Ja w zwiadowcach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

AgataAga4 zrobiła konkurs pt. "Ja w zwiadowcach", więc uznałam, że się dołącze. Miłego czytania!

Jak co dzień zostałam obudzona przez osobisty budzik. Wróć! Nie mam czegoś takiego, ale zamiast tego mam kota Czesława, który budzi mnie punktualnie o 6.30 i zabiera jakąś część garderoby. Dziś siedział na mnie i zwycięsko powiewał skarpetkami.
- Choleroo! - wydarłam się, próbując dosięgnąć tego idioty, a on uciekł przez okno. Szybko założyłam buty (bez skarpetek) i ruszyłam za nim. Tym razem uciekał przez pole treningowe, kryjąc się w trawach.
- Czesiek! Wracaj mi tu! - wrzasnęłam ponownie widząc, jak kot włazi na drzewo blisko jeziora, a on w odpowiedzi zatrzymał się na najwyższej gałęzi i upuściwszy łup zamiałczał przeciągle. Westchnęłam i zaczęłam się wspinać do tego kociego skurczybyka, który najwyraźniej postanowił na mnie zaczekać. W końcu stanęłam na gałęzi i błyskawicznie złapałam złodzieja.
- Skoro już cię mam, to może się wykąpiemy? - rozmyślałam na głos, a po podjęciu decyzji pobiegłam z kotem w objęciach na koniec gałęzi, po czym odbiłam się od niej i wraz z kotem wylądowałam na środku jeziora. Wynurzyłam się, znalazłam kota wzrokiem i kraulem wróciłam na brzeg, a za mną Czesiek pieskiem. Całemu temu widowisku przyglądał się mój ojciec, Tomek (imię do zwiadowcy nie pasuje, ale nie mam ochoty tego zmieniać), który teraz z fałszywym spokojem odezwał się
- Dzisiaj ogłaszam remis! Jak dotąd prowadzi Aga z wynikiem 20/9. Przypominam, że za dwa dni zerujemy punkty! - tu już nie wytrzymał i ze śmiechem zleciał z krzesła, w ostatniej chwili unikając latającej peleryny z wodnym obciążeniem. Ja w tym czasie szybko go ominęłam i poszłam zaparzyć kawę i "pobawić się" z wytrychem, by otworzyć swoje drzwi, które zostały własnoręcznie zamknięte przeze mnie, aby kot nie wlazł, lecz niestety on zastosował sposób "jak nie drzwiami, to oknem", przez co dobrał się do moich skarpetek. Przy okazji przebrałam się, gdy wybiła siódma. Szybko pobiegłam do stajni, gdzie czekał na mnie tata, oporządzony koń i Czesław.
- Wsiadaj! - Rzucił zwiadowca i pomknął na swym czarnym ogierze, a ja za nim na łaciatym kucyku i kotem z płaszczu.

>>>--------------------->

Dojechawszy na polankę ujrzeliśmy grupkę dobrze nam znanych zwiadowców. Kilku pomachało nam, a reszta skinęła głową. Po przywitaniu się rozłożyliśmy obozowisko i wyczyściliśmy konie. Koło południa uczniowie (w tym ja) przyszliśmy do dowódcy, aby dowiedzieć się o tegorocznych zawodach.
- W tym roku uznaliśmy, że sprawdzimy, jak działacie sami. Przez dobę będziecie w odgrodzonym terenie w lesie. Powiem krótko. Macie przeżyć. Nie wolno nikogo zabjać, ale można uwięzić, albo zaznaczać złapanych. Nie zakazuję sojuszy. To chyba wszystko. Zacznijmy zawody! - Weszliśmy do zagajnika, a za nami zamknięto drzwi. Ja jak najszybciej oddaliłam się od reszty, a po chwili usłyszałam odgłosy walki. W duchu pogratulowałam sobie za szybką ucieczkę i wlazłam na drzewo. Znalazłam odpowiedni do moich planów konar, po czym wycięłam saksą kilka powyższych gałęzi i z nich uwiłam coś w stylu maty, na której można było spokojnie leżeć, a w razie kłopotu szybko ją gdzieś ze sobą zabrać. Oparłam się o pień. Rozejrzawszy się znalazłam kilka dobrych do przejścia na inne drzewa gałęzi i strumyk. Mając ze sobą manierkę i zacierając za sobą ślady nalałam sobie wody i pozrbierawszy poziomki wróciłam na drzewo. Wieczorem tuż pod moją bazą przebiegł niezbyt ostrożnie jakiś chłopak, więc cichutko przebiegłam na inne drzewo, po czym rzuciłam w niego dużą szyszką, przy okazji pozbawiając go przytomności. Zeszłam z dębu, narysowałam mu na plecach mały półksiężyc atramentem i wróciłam na drzewo. Obudziło mnie miałknięcie połączone z parurkami.
- Cześć frędzel. Musiałeś mnie obudzić. - spojrzałam na słońce. Jak mogłam się domyślić, 6.30.
- Za godzinkę koniec zabawy. - Zrzuciłam i położywszy się na macie czuwałam.
(Godzinę później )
- Ogłaszam, że tylko jeden uczeń został naznaczony! - krzyknął dowódca. Nie miałam zamiaru robić sobie wrogów, więc nie powiedziałam, że to ja go namalowałam i jak najszybciej wróciłam do domu.

>>>------------------->

Od razu mówię, że większości opisywanych rzeczy dokonałam, tylko że w trochę innych warunkach i jakby co, to mój kot na serio lubi wodę, ale nigdy nie wskakiwałam z nim do jeziora. Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro