Światło na Północy - rozdział 3 - Sansa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od odkrycia w kryptach minęły prawie dwa dni. Nikt nie wspominał o tym co widział, ani Davos, ani ona, ani Jon. Sansa spędzała czas na wyszywaniu, całkowicie skupiona na szczegółach wilkora, którego chciała przedstawić. Wychodziła z komnaty tylko wtedy, gdy to było konieczne.
Miała nadzieję, że on przyjdzie do niej minionej nocy. Gdy tego nie zrobił, była zawiedziona sama sobą. Głupia dziewucho, dlaczego on miałby chcieć Cię zobaczyć. Po co? Opuściła swój azyl tego ranka, co prawda tylko na chwilę, jednak i tak nie powstrzymało jej przed zatrzymaniem się obok drzwi samotni Jona.  Były otwarte. Mężczyzna wlepił wzrok w ogień i nie zwrócił nawet uwagi na jej kroki. Wydając się wręcz ich nie słyszeć, mimo czasu który spędziła w tym miejscu, nie odkręcił się nawet delikatnie w jej stronę. Idiotko, nie będzie chciał z Tobą rozmawiać. Będzie udawał, że nic się nie wydarzyło. Oddaliła się nie zdając sobie sprawy, że obserwował ją po tym, jak ona sama się odwróciła. W jego oczach zalśniło marzenie o powrocie dziewczyny.
Znowu w swojej komnacie, komnacie należącej ongiś do jej pana ojca. Kazała służbie przygotować kąpiel, jakoby miała nadzieję, że to pomoże jej w złagodzeniu spięcia. Może kąpiel i czysta suknia pomogą jej w zebraniu odwagi oraz próbie rozmowy z Jonem. Prosząc służkę aby wyszła, zanurzyła się cała w wodzie. Szorowała wolno i dokładnie ręce, nogi i całe ciało za pomocą lawendowego mydła. Pozwoliła sobie zamknąć oczy, by się zrelaksować. Wyobrażała sobie siebie biegnącą z Damą, jej straconym wilkorem. Były razem w Bożym Gaju, towarzyszyło im reszta rodzeństwa. Kroki zza drzwi wyrwały ją z marzeń. Jej brzuch nie zdawał się być chętnym do współpracy, gdy uświadomiła sobie kto za nimi stał.
- Masz zamiar tam stać, czy wejść? - krzyknęła.
Skrzypnięciu drzwi towarzyszył nagły powiew zimnego powietrza z korytarza. Usiadła tak spokojnie, jak tylko mogła. Zauważyła, że za oknem siedzi śnieżnobiała sowa. 
Jon miał możliwość widzenia jej białych ramion i pleców, po których spływała woda z rudych włosów. Patrzy się, czy omija wzrokiem. Była tak nerwowa, że nie potrafiła się do niego odwrócić.
- Przepraszam, nie wiedziałem... Przyjdę później - był wyraźnie zaskoczony faktem, że Sansa się wtedy kąpała.
- Nie - rzekła, ciągle spoglądając w okno - w porządku. Odesłałam służącą i Brienne. Chciałam być sama.
- Więc powinienem Cię zostawić - sądząc po głosie, nie był mniej zdenerwowany niż ona.
- Nie. Nie chcę być teraz sama - przekręciła się delikatnie, pozwalając mu spojrzeć na jej profil - za chwilę skończę - dodała.
Nie wiedząc, co ma z sobą zrobić pozostał w miejscu. Próbował sobie przypomnieć, dlaczego stwierdził, że przyjście tu to dobry pomysł. Finalnie namyślił się, co powinien powiedzieć.
- Przepraszam za to, co się stało w kryptach. Nie miałem zamiaru Cię pocałować.
- Więc nie chciałeś tego zrobić?
- Nie... Chciałem, ale... Ty jesteś... Nie wiem kim w końcu jesteśmy.
Potem powiedział coś, o co się tak obawiała.
- Nie mogę tu zostać. W Winterfell. Nie jestem Starkiem, ani nawet Snowem.
Usłyszawszy to odwróciła się gwałtownie. Światło księżyca oświetlało delikatnie jej twarz. Tego się bałam. Myśli, że musi wyjechać.
- Płyta głosi Jon Snow - odpowiedziała.
- Gdy północni lordowie zorientują się, oskarżą mnie o zdradę.
- A kto im powie? - wychodziła niepewnie z wanny. Woda spływała po jej ciele, gdy zbierała w sobie całe posiadane pokłady determinacji. Nic nie odpowiedział, lecz czuła jego wzrok na sobie. Wyglądała za okno, bojąc się ukazać mu całe swe ciało. Nie powinna czuć w taki sposób. Wiedziała, że związki kuzynostwa były akceptowalne, jednak przyrodniego rodzeństwa już nie. A doskonale sobie zdawała sprawę, że nawet gdyby naprawdę był synem jej ojca, dalej by go pożądała. I to było za wiele.
Ciągle zwrócona w kierunku okna, sięgając po miękki ręcznik. Nie suszyła się zbyt dokładnie, ponieważ gorące źródła płynące między kamiennymi ścianami sprawiały, że w pokoju było niezwykle ciepło, co wystarczało, aby była jako tako sucha. Upuszczając tkaninę, nałożyła czarny szlafrok ze złotymi zdobieniami, które przypominały winorośl. Grube szare futro wykańczało krawędzie odzienia. Na plecach wyszyty był wilkor, który jej osobiście przypominał Ducha. W nocnym świetle, wszystkie zdobienia zdawały się lśnić sprawiając, że wyglądała tak, jak powinna wyglądać królowa zimy. Ubranie sprawiło, że jej odwaga wzrosła i była w stanie odwrócić się do Jona.
Podchodząc do niego, powoli, nie zawiązała szlafroku paskiem w talii, co pozwalało mu widzieć zarys jej piersi, brzucha i kobiecych części. Powtórzyła pytanie.
- A więc kto im powie?
- To nie jest w porządku. Nie wolno okłamywać ludzi z Północy.
- Więc im powiesz, a potem odjedziesz? - zapytała - I mnie zostawisz?
- Jesteś w domu - rzekł - Upewnię się, czy jesteś bezpieczna zanim... Zanim odjadę.
Spojrzała mu się prosto w oczy. Byli tak blisko, że prawie się stykali. Jego wzrok spłynął z jej twarzy w dół, w kierunku niezawiązanego szlafroku, oddychał ciężko. Zakryła się ostatecznie połami odzienia i chwyciła ramię mężczyzny.
- Jeśli udasz się na południe, Cersei pozyska Twoją głowę zanim dotrzesz do Riverrun. Jeśli zaś na północ, to lordowie okrzykną Cię tchórzem i zetną Cię zanim się chociaż zbliżysz do Daru - wyliczała kolejno - i zostawisz mnie samą z Littlefingerem.
Patrzył się na nią bez słowa, niepewny co ma powiedzieć. Chcesz mnie tak samo, jak ja chcę Ciebie.
-
Nawet jeśli powiemy im, to który z nich w to uwierzy? Jedynym dowodem jest stary nagrobek. Mógł zostać zrobiony przez każdego - dodała.
- Zdobędziemy więcej dowodów. Coś musiało zostać w Cytadeli. Albo ktoś. Ktoś kto wie.
- Nasi wrogowie oskarżą Cię o kłamstwo i chęć zdobycia Żelaznego Tronu dla siebie.
- Nie chcę żadnego tronu - powiedział pewny siebie - wiesz, że to prawda.
Ustała za nim i przylgnęła do niego.
- Czym jest prawda? - wyszeptała prosto do jego ucha. Przesunęła rękę z przedramienia Jona do jego dłoni, na której ciągle były widoczne blizny po oparzeniu. Skrzywił się, gdy ich dotknęła.
- Niektóre rzeczy są prawdą - odpowiedział.
Ignorując jego słowa, dodała:
- Musimy to oczyścić. Wejdź do wanny.
- Sanso... 
Nie wiedząc, jakim cudem stała się tak śmiała zaczęła go rozbierać. Odwaga nie opuszczała jej wystarczająco długo, aby stał właśnie przed nią w samej koszuli.
- Woda ciągle jest ciepła - starała się, aby jej głos brzmiał miło i delikatnie - dobrze zrobi też Twoim mięśniom.
Jej śmiałość nagle wyparowała i była pewna, że poczuł jak trzęsie jej się dłoń, gdy dotknęła go.
- Wchodź - wahał się - Nie będę się patrzeć, jeśli tego nie chcesz. Po prostu się wykąpiesz.
Ostatecznie posłuchał się jej. Nie możemy udawać, że nic się nie dzieje.
Gdy wchodził do wanny, Sansa pomogła mu zdjąć koszulę przez głowę. Przejechała dłonią po jego plecach, zauważając ilość blizn. Jak mógł przetrwać taki atak? W sumie to go nie przetrwał. Został przywrócony do życia. Mimo tego pożądała każdego cala jego ciała.
Miała wrażenie, że pęka jej serce. Nie zdawała sobie sprawy, ile wycierpiał w samotności. Nie mogła pozwolić, aby oboje byli znowu samotni. Jesteśmy wszystkim, co mamy. Jon siedział już w ciepłej wodzie, gdy uklękła na posadzce.
Na początku obmyła jego poranione dłonie, aby przenieść się później na umięśnione ręce i silne barki. Jego ciało było szczupłe, a także muskularne. Nie był ani wysoki, ani niski.
W ciemnym i ciepłym pokoju, przysunęła się do swojego króla. Jej usta muskały jego szyję.
- Jesteś Królem na Północy - rzekła - ludzie Cię wybrali, dlatego że w Ciebie wierzą. Oni Cię potrzebują, Północ Cię potrzebuje, ja Cię potrzebuję.
- Oh, Sanso - wyszeptał - Nie jestem... Nie mam praw do tronu, do Północy, ani do Ciebie.
- Jon, mówią że nadchodzi długa zima. Powiedziałeś mi już, co przyjdzie z Północy razem z mrozem. Mamy wrogów również na Południu. Nikt nie będzie się oglądał na niczyje prawa.
- Nie powinniśmy.
- Powiedziałeś, że niektóre rzeczy są prawdą. A czy to jest prawdą?
Złożyła delikatny pocałunek na jego szyi. Nie powstrzymał jej. Chciała go pokryć całego w pocałunkach. Nie przestawała jednak obmywać jego ciała. Szorowała jego tors, biodra i uda. Gdy dotarła do jego męskości, musnęła ją palcami jednej dłoni. Złapała za nią pewniej, po czym zaczęła rytmicznie przesuwać dłonią. Jon odchylił głowę i jęknął przeciągle. Jego oddech stawał się cięższy i cięższy. Położył dłoń na policzku Sansy, jednak po chwili wplątał palce w jej włosy.
- Wstań - wszelkie wątpliwości zniknęły zarówno z jej głosu jak i wnętrza. Stali teraz oboje, zwróceni do siebie twarzami. Objął jej talię i pocałował Sansę. Pocałunek przesycony był kontrastującymi ze sobą siłą i słodyczą. Zsunął szlafrok z jej ciała i ułożył dłonie na jej piersiach. Bezwolnie odsunęła się od niego. Myśl o Ramseyu szalała w jej głowie. Ramseyu, który lubował się w biciu Sansy i przemocowym szarpaniem za nagie piersi. Przybliżyła się do niego znowu, gdyż nie chciała aby ujrzał jej dyskomfort. Mogę to zrobić. Jon jest dobry, delikatny i odważny. Udawała, że po prostu potrzebowała zaczerpnąć oddechu.
- Nawet Twoje blizny są piękne - powiedziała lustrując jego ciało. Mówiła prawdę. Blizny świadczyły o smutku i sile, jak w pieśni.
- Ty jesteś cała piękna - stwierdził, gdy ujęła jego rękę i poprowadziła go w kierunku łoża okrytego futrami.
- Usiądź - rzekła patrząc mu w oczy.
- Dobrze.
Podniosła używany przez siebie uprzednio ręcznik i wytarła skrupulatnie jego skórę, po czym uklękła przed nim.
- Nie musisz tego robić.
- Ale chcę.
Zgodnie ze swoimi słowami, przycisnęła usta do jego penisa. Pomagając sobie dłonią sprawiła, że już bo chwili mężczyzna leżał na plecach oddychając ciężko.
Kiedy było już po wszystkim, wydawał się być bardziej zmęczony niż po bitwie. Leżał z zamkniętymi oczami, tuż obok niej. Przykrywały ich niezliczone warstwy koców i futer. Leżąc w ramionach Jona poczuła, jak pocałował czubek jej głowy zanim zasnął. Nie potrafiła powiedzieć, kiedy to ją porwał sen.
Nie wiedziała, czy to zimno czy ruch ją obudził. Gdy otworzyła oczy, zorientowała się, że Jon stoi nagi przy otwartym oknie, okryty światłem księżyca jak płaszczem.
- Dzień Dobry, śpiochu.
Zanim zwrócił się ku niej, dorzucił kłodę do kominka.
- Jak długo spałam?
- Nie martw się, wszyscy śpią. I będą spać przynajmniej jeszcze parę godzin - zapewnił.
Przetrącił jeszcze węgielki i położył się obok niej.
- Dziękuje.
- Chciałam to zrobić.
Przysunął się do niej, wystarczająco aby mogła go pocałować. Pocałunek był delikatny, ale pragnęła go pogłębić, gdyż odczuwała niesamowity głód jego ciała.
- Teraz ja chcę zrobić coś dla Ciebie - powiedział, gdy przyciągnął ją jeszcze bliżej.
Nagle odepchnęła go od siebie. 
- Co jest nie tak? Nie jestem nim - rzekł, gdy doszło do niego, o co chodzi.
- Wiem - twarz Sansy zarumieniła się z zażenowania. Nie chciała, aby wiedział jak bała się być dotykana przez mężczyznę, mimo że go chciała.
Patrzył się na nią, jakby chciał wyczytać z jej twarzy o czym myśli.
- Czy kiedykolwiek się z kimś kochałaś?
- O czym mówisz? Nie jestem dziewicą i o tym wiesz. - była zirytowana, co dało odczuć się w jej głosie. Czy on sobie z niej żartował? Za jaką głupią kobietę musiał ją mieć. Albo może chciałby, żeby była dziewicą.
- Mam na myśli to, czy kiedyś spałaś z kimś z miłości. 
Odwróciła się do niego plecami. On chce być dla mnie miły, nic więcej. Nie zrozumie, co czuję.
- Sanso - dotknął jej podbródka - czy mogę się z Tobą kochać? Nie skrzywdzę Cię, obiecuję.
- Tak.
Pożądała go od tak długiego czasu. Chciała go już w Czarnym Zamku. Chciała wtedy, gdy podróżowali po Północy. Chciała go przez bitwą, ale także wtedy, kiedy go koronowała na Króla na Północy. Przyrodni brat czy kuzyn, nie było to dla niej żadną różnicą. I teraz również go chciała.
- Jeśli chcesz, żebym przestał, to po prostu powiedz - powiedział, kiedy zsunął się niżej i ucałował jej obojczyki. Jego usta przewędrowały z szyi na piersi, pozostawiając wilgotny i gorący ślad.
- Mogę zrobić to?
- Tak.
- A to? - spytał, przesuwając się jeszcze niżej, składając pocałunki na jej brzuchu.
- Tak.
- A to? - spytał się ponownie, gdy jego usta dotknęły miejsca, gdzie nikt inny jej nigdy nie całował.
- Tak - jęknęła głośno.
Nagle ogień zawładnął całym jej ciałem, od palców u stóp do ramion. Od jednej dłoni do drugiej. Zaczęła drżeć, obezwładniona przez nieznane jej wcześniej uczucie. Wszystkie inne myśli opuściły jej głowę, pozwalając jej się zapomnieć. Krzyknęła, gdy doszła. Mimo ciężkiego oddechu, głowę Sansy zaczęły zapełniać napływające myśli. Bogowie, on jest głodny jak wilki i sprawia, że płonę jakby był smokiem.
Jon znowu całował jej brzuch, gdy podniósł wzrok.
- Shh - uśmiechnął się - obudzisz cały zamek.
Gdyby mogła mówić, powiedziała by mu, że jej to nie obchodzi. Zamiast tego jednak przyciągnęła go do siebie i pocałowała..
- A czy to mogę zrobić? - zadał pytanie, podnosząc się powoli.
Zamiast odpowiedzieć, jedynie kiwnęła głową i kontynuowała całowanie go. Połączyli się w jedno. Nie mogła powiedzieć, gdzie kończyła się ona, a gdzie zaczynał się on. Według niej mogliby tak zostać na zawsze. Tylko Jon i tylko Sansa.
Poruszał się szybciej, a Sansa znowu poczuła ogarniający ją ogień. Skończyli jednocześnie, wykrzykując razem. Opadł na nią, pozwalając się objąć. Rysowała palcem koła na jego ramionach Wszystko było tak ciche i spokojne, że zasnęli momentalnie, zaplątani w warstwy przykrycia.
Gdy ponownie się obudziła, ogień już wygasł. W komnacie było przeraźliwie zimno, mimo gorących źródeł. Mimo, że ciągle było zimno, Sansa mogła powiedzieć, iż świt był blisko. Zrobiło jej się od tego smutno. Jon wyglądał tak uroczo, gdy spał, że miała problemy aby go obudzić. Wiedziała, że ledwo śpi przez większość nocy. Każdemu odpoczynek robi dobrze, szczególnie osobie tak zapracowanej, jak Jon. Poza tym, nie chciała go wypuścić ze swoich objęć. Chciała go ukryć przed światem pod pierzynami.
- Jon, obudź się - wyszeptała.
Mruknął coś i przekręcił się.
- Obudź się - powtórzyła.
Z ciągle przymkniętymi oczami, zaspany uśmiechnął się do niej.
- Musisz się obudzić. Jeśli ktokolwiek Cię tu znajdzie... Nikt nie może wiedzieć... Jeszcze nie teraz.
- Wyrzucasz mnie z łoża - zażartował.
- Nie chcę tego, ale musisz iść.
Przytaknął jest. Podniósł się i zaczął zbierać swoje ubrania z podłogi. Gdy się już ubrał, wrócił do niej, aby ją pocałować.
- Idę. Ale wrócę, obiecuję - nie przestawał się uśmiechać.
Kąciki jej ust się podniosły. Patrzyła jeszcze jak otwiera ostrożnie drzwi i wygląda, aby sprawdzić czy korytarz jest pusty. Sansa zamknęła cicho za nim drzwi. Kiedy Winterfell i wszystkie wiążące się z nim obowiązki czekało na nią, Księżniczka na Północy mogła jedynie myśleć o sekrecie, który trzymała w sercu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro