6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Olivia leżała w hotelowym łóżku, wpatrując się w sufit. Od dwóch godzin starała się zasnąć, ale wcześniejsza rozmowa z Klausem nie dawała jej spokoju. "Gdybyś wiedziała dlaczego to robię, nie byłabyś zła". To zdanie nie pozwalało jej zmrużyć oka. Nie miała pojęcia, o co mogło mu chodzić. Czy faktycznie miał rację, i gdyby wiedziała, nie złościła by się? Przewróciła się na drugi bok, wybijając sobie tą myśl z głowy. Przecież to Klaus jest tym złym, nie Rebekah - przypomniała sobie, a jednak w jej głowie utrzymywał się znak zapytania. Czuła, że jeśli nie dowie się o co chodzi, zwariuje. To uczucie potęgowała jego chęć pomocy, która teraz odbijała się od ścian jej pamięci, tworząc bolesne echo – "Chcę to wszystko z powrotem." Co miał na myśli? Czym jest "wszystko"?

Westchnęła, podnosząc się do siadu. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a walizka leżąca na podłodze sugerowała jej,  żeby się przebrała i poszła do hotelu, który pokazał jej się w "wizji". A przynajmniej tak sobie to tłumaczyła, widocznie potrzebując jakiegoś znaku, który zachęci ją do działania i będzie dobrym wytłumaczeniem.

Pół godziny później stała przed hotelem, który wyglądał na droższy, niż tygodniowy wyjazd na Malediwy. Wzięła głęboki oddech, zanim weszła do środka, uśmiechając się miło do ochrony i recepcionisty.

– Dzień dobry! Poszukuję Klausa Mikealsona. To ważne.
– Jest środek nocy – zauważył mężczyzna, unosząc brwi.
– Tak, ale dopiero tutaj przyleciałam z Londynu. Mamy pilne sprawy. – Wymyśliła na poczekaniu. Mogłaby użyć perswazji, ale wyjątkowo nie chciała tego robić. Wolała wykorzystać swoje umiejętności aktorskie. Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie, ale uniósł hotelowy telefon, wybierając numer do pokoju, w którym zapewnie był blondyn.

– Jak się nazywasz?
– Olivia Bush.

Mężczyzna skinął głową, zanim zaczął rozmowę przez urządzenie. Wyjaśnił blondynowi sytuację, a ten kazał wpuścić blondynkę - co usłyszała dzięki swojemu naprzyrodzonemu słuchowi. Jeszcze raz uśmiechnęła się sztucznie, kiedy recepcionista podał jej numer pokoju.

Wchodząc do niego mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Zdecydowanie jednak nie spodziewała się, że Klaus będzie pił krew z jakiejś niewinnej dziewczyny. Rozdrażniona przymknęła oczy, starając się uspokoić. Zdążyła zapomnieć, jak ten wampir działał jej na nerwy.

– Podobno musiałaś się pilnie ze mną zobaczyć. – Zauważył rozbawiony, kiedy jego ofiara zemdlała. Rzucił jej ciało na podłogę, jakby była niczym, na co Olivia się skrzywiła.
– Preferuję zaproszenie na spotkanie w restauracji, niż przyciąganie mojej duszy przez magię. Skoro jednak nie jesteś w stanie spełnić moich standardów, obniżę je dla Ciebie.
– Jak zawsze żartobliwa…
– Mniej, od kiedy ścigasz moją przyjaciółkę a ja muszę się o nią zamartwiać.

Twarz blondyna spoważała. Olivia uznała, że to dobry moment, aby rozwinąć temat.

– Co miałeś na myśli w hotelu? Kiedy mówiłeś, że nie powinnam być zła?
– Nie powiedziałem nic takiego. Powiedziałem, że gdybyś znała prawdę, nie byłabyś zła.
– A więc jaka jest prawda? – Olivia szybko ucięła jego wypowiedź. – Czego nie wiem?

Zapadła cisza. Przez chwilę mężczyzna wpatrywał się w nią przenikliwie, jakby oceniał, czy może jej to powiedzieć. Trochę ją to zaniepokoiło. I wtedy, jakby nigdy nic, posłał w jej stronę uśmiech.

Dobrze, teraz już chyba może zacząć panikować.

– Przestań.
– Co?
– Patrzeć na mnie w ten sposób. Jeśli nie możesz mi powiedzieć o co chodzi, chociaż zdradź mi, czy coś zrobiłeś Rebekah. Nie wiem, czy mam jej szukać gdzieś na lądzie, czy raczej na dnie oceanu w trumnie.

Klaus po raz kolejny się uśmiechnął, dając tak zdawkową odpowiedź, jak tylko mógł:
– spodziewaj się niespodziewanego…

Dziewczyna szybko odwzajemniła sarkastyczny uśmiech, nim w ułamku sekundy zamachnęła się, i z całej siły uderzyła go w nos. Dźwięk łamanej kości rozniósł się po pokoju, a strużka wampirzej krwi pociekła mu po ustach.

– Nie spodziewałeś się tego, no nie? – Zapytała po chwili, unosząc zadowolona brwi. Nim zdążył jej odpowiedzieć, odwróciła się napięcie i ruszyła do wyjścia z pokoju. Wiedziała, że pierwotny jedynie się z nią drażni, widocznie czerpiąc z tego przyjemność. Zrozumiała, że nic się od niego nie dowie, a jego słowa najprawdopodobniej nie miały żadnego głębszego sensu - miały jedynie na celu sprawić, żeby łamała sobie głowę nad jego intencjami. Dlatego też w tym momencie obiecała sobie, że nie będzie już więcej starała się nawiązać z nim kontaktu i postara się trzymać od niego tak daleko jak tylko może. Jedyne spotkanie jakie przewidywała to takie, w którym będzie musiała z nim walczyć o życie Rebekah.

Kiedy jednak tylko dotknęła klamki usłyszała jego głos, i nagle wszystko co sobie obiecała zniknęło.

– Jeśli powiem Ci teraz, Rebekah opowie Ci swoją wersję, i ostatecznie uwierzysz jej, kiedy to po mojej stronie leży racja. – Wyjaśnił, poruszając się po pokoju. Dziewczyna powoli odwróciła się w jego stronę, widząc swoją szansę.
– I to dlatego ją ścigasz? Żeby jej "racja" nie została ujawiona światu, bo twoja jest tą "prawidłową"? Jesteś aż tak bardzo samolubny i narcystyczny? 
– Właśnie za takiego mnie bierzesz? Narcystycznego, bez serca, samolubnego? – Zapytał, zbliżając się niebezpiecznie. Trzymał przy nosie chusteczkę, która tamowała upływ krwi.
– I dramatycznego. Jesteś hybrydą, wyleczysz się w godzinę. Na co ci ta chusteczka?

Klaus z powrotem uśmiechnął się charakterystycznie, a dziewczyna odetchnęła z ulgą w duchu. Wiedziała, że była przed minutą niebezpieczne blisko granicy mężczyzny. Nie chciała wiedzieć co się dzieje z tymi, którzy ją przekroczą.

– Nie mogłabyś chociaż udawać, że żałujesz tego, co przed chwilą zrobiłaś?
– Jestem słaba w udawaniu, ale mogę za to okazać swoje zdziwienie tym, że mi nie oddałeś.
– Wybaczyłem ci, zanim oderwałaś swoją pięść od mojej twarzy. Nie zdążyłem zastanowić się nad oddaniem.

Olivia parsknęła śmiechem.
– Zróbmy tak – zaproponowała, z widocznym rozbawieniem – ty mi powiesz, jaka jest ta twoja racja, ja wybaczę ci twoje wysokie ego, a Rebekah przestanie uciekać. Wszystko wróci do normalnego porządku, tak jak chciałeś jeszcze dzisiaj. Czy taka umowa brzmi dla ciebie sprawiedliwie? Mogę jeszcze dorzucić w gratisie to, że nigdy więcej nie pokażę ci się na oczy.
– Przez chwilę nawet się nad tym zastanowiłem, dopóki nie powiedziałaś tego ostatniego.
– Co masz na myśli?
– Podoba mi się to. Zostańmy przy tym gdzie jesteśmy. Ja ścigam Rebekah, ty ze mną rozmawiasz i starasz się czegoś dowiedzieć, a Elijah stara się w tym wszystkim uczestniczyć. Co ty na to?

Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego oczy zaskoczona, szukając oznaki ironi. Zrozumiała jednak, że rozbawiony mężczyzna mimo wszystko mówi poważnie. W końcu jednak wybuchnęła śmiechem, tak głośnym, że po chwili rozbolał ją brzuch.

– Czy ja ci wyglądam na żart? – Zapytała, a iskierki szaleństwa błysnęły w jej spojrzeniu. – Gadaj prawdę, szaleńcu jeden, bo tak Ci walnę, że zobaczysz przyszły wtorek! Dlaczego tak ci zależy na tym, abym uwierzyła w twoją prawdę i czego chcesz?! – Krzyczała, uderzając go w ramię. Nie wiedziała, czy chce go tym przestraszyć, czy po prostu dać upust swojej złości. Miała tylko nadzieję, że jej przez  to zaraz nie zabije na miejscu.

Niestety, zrobił jeszcze gorszą rzecz, i rozbawiony uniósł brwi, jakby kpił z jej siły. Nawet nie drgnął przez jej uderzenia. Nie miał także zamiaru wysłuchać jej gróźb i próśb.

– Skończyłaś? – Zapytał, kiedy zmęczyła się na tyle, że musiała przestać.
– Nienawidzę cię.
– Jakoś to zniosę, dopóki dotykasz mojej klatki piersiowej.

Olivia zacisnęła wargi, nim odepchnęła go od siebie i w wampirzym tempie wybiegła z hotelu. Miała tylko jeden cel – znaleźć Rebekah, i dowiedzieć się, o co chodzi w całej tej szopce. Teraz jednak musiała wrócić do hotelu, jeszcze zanim wyjdzie słońce i Elijah zauważy jej nieobecność. Westchnęła na myśl o kolejnym pierwotnym, który nie wiadomo, czy jej pomaga, czy bardziej utrudnia. I wtedy zadała sobie znaczące pytanie - "Czy to ja przyciągam świrów, czy to inni zaczynają przy mnie świrować?"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro