Madara x Wrr (Jezu, nie czytajcie tego xD)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałaś na kolanach Madary i z zaangażowaniem zaplatałaś mu warkoczyki.

Mężczyzna wręcz zabijał cię wzrokiem ale przed jakimikolwiek sprzeciwami powstrzymywała go leżąca obok ciebie patelnia.

W końcu skończyłaś i zeszłaś z niego. Zaciągnęłaś go do lustra i pokazałaś efekt swojej pracy.

Uchicha zacisnął pięści a na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka.

- Naprawdę kiedyś cię zabije - burknął.

- Tak, tak - przewróciłaś oczami. - Mówisz to za każdym razem.

Madara westchnął ciężko i zaczął rozplątywać warkoczyki. Nie szło mu najlepiej. Dopiero całą garść włosów później udało mu się pozbyć wszystkich gumek.

- Niszczysz mój autorytet - stwierdził gniewnie.

- Jakbyś kiedykolwiek go miał - zachichotałaś.

Uchiha posłał ci pełne jadu spojrzenie. Wiedziałaś, że teraz nawet patelnia cię nie obroni. Posunęłaś się za daleko.

Zaczęłaś uciekać, próbując przestać się śmiać.

Wkrótce Uchiha dogonił się i przygwoździł do ziemi.

- I co teraz? - uniosłaś brew, gdy zawisł nad tobą.

Madara uśmiechnął się złośliwie i położył się na tobie.

Wydałaś z siebie zduszony okrzyk, próbując się wydostać. Zarumieniłaś się delikatnie zdając sobie sprawę z tego, jak blisko niego się znalazłaś.

- Złaź ze mnie do cholery, duszę się - warknęłaś, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił.

Dopiero gdy zagroziłaś mu tym, że zmusisz go do uczesania w dwie kitki, zszedł z ciebie.

- Idę potrenować - wyjaśnił.

Odwrócił się i mogłaś przysiąc, że na jego ustach dojrzałaś uśmiech.

- Powodzenia Madara-chan - pożegnałaś go więdząc, że nie cierpi tego przezwiska.

Usłyszałaś trzask drzwi frontowych.


Wstałaś z podłogi na której leżałaś i usiadłaś. Pogrążyłaś się w rozmyślaniach.

To niesamowite, jak bardzo zmienił się od waszego pierwszego spotkania. Pamiętałaś je doskonale.

Miano najlepszej medycznej kunoichi wiązało się z konsekwencjami. Kilka lat temu nie sądziłaś, że to zajdzie aż tak daleko. Ludzie potrafili zaatakować cię na ulicy, żeby zobaczyć jak szybko uda ci się zasklepić ranę. Zaczęto nawet zakładać się o to, czy ktokolwiek da radę cię zabić. Wkrótce zaineresowały się tobą większe klany i całe twoje życie zamieniło się w piekło. Musiałaś się ukrywać, uciec z własnej wioski i prowadzić koczowniczy tryb życia.

Niedługo później zaczęli cię napadać łowcy głów. Chcieli sprzedać cię w punkcie kontrolnym. Właśnie wtedy dowiedziałaś się, że w księdze bingo wycenili cię na 90000000 ryo. Nic dziwnego, że wkrótce pojawiało się ich coraz więcej.

Zmieniałaś kryjówki i ukrywałaś się w jaskiniach, ale i tam cię wytropili. Było ich trzech, prawdę mówiąc nie miałaś szans. To była długa i ciężka walka.

Gdy szykowałaś się na ostateczny cios, pojawił się on. Był wyższy niemal o dwie głowy, nosił czerwoną zbroję a jego długie, czarne jak noc włosy powiewały na wietrze.

Bez problemu zdołał pokonać twoich przeciwników. Biła od niego potęga i spokój. Po raz pierwszy poczułaś się bezpieczna.

Kilka dni później wyruszyłaś z nim w podróż. Leczyłaś go z najgorszych opresji, a on ratował cię przed wszelkimi napastnikami. Byliście zgraną drużyną.

Z początku Madara nie okazywał ci zbyt wielu uczuć. Był oschły i małomówny, zależało mu tylko na zemście. Jednak im więcej czasu z nim spędzałaś, tym bardziej się otwierał. Wiedzieliście o sobie niemal wszystko. Skrycie go kochałaś, ale nie byłaś w stanie mu tego wyznać. Bałaś się, że tymi dwoma słowami zniszczysz wszystko, co do tej pory udało się wam osiągnąć.

Z twoich rozmyślań wyrwał cię wybuch. A potem następny. I kolejny.

Zerwałaś się z kanapy i wybiegłaś z domu.

Po chwili byłaś już na polance, na której trenował Madara. Stanęłaś obok niego.

- Co się stało? - zlustrowałaś go wzrokiem, szukając jakichkolwiek ran.

Dojrzałaś rosnącą plamę krwi na jego ramieniu.

- Trenowałem z tą nową techniką - westchnął ciężko. - Ale nadal robię coś nie tak.

- Mówiłam ci, żebyś na siebie uważał. - skarciłaś go. - Pokaż to.

Uchiha posłusznie wyciągnął przed siebie rękę. Podwinęłaś rękaw i ujrzałaś nieciekawie wyglądającą ranę. Mężczyzna nawet nie drgnął jak zawsze udając przed tobą, że to go nie boli.

Aktywowałaś medyczne jutsu. Po chwili jego ramię było jak nowe.

- Dziękuje, [T/I] - posłał ci ciepły uśmiech.

- Do usług - zaśmiałaś się. - Pójdę już.

- Będę wieczorem - odparł. - Muszę jeszcze coś załatwić.

Zmarszczyłaś brwi. Widać było, że nad czymś się zastanawiał. Nie chciałaś jednak dręczyć go pytaniami. Byłaś pewna, że wkrótce sam ci powie.

Wróciłaś do domu, który wynajęliście z Madarą na miesiąc. Prowadziliście koczowniczy tryb życia i dużo podróżowaliście.

Postanowiłaś potrenować.

Około godziny dwudziestej trzeciej usłyszałaś trzask drzwi frontowych.

- Madara-chan? - zachichotałaś.

Odpowiedziała ci głucha cisza.

- Madara? - powtórzyłaś zaniepokojona. - T-to ty?

- Tak, tak - odpowiedział ci. - Wróciłem.

Jego głos był... inny? Zdawało ci się, że mężczyzna był czymś zmieszany.

Po chwili wszedł do salonu. Przez chwilę miałaś wrażenie, że jego policzki przybrały różowy odcień.

- T-to dla ciebie - wymamrotał i spuścił głowę, wyciągając zza pleców bukiet kwiatów.

Róże były krwistoczerwone i przywodziły ci na myśl jego oczy. Nigdy nie widziałaś równie pięknych okazów tej rośliny.

- Są śliczne - powiedziałaś zachwycona. - Dziękuje.

Odłożyłaś je i mocno go przytuliłaś. Madara odwzajemnił uścisk, omal nie miażdżąc twoich kości. Zarumieniłaś się.

- Z jakiej to okazji? - spytałaś.

Mężczyzna spojrzał ci w oczy. Widać było, że nad czymś się zastanawiał. Z sekundę na sekundę robiłaś się coraz bardziej czerwona.

- To śmieszne ale... - zaśmiał się nerwowo. - Nigdy nie czułem się tak dziwnie. Może po prostu to zrobię...

Wziął głęboki oddech, pochylił się nad tobą i wpił w twoje usta. Wytrzeszczyłaś oczy. Nie mogłaś uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. To był najszczęśliwszy dzień w twoim życiu.

Wyciszyłaś swoje myśli i odwzajemniłaś pocałunek. Wplotłaś ręce w jego włosy. Żeby to zrobić musiałaś stać na palcach.

Madara zaśmiał się i posadził cię na oparciu fotela. Swoje ręce położył na twojej talii.

Wasze pocałunki zrobiły się bardziej namiętne.

- Kocham cię - wyszeptałaś, gdy oderwaliście się od siebie.

- Ja ciebie też - posłał ci czułe spojrzenie i ponownie wpił się w twoje usta.

Jego ręce powędrowały pod twoją koszulkę i zaczęły jeździć po twoich plecach, powodując u ciebie ciarki.

Już miał ją z ciebie ściągnąć, gdy przerwał wam huk.

- Cholera, nie w takim momencie - warknął Uchiha i oderwał się od ciebie.

- Potem to dokończymy - obiecałaś.

Poprawiłaś koszulkę i wstałaś. Mogłaś przysiąc, że byłaś cała czerwona.

- Załatwmy to szybko - mruknęłaś. - Madara-chan.

- Naprawdę...

- ... kiedyś cię zabije - zaśmiałaś się. - Powtarzasz się, wiesz?

Mężczyzna westchnął ciężko.

- Chodź - pociągnął cię na zewnątrz.

Gdy tylko wyszliście, wasze miny momentalnie zrzedły. Byliście otoczeni przez ANBU. Naliczyłaś przynajmniej czterdziestu.

- Madara... - szepnęłaś niepewnie.

- Tak, wiem - skinął głową. - Będzie ciężko.

Chwilę później rozpoczęła się walka. Jak zawsze stałaś za mężczyzną i uleczałaś go na bieżąco. Przeciwników było dużo i choć Uchiha był naprawdę wspaniałym shinobi - w końcu i jemu zaczęło brakować chakry. Nie wiedziałaś jak mu pomóc. Prawdę mówiąc, byłaś bezużyteczna przeciwko tak silnym napastnikom. Jedyna technika obronna jaką znałaś...

Twoje rozmyślania przerwał lecący w twoją stronę głaz. W ostatniej chwili ktoś cię odepchnął. To był Madara.

Upadł na ziemię i stracił przytomność, przygnieciony ogromnym kamieniem. Wydałaś z siebie zduszony okrzyk. Dwóch Anbu podniosło go i wyciągnęło zza pasa miecze.

W tej chwili wszystko wszystko się zatrzymało. W twojej głowie krążyło tylko jedno zdanie ,,Muszę ochronić Madarę". Konsekwencje przestały się liczyć. Chciałaś pomóc mu choć ten jeden raz.

Wykonałaś odpowiednią pieczęć. Po twoim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Poczułaś, że się unosisz. Z twojego ciała zaczął wydobywać się ciemny, gęsty dym. ANBU zaczęli upadać i dusić się. Wyłączyłaś technikę i upadłaś na ziemię, dysząc ciężko.

- [R/I]! - usłyszałaś.

Po chwili podbiegł do ciebie Madara, który najwyraźniej odzyskał już przytomność.

- Nie wiedziałem, że posiadasz w swoim arsenale tak potężne techniki - powiedział zdziwiony. - Nigdy nie widziałem takiej mocy.

- Nie rozumiesz - starłaś z policzków spływające łzy. - Jest tak silna, ponieważ pobiera energię duchową. Za tą technikę płaci się życiem, Madaro.

- Nie - wyszeptał. Na jego twarzy malowało się przerażenie. - Nie możesz! Nie umrzesz, rozumiesz? Nie mogę cię stracić...

Spojrzałaś na niego czule. Czemu kiedy twoje życie ułożyło się i wreszcie znalazłaś miłość swojego życia, wszystko musiało runąć?

- Madara - twój głos drżał. - Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać. Nie zadręczaj się moją śmiercią, dobrze? Jestem pewna, że jeszcze będziesz szczęśliwy. A ja... ja nie zniknę. Będę nad tobą czuwać.

Mężczyzna pocałował cię ten ostatni raz. Niesamowite, jak szybko wszysko potrafi się zmienić. Najszczęśliwszy dzień stał się najgorszym. Pierwszy pocałunek ostatnim. Miłość zastąpiła rosnąca chcęć zemsty.

- [T/I], jeszcze będziemy razem. Odnajdę sposób byś znowu tu była - szepnął. - Stworzę dla nas lepszy świat.

- Będę za tobą tęsknić, Madara-chan.

Zamknęłaś oczy. Uśmiechnęłaś się delikatnie i poddałaś się obezwładniającej cię ciemności. Umarłaś.

NIE PRZYZNAJE SIĘ DO POWYŻSZEGO TEKSTU, OK? Nie wyszło mi :') Ale miałam dzisiaj opublikować, inaczej Wrr zabiłaby mnie i spaliła na stosie ;_; Nie pykł mi ten shot (jak każdy) xD Sorry, że musieliście to czytać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#nominacje