4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Zaraz się spóźnimy! – Krzyknął Elijah, żeby pośpieszyć Olivię. Ta jednak nawet nie przyśpieszyła, ignorując go kompletnie, co robiła od dokładnie czterdziestu minut. Od tego czasu klikała coś na telefonie, ciągnąc za sobą walizkę. Aż dziwne, że jeszcze na nikogo nie wpadła, gdyż tego dnia na lotnisku było pełno ludzi.
– To trzeba było zacząć wcześniej krzyczeć! – Odparła rozbawiona, nie unosząc wzroku. Mężczyzna przymrużył oczy ze zdenerwowania, oddychając głęboko, jakby starał się uspokoić. Zaczął żałować tego, że wybrał się z dziewczyną, zamiast działać na własną rękę. Wtedy byłoby zdecydowanie łatwiej, przyjemniej i spokojniej. Ona jednak była w pewnym sensie jego przepustką między Klausem a Rebekah. Ten pierwszy miał do niej słabość, co zauważył już dawno, a to, że ostatnio odebrał telefon tylko od niej potwierdziło jego tezę. Ta druga zostawiała właśnie jej wiadomości, z dosyć osobistą treścią, której sam nie mógłby zgadnąć. Skąd miał wiedzieć, gdzie nie spełniły im się marzenia, albo gdzie najwięcej zmokły? Westchnął głośno, zdając sobie z tego sprawę. Jeśli chce ogarnąć swoje rodzeństwo, jest skazany na Olivię i jej humorki. To jednak wcale nie oznacza, że nie może w jakiś sposób nad tym zapanować.

Uśmiechnął się niewinnie, nagle podchodząc do dziewczyny. Wyrwał jej z ręki telefon, który wyrzucił za siebie. Olivia w pierwszej reakcji spojrzała na niego zszokowana.

– Odbiło Ci? – Zarzuciła mu, zaraz idąc po telefon, który wylądował szybką na podłodze, wydając głośny i nieprzyjemny dźwięk.
– Czy naprawdę muszę Ci na to odpowiadać?

Jego obojętny głos dodatkowo ją zdenerwował. Jedyna rzecz która powstrzymywała ją przed zabiciem go, lub chociaż poważnym uszkodzeniem, była Rebekah. Pierwotny wampir powinnien bowiem wiedzieć, że nastolatce się telefonu nie zabiera, bo można źle skończyć. Nawet jeśli ta nastolatka ma ponad pięćset lat.

– Jeśli Rebekah będzie chciała twojej śmierci, a ja będę miała sztylety, to z chęcią jej to załatwię.
– W porządku, ale na razie skupmy się na tej części, kiedy masz sztylety.

Olivia prychnęła po raz kolejny oburzona. Tym razem jednak odpuściła, przypominając sobie o wspólnym celu, który ich łączy. Dlatego bez słowa z powrotem wróciła do ciągnięcia walizki, ale tym razem trochę szybciej. W końcu nie chcą się spóźnić na samolot…

Kilka godzin później stała przed wieżą Eiffla, podziwiając jej wielkość. Mimo to z pewnym rozczarowaniem zauważyła, że Paryż ostatnim razem wydawał jej się być piękniejszy. Ale czy to aby napewno była kwestia Paryża, czy może tego, z kim w nim była?

– Kolejny raz masz zamiar chodzić po wszystkich możliwych zabytkach? – Zapytał Elijah, po chwili wpatrywania się w konstrukcję. Nie odpowiedziała, jedynie kiwnęła głową w zaprzeczeniu.
– A myślisz, że właśnie to zrobiłaby Rebekah? Przypomnij sobie, gdzie znaleźliśmy ją w Londynie.

Posłała mu sugestywne spojrzenie. Znał odpowiedź. Co jak co, ale Rebekah najbardziej na świecie uwielbiała zakupy. A Olivia była w nich idealną towarzyszką, jakby nie było.

Dlatego dziesięć minut później skończyli w jakimś drogim sklepie, którego nazwy Elijah nawet nie zapamiętał. Oglądał brunetkę, która skakała między półkami, rozglądając się za jakimś śladem, a jednocześnie zabierając kilka wieszaków z ubraniami. Spodziewał się, że podejdzie do sprzedawczyni zapytać o Rebekah, ale zamiast tego skierowała się do przymierzalni. Czy ona miała jakąś taktykę, czy po prostu robiła co chciała? To pytanie nękało Elijaha. Szczególnie kiedy dziewczyna jeszcze niedawno była zmotywowana i wręcz zdesperowana, aby znaleźć jego siostrę, a teraz zakupy kompletnie odwróciły jej uwagę.

– Jak wyglądam? – Zapytała nagle, wychodząc z przymierzalni. Miała na sobie błękitną sukienkę, która krojem i rękawami przypominała hiszpankę. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Rozejrzał się po sklepie, jakby chciał się upewnić, czy nikt nie patrzy. Po tym podszedł do dziewczyny, i złapał ją za ramię, zanim wróciła do przymierzalni.

– Nie po to tu jesteśmy, Olivia. Zapominasz o naszym celu.
– Wręcz przeciwnie, Elijah – podkreśliła jego imię, pierwszy raz zauważając, że zaczął mówić jej po imieniu. – Myślę o nim cały czas. A ta sukienka pomoże mi go osiągnąć.

Z tymi słowami zabrała ją ze sobą, zaraz podchodząc do kasy, aby ją kupić. Przez chwilę przy niej stała rozmawiając ze sprzedawczynią, po czym ruszyła w jego stronę.

– Nic nie wiedzą. Widocznie Rebekah im nie ufa. Albo wie, że Klaus się zbliża, i stała się ostrożniejsza.
– Żadna z tych opcji mnie nie cieszy.

Olivia rozejrzała się jeszcze raz po sklepie. Nic jednak nie zauważyła, w przeciwieństwie do Elijaha, który gwałtownie ruszył przed siebie. Ściągnął z półki czarny, materiałowy plecak na którym był znak słonecznika. Zaczął go oglądać, aż w końcu zajrzał do jego kieszeni. Uśmiechnął się, znajdując kolejną kartkę. Bingo.

– Nie mogę nic znaleźć – wyznała, zrezygnowana. Elijah nic nie powiedział, tylko ruszył do wyjścia, razem z nią.
– Wiesz, że nigdy nie ma nic za darmo? – Zapytał w końcu, zaraz po przekroczeniu progu sklepu. Zatrzymała się jak wryta, powoli odwracając głowę w jego stronę.
– Że co? – Zapytała tonem, jakby miała zaraz obrzucić go najgorszymi obelgami. Wzruszył ramionami, wyciągając nagle kartkę z kieszeni marynarki. Natychmiast mu ją wyrwała, czytając jej treść.

Manhattan. Zatrzymam się tu na dłużej.

– Dlaczego jej wiadomość jest taka… konkretna? – Zapytała, zmartwiona. To wszystko wydawało jej się być coraz bardziej podejrzane. Rebekah grała w podchody, każąc się gonić, a teraz nagle podała im podpowiedź na talerzu, jakby zagrożenie zniknęło. Mimo to nadal nie napisała normalnie, przez wiadomości.
– Olivia… – zaczął Elijah, patrząc przed siebie. Uniosła wzrok znad kartki, a jej oczy niemal natychmiast dostrzegły sylwetkę znajomego mężczyzny w tłumie. Z zaskoczenia otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się z nich nie wydostał. Klaus nagle ruszył prosto w ich stronę, a ona zamarła. Elijah próbował odciągnąć ją do tyłu, zbierając się do ucieczki. Nie mógł jednak jej poruszyć, kiedy po prostu obserowała każdy ruch swojego przeciwnika, który nagle odbił w boczną uliczkę. Zaskoczona podążyła za nim wzrokiem, aż nagle zaczęła biec przed siebie. Jej towarzysz rozejrzał się po ludziach, starając się dostrzec jakiś "pomocników" swojego brata. Nie zauważył jednak nic podobnego, a brunetka oddalała się coraz bardziej, przez co był zmuszony ruszyć za nią.

Widział, jak wbiegła do opuszczonego budynku, w którym jak zakładał – był także Klaus. Przez chwilę zatrzymał się przed nim, jakby wahając się, czy wejść do środka. A co jeśli to była pułapka? Za czym Klaus miałby tu pójść? I jakim sposobem znaleźli się w tym samym miejscu, skoro Rebekah zostawiała wiadomości nie do odgadnięcia dla niewtajemniczonych? Raczej ich nie szukał, tylko namierzał ją z pomocą wiedźm. Kiedy jego złapały wątpliwości, Olivia już dawno była w środku. Przez chwilę goniła go po korytarzu, lecz nagle znalazła się w jakimś pomieszczeniu. Dokładnie jednak słyszała wszystkie dźwięki, a więc postanowiła się tam zatrzymać. Im dłużej się przysłuchiwała, tym bardziej zaczęła coś podejrzewać, a niewidzialna siła nakazywała jej z powrotem go gonić. Ona jednak stała bez ruchu, obejmując się ramionami. Z przerażeniem nasłuchiwała ciężkiego, szybkiego i przerywanego oddechu swojej przyjaciółki oraz głośnych kroków jej brata. Blondyn nagle krzyknął "Nie ukryjesz się przede mną, Rebekah!". W oczach Olivii pojawiły się łzy. Kiedy mężczyzna po raz kolejny krzyknął imię blondynki, nie wytrzymała. Wyszła z pomieszczenia, usilnie starając się znaleźć drogę do dwójki uciekinierów. Czuła, że zabłądziła, ale się nie poddawała. W końcu wybiegła gdzieś w środek jakiegoś korytarza, wpadając na coś z tak dużą siłą, że upadła. W szoku natychmiast się poderwała do góry, ignorując ból. Była gotowa do walki z tym, przed czym stanęła. Nie podejrzewała jednak, że będzie to sam Niklaus Mikaelson, a szybciej, że jakiś jego pomocnik. Dlatego kiedy tylko spotkała jego wzrok, straciła koncentrację, a jej bojowa pozycja się rozluźniła.

– Olivia? – Zapytał równie zszokowany. Brunetka już wszystko zrozumiała. Jej przyjaciółka nadal była w Francji, i właśnie uciekała przed swoim bratem, który w jakiś sposób ją znalazł. Nie miał pojęcia, że ona i Elijah tutaj są. Oh, cóż za rozczarowanie. A już nawet wczuła się w rolę tej, która ucieka zamiast gonić.
– Ty… – zaczęła, niemal się nie zapowietrzając. Ruszyła prosto na niego, a on w pierwszym odruchu cofnął się dwa kroki. – Jak możesz?! Co ty w ogóle robisz?! Myślisz, że wszystkie problemy znikną kiedy zasztyletujesz swoje rodzeństwo?!

Uniosła rękę, jakby chciała go uderzyć. Zawisła ona jednak w powietrzu, a w oczach dziewczyny pojawiły się łzy.

– Czy ty w ogóle masz serce? – Zapytała w końcu, a głos jej się załamał. Mężczyzna patrzył na nią, jakby sam jej widok go ranił.
– Przykro mi, Olivio. – Wyszeptał w końcu, a zaraz po tym zniknął jej z oczu, wamiprzym tempem biegnąc w przeciwną stronę. Brunetka zapłakała głośno, opierając się o ścianę z tyłu, po której po chwili zjechała. Schowała twarz w swoich udach, rękami obejmując nogi. Zaczęła delikatnie kiwać się na boki, jakby chciała się uspokoić, ale nowa salwa płaczu ciągle jej przeszkadzała. Mogła tego nie okazywać, ale od kiedy zniknęła Rebekah, bardzo się o nią martwiła i za nią tęskniła. A teraz, kiedy usłyszała jej przerażenie, poczuła panikę. Nie mogła w żaden sposób pomóc przyjaciółce, choćby próbowała tak jak przed chwilą. A to ją przerażało. Minęło kilka minut, w których tak trwała. Nagle poczuła przy sobie czyjąś obecność, a kiedy uniosła słabo głowę, zauważyła Elijaha.

– Chodźmy stąd Olivio – wyszeptał, bojąc się pierwszy złamać ciszę. Brunetka na prośbę skinęła głową, i ostrożnie się podniosła. Ruszyli razem przed siebie, w ciszy, która krzyczała o przegranej.

Ale to jeszcze nie koniec, Niklausie Mikealsonie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro