Preludium Zimy - Sansa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sansa patrzyła się na pergamin. Chciała wyrzucić z głowy to, co się stało. Emocje, które huczały w jej ciele po intensywnych przeżyciach dawały o sobie znać. Zamiast tego jednak jej myśli krążyły dookoła dobrze znanego tworu.

Kiedy wszystko już się stało,
podczas najciemniejszej z nocy,
wilków godzina nastała,
a zima przekroczyła już próg,
tyran rządził twardo nami,
a księżniczka w wieży była sama,
z nikim, oprócz ptaków,
latającymi pod chmurami


Kiedy wszystko już się stało,
młodość wróci między ludzi,
natura poskromi co kiedyś
do niej należało,
na pokrytej śniegiem ziemi,
lodem spowitym światem,
musimy iść dalej, a niegodziwcy
z całego świata usłyszą
wycie białego i czerwonego wilka


Kiedy wszystko się już stało,
śmierć nie jest dumna od dawna,
łatwiejsze jest umrzeć, niż żyć
w tych czasach niespokojnych,
gdy dzieci dorastają, ból
otacza nas wszystkich,
wiosna w końcu nastaje,
po najdłuższych zimowych nocach


Zanim wszystko się stanie,
zanim wszystko zostanie powiedziane
spraw, że zima znowu nadejdzie.


Pierwsze słowa napisała, zanim jej ojciec został ścięty. Gdy była w dolinie próbowała dokończyć pieśń, ale wszystkie słowa, które wymyśliła zdawały się być bez sensu. Teraz bez trudu wymyśliła ostatnią zwrotkę. Fontanna z lodowych łez. Jej wewnętrzne bariery zostały przełamane i finalnie czuła się choć minimalnie wolna od emocji, które ugrzęzły głęboko w jej wnętrzu. Nagle usłyszała pukanie do drzwi małej samotni, w której się zamknęła, aby pisać. 
- Tak? - zapytała.
- To tylko ja - Jon wychylił głowę zza ramy drzwi - nie przeszkadzam?
- Nie, wejdź proszę - powiedziała. Sansa obserwowała jak Jon wchodził do komnaty w skórzanej kurtce, ze związanymi z tyłu włosami. Ciągle chodził wolno z powodu ran odniesionych w niedawnej bitwie.
- Lordowie się zbliżają - usiadł za stołem - spotkamy się z nimi wieczorem.
- W porządku - spojrzała w jego szare oczy, gdy wstał i podszedł do niej. Sansa poczuła jak jej żołądek się wykręca. Wszystko pójdzie zgodnie z planem, zapewniała sama siebie.
- Co to? - zwrócił uwagę na pergamin w rękach siostry próbując go przeczytać.
- Pracuję nad tym, nic ważnego - powiedziała nerwowo, gdy przejął wyprawioną skórę z jej rąk.
Widziała, jak się uśmiecha - próbuję zawrzeć opis bitwy, ale zamiast tego chyba wychodzi pieśń.
- Czy maester nie opisze jej sam? - odłożył papier.
- On jest z Dreadfort, Jon.
- A czy Ty nie wolałabyś zapisać swojej własnej historii?
- Naszej historii - zaznaczyła - Tak, wolałabym. Poza tym powinniśmy posłać po nowego maestera.
- Od maesterów wymaga się bycia bezstronnymi.
Sansa spojrzała się na bękarta podnosząc brew. Nikt nigdy nie jest bezstronny.
- Lordowie są przygotowani na składanie nowej przysięgi wierności.
- Będą chcieli jasno wiedzieć, komu ją składają - kontynuowała sprawdzanie tekstu.
- Kto będzie nimi rządzić - dodał.
- Powiedziałeś, że to będzie elekcja jak na murze.
- Tak, ale oni głosują na murze. Tutaj, winterfell należy do ciebie dzięki każdemu prawu sukcesji Westeros - przypomniał. Dziewczyna spojrzała na brata z ciepłym uśmiechem.
- Winterfell jest też Twoim domem. I tak dałeś mi już najlepszą komnatę - podtrzymywała uniesione kąciki ust - dlaczego wielcy panowie mieliby wybrać kobietę, jeśli rządzić nimi może mężczyzna?
- Ponieważ to jest ich powinność - Sansa zaśmiała się. Jon zawsze był honorowy i pierwszy do wykonywania swoich powinności. Był synem ich Ojca. 
- Większość mężczyzn nie obchodzi powinność, kiedy okazuje się, że może nimi rządzić kobieta. Szczególnie wtedy, gdy mają inny wybór.
- Nie sądzę, że jestem tym wyborem.
- Jon, wszystko czego chciałam to odzyskać dom. Chciałam być bezpieczna, razem z rodziną - powiedziała - Jestem w domu. Teraz chce uczynić go jeszcze bezpiecznym. Posłuchajmy, co mają do powiedzenia nasi chorążowie.
Sansa patrzyła jak Jon zatacza koło dookoła stołu, a następnie wraca do niej.
- Żebyśmy byli bezpieczni, oni muszą być szczęśliwi.
- Chociaż usatysfakcjonowani. 
- Brakuje Brana - wyjrzał za okno - co z nim?
- Musimy go znaleźć. Aryę też - wzdychnęła - ale teraz musimy się przygotować na radę.
Sansa wstała i podeszła do okna. Jon obrócił się w jej stronę, a następnie ujął jej twarz w dłonie i złożył pocałunek na jej gładkim czole. Zamknęła oczy. Gdy je otworzyła spojrzała mu w szare oczy. Patrzył się na nią intensywnie. Znowu poczuła ścisk w żołądku. Gdy się oddalał, desperacko chciała go powstrzymać i zawołać, jednak nie pozostało nic do dalszej dyskusji.
- Podoba mi się ten wiersz - powiedział, po czym zniknął za ciężkimi drzwiami.
Sansa wypuściła ciężkie powietrze z płuc, gdy skupiła się na widoku zza okna. Mogła zliczyć co raz więcej chorągwi. Widziała rękawice Gloverów, trytona Manderlych, jak również inne herby należące chociażby do lorda Cerwyna czy Dustina. Na końcu dziedzińca wisiały błękitne proporce z sokołem Arrynów. Błagam, niech to wyjdzie.
Jej uwaga ponownie spoczęła na skrzynce na biurku. Była wykonana z czardrzewa. Bogowie, dziękuję, że Jon nie zauważył jej. Sansa otworzyła skrzynkę, tak dla pewności, że zrobiona z żelaza i brązu korona dalej tam spoczywa. Miała nadzieje, że była chociaż trochę podobna do tej, którą ongiś nosił Robb. Tak naprawdę nie miała prawa wiedzieć, gdyż jedynie garstka ludzi, która służyła jej bratu ostała się przy życiu i była godna zaufania. Korona wyglądała niesamowicie - potężna obręcz otoczona nastawionymi na sztorc mieczami. Będzie nienawidził jej nosić.
Zamykając pokrywę spojrzała się jeszcze raz na skrzynkę i wyszła z samotni kierując się do swoich komnat. Jon oddał jej komnaty Lorda, te same, w których niegdyś spała jej pani matka.
Były ciepłe, ogrzewały je gorące źródła płynące między murami zamku. Po prawdzie, nawet za ciepłe jak dla niej. Sansa lubiła gdy nieustępliwy wiatr smagał jej skórę. To przypominało jej, że pomimo poczucia bycia martwą w środku ona ciągle żyje.
Przebrała się w czarną suknię z wilorem wyszytym na piersi. Niedługo będzie musiała uszyć nową. Lady tak ważnego rodu musi mieć więcej niż jedną suknię. Czas na wykonanie tego zadania przyjdzie, gdy uporają się już ze swoimi chorążymi. Mimo to czuła, że powinna ubrać inną suknię na ucztę, która nastąpi po radzie z nimi. Coś, co spodobałoby się Jonowi. 
Sansa pamiętała, że skomplementował jej wilczą suknie gdy pierwszy raz ją założyła. Chciała, aby widział w niej kobietę, a nie złamaną i zranioną dziewczynkę, która przybyła do Czarnego Zamku. I tak wie, że ciągle taka jestem. Wiedziała, że ją kochał. Ale czy widział w niej dorosłą kobietę i zaufanego doradcę? Po dzisiejszym dniu będzie. Uczesała włosy w warkocza, który spoczął po lewej stronie jej łabędziej szyi. Następnie założyła obszyty futrem płaszcz. W wielkiej sali mogło być zimno. W końcu nastała zima.
Jej wzrok znowu krążył dookoła skrzyni z koroną. Myślała o konwersacji, którą odbyła z lordem Manderly, masywnym panem Białego Portu. Zapytała go o pewną plotkę, którą w jej obecności Lord Roose Bolton uznał za kłamstwo. Lord Pijawka zbagatelizował informację o tym, jakoby Król na Północy uczynił swoim dziedzicem pewnego bękarta. Tłusty Manderly spojrzał na nią uważnie i potwierdził, że Robb wydał królewski dekret czyniącego Jona dziedzicem północnego tronu. Dekret, który dzięki Boltonom zaginął gdzieś na przesmyku. Podziękowała chorążemu za potwierdzenie informacji, dodając że Jon kochał bardzo swojego brata. Oboje chcieli wypełnić wolę Robba. Podejrzewała, że zaginiony dokument legitymizował Jona. Rozmawiałam z tak wieloma lordami, jak mogłam, żeby on o tym nie wiedział. Chce czy nie, zostanie dzisiaj ich królem. Prawdopodobnie uczyni mnie Panią na Winterfell, więc będziemy mogli zostać tu razem. Może wiosną zburzymy Dreadfort i zbudujemy na jego miejscu letni zamek? Możemy wychować nasze dzieci razem, jako kuzynów.
Pukanie do drzwi wyrwało ją brutalnie z marzeń. Otworzyła je, aby znaleźć giermka, któremu kazano ją przyprowadzić do wielkiej sali. Szła powoli, trzymając skrzynkę pod płaszczem musiała pamiętać, aby oddychać. Gdy zbliżała się do celu natknęła się na Lady Mormont, 10-latkę rządzącą Niedźwiedzią Wyspą.
- Lady Lyanno, dobrze Cię widzieć - powiedziała uśmiechnięta. Mała niedźwiedzica, jak ją zwali puściła oko do Sansy.
- Witaj wasza miłość - rzekła - Nie jestem pewna, czy to takie dobre mnie widzieć. 
Sansa zaśmiała się do siebie. Ta dzika dziewczynka będzie dobrym wojownikiem w przyszłości.
- Wspomniałam lordowi Snow, że chciałabyś trenować razem z żołnierzami, gdy już dojdą do siebie.
Lyanna wydawała się zaskoczona, że Sansa pamiętała o tym detalu z ich poprzedniej konwersacji - On myśli, że to jest do zrobienia. Ale na początku mamy pełno obowiązków, a nasi ludzie muszą się wyleczyć.
- Oczywiście, księżniczko. Dziękuje, że pamiętałaś.
- To nie jest problem. Podziękuj Jonowi... Miałam na myśli Lorda Snow. Będzie dobrym nauczycielem.
- Tak, podziękuje... Lordowi Snow.
Sansa pochyliła się nad dziewczynką:
- Na szczęście nie będziemy musiały go nazywać Lordem Snow zbyt długo. Jest Starkiem, wiem to - powiedziała - Lord Manderly jest w stanie poświadczyć treść dekretu.
- Lord Manderly nie zjawił się, gdy go potrzebowaliście.
- Wiem. Nie podoba mi się to, ale teraz się zjawił, aby odnowić przysięgę złożoną Starkom - Czy wejdziesz razem ze mną? - Mała niedźwiedzica finalnie odwzajemniła jej uśmiech.
Wchodząc Sansa zauważyła, że większość lordów i dam dawno już przybyła i siedziała przy ławach. Widziała również Jona siedzącego na podwyższeniu z pustym miejscem po jego prawicy. Miejsce dla mnie. Szła powoli pozwalając Mormontównie się wyprzedzić. Jej wzrok napotkał wzrok Jona, gdy się zbliżała. 
Mała niedźwiedzica usiadła po lewej stronie podwyższenia, gdzie prestiżowe miejsca zajmowali Ci, którzy walczyli po stronie Starków w Bitwie Bękartów. Honorowe miejsca dla tych, którzy zaryzykowali najwięcej. Miejsca przeznaczone również dla dzikich oraz rycerzy z doliny. Wojna jednoczy skrajnie różnych ludzi.
Oczy lordów z Północy, Doliny i dzikich spoczywały na Sansie. Zmusiła się, aby iść bardziej majestatycznie. Jestem damą, księżniczką na Północy, córką Winterfell, czerwonym wilkiem. Przetrwałam królewską przystań, dolinę i Boltonów. Odzyskałam mój dom. Zauważyła nawet Lorda Baelisha, który obserwował ją z rogu pomieszczenia. Nie dostaniesz tego, czego chcesz, fałszywy lordzie. Gdy siadała, ponad wszystko czuła na sobie oczy brata.
Dyskretnie odłożyła opakowaną koronę obok swojego krzesła. Spotkanie rozpoczęło się, gdy każdy z zaproszonych szlachciców był obecny na sali. Wkrótce padło wyczekiwane pytanie. Kto będzie oficjalną głową rodu Stark. Jon zaczął mówić pierwszy, deklarując że poprowadził ludzi w bitwę dla swojej siostry. Że jest prawowitą Panią na Winterfell i wierzy w to, że ich brat, Bran żyje. Po jego przemowie lordowie zaczęli szeptać między sobą. Sansa słyszała głosy - kobieta, bękart i kaleka. Tak, jesteśmy bękartem, kaleką i kobietą. Musicie wybrać panowie.
Sansa zwróciła uwagę, że Lord Manderly próbował pochwycić jej spojrzenie. Powstał i zaczął przemawiać. Powiedział, że nawet jeśli Brandon Stark żyje, ciągle jest chłopcem i kaleką. Nikt, kto byłby w stanie chronić Północ. Sansę niemiłosiernie śmieszyło tłumaczenie lorda, ale starała się to ukryć. Jeśli lord zbyt tłusty na jazdę konną mógł rządzić Białym Portem, Bran mógł być protektorem Północy. Mimo wszystko musiała mu pozwolić kontynuować.
Lord Manderly ciągnął dalej. W jego mowie pojawiło się magiczne słowo "dekret". Mówił o tym, jak Robb zalegitymizował Jona i uczynił go swoim dziedzicem. Jon Snow stał się Starkiem i dziedzicem północnego tronu noc po domniemanej śmierci Brana i Rickona.
Rudowłosa obserwowała jak Biały Wilk staje się poważniejszy a jego postura sztywnieje. Położyła mu dłoń na udzie w uspokajającym geście. Zanim mogła ją cofnąć poczuła, jak łapie ją mocno za nią. Lyanna Mormont podniosła się, piętnując swoją mową tych, którzy nie walczyli od początku po ich stronie. Dobrze, dobrze.
Zanim Sansa albo Jon zdążyli się odezwać, Lyanna wykrzyczała trzy słowa. Król na Północy.
Reszta lordów dołączyła do deklaracji. Uśmiechnęła się, gdy poczuła, że dłoń Jona kurczowo ściska się na jej delikatnych palcach. Nie spodziewał się niczego. Wysunęła dłoń z uścisku i trąciła go, żeby wstał. Gdy ustał, zaobserwowała sposób, w jaki spogląda Petyr Baelish. Wiedziała, że pokrzyżowała mu plany.
Jon patrzył się przez długi czas w podłogę. W końcu podniósł wzrok - wydawało się, że zanim nowo obwołany Król na Północy przemówił.
- Jestem niezwykle zdziwiony, ale i zaszczycony tym honorem - rzekł - moim jedynym życzeniem było odzyskanie domu, jak i przywrócenie pokoju na północy.
Sansa widziała, jak bardzo zestresowany jest.
- Nasz Ojciec mówił nam, że kiedy nadchodzi zima samotny wilk ginie, ale wataha przetrwa - wasale nie pozwolili mu kontynuować, gdyż wrócili do krzyczenia biały wilk i król na północy - z moją siostrą jako Panią na Winterfell. Będzie dużo do odbudowania - powiedział - zima nadeszła. Północ nie tylko przetrwa, ale stanie się silniejsza - ludzie ponownie zaczęli wykrzykiwać odgłosy radości. Sansa założyła maskę skupienia ukrywającą, jak bardzo usatysfakcjonowana była. Tak, tak długo jak przetrwamy będziemy silniejsi.
Uczta zaczęła się wkrótce. Wino i ale lało się strumieniami, a bogate jadło zostało dostarczone z Białego Portu przez Lorda Manderly. Wszystko zdawało się ciągnąć godzinami. Jon ledwo mówił do niej cokolwiek. Mimo wszystko czuła jego wzrok. Myślała, że to prawdopodobne, że chce ukryć swój gniew. Zaakceptuje bycie królem. Może nawet nauczy się to lubić. Mimo wszystko, miała wątpliwości. Lordowie i Damy kolejno klękali przed Jonem przysięgając mu wieczystą lojalność jako Królowi i głowie rodu Stark. Gdy już wszyscy wrócili na swoje miejsca, Sansa wstała i umieściła zapomnianą skrzynkę na blacie stołu.
- Drodzy panowie i panie, z północy i doliny, a także z tej północy leżącej daleko za murem - zaczęła mówić, a wszyscy ucichli - mój brat Król i ja dziękujemy za waszą obecność. Jesteście tu mile widziani.
- Teraz - ponownie zabrała głos - gdy mamy nowego Króla, musi się odbyć koronacja.
Otworzyła skrzynię i uniosła koronę, pozwalając ujrzeć ją wszystkim oczom. Lordowie pełni wina i ale radowali się jeszcze głośniej niż wcześniej. Zaczekała dopóki nie ucichli, aby odwrócić się do Jona wpatrującego się w nią z konsternacją. 
- Jonie Snow z domu Stark, biały wilku, Panie na Winterfell, Królu na północy; Koronuję Cię.
Korona z żelaza i brązu spoczęła na jego ciemnych lokach. Uśmiechnęła się z przekąsem, kiedy pomyślała o Jonie wyglądającym, jakoby chciał umrzeć spowrotem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro