5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Olivia przekroczyła próg starej kamienicy, z lekkim obrzydzeniem zauważając kilka pajęczych sieci i warstwę kurzu na schodach. Mimo to wspięła się po nich na drugie piętro, a Elijah posłusznie podążał za nią. Dopiero kiedy zapukała do drewnianych drzwi odezwał się.

– Jesteś pewna, że to dobry pomysł?

Zamiast mu odpowiedzieć zapukała ponownie, trzy razy głośniej.

– Kto tam?! – Odezwał się skrzeczący głos ze środka, a Elijah od razu wyobraził sobie starą czarownicę z bajek dla dzieci.
– Olivia, Bethany!
– Co ty tu robisz, dziewczyno?!
– Stoję na korytarzu i pewnie wyglądam jak idiotka!

Właśnie w tym momencie kobieta otworzyła drzwi z głośnym skrzypieniem. Od razu zeskanowała obu gości wzrokiem, a Mikaelson pomyślał, że nie dużo różni się od jego wyobrażenia.

– To nic nowego – podsumowała, nim odwróciła się powoli i ruszyła w głąb mieszkania. Olivia niemal od razu weszła do środka, traktując to jako zaproszenie. Mężczyzna jeszcze chwilę się wahał, ale w końcu westchnął i podążył za raz za nią. Już na wstępie stwierdził, że nie czuje się tam komfortowo. Pierwszym pomieszczeniem był salon, w którym unosił się podejrzany dym. Okno było zasłonięte zasłoną, która nie przepuszczała w ogóle światła, które dawały tylko pozapalane świece. Przy każdej ścianie była jakaś szafka lub komoda, na której leżało pełno magicznych rzeczy. Najbardziej zainteresowała gości ta, przy której kręciła się kobieta, wrzucając co chwilę coś do niedużego kociołka, z którego bulgotało. Oprócz niej Olivia ciągle zerkała w stronę jakiejś magicznej kuli, która leżała na samej górze szafki, o mało nie stykając się z sufitem. Nie była zdziwiona tym widokiem. Bethany lubiła rzeczy, które żadna prawdziwa wiedźma nie uznałaby za użyteczne, ale ona i tak zdołała tchnąć w nie swoją magię.

– Herbaty?
– Jasne – odparła brunetka bez zastanowienia. Po chwili oboje trzymali w rękach gorące filiżanki, w których ciecz ani trochę nie przypominała herbaty. Teraz jednak byłoby niegrzeczne nie wypicie jej, a więc co chwila z wielką niechęcią brali po łyku, siedząc na wygodnych, starych, skórzanych fotelach.
– Co cię do mnie sprowadza, dziecko? – W końcu zapytała kobieta, siadając koło nich. Zawartość pozostawionego samemu sobie kociołka zaczęła mocniej bulgotać, ale wszyscy postanowili to zignorować, kiedy brunetka zaczęła opowiadać.

– Mamy problemy z rodziną pierwotnych. Klaus, hybryda, goni swoją siostrę, która jest moją przyjaciółką. Chce ją zabić sztyletem z prochem z białego dębu.
– Właściwie nie zabije jej, tylko uśpi – wtrącił mężczyzna, mocno upraszczając. Kobieta spojrzała na niego badawczo.
– I czego ode mnie oczekujecie?
– Musimy ją ochronić, a później go powstrzymać. Nie możemy jednak jej pomóc, dopóki nie wiemy gdzie dokładnie jest. Czy mogłabyś użyć dla nas zaklęcia lokalizującego?
– Znasz zasady. Potrzebuję czegoś co do niej należy.

Olivia spojrzała na Elijaha w tym samym momencie, w którym on spojrzał na nią. Skinęła głową, a wyciągnął z marynarki małą karteczkę, którą ostatnio znalazł we Francji.

– Domyślamy się, że to nie do końca należy do niej, ale miała to przez pewien czas. Czy to wystarczy?
– Można spróbować… – uznała, patrząc jej prosto w oczy. Nagle poderwała się do góry, krzycząc. – A teraz szybko, bo za minutę dotrze do nas, że to bez sensu!

Mówiąc to pobiegła po mapę, którą zaraz rozłożyła na podłodze. Olivia nachyliła się obok niej, kiedy ta, kładąc na niej karteczkę, szeptała coś pod nosem. Minęło kilka minut, ale nic się nie ruszyło. Olivia westchnąła głośno, niemal się już poddając, ale w tym momencie płomień najbliżej leżącej świecy się powiększył, a kartka wypruła przed siebie, aż na drugi koniec mapy. Olivia natychmiast skojarzyła miejsce, które przedmiot jej wskazał.

– Cudownie. Dziękujemy Ci, Bethany. Jesteś najlepsza.

Mówiąc to delikatnie ją przytuliła od tyłu, a zaraz złapała mężczyznę za rękę, idąc w stronę wyjścia. Jedno słowo wiedźmy wystarczyło, aby gwałtownie się zatrzymała, i obróciła o sto osiemdziesiąt stopni.

– A herbata?
– Racja, prawie zapomniałam. – Mówiąc to podeszła do stolika, na którym ją zostawiła, i wypiła pół filiżanki na jeden łyk. Kiedy tylko odłożyła porcelanę, jej głowa wykrzywiła się pod nienaturalnym kątem i z dziwną prędkością do tyłu, a jej umysł zalały obrazy.

Miała wrażenie, jakby biegła w przyśpieszonym, wampirzym tempie przez ulicę Manhattanu. Zatrzymała się dopiero przed pewnym hotelem, gdzie w oczy rzuciła jej się nazwa, a zaraz z powrotem biegła, prosto do jednego z pokoi. Nikt nie zwracał na nią uwagi, tak jakby była duchem. Kiedy jednak zatrzymała się w tym pomieszczeniu, od razu się rozejrzała, a na fotelu zauważyła Klausa Mikealsona, we własnej osobie, który uśmiechnął się na jej widok. On ją ewidentnie widział.

– Co do-? – Zaczęła mówić, ale z zaskoczenia nie dokończyła.
– Witaj ponownie, Olivio.

Słysząc te trzy proste słowa z ust, swojego aktualnie, wroga numer jeden, i widząc jego uśmiech poczuła jak podnosi się jej ciśnienie. Starała się zachować spokój, ale niemal natychmiast wymknęło jej się "Co ty tu robisz? Piekło raczej nie w tę stronę", na co Klausa uśmiech się tylko powiększył.

– Chciałem z tobą porozmawiać. – Powiedział, jakby sytuacja w opuszczonym budynku nie miała miejsca.
– Myślałam, że wszystko sobie ostatnio wyjaśniliśmy.

Mężczyzna pokiwał głową, wstając. Podszedł bliżej niej, aby spojrzeć jej prosto w oczy, które wyrażały pogardę do jego osoby.

– Nie jestem bez serca. Po prostu życie nauczyło mnie, żeby nie używać go zbyt często.
– Jasne.
– Jesteś na mnie zła. Chcę tylko pomóc. Przed tą sytuacją było dużo lepiej, nie uważasz? Chcę to wszystko z powrotem.

Dziewczyna zirytowana podeszła bliżej niego.

– Chcesz pomóc? Zostaw mnie i moją przyjaciółkę w spokoju i po prostu odpuść.

Zaraz po tym odwróciła się napięcie, aby wyjść, ale złapał ją za ramię.

– Gdybyś wiedziała dlaczego to robię, nie byłabyś zła.

Przełknęła głośno ślinę, nawiązując z nim jeszcze raz kontakt wzrokowy. Chciała coś powiedzieć, ale kiedy tylko otworzyła usta, świat przed nią się zamazał, a ona czuła jak odpływa. Kolory zlały się ze sobą, a nagle z powrotem stały się wyraźniejsze, na co poderwała się do góry. Rozejrzała się w okół siebie, dosyć rozkojarzona ale już kontaktująca. Była z powrotem w pokoju starej czarownicy. Siedziała teraz na podłodze, więc to zapewne na nią musiała upaść. Z lekkim rozczarowaniem stwierdziła, że Elijah nie jest aż takim gentelmenem skoro jej nie złapał.

– Żyjesz. To dobrze, bo już zastanawiałam się jaką sukienkę ubiorę na pogrzeb. – Głos Bethany doprowadził ją do porządku. Powoli wstała z ziemi, ciężko łapiąc równowagę. Mikaelson stał zaraz obok, przyglądając jej się ostrożnie. Jego wzrok wskazywał na nieme pytanie "Co się stało?". Olivia jednak zastanawiała się nad inną rzeczą.

– Co to było za ziółko?!

Czarownica spięła się, i powoli odwróciła w jej stronę, z niewinną miną.
– A takie tam, na wyczulenie magii.
– Że co?
– No, miało pomóc ci być bardziej wyczuloną na magię. Co widziałaś?
– Byłam jakby w wizji, i mogłam rozmawiać tylko z jedną osobą.
– Ah, to wszystko jasne. Ta osoba musiała rzucić zaklęcie, które spowodowało przyciąganie twojej duszy, przez co herbatka przeniosła cię do niej. Widocznie byłaś zbyt niedostępna dla tej osoby, że nie stało się to bez pomocy ziółek. – Dodała pod nosem, a Olivia musiała wziąć trzy głębokie wdechy, żeby nie poczepać kobiety. Elijah widząc jej złość zbliżył się, i delikatnie złapał jej dłoń, aby dać jej znać, że czas się ulotnić.

– Będziemy już szli. Dziękujemy za pomoc. – Odezwał się, ciągnąc ją do wyjścia. Zaraz poraziło ich popołudniowe słońce, tak nienaturalne po godzinie siedzenia w ciemnościach.

– Wszystko w porządku? – Zapytał po chwili, nadal trochę zaniepokojony.
– Tak.
– Nie chcesz mi opowiedzieć co widziałaś, prawda? – Zrozumiał od razu, a dziewczyna przytaknęła. Nie miał zamiaru naciskać. Już się nauczył, że temperamentu Olivii nie da się w żaden sposób utemperować lub dopasować do siebie. Była młoda, wredna, bezczelna, z lekka szurnięta ale jakże pewna siebie i odważna. Wiedziała czego chce, i za to ją szanował. Dlatego postanowił sobie, że okaże jej to lepiej niż do tej pory i pozwoli sobie na trochę zaufania w jej stronę. W końcu łączył ich wspólny cel.

– A co z tym miejscem, gdzie przebywa Rebekah? Byłaś tam z nią kiedyś?
– To część miasta, gdzie odbywa się najwięcej balów. Jutro jest jeden z największych – dodała. – Jestem pewna, że Rebekah się tam pojawi, choćby ryzykowała znalezieniem przez Klausa.
– A więc tam się jutro udamy. – Podsumował, zatrzymując się przed ich hotelem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro