waszej dwójce go spalić do cna!


Płomienie Red Son natychmiast zgasły, a on burknął podnosząc miskę z ramen i żłopiąc ze złością bulion. Jego twarz była prawie tak czerwona jak jego włosy i Macaque śmiałby się, gdyby nie było to z jego strony hipokryzją. Zamiast tego zwrócił swoją uwagę na MK, rozważając, czy dzieciak jest chociaż w połowie tak zdenerwowany jak demon ognia.


Pigsy postawił na stole pięć misek. Jedna była już pochłaniana przez Tanga, a druga stała przed siedzeniem tuż obok uczonego. MK, pozornie nieświadomy tego, co robią jego przyjaciele, sięgnął po pozostałe trzy miski, ale Pigsy powstrzymał go potrząśnięciem głowy.


- Nie, idź usiądź. Ja je podam. - Pigsy powiedział, klepiąc go po ramieniu. - Dzięki za pomoc, dziecko.


MK uśmiechnął się do świńskiego demona, po czym odwrócił się na pięcie i radośnie podskoczył z powrotem na swoje miejsce. Usiadł obok Macaque i patrzył z niecierpliwością na dwie małpy, wszystkie obrazy z ich wcześniejszej rozmowy pozornie zostały zapomniane.


- Więc, dobrze się bawiliście, kiedy mnie nie było?


Yyy... Macaque spojrzał na Wukonga i ze zdziwieniem odkrył, że druga małpa również na niego patrzy. Macaque szybko odwrócił wzrok, a Wukong bezradnie wzruszył ramionami.


MK zmarszczył brwi, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Pigsy podszedł do stołu, niosąc na ramieniu tacę z jedzeniem.


- Proszę bardzo, panowi. - Pigsy postawił miskę z ramen przed Wukongiem, a drugą przed MK, po czym w końcu postawił przed Macaque miskę parującego mętnego, jasnobrązowego bulionu. – Smacznego.


MK pochylił się (co było ewidentnym naruszeniem przestrzeni osobistej Macaque) i krytycznym spojrzeniem wbił wzrok w miskę Macaque.


- Eee, Pigsy? Zapomniałeś o jego makaronie.


Macaque delikatnie odepchnął MK.


- Nah, to właśnie zamówiłem.


Na zapach rosołu napłynęła mu ślina do ust, a w brzuchu zaburczało wbrew jego woli. Okej, może jednak był trochę głodny. Wukong rzucił mu dziwne spojrzenie pomiędzy kęsami własnego jedzenia.


- To trochę nudne, nie sądzisz?


Macaque spojrzał gniewnie na Małpiego Króla, a jego szyja zrobiła się gorąca pod szalikiem.


- Mówi facet, który je tylko brzoskwinie...


Wtem zakaszlał. Bo oczywiście, że to zrobił. Macaque natychmiast naciągnął szalik na usta, jego twarz płonęła, gdy krztusił się tymi głupimi płatkami kwiatów. Czuł, jak wszystkie oczy są skierowane na niego, a ich wzrok palił. To było takie głupie. Dlaczego uznał tę wizytę za dobry pomysł?


Wukong wyciągnął rękę do Macaque, ale on odwrócił się i wzdrygnął. Nope. Nie mógł ryzykować, że Wukong zobaczy płatki, te przeklęte płatki...


Macaque nie zauważył, że Pigsy zniknął, dopóki świniak nie wrócił, trzymając szklankę wody. Podał ją Macaque, który patrzył na niego z oszołomiony, nim złapał ją drżącą dłonią. Subtelnie splunął więcej płatków kwiatów na szalik, po czym przesunął szklankę do ust i zaczął pić. Zimny ​​płyn działał cudownie na jego obolałe gardło i wypił wszystko do dna, po czym oddał pustą szklankę do Pigsy'ego z wdzięcznym skinieniem głowy jako forma podziękowania.


Pigsy wziął szklankę i odszedł bez słowa, a Macaque skupił się na swoim jedzeniu. Jednak, gdy sięgnął po łyżkę, MK odezwał się.


- Nic ci nie jest?


Macaque tylko skinął głową. Nie ufał sobie, że nie zacznie znowu kaszleć, jeśli spróbuje coś powiedzieć. MK ponownie otworzył usta, ale przerwał mu donośny głos z kuchni.


- A mój bulion nie jest nudny, Małpi Królu! - Krzyknął Pigsy, machając groźnie drewnianą łyżką w stronę złotej małpy. - To dzieło sztuki samo w sobie!


- Pfff... - Wukong odchylił się na krześle z bezczelnym uśmiechem. - Skoro tak mówisz!


W odpowiedzi Pigsy prychnął zirytowany, po czym odwrócił się, chcąc cieszyć się własnym posiłkiem z Tangiem. W pomieszczeniu zapanowała przyjemna atmosfera, słychać było cichą miłą pogawędkę (z wyjątkiem tego, co działo się między Mei i Red Son; oboje byli bardzo ożywieni w swojej dyskusji). MK głośno przełknął makaron, po czym odwrócił się do Wukonga i zaczął robić to, co robił najlepiej: gadać.


- A więc, Małpi Królu! Ty na serio nagrałeś własne akrobacje do wszystkich filmów Monkey Cop?


🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸


Gdy posiłek dobiegł końca, Macaque wyciągnął ramiona z zadowolonym pomrukiem. Skończył bulioon (który był po prostu pyszny), i dalej siedział w ciszy, wsłuchując się w rozmowę MK i Wukonga. To było... miłe.


MK wstał gwałtownie ze swojego stołka, przy tym go przewracając.


- Och! Małpi Królu, muszę ci pokazać nową figurkę Małpiego Mecha, którą zdobyłem! Założę się, że jeszcze jej nie masz!


- Ha! - Wukong wstał zza stołu i całkowicie ignorując Macaque, dołączył do MK, gdy oboje ruszyli na górę. – O ile chcesz się założyć, kolego? Jestem koneserem Małpiego Króla. Jestem dosłownie Małpim Królem! Jestem pewien, że już go posiadam.


- Hej! - Pigsy zawołał za nimi. - MK, podnieś stołek!


Ale albo MK nie słyszał, albo był zbyt pochłonięty swoją obsesją „Małpi Król to, Małpi Król tamto, Małpi Król wszystko", by w ogóle zauważyć, że Pigsy go zawołał. Macaque pochylił się, podniósł stołek i postawił go z powrotem na nogach. Nie spodziewał się niczego w zamian, więc był zaskoczony, gdy Pigsy się odezwał.


- Dziękuję, Macaque! Przysięgam, ten dzieciak nigdy mnie nie słucha!


Macaque patrzył na świńskiego demona z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, jak zareagować. Ale Pigsy'ego to nie obchodziło ani nawet nie zauważał, bo odwrócił się i zaczął sprzątać kuchnię.


- Idziemy, Red Boy. - Mei wstała i klepnęła ognistego demona w ramię, po czym szepnęła mu do ucha. - Chodźmy spędzić czas z twoją sympatią!


- ZMIAŻDŻĘ TWOJE KOŚCI JEŻELI WYPOWIESZ JESZCZE JEDNO SŁOWO...


Mei odcięła wściekłego demona bezczelnym chichotem i pobiegła w stronę schodów.


- Musisz mnie złapać!


Red Son zerwał się z siedzenia i rzucił się za smoczą dziewczyną jak kot za myszą, pozostawiając jadalnię w nagłej ciszy. Macaque po kolei patrzył na każdego z pozostałych osób; Tang zaczął zbierać brudne naczynia, a Pigsy wycierał blat, podczas gdy Sandy cicho zapytał Bai He, czy potrzebuje pomocy w powrocie do domu.


Macaque zastanawiał się, czy nie powinien pójść przywitać się z niebieskim olbrzymem i hostem. Właściwie nie miał o czym rozmawiać, ale było miło po prostu przebywać w ich towarzystwie.


Ale zanim zdążył podjąć decyzję, ktoś pojawił się w jego polu widzenia: Tang. Człowiek wziął pustą miskę Macaque i inne, które zostawili MK i Wukong. I wtedy...


Po prostu przystanął i patrzył na Macaque w milczeniu z dziwnie zamyślonym wyrazem twarzy.


Yyy... Macaque rzucił Tangowi pytające spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: „Czy mogę ci w czymś pomóc?"


- To Hanahaki, prawda?


Macaque zakrztusił się powietrzem i zakrył usta dłonią, gdy dostał ataku kaszlu. Jak? Jak on na to wpadł? Czy Sandy mu powiedział?


Ale odpowiedź sama przyszła, gdy wzrok Macaque padł na jego szalik i zobaczył pojedynczy różowy płatek kwiatu wystający z fałd czerwonego materiału.


Cholera.


- Ktokolwiek to jest... porozmawiaj z nimi. - Tang zachęcił go delikatnie. - Proszę... MK byłoby przykro, gdybyś odszedł.


Tang prawdopodobnie miał to na myśli w miły sposób, ale te słowa zabolały Macaque. Tylko MK, co? Nikt z pozostałych nie przejmowałby się jego śmiercią? Ponieważ to właśnie sugerował Tang w swoich słowach.


Wzrok Macaque przeniósł się z Tanga na Pigsy'ego (który nawet nie patrzył w jego stronę), a potem na Sandy'ego (który pomagał Bai He jej zapakować resztki).


...nikogo by to nie obchodziłoby?


Macaque wstał w ciszy i bez słowa zniknął w cieniu.



🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸🍑🌸

Notka od tłumacza:

*Tuk-Tuk - Znany też pod nazwami autoriksza, riksza motorowa, to mały, ale pełen uroku trójkołowy pojazd elektryczny, który (w zależności od kraju) pełni rolę taksówki, skromnego dostawczaka (np. jedzenia), lub mini wycieczkowiec po mieście (np. w Krakowie takie można znaleźć).

*W polskim tłumaczeniu, brzmiałoby to miej więcej „Sześciouchy Macaque", ale mam zasadę nie tłumaczyć imion, nazwisk czy nazw własnych oraz ksywek, a to nie jako jego imię i nazwisko (nawet w serii to potwierdzili), więc tłumacze i daje tylko tutaj jako ciekawostkę.

*Oryginalnie jest Noodle Boy, ale nie mogłam sobie odmówić przetłumaczenia tego. Makaroniarz, ma taki cudny wydźwięk... Mi sorri.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro