~10~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kochani życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku!

Na rozmowę kwalifikacyjną docieram na czas.
Ostatnie poprawki. Szybkie spojrzenie w lusterko i mogę iść.
Ta chwila w wydawnictwie całkowicie wytrąciła mnie z równowagi. Ten mężczyzna ma w sobie coś takiego....Te oczy, mogłyby hipnotyzować samym spojrzeniem. A te usta. Do tej pory wspominam jakich słów użyłam do opisu ich struktury.
Potrząsam głową, by w końcu wyrzucić pana pięknego ze swoich myśli i biorę głęboki oddech.
Wchodzę.
Wnętrze lokalu utrzymane jest w kolorach ciemnego brązu i czerwieni. Mimo, iż lubię ostatni z nich wyjątkowo tutaj nie do końca mi odpowiada.
Ale nie mnie oceniać gust właściciela.

Kieruje się do lady, bacznie rozglądając dookoła za kimkolwiek.

- Nieczynne!  - słyszę głos z za lady.

Dopiero teraz zauważam mężczyznę polerującego szklanki.
Stoi do mnie tyłem.

- Powiedziałem nieczynne. - Powtarza nadal się nie odwracając.

- Ja na rozmowę kwalifikacyjną. - Mówię. Mężczyzna odwraca się do mnie i uważnie mierzy spojrzeniem.

- Szef nic nie wspominał. - Stwierdza, nie szukamy nowych pracowników, ale skoro mówisz, że byłaś umówiona...- mruży oczy. - Bo byłaś prawda?

- Tak oczywiście. - Odpowiadam. Jak to nie potrzebują nowych pracowników?

Nieznajomy wybucha śmiechem, na co tym razem ja marszczę brwi skonstruowana. Co za dziwny facet.

- Przepraszam. - Mówi pomiędzy napadami śmiechu. - Byłaś taka poważna i wystraszona. Nie mogłem się oprzeć, żeby trochę nie zażartować.

Uśmiecham się lekko.  Wygląda na to , że nie tylko mi się zdarza blefować.

- Mam na imię Alec - przedstawia się wyciągając w moją stronę dłoń, którą ściskam.

- Leonie.

- Choć zaprowadzę cię do szefa. - Proponuje, a ja nie mam innego wyboru jak przystać na propozycję żartownisia.

Zatrzymujemy się przed w połowie oszklonymi drzwiami.
Alec puka w nie i odchodzi.
Mężczyzna, którego dobrze widać przez szybę, macha ręką żebym weszła i tak też robię.

-Dzień dobry, ja na rozmowę kwalifikacyjną. - Powtarzam ten zwrot kolejny już raz.

- Dzień dobry. Proszę usiąść i podać mi swoje cv.

- Nie ma pani zbyt dużego doświadczenia - oznajmia mężczyzna skanując mój życiorys.

- Niestety nie. - Przyznaję - Jednak bardzo chętnie się uczę i myślę, że szybko zdobędę potrzebne doświadczenie.

Mężczyzna podnosi na mnie wzrok i przez dłuższą chwilę patrzy mi w oczy.

Nie wiem co jeszcze mogłabym dodać, dlatego milczę i sama też nie spuszczam wzroku z jego twarzy.

- Myślę, że mogę panią przyjąć na okres próbny. - Oznajmia. Uśmiecham się lekko.
Ta praca to nie jest szczyt moich marzeń, ale od czegoś trzeba zacząć. Poza tym potrzebuje pieniędzy.

- Dziękuję.

- Proszę przyjść jutro, o tej samej porze. Alec, chłopak, który panią tu przyprowadził wszystko wyjaśni. Będzie tu także Tessa. Przygotuje na jutro potrzebne dokumenty.

- Dobrze. - Wstaje z wcześniej zajmowanego miejsca. - Do zobaczenia.
Wychodzę z biura mężczyzny, którego nazwiska nawet nie znam.

- I co? Jak poszło? - Alec wyrasta przede mną jak duch, przez co wstrząsa mną dreszcz, a ciało automatycznie się spina.

- Jeśli będziesz mnie tak straszył to nasza współpraca skończy się zanim się jeszcze zaczęła - mówię.

- O to znaczy, że rozmowa udana! - wykrzykuje radośnie i już po chwili tone w jego szerokich ramionach.

Dziwnie się z tym czuję, ale mimowolnie się uśmiecham, bo jego radość mi się udziela.
W sumie to chyba dobrze, że jednak mam szanse na tę pracę.

*
Do mieszkania wracam wieczorem. U pani Roberty siedziałam dobre cztery godziny. Najpierw wypytała mnie o pracę, później stwierdziła że przyda mi się kolejna lekcja pisania skoro od jutra może brakować mi na to czasu. Pytała też czy wydawca przeglądał jej zapiski. Zupełnie nie wiem o co jej chodziło, ale wręcz nalegała żebym, go przy okazji wypytała.

Może by tak napić się wina?
Po drodze do mieszkania kupiłam butelkę, by powiedzmy wstępnie opić odrobiną tego trunku mój mały sukces.

Dziwna cisza panującą w mieszkaniu lekko mnie zaskoczyła. Byłam pewna, że zastanę w nim Oliv.
Nie zostało mi nic innego jak zanieść wino do kuchni i obejść się smakiem. Poświętujemy innym razem, a sama pić nie będę.
Wkładam butelkę do lodówki, czerwone musujące wino najlepiej smakuje schłodzone.

Zanim zdążę się wyprostować, zostaje schwytana jedną ręką w pasie, a druga zasłania moje usta, przez co nie mam możliwości krzyknąć.
Jestem przerażona.
Szarpie się, wymachując rękoma i nogami jak opętana. Sięgam za siebie w desperackiej próbie chociażby podrapania przeciwnika. Ten chyba odgaduje moje plany i odpycha mnie od siebie. Jestem wolna.
Szybko się odwracam, a przez moją głowę przebiega tysiąc pytań; uciekać? Bronić się?
Nic jednak nie robię.
Zamieram.
Przede mną z ironicznym uśmiechem, podparty pod boki, lekko zasapany stoi nie kto inny jak Luca, chłopak Oliv.

- Czyś ty do końca oszalał!?- wybucham. Przeraził mnie, a teraz głupio się uśmiecha. No kretyn!

Na moje słowa ten tylko zbywa mnie machnięciem ręki i wyciąga z lodówki wcześniej włożone tam, przeze mnie wino.

- To był tylko żart Leo - stwierdza sięgając po kieliszki. - Nie masz poczucia humoru.

- Poczucia humoru?! Kretynie o mało zawału przez ciebie nie dostałam! A ty twierdzisz, że to żart?! I nie mów na mnie Leo! Nie jestem, żadnym pieprzonym lwem!

Nawet nie wiem kiedy do niego podchodzę i zaczynam dźgać go palcem w pierś.
Orientuje się dopiero jak przenosi tam swój wzrok.
Odsuwam się, a on rzuca mi to swoje dziwne, niepokojące spojrzenie.

- Gdzie jest Oliv? - pytam. Dalsze krzyki na tego idiotę nie mają sensu, skoro on i tak nic sobie z tego nie robi.

- Wyszła - odpowiada obojętnie i otwiera wino. Moje wino!

- Gdzie?! - warcze.

- Do sklep. - Nalewa alkohol do dwóch kieliszków i jeden wyciąga w moja stronę. Ja go jednak nie przyjmuje.
To nie z nim chciałam świętować.

- Nie napijesz się ze mną? - pyta. I znów to spojrzenie. O co mu chodzi?

- Nie. - Odpowiadam krótko i próbuje go wyminąć. On niestety zagradza mi przejście. Przystaję nie co bardziej zirytowana. No dobrze nie zirytowana tylko totalnie wkurwiona.

- Dlaczego ciągle mnie unikasz? - jego pytanie tak bardzo mnie zaskakuje, że aż brak mi słów, chyba pierwszy raz w życiu.
Czy ja go unikam? Nie zwyczajnie go nie lubię, ale nie mam prawa do ingerowania w życie i związki Oliv, dlatego wolę nie prowokować okazji do spędzania z nimi wspólnie czasu. Mogłoby mi się coś wymsknąć na temat niechęci do tego człowieka.

- Nie unikam - stwierdzam.

- Ja to widzę inaczej. - Nie ustępuje.

- Daj spokój. Chce przejść - staram się przepchnąć obok niego. Wtem on chwyta mnie za ramię i przyciąga do siebie.

- A co jeśli nie dam ci spokoju?

- Wróciłam! - głos Oliv jest jak zbawienie. Luca automatycznie mnie puszcza i się odsuwa. Podchodzi do szafki i sięga trzeci kieliszek. Wreszcie mogę odetchnąć z ulgą z chwilą gdy moja przyjaciółka wchodzi do kuchni.

- O.. co świętujemy? - pyta wskazując na wino.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro