Gilbert Beilschmidt [Prusy]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uklękłszy przed bogato zdobioną kaplicą Gilbert pochylił głowę, splatając dłonie ku modlitwie.

"Oczyść mnie z grzechu, okrutnego, plugawego"

Amen.

Kościół o porze tak wczesnej był niemal pusty. Prusy kochał ciszę, chłonąc każdą jej sekundę. Samotność.

Był grzesznikiem.

Był brudny.

"I za śmierć przepraszam. Za krew i za krzywdy"

Amen.

Zacisnął powieki, czując jak po okrytych białą, prostą koszulą plecach przechodzą falami dreszcze. Szepcąc słowa modlitwy pochylił głowę, uniżenie, z pokorą przed Bogiem.

"Za pychę, za dumę przepraszam, błagając Cię Panie na kolanach o wybaczenie"

Amen.

Bez państwa, bez tożsamości, Gilbert próbował zrozumieć. Dowiedzieć się, z jakiej racji istota tak żałosna jak on dalej istnieje, plugawiąc świętą ziemię każdym krokiem.

"Nieczystość ducha i spaczone serce, wybacz mi"

Amen.

Ostrząc nań noże demony umysłu gotowe były w każdej chwili pana Prusaka porwać, co by grzechy i grzeszki, wszystkie, bez wyjątku odpokutował.

Winien był przeprosić wiele osób.

Winien był wyrzec się miłości.

Arystokracja zbyt wysoką dla wojaka ligą. Muzyk zbyt pogrążony we własnym świecie, wojowniczka zbyt w muzyka zapatrzona.

Serce Gilberta rozerwano na pół, zostawiając jedynie dziurę w bladej piersi ziejącą.

Sperzchnięte usta, poruszane coraz szybciej przez słowa modlitwy, jakby ich właściciel dalej naiwnie wierzył w zbawienie.

Zepsutej duszy nic uratować nie może, tak, jak przegniłego do szpiku kości, wyniszczonego, niegdyś kraju, dziś nawet nie człowieka nic nie ułaskawi.

Mówił, szeptał, wykrzykiwał swoje grzechy, korząc się przed Bogiem. Na kolanach.

"Ah, zabierz mnie do kościoła. Oczyść w świątyni z brudu sumienia, z miłości, z żalu"

Pierwszą, słona łza kapnęła na dłonie kurczowo zaciskające posiniałe palce na drewnianych koralikach różańca. Kolorowe witraże rzucające rozmigotane plamy światła na skuloną przed kaplicą postać. Szloch, kurz unoszący się w powietrzu.

"I na koniec istnienie. Istnienie mi wybacz"

Amen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro